Równy krok „antyfaszystów”

Powojenne Niemcy dopiero z chwilą pojawienia się najpierw na
uczelniach, a następnie na ulicach "pokolenia 68 roku" przeżyły po raz pierwszy
powtórkę z lat 30., a więc rozprzestrzeniającą się przemoc, która została
uczyniona przez dominujące w ostatnich latach Republiki Weimarskiej dwa odłamy
lewicy (narodowych socjalistów oraz komunistów) głównym instrumentem walki o
"nowe Niemcy". Za sprawą powstałej pod koniec lat 60. – na fali studenckich
protestów (dzisiaj wiemy, że w dużej mierze inspirowanych oraz finansowanych
przez wschodnioniemiecką Stasi) – tzw. nowej lewicy przemoc powróciła nad Renem
jako sposób uprawiania polityki.

Ludobójca naucza tolerancji
Przywódcy lewicowej rewolty lat 60. w RFN nie kryli zresztą tego, że odwołanie
się do fizycznej przemocy nie jest w ich przypadku jakąś aberracją,
zaprzeczeniem szczytnych ideałów wolności, demokracji i tolerancji, ale wręcz
odwrotnie – jest gwarancją zaprowadzenia w Bundesrepublice nowego, wspaniałego
świata. Rudi Dutschke, do dzisiaj funkcjonujący w kręgach niemieckiej "nowej
lewicy" jako jej symbol oraz ikona, pisał w 1967 roku o rewolcie studenckiej:
"Ta rewolucja jest straszna, ale jeszcze straszniejsze będą cierpienia narodów,
jeśli ludzie wcześniej nie unicestwią wojny w walce zbrojnej".
Tego "unicestwiania wojny w walce zbrojnej" rodząca się zachodnioniemiecka "nowa
lewica" uczyła się od terrorystów oraz ludobójców, których uczyniła swoimi
idolami. W takim charakterze przywoływani byli Che Guevara (jeden z przywódców
kubańskiej rewolucji komunistycznej), Ho Chi Minh (przywódca komunistycznego
Wietnamu Północnego) oraz Mao Zedong – twórca i przywódca komunistycznych Chin.
"Wielki sternik Mao" – przez niemal trzydzieści lat swoich rządów w Państwie
Środka architekt całej serii ludobójczych kampanii wymierzonych we własnych
obywateli, które przyniosły tragiczny plon przewyższający w tej mierze nawet
"osiągnięcia" Stalina – cieszył się wyjątkową estymą wśród lewicowych aktywistów
rewolty roku 68 w RFN (zresztą nie tylko tam; "Czerwoną książeczką" zachwycali
się goszyści zarówno nad Sekwaną, jak i w Berkeley).
Na demonstracjach młodych lewaków z "pokolenia 68 roku" skandowano – w
odróżnieniu od sytuacji chińskiej, całkiem dobrowolnie i bez prania mózgu przez
aparat państwowej propagandy – hasła zaczerpnięte od chińskiego ludobójcy:
"Rewolucja to nie robótki ręczne", "Siła polityczna wyrasta z lufy karabinu",
"Reakcja upadnie sama, trzeba ją tylko dobić".
Na samych hasłach nie poprzestano. "Dobijaniem reakcji" nowa, młoda lewica
zajęła się na ulicach zachodnioniemieckich miast, tocząc w latach 60. i 70.
regularne bitwy z policją. Swoją "rewolucyjną świadomość" (czytaj: brutalne
ataki na funkcjonariuszy) ujawniali wówczas członkowie grup wprost odwołujących
się do ideologii marksistowskiej, którzy w latach 80. zasilą szeregi kolejnej
emanacji lewicy – miłujących pokój, tolerancję i zwierzęta Zielonych. "Reakcji"
chwili wytchnienia nie dawał na przykład Joschka Fischer, od 1998 roku
wicekanclerz i szef niemieckiej dyplomacji w czerwono-zielonym gabinecie
Gerharda Schroedera. Ze starcia z Joszką Fischerem ledwo z życiem uszedł pewien
policjant – co po latach przypomniano "czerwonemu Józiowi" (rzecz jasna medialny
mainstream rozgrzeszył flekowanie policjanta jako "wybryk młodości"). Aż do
połowy lat 70. Fischer był członkiem lewackiej bojówki Revolutionärer Kampf
(Walka Rewolucyjna), wyspecjalizowanej w starciach z zachodnioniemiecką policją.

"Nowa lewica" w instytucjach i na ulicach
Począwszy od lat 80., narodzona dwadzieścia lat wcześniej zachodnioniemiecka
"nowa lewica" podjęła "marsz przez instytucje", zakończony pełnym sukcesem dwie
dekady później (wejście w 1998 roku Zielonych do koalicji rządowej z
socjaldemokratami jest tutaj miarodajną cezurą). Nie wszyscy jednak zamienili
"miejskie komuny" i "rewolucyjne komórki" na rządowe gabinety i limuzyny.
Najwytrwalsi zwolennicy "ideałów rewolucji 1968 roku" kontynuowali swoją
działalność, tworząc sieć organizacji (marksistowskich, trockistowskich,
anarchistycznych). Ich skrajnie lewicowy program streszcza się w postulacie
walki z "potrójnym wyzyskiem – rasowym, klasowym i płciowym". A więc typowe dla
wszystkich odmian współczesnej lewicy zaangażowanie na rzecz wszelkiego rodzaju
mniejszości oraz przeciw "potędze globalnego kapitalizmu". Co do rasizmu jest
wśród niemieckiej "antyfaszystowskiej lewicy" zasadniczo zgoda co do tego, że
"rasistowską politykę" prowadzi nie tylko rząd RFN, starając się ograniczać
liczbę imigrantów przybywających do Niemiec i wymagając od nich znajomości
podstaw języka niemieckiego i niemieckiej konstytucji, ale również rząd Izraela,
zajmując twarde stanowisko wobec Palestyńczyków.
Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku nastąpił radykalny wzrost liczby ugrupowań
zaliczających się do szeroko pojmowanej "antyfaszystowskiej lewicy". Rządowy
raport z 2009 roku szacuje, że do tych środowisk należy w RFN ponad 31 tys.
osób, w tym ok. 6 tys. do tzw. grup autonomicznych (głównie anarchistycznych)
organizujących regularne bitwy uliczne z policją.

Powstaje "antifa"
W 1992 roku powstała Akcja Antyfaszystowska/Organizacja Ogólnoniemiecka (Antifaschistische
Aktion/Bundesweite Organisation), ale struktura całego ruchu "antifa" jest dość
luźna. Obejmuje ona zarówno "prawdziwych marksistów" z Komunistycznej Partii
Niemiec, Czerwonej Pomocy czy Marksistowsko-Leninowskiej Partii Niemiec, jak i
anarchistycznych "autonomistów" z Lewicy Interwencjonistycznej czy AVANTI –
projektu niedogmatycznej lewicy.
Działalność lewaków w Niemczech jest systematycznie monitorowana (nie tylko na
ulicach, ale i w internecie) przez władze. Plonem tego monitoringu wykonywanego
przez policję i służby specjalne jest cytowany raport z 2009 roku, wedle którego
w tym czasie członkowie "antyfaszystowskich" ugrupowań popełnili na terenie
Niemiec ponad 4 tysiące czynów karalnych, co oznaczało niemal 60-procentowy
wzrost w porównaniu z rokiem 2008. Jeśli dodać do tego drugie tyle podobnych
wykroczeń popełnianych przez ekstremistów przyznających się do narodowego
socjalizmu (a przez media uparcie nazywanych "prawicowymi ekstremistami") – to
widać, że jest problem.
Dniem szczególnej mobilizacji dla wspomnianych tutaj dwóch odmian lewicowego
ekstremizmu w Niemczech (tj. "antyfaszystowskiego" oraz neonazistowskiego) jest
zazwyczaj 1 maja – święto wszystkich komunistów i narodowych socjalistów (w III
Rzeszy święto państwowe). Tego dnia we wszystkich większych miastach niemieckich
– prym pod tym względem wiodą Berlin i Hamburg – odbywają się regularne starcia
lewaków "antyfaszystów" blokujących innych lewaków spod znaku swastyki między
sobą oraz z policją. Co ciekawe, sądy niemieckie są dla bojówkarzy o wiele mniej
tolerancyjne aniżeli ich polskie odpowiedniki, co mieliśmy okazję obserwować po
zamieszkach wywołanych w Warszawie 11 listopada przez niemieckich lewackich
ekstremistów.

"Antyfaszystowski" Drang nach Osten
Z pewnością niemały wpływ na wzrost liczebności i aktywności niemieckiej "antify"
miało zjednoczenie Niemiec. Obszary dawnego NRD to prawdziwa pustynia duchowa,
jeden z trudniejszych terenów misyjnych w świecie. Narodowosocjalistyczny
totalitaryzm został tam od razu zastąpiony przez totalitaryzm komunistyczny. Po
1990 roku z zachodu napłynęły nad Łabę nie tylko wielkie środki finansowe i
rozwinięta infrastruktura komunikacyjna, ale również zakorzeniony już w
instytucjach RFN obraz świata wytworzony przez "pokolenie 1968 roku". Piasek
pustyni nasiąknął breją postmodernizmu, ideologią gender oraz innymi fetyszami
"nowej lewicy". Idealny teren dla wzrostu popularności bojowników "walki z
rasizmem, seksizmem i wyzyskiem klasowym".
Nieprzypadkowo do najgwałtowniejszych burd organizowanych przez lewicowych
ekstremistów dochodzi w Berlinie – miejscu szczególnego spotkania Wschodu i
Zachodu. Gdy w 2007 roku odbyło się w Niemczech spotkanie przywódców grupy G8 w
nadbałtyckim kurorcie Heiligendamm, do najgwałtowniejszych zamieszek wywołanych
przez niemieckich anarchistów z "antify" oraz przybyłych w tym celu z całej
Europy "alterglobalistów" doszło 2 czerwca 2007 roku w dawnym enerdowskim porcie
Rostok (ok. tysiąca osób zostało rannych). Burdy niemieckich lewaków w Warszawie
11 listopada 2011 roku przekonują, że Drang nach Osten niemieckich
"antyfaszystów" osiągnął kolejne stadium.

Prof. Grzegorz Kucharczyk
historyk Polska Akademia Nauk
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl