Syria to nie Egipt

Z Bassamem Aouilem, profesorem UKW w Bydgoszczy, działaczem opozycji
syryjskiej, rozmawia Łukasz Sianożęcki

Jaka jest geneza rewolty w Syrii?

– Rewolta w Syrii rozpoczęła się 15 marca 2011 r. w wyniku niewielkich
zamieszek w Damaszku. Bardziej adekwatna jest jednak data 18 marca, kiedy to
mała grupa dzieci z miasta Dara´a, około 100 km na południe od Damaszku,
namalowała antyreżimowe hasła. Służby zatrzymały je i brutalnie torturowały.
Funkcjonariusze nie tylko odmówili uwolnienia dzieci, ale również grozili i
poniżali zatrzymanych, co doprowadziło do wyjścia ludzi na ulice. Siły reżimu
bardzo brutalnie i krwawo stłumiły te protesty, co było zarzewiem zamieszek w
całym mieście i innych regionach kraju. Ludzie wyszli na ulice, popierając
swoich rodaków i solidaryzując się z nimi.

Ośrodkiem oporu wobec sił rządowych jest miasto Hims. Czy ma szanse
się utrzymać?

– Hims stało się stolicą rewolty syryjskiej w kwietniu 2011 r., kiedy
mieszkańcy zorganizowali wielką demonstrację w centrum miasta z żądaniami
reform. Wówczas władza bardzo krwawo stłumiła demonstracje, w czasie zaledwie
jednej nocy zginęło ponad 230 osób. W mojej ocenie, miasto nie może się obronić.
Nie ma na to najmniejszej szansy, bo zwyczajnie nie ma czym go bronić. Tak zwana
wolna armia syryjska, która została utworzona spośród dezerterów, nie posiada
ciężkiej broni i nie jest tak liczna i zorganizowana jak w przypadku sił reżimu.
Dzielnice są bombardowane, trwa ostrzał artyleryjski, częstokroć pociski spadają
na domy cywilów. Jednym słowem – dokonuje się tam masakra o wielkim rozmiarze.

Dlaczego "arabska wiosna" wygląda w Syrii inaczej niż np. w Egipcie
czy Tunezji? Jak to się dzieje, że w kraju, gdzie przytłaczającą większość
stanowią sunnici, grupa alawitów jest praktycznie "nienaruszalna"?

– To prawda, iż rozruchy w Syrii były przedłużeniem "arabskiej wiosny", a dla
wielu obserwatorów efekt miał być szybki, podobnie jak w Tunezji i Egipcie.
Najwyraźniej jednak te osoby nie znają specyfiki reżimu w Syrii, a także tego,
jak bardzo jest skomplikowana sytuacja geopolityczna w regionie wokół Syrii. W
Syrii rządy klanu Asadów trwają od 1970 r., jeszcze Hazef Asad do grupy
trzymającej władzę dobierał najwierniejszych spośród swojej grupy
etniczno-religijnej, czyli alawitów. Ta sztuka udała mu się głównie w wyniku
czystki, zarówno w wojsku, jak i strukturach władzy. Od ponad 30 lat klan Asadów
przyjmował władzę absolutną w strukturach wojska, służb i państwa i kontroluje
je bezpośrednio. Ta specyficzna struktura, a także brutalność służb wobec
Syryjczyków spowodowały, że nie było szansy na organizowanie żadnej poważnej
opozycji – stąd ruch w Syrii od marca był tak naprawdę bez przywódców
politycznych. Z drugiej strony, reżim Asada był ważnym graczem w życiu
politycznym w regionie chociażby ze względu na sojusz z Iranem oraz z
Hezbollahem w Libanie. Należy również pamiętać, że Syria jest w stanie wojny z
Izraelem od 1967 roku. Reżim w Damaszku jest bardzo silny, brutalny, ma mocne
zaplecze i kontrolę nad wieloma sprawami, ważnymi pod względem utrzymania
stabilności w regionie. A to powoduje brak jednoznacznej reakcji USA czy państw
Unii Europejskiej, jak to miało miejsce w Tunezji i Egipcie, czy interwencji,
jak w przypadku Libii. Są wielkie obawy przed naruszeniem kruchej stabilizacji w
regionie, zwłaszcza że jesteśmy obecnie świadkami rosnącej groźby wojny w Zatoce
Perskiej.

Czy w wyniku działań wojennych cierpią inne mniejszości religijne, np.
chrześcijanie?

– Chrześcijanie stanowią ok. 10 proc. mieszkańców Syrii. Jest to grupa bardzo
zróżnicowana wewnętrznie, jeżeli chodzi o poglądy polityczne. Z opozycją
sympatyzuje niewielu. Dzieje się tak na ogół z powodu lęku przed nieznanym –
chodzi o kształt państwa po upadku reżimu, mając na względzie możliwość
przejęcia władzy przez islamistów na wzór Tunezji czy Egiptu. Przez wiele lat
reżim niby bronił mniejszości religijnych i etnicznych, ale tak naprawdę te
grupy miały zapewnić mu poparcie i gwarancję władzy. Sam należę do tych
nielicznych wyjątków: jestem chrześcijaninem i działaczem opozycji. Od początku
rewolty w marcu 2011 r. były próby ze strony reżimu symulowania i stymulowania
konfliktów na tle religijnym, ale całe szczęście spaliły na panewce. Także
dzięki temu, że Syria znana jest jako przykład integracji wielu kultur i religii
od tysiąca lat.

Chiny i Rosja zablokowały rezolucję w sprawie Syrii. Chodzi tylko o
interesy, jakie prowadzą te państwa z reżimem Asada?

– W obliczu dramatycznej sytuacji w Syrii i polityki reżimu, który krwawo
próbuje tłumić protesty – zabijając, zatrzymując i torturując demonstrujących –
pojawiły się różne próby rozwiązania konfliktu. Były to głosy ze strony USA,
Turcji, UE, a nawet zastosowano wobec reżimu różne kary i embarga. Równie ważna
była postawa Ligi Arabskiej, która apelowała o powstrzymanie ofensywy i
zaproponowała pakiet rozwiązań polegający na konieczności wycofywania sił
wojskowych z miast oraz uwolnienia aresztowanych, funkcjonowaniu niezależnych
mediów i wysłaniu obserwatorów do Syrii. Damaszek zgodził się na obserwatorów,
jednak pod warunkiem oddalenia groźby embarga. Ale oczywiście nic nie zrobił, o
czym świadczy fakt, że nawet podczas miesięcznego pobytu obserwatorów zginęło
ponad 800 osób.

Kolejnym krokiem było skierowanie sprawy do Rady Bezpieczeństwa ONZ z myślą o
wypracowaniu rezolucji zmuszającej reżim do realizacji żądań Ligi Arabskiej i
opozycji. Niestety, nie udało się, były dwie próby i za każdym razem był
sprzeciw Rosji i Chin. To jeszcze pogorszyło sytuację, bo reżim poczuł się
chroniony i wzmógł ofensywę na wszystkie ośrodki opozycji – głównie w Hims i w
innych regionach pod Damaszkiem (Zabadani, Daraia, Duma).

Widzi Pan szansę na zmianę stanowiska Moskwy i Pekinu?

– Niestety. Wygląda na to, że świat jest bezradny wobec sprzeciwu Rosji i
Chin. Ale wracając do poprzedniego pytania, dlaczego te mocarstwa bronią Asada?
Nie mam wątpliwości, że chodzi o coś więcej niż Asad i jego reżim. Zarówno
Rosja, jak i Chiny mają szerokie rynki w Iranie, a Iran wspiera bezgranicznie
reżim Asada. Robi to nie tylko ze względówreligijnych, ale przede wszystkim
dlatego, że jeżeli rewolta w Syrii powiedzie się, to z pewnością Iran jest
następny w kolejce. To dotyczy również innych brutalnych reżimów, także takich
jak Rosja i Chiny.
Chciałbym podkreślić, że zdecydowana większość Syryjczyków jest przeciwna
interwencji wojskowej ze strony NATO czy innych podmiotów. Za droga jest dla nas
Syria, aby została zniszczona, a lekcje z Iraku czy Libii mówią jednoznacznie,
że taka interwencja byłaby początkiem ogromnego bałaganu i wojny domowej.
Syryjczycy oczekują raczej wsparcia politycznego i humanitarnego. Z pewnością
nie będzie to trudne, jeżeli będzie istniała prawdziwa wola polityczna
izolowania reżimu pod każdym względem oraz np. wycofania swoich ambasadorów.
Ludziom potrzebna jest przede wszystkim humanitarna pomoc medyczna dla szpitali
polowych. Jest wielu rannych potrzebujących pomocy i stąd próbujemy uruchomić w
najbliższym czasie wspólnie z Caritas Polska akcję "Solidarność z Narodem
Syryjskim". Polacy wiedzą bardzo dobrze, co to znaczy solidarność w drodze do
wolności. Syria wspierała Polaków i była solidarna z Narodem Polskim w trudnych
chwilach jego historii. Teraz my prosimy o wsparcie.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl