Boże Narodzenie na morzu

Wiele razy spędzałem Święta Bożego Narodzenia na statku. Zarówno tam gdzie była zima, śnieg i lód, jak również w tropikach – gdzie jest gorące słońce. Krzysztof Wilk, oficer Polskiej Żeglugi Morskiej.

Wiele razy spędzałem Święta Bożego Narodzenia na statku. Były to święta w różnych miejscach na kuli ziemskiej. Zarówno w naszej strefie klimatycznej, w tym okresie gdy była zima, śnieg i lód. Statek był okryty lodem, trzeba było go odkuwać, bo nabierał obciążenia. Święta Bożego Narodzenia spędzałem również w miejscach, które nie kojarzą się nam ze świętami – m.in. na równiku w tropikach – tam, gdzie jest gorące słońce. Tych doświadczeń było naprawdę dużo.

Wypowiedź Krzysztofa Wilka


Pobierz Pobierz

O świętach myśli się bardzo długo przed ich nadejściem. Dużo wcześniej, będąc na jakimś postoju w porcie, przygotowuje się zaopatrzenie potrzebne do przygotowania potraw wigilijnych i świątecznych, które są domeną kucharza. Ważne są również elementy, które choć nie mają żadnego związku duchowego z rocznicą narodzin Jezusa – Syna Boga, stanowią jakąś część naszej tradycji. Myślę tu chociażby o choince. Kiedy byliśmy w porcie w Kandzie, zakupywaliśmy choinki kanadyjskie, przetrzymywane były w chłodni, gdzie jest około – 30 stopni. Świąteczne drzewka czekały na szczególny okres świąt, kiedy można było je przyozdobić.

Święta Bożego Narodzenia  – głównie na morzu – można rozpatrywać w dwóch kategoriach. Po pierwsze w konsumpcyjnych, a więc spożywanie nagromadzonych potraw; świątecznych potraw relaksu, które różnią się od tych zwyczajnych, codziennych posiłków ciężkiej pracy. To czas odpoczynku i rozważania. Druga sfera związana ze świętami to ta, która najbardziej dokucza marynarzom – brak rodziny. Wszyscy jesteśmy wychowywani tradycyjnie, dlatego też święta kojarzą nam się z byciem z rodziną. I to jeszcze w tej powiększonej formie.

Na święta odwiedzamy się. Dzieci przyjeżdżają do rodziców ze swoimi dziećmi. Trzy pokolenia zasiadają tradycyjnie do wigilijnego stołu i tworzą społeczność stołu; pierwszy krok ku duchowości. Tego na statku niestety nie ma. Jest tylko namiastka. I tu wkraczamy w sferę pewnych zachowań i pewnej tradycji morskiej. To jak będą wyglądały święta, zależy od dowódcy jednostki; od kapitana. Jeżeli on przykłada do tego wagę, przygotowuje się i nakazuje tworzyć społeczność stołu, wtedy czas Bożego Narodzenia przeżywamy w miłej świątecznej atmosferze. Najstarszy wiekiem na statku czyta odpowiednie wersety, związane z Dobrą Nowiną Narodzin. Najmłodszy zaś rozdaje różne prezenty, które sobie marynarze nawzajem przygotowują, czy też te, dostarczane w porcie jeszcze przed świętami, przez misje chrześcijańskie.

Na statku mamy tradycyjnie sianko pod białym obrusem oraz opłatek. Niektórzy zapobiegliwi marynarze na okres świąt zabierają go ze sobą – więc tego symbolu nie brakuje.

Z tradycją dzielenia się opłatkiem spotkałem się na każdym statku podczas moich rejsów. Raczej nie było zasiadania do stołu wigilijnego bez łamania się opłatkiem. Nawet najbardziej zagorzali oponenci w różnych dyskusjach na statku podczas tej chwili byli do siebie przyjaźnie nastawieni. Każdy z każdym przełamywał się opłatkiem, składając sobie życzenia, których treść jest różnorodna. Są życzenia tradycyjne, gdzie ludzie życzą sobie dużo zdrowia, bezpiecznego rejsu, szczęśliwego powrotu do domu, do rodziny. Jak i życzenia bardziej indywidualne, osobiste, które wymagają bliższego poznania się. To zależy w dużej mierze od tego, kiedy przypada Wigilia, czy na początku rejsu, czy też pod koniec.

Ja miałem rejsy półroczne. Kiedy jest się ze sobą już przez 5 miesięcy poznaje się człowieka; jego charakter, postawy, system wartości, ocenę moralną, to czy wierzy w Boga, czy też w nic nie wierzy. Wtedy życzenia koncentrują się głównie na sprawach duchowych, a nie na doczesnych i cielesnych. To jest bardzo piękna chwila. Ludzie potrzebują łączności, a społeczności duchowej – rodziny bardzo brakuje. Spotykałem się z sytuacjami, gdy nie było atmosfery związanej z duchowością. Spotkałem ludzi, którym była ta duchowa chwila potrzebna. Układaliśmy wtedy modlitwę wigilijną. Drukowaliśmy ją i wywieszaliśmy w tych miejscach, które temu służą; na tablicach informacyjnych. Ozdabialiśmy tekst na kolorowo, żeby każdy mógł go przeczytać. Tam były życzenia, które stanowią istotę świąt.

MODLITWA WIGILINA MARYNARZY – czytaj

ZOBACZ ZDJĘCIA

Zanim zasiądzie się do stołu wigilijnego, odczytuje się życzenia świąteczne od kierownictwa Armatora, związków zawodowych i innych jednostek organizacyjnych, głównie matki chrzestnej danego statku, na którym się aktualnie znajdujemy. Jak wiadomo, każdy statek ma matkę chrzestną, z którą w tym szczególnym okresie świąt tradycyjnie nawiązuje kontakt. Te życzenia przechodzą telegraficznie. Z łącznością ze statkami nie ma w tej chwili żadnego problemu. Nawet na pełnym oceanie jest łączność satelitarna i wszystkie życzenia przechodzą na czas. Głos zabiera kapitan; życzenia składa kierownik jednostki. Jeżeli jest człowiekiem wierzącym, jeżeli jest chrześcijaninem to właśnie wtedy wprowadza elementy duchowe, związane z Dobrą Nowiną. Jeżeli nie – to są tradycyjne życzenia świeckie.

Po podzieleniu się opłatkiem i złożeniu sobie życzeń, zasiadamy wspólnie do wieczerzy. Pierwszą potrawą, od której zaczynamy spożywanie jest barszcz z uszkami. Wśród wigilijnych potraw znajdują się ryby, podane w różnych możliwych postaciach; karp w galarecie, ryba po grecku, śledzie w różnych formach, łosoś czy to na surowo czy też z różnymi dodatkami. Są także kluski z makiem, różne baby. Potraw jest dużo; tradycja na statku jest przestrzegana. Nie ma wieprzowiny, nie ma tych tłustych pokarmów. To jest domeną kolejnych świątecznych dni.

Jeżeli chodzi o śpiewanie kolęd to raczej byłoby to niemiłe dla ucha, słuchać jak marynarze swoimi głosami fałszują niektóre kolędy. Jednak tę kwestię załatwia sprzęt akustyczny. Są nagrania kolęd indywidualnych piosenkarzy i zespołów, jak np. „Mazowsze”. Odsłuchujemy te tradycyjne kolędy i te najnowsze. Jeśli ktoś odważniejszy – zaintonuje, zaśpiewa chociaż fragment.

Ważne jest, aby konsumpcja, ta tradycja świecka nie przesłaniała nam istoty świętowania Narodzenia Zbawiciela, który przyszedł, aby rodzaj ludzki mógł po prostu być zbawiony, mógł skorzystać z tego daru. To jest istota –  początek wypełnienia się proroctwa. Często właśnie w takiej atmosferze rozmawialiśmy – starsi z młodszymi marynarzami; jak to jest, jak oni rozumieją ten fakt, który miał miejsce 2 tysiące lat temu. Czy w ogóle wiedzą, że to rocznica narodzin i czego ona dotyczy. Można wtedy prowadzić bardzo ciekawe rozmowy. Bo tak naprawdę gdy zasiądzie się już po tym tradycyjnym dzieleniu się opłatkiem do stołu wigilijnego, nie minie pół godziny jak wszyscy się najedzą i praktycznie nie widomo co dalej robić. Wtedy ludzie rozchodzą się do kabin. 20 lat temu nie miałoby to miejsca, dzisiaj jest nagminne. Mówimy: dzisiejszy marynarz jest kabinowy i żyje światem wirtualnym. Ma w kabinie swój laptop, czy inny komputer i tam się zagłębia, ogląda rodzinne filmy i inne historie czy to związane z fikcją świata, czy ze swoja rodziną. Każdy wozi materiały zdjęciowe swojej rodziny; dzieci, wnuków – zależnie od tego, kto ile ma lat.

Jednak niestety są i takie święta, w które kapitan się nie angażuje, do których nie przykłada wielkiej wagi. Wtedy nie ma społeczności stołu. Jest tylko tradycyjnie wzbogacony posiłek. Każdy siada na swoim miejscu – wyznaczonym tradycją na statku – i spożywa pokarmy, które są w większej ilości bardziej urozmaicone, niż w inny zwykły dzień.

Najwięcej Świąt Bożego Narodzenia spędziłem albo na pełnym morzu, albo w domu. W portach raczej bywałem w okresie przedświątecznym i to szczególnie w portach europejskich i amerykańskich.

W moich wspomnieniach pozostaną na zawsze święta 2000 roku. Był 6 stycznia, byłem po drugiej stronie oceanu, a w Polsce umierał mój syn. Miał 21 lat. To był dla mnie najtrudniejszy okres. Od tamtego czasu minęło już prawie 12 lat. Mam pewną melodię, związaną z tym czasem. To jedna z kolęd – „Cicha Noc”. Jak ją słyszę serce mi się rozdziera. Byłem daleko, nie mogłem być blisko mojego syna. Została mi tylko łączność telefoniczna na morzu, na lądzie byłem dopiero po świętach. Odczuwałem wielki ból. To są dla mnie bardzo trudne wspomnienia.

Gdy żenił się mój starszy syn też mnie nie było. Byłem wtedy najdalej jak to tylko możliwe – na Antypodach w Australii. Syn wkraczał na nową drogę życia, a mnie ż nie było. Niestety takie jest życie marynarza. Nie wybieramy sobie statków, nie wybieramy sobie okresu zatrudnienia. To jest charakterystyczne dla tego zawodu.

Jednak są i przyjemne chwile. Chociażby ostatnie 5 lat przed emeryturą. Wtedy pływałem z żoną. Jest taka możliwość; armator na to się godzi, a decyduje kapitan. Moja małżonka – jest starym matrosem. Była również w okresie świąt i to nie jednych, zarówno w Europie, jak i w tropiku. Ma swoje własne doświadczenia. Ten czas gdy pływałem z żoną był bardzo przyjemny. Wszyscy mi zazdrościli, bo miałem swoją rodzinę pod ręką. Przy tej okazji wszyscy pozostali mężczyźni również czuli się rodzinnie. To, że była jedna, żywa kobieta na statku – tworzyło przyjemną atmosferę świąteczną.

Krzysztof Wilk
oficer Polskiej Żeglugi Morskiej 

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl