Wychowanie seksualne czy wychowanie?

Małżonkowie obdarzają się miłością prawdziwą: wyłączną, nierozerwalną,
dozgonną, ofiarną i czułą. Pragnie ona owocować – jest płodna, a na świat
przychodzą kolejne dzieci, które nadal czerpią jak rośliny z gleby ze wzajemnej,
trwałej miłości mamy i taty. Czerpią, często nieświadomie, bardzo długo. Można
powiedzieć, że przez całe życie…

Niejednokrotnie dorośli ze wzruszeniem opowiadają o miłości swoich rodziców, o
ich głębokiej wierze, chrześcijańskiej postawie na co dzień, która miała wpływ
na ich wybory. Był to wpływ świadectwa, autentyzmu życia. Często też obserwujemy
dorosłych skonfliktowanych ze swoimi bardzo już sędziwymi rodzicami. Ciągłe
wzajemne pretensje, egoistyczna nadopiekuńczość tych starszych, niemożliwe do
zrealizowania ambicje. Ich dzieci mają często również problemy w swoich
rodzinach, nie potrafią stworzyć głębokich, autentycznych więzi, ich dzieci
również nie mają z czego czerpać – są pozbawione trwałego fundamentu. Miłość
prawdziwa rodzi miłość, a egoizm wywołuje egoizm.
Człowiekowi do rozwoju potrzebna jest przede wszystkim miłość, wszystko inne
jest jej owocem, bo tak istotna przecież strona materialna naszego życia również
ma swoje źródło w miłości naszych bliskich, którzy się o nas troszczą.
Patrząc w ten sposób, wychowania dzieci nie da się podzielić na różne
"specjalizacje", a przynajmniej nie powinno się tego czynić. Zmierza ono do
całościowego, równomiernego rozwoju człowieka, wszystkich jego sfer. Owocem
wychowania powinien być człowiek zdolny do miłości i dalszego jej rozwijania w
sobie poprzez samowychowanie i otwartość na dary, którymi pragnie obdarzać nas
Bóg.
Tak wiele w ostatnich latach mówiło się o wychowaniu seksualnym młodzieży.
Bardzo mało natomiast o wychowaniu w ogóle, o tym, do czego tak naprawdę
zmierzamy. Dyskusje w środkach masowego przekazu, nagłaśnianie sprawy i często
fałszywe jej przedstawianie były, moim zdaniem, przykrywką do "jedynie słusznego
rozwiązania": obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach.

Niemodna czystość
Uczestniczyłam w jednym z takich programów, broniłam praw rodziców do wychowania
swoich dzieci w tak delikatnej, podatnej na zranienia i zniekształcenia sferze
ludzkiej płciowości. Kiedy padło słowo "czystość", jedna z uczestniczek audycji,
pani profesor, stwierdziła, że czystość to jedynie higiena, mycie się. Zarówno
ona, jak i pan doktor seksuolog (patrzący zapewne z punku widzenia swojego
zawodu głównie na patologię) nie widzieli innej możliwości powstrzymania
ogromnej fali aborcji, chorób, cierpienia poranionych nieodpowiedzialnym
podjęciem współżycia jak tylko poprzez promowanie antykoncepcji na jak
największą skalę. Zaznaczam, że program dotyczył wychowania, koncentrował się
wokół problemu: wprowadzić czy też nie obowiązkowy (bez informowania rodziców)
przedmiot: wychowanie do życia w rodzinie. Wszystko próbowano sprowadzić do
popularyzowania antykoncepcji. Młodego człowieka zaś sprowadzono w gruncie
rzeczy do poziomu inteligentnego zwierzątka, które, jak to zwierzątko, nie
posługuje się rozumem i wolą i nie jest do tego zdolne, nie posiada sfery uczuć
wyższych i głębokiej wrażliwości. Jeśli zwierzątko jest zagrożeniem dla siebie
lub otoczenia, to ubezwłasnowolnia się je poprzez np. założenie kagańca. Jest
nim antykoncepcja. Tłumaczy się jej stosowanie własnym, wolnym wyborem młodego
człowieka. Jednak faktycznie w żaden sposób nie można tego nazwać wolnym
wyborem. Po pierwsze, ponieważ nie ma rzetelnej informacji o skutkach aborcji i
wynika ona często z nieznajomości rytmu płodności człowieka (tu zauważyłam, że
wyżej wymienieni uczestnicy telewizyjnego programu nie wykazywali się
znajomością naturalnych metod planowania rodziny oprócz historycznego tzw.
kalendarzyka małżeńskiego). Po drugie, jej stosowanie nie zakłada ścisłego
związku między odpowiedzialną miłością a współżyciem seksualnym, które powinno
być jej podporządkowane. Lekcje takie są zachęcaniem młodzieży do rozwiązłości,
którą nazywa się wolnością…
Ktoś mógłby wyrazić sprzeciw, powiedzieć, że przesadzam. W nielicznych szkołach
są przecież lekcje bardzo dobrze prowadzone, często w ramach katechez przez cały
rok w klasie maturalnej. Spotykam młodych (są to rzadkie przypadki), którzy
opowiadają o takim bardzo dobrym przygotowaniu w szkole, ale było to faktycznie
przygotowanie do małżeństwa, do życia w rodzinie, a nie tzw. edukacja seksualna.
Można więc takie przygotowanie przeprowadzić dobrze z poszanowaniem godności
młodego człowieka i ze zrozumieniem rzeczywistych jego potrzeb: pragnienia
miłości, poczucia sensu, szczęścia, rozwoju, radości.
Gdy moja córka uczyła się w gimnazjum pięć lat temu, szkoła zafundowała
młodzieży, bez zgody rodziców, lekcję z cyklu typowej "edukacji seksualnej".
Dowiedziałam się o tym od mojego dziecka oczywiście po fakcie (zajęcia odbyły
się w ramach godziny wychowawczej). Polegała ona na przeprowadzonym przez
zaproszoną pielęgniarkę przeglądzie środków antykoncepcyjnych. Kiedy moja córka
podeszła po spotkaniu do prelegentki i wyraziła swój sprzeciw wobec
nierzetelnego i fałszywego przedstawienia tematu, kobieta dość obcesowo ucięła
rozmowę. Tamto wydarzenie było na szczęście jednorazowe. Minęło kilka lat i w
tym roku znowu jako rodzina przeżyliśmy inwazję "edukacji seksualnej" w
warszawskim liceum, do którego uczęszcza nasz syn. Zazwyczaj pisałam dzieciom
informację, że nie życzymy sobie, aby uczęszczały na tego typu lekcje, ale syn –
uczeń pierwszej klasy powiedział, że zostanie na lekcjach i w imieniu klasy
będzie zadawał pytania, stawiał znaki zapytania w wielu uśpionych umysłach
swoich kolegów i koleżanek.
Przygotował się do tematu, czytając jedną z książek, którą mu podsunęłam.
Rozmawialiśmy o tym, co przeczytał, i przez pewien czas nie dochodziły do mnie
nowe informacje na temat lekcji. Pewnego dnia syn zapytał mnie, czy chciałabym
czegoś posłuchać? Odpowiedziałam, że chętnie, i ku mojemu zdumieniu usłyszałam
nagraną na jego telefon komórkowy lekcję z cyklu "edukacja seksualna młodzieży".
Był to kolejny wykład o dostępnych na rynku środkach antykoncepcyjnych ze
szczególnym jednak naciskiem na prezerwatywę. Prowadząca dodała, że obecnie do
dobrego tonu należy noszenie tego środka przy sobie. Jedyny problem, na który
zwróciła uwagę młodzieży (zaznaczam, że była to pierwsza klasa liceum, czyli
siedemnastolatkowie), to ewentualne przeterminowanie prezerwatywy, która wtedy
może być zawodna. Mój syn, tak jak wielu uczniów, nagrał wypowiedzi prelegentki.
Może nie powinien tego robić, ale gdyby nie to, nigdy pewnie bym się nie
dowiedziała o "jakości" tego typu lekcji w jego szkole. Myślę, że podobna
sytuacja dotyczy wielu szkół. Rodzice obecnie nie muszą być informowani, czy i
kiedy odbędą się zajęcia "przygotowania do życia w rodzinie", oraz kto je będzie
prowadził. Kwestionuje się w ten sposób niezbywalne prawo rodziców do wychowania
swoich dzieci.

Wsłuchać się w potrzeby młodzieży
Do czego prowadzą takie zajęcia? Znam kolegów mojego syna i wiem, że większość z
nich to bardzo wrażliwi i bardzo inteligentni młodzi ludzie. Poszukują sensu
życia, tęsknią za prawdziwymi wartościami, często pochodzą z rozbitych rodzin, z
czego wynika niedowierzanie, że prawdziwa, trwała miłość jest możliwa. Nie mają
oni jeszcze żadnej sensownej wiedzy o naturalnym planowaniu rodziny (zresztą w
normalnych warunkach wiedza ta nie jest im jeszcze koniecznie potrzebna). W
odpowiedzi na swoje tęsknoty i często głębokie pragnienia nie otrzymują
wsparcia, zachęty, by wziąć się w garść, by od siebie wymagać, walczyć z
egoizmem, a uczyć się prawdziwego koleżeństwa i ofiarności w stosunku do innych,
by umieć obronić dziewczynę przed sobą samym i przed nią, jeśli jest pogubiona i
nieświadoma głębszej wartości życia i istnienia prawdziwej, pięknej, czystej
miłości.
W odpowiedzi na prawdziwe potrzeby otrzymują arogancką zachętę do
nieograniczonego współżycia seksualnego ze swoimi koleżankami. Niezepsutej
jeszcze młodzieży otwierana jest na oścież brama do samozniszczenia, zniewolenia
przez seks.
Mam wrażenie, patrząc jako matka na to, co się dzieje, że panuje jakby jakieś
sprzysiężenie ciemnych sił i zniewolonych przez nie osób, żeby zniszczyć młode
pokolenie.
Wiele lat temu słuchałam ciekawej konferencji nieżyjącego już ojca Krzysztofa
Kotnisa, paulina, który całe życie, natchniony przez pana Walentego
Majdańskiego, bronił godności rodziny i stawał w obronie dzieci nienarodzonych.
Mówił o ludziach ze swojego pokolenia, którzy walczyli w szeregach AK, oddawali
życie za wartość, którą uważali za najwyższą – za wolność Ojczyzny. Powiedział,
że ich wewnętrzną siłą była czystość. Podsumowując swoją wypowiedź, stwierdził,
że aby zniszczyć, zniewolić Naród, jego przeciwnicy niszczą zdrowego ducha
młodzieży, bo zdeprawowana młodzież nie będzie miała chęci, odwagi i
determinacji, by służyć wartościom większym od egoizmu i hedonizmu, a ta część
młodych, którzy przejrzą, długo będą leczyć swoje rany, co znacznie osłabi jej
zdolność służenia Bogu, Ojczyźnie, własnej rodzinie i bliźnim. Miał rację ojciec
Krzysztof. Arcybiskup Kazimierz Majdański przestrzegał przed wprowadzeniem
przedmiotu o ładnie, niewinnie brzmiącej nazwie "wychowanie do życia w
rodzinie", bo zdawał sobie sprawę, że to będzie furtka do mieszania w głowach
młodemu pokoleniu. Widzimy dzisiaj, że wszystko zależy od dyrekcji szkoły: kto
będzie prowadził zajęcia, jaki będzie program, czy będzie to wychowanie ku
wartościom, czy wręcz przeciwnie.
Wychowywałam własne dzieci i wiem, że jeśli nie stworzy się dla nich dobrego
klimatu, sprzyjającego rozwojowi ich osobowości, talentów bez wprowadzenia
elementów formacji ducha, zamkną się w swoim świecie małych pokoików i internetu,
który nie tylko jest źródłem wiedzy, lecz także demoralizacji. Pojawia się więc
pytanie, czy rodzice, a potem szkoły, które powinny w tym zadaniu pomagać
rodzicom, mają wizję całościowego wychowania człowieka, czy wiedzą, ku czemu
mają go wychowywać? Po wielu sytuacjach – kiedy trzeba było dużo rozmawiać,
tłumaczyć dzieciom różne sprawy krzywo lub niewystarczająco przedstawione w
szkołach – wiem, że takiej spójnej wizji wychowania często nie posiadają.

Ślepe zaułki
Mędrcom tego świata wydaje się, że jeśli wytłumaczy się człowiekowi od
dzieciństwa wszystko, co dotyczy płciowości, jeśli będzie się pokazywało
wszystko na filmach, w książkach i na planszach, to znikną problemy, napięcia,
stres, a ludzie żyjący w niczym nieskrępowanej wolności będą szczęśliwsi.
Przykładem, że jest to fałszywa droga, są Stany Zjednoczone, gdzie po
trzydziestu latach prowadzenia edukacji seksualnej nastąpił wzrost aborcji o 800
proc., rozwodów o 133 proc., chorób wenerycznych o 255 proc. (dane opublikowała
m.in. Rada Episkopatu Polski ds. Rodziny). Nastąpił też proces odwrotny. W celu
ratowania młodzieży przed skutkami rozwiązłego życia opracowano program
finansowany przez państwo, który miał za zadanie dokładnie, rzetelnie informować
o skutkach – przede wszystkim zdrowotnych – współżycia z różnymi partnerami.
Taka systematyczna działalność w niektórych stanach szybko zaczęła przynosić
dobre owoce. Dużo młodzieży ślubowało także czystość przedmałżeńską – podobnie
jak u nas członkowie Ruchu Czystych Serc, tylko bez tak mocnego oparcia w Bogu.

Można więc zapobiegać zniszczeniu młodych osobowości. Potrzeba tylko wielu ludzi
dobrej woli, którzy często za darmo (nikt bowiem u nas takich projektów nie
finansuje) podjęli systematyczną akcję ratowania młodego pokolenia przed
upadkiem moralnym i niszczeniem zdrowia fizycznego, psychicznego, a także
śmiercią duchową. To jest prawdziwa walka, rzeczywista obrona Ojczyzny. W
przeciwnym razie powódź demoralizacji zaleje nasz Naród, a wcale nie wiadomo,
czy zdołamy się z tego kataklizmu podnieść.

Elżbieta Marek

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl