Pan na żyrandolach

Po dwóch miesiącach od oficjalnego objęcia funkcji prezydenta RP Bronisław
Komorowski nadal szuka swojego miejsca na polskiej scenie politycznej.

Zaczęło się od wielkiego remontu w Pałacu Namiestnikowskim przy Krakowskim
Przedmieściu w Warszawie, przy okazji którego usunięto krzyż smoleński, bo nie
komponował się z wizją prezydentury. Potem okazało się, że prezydent nie lubi
tłoku, śpiewów i modlitw przed Pałacem, więc zaczął rozważać możliwość
zamieszkania w Belwederze. Właściwie taką bajkę można byłoby pisać dalej i
dalej, z końcową puentą, że żyli długo i szczęśliwie, a kraj opływał mlekiem i
miodem… Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej, a fakty są brutalne.

Samotność na salonach
Prezydent to nie tylko pierwszy obywatel Polski, ale przede wszystkim lider
mający stać na straży interesu narodowego ponad wszelkimi naciskami politycznymi
i medialnymi. To ktoś na wzór mentora, któremu zaufano i powierzono ster łodzi
średniego państwa europejskiego o bogatej historii i tradycji. Państwa, którego
dorobek wzbogacał Europę, zachwycał i wprawiał w zdumienie.
Z chwilą złożenia przysięgi przed Zgromadzeniem Narodowym okazało się, że "król
jest nagi". Prezydent, który tyle obiecywał, do swojej kancelarii wprowadza się
sam, bez zaplecza osobistych doradców i ekspertów. Tak się jednak składa, że bez
fachowców trudno budować dom, podobnie jak sprawować urząd prezydenta. Człowiek
ma prawo nie wiedzieć wszystkiego, co więcej, domagać się fachowego
wytłumaczenia i przeanalizowania różnego rodzaju wariantów po to, by podjąć
najbardziej korzystną decyzję dla Polski i jej obywateli. No cóż, to się lubi,
co się ma. Panu prezydentowi nie pozostało nic innego jak powrót do swoich
prawdziwych korzeni "konserwatyzmu", czyli do Unii Wolności – partii, która
przez obywateli Polski została odesłana w polityczny niebyt. Podobno ocena
suwerena, czytaj NARODU, jest najważniejsza, ale jak widać, suweren w tym
przypadku się pomylił. Nastał "cud" ożywienia nieboszczki Unii Wolności. I tak
mamy pierwszy sukces nowego prezydenta, który udowodnił, że gruba kreska i jej
"ojciec" premier Tadeusz Mazowiecki w XXI wieku staną się filarami prezydentury
pana Komorowskiego. Do grona doradców dołączyli także: Henryk Wujec, Jan
Lityński, Jerzy Pruski, Roman Kuźniar oraz Jerzy Osiatyński. Prezydent
zapomniał, że budowanie nowoczesnej europejskiej Polski można było oprzeć na
ludziach młodych, solidnie wykształconych, np. z Polskiego Instytutu Spraw
Międzynarodowych, Ośrodka Studiów Wschodnich czy krakowskiego Instytutu Studiów
Strategicznych. Skoro przez 20 lat obecności na scenie politycznej pan prezydent
nie potrafił zgromadzić wokół siebie grona fachowców, można było ich ściągnąć do
siebie jako swoją wizytówkę.
Już wiemy, że zmiany pokoleniowej nie będzie, a kierunek grubej kreski stanie
się myślą przewodnią idei prezydenckiej przez najbliższe pięć lat. Nie
zapominajmy jednak, że odkurzenie Unii Wolności oznacza "kupienie" przychylności
medialnej "Gazety Wyborczej", która od tej pory stanie się nieformalnym organem
prasowym prezydenta RP.

"Komisarz polityczny"
Kiedy trwały prawybory prezydenckie w PO, wiadomo było, że szefem kampanii
zostanie poseł Sławomir Nowak. Człowiek premiera, lider PO na Pomorzu, a
jednocześnie jeden z najbardziej nielubianych polityków spośród władz Platformy.
Poseł, który nie wyleciał z rządu premiera Tuska za aferę hazardową, ale został
"oddelegowany do Sejmu bronić prawdy w boju z PiS". No cóż, czas kampanii
wyborczej pokazał, że chemii między panem Nowakiem a kandydatem Komorowskim nie
ma. Bo jak można dwóm panom służyć? Wiadomo od dawna, że jednego się szanuje, a
drugiego lekceważy. Dla ministra Nowaka stworzono urząd mający zapewnić lepszą
współpracę z premierem i Sejmem. Podejrzewam, że gdyby wyborcy wiedzieli, iż
trzeba powołać specministra gwarantującego współpracę najważniejszych ośrodków
władzy w Polsce, poważnie by się zastanowili nad swoim wyborem. Faktycznie
jesteśmy świadkami powrotu do naszej rzeczywistości "komisarza politycznego", o
którym już dawno w Polsce zapomniano. Pan komisarz ma zawsze rację, wszystko wie
najlepiej i jest pierwszym, który informuje swego pryncypała o wszelkich
wątpliwościach i uchybieniach. No cóż, takie są zasady spłaty długu
politycznego, gdy jest się zakładnikiem nie tylko partii, lecz także jej
przywódcy. Głowa państwa musi mieć się na baczności, by "komisarz" nie narobił
mu problemów. Pan prezydent, wpuszczając do pałacu ministra Nowaka, stracił
ostatnią szansę zademonstrowania swojej prawdziwej niezależności wobec premiera
Tuska. Ta chwila słabości może go wiele kosztować w najbliższych pięciu latach.
Kto jednak powiedział, że rola "komisarza politycznego" ma być słodka i miła?
Wszystkie strony zgodziły się, jak widać, na reguły gry i przyjęły zasadę
milczącej zgody.

Gdzie jest prezydent?
Przez ostatnie dwa miesiące obywatele Polski częściej widzieli swojego
prezydenta w tabloidach, odpoczywającego po trudach kampanii, a nie przy
faktycznej pracy. Niestety, nie zobaczyli go powodzianie, którzy początek
jesieni powitali ze strachem, czy nadchodzącą zimę przyjdzie im spędzić w
prowizorycznych barakach. Pan prezydent ciągle milczy na temat proponowanych
zmian podatków i likwidacji ulg podatkowych. Na dobrą sprawę należałoby zapytać,
gdzie jest prezydent? Czyżby meblowanie nowej rezydencji pochłonęło go
bezgranicznie? Pierwszy obywatel RP nawet nie widział potrzeby spotkania z
modlącymi się przy krzyżu, aby z nimi porozmawiać i wysłuchać ich racji.
Prezydent stał się nie tylko mistrzem gaf, ale też spalonych okazji pokazania
siebie jako polityka patrzącego w przyszłość Polski.
Polska scena polityczna przeszła w ostatnich latach poważny kryzys wewnętrzny.
Dawne "autorytety" dzisiaj śmieszą i stały się przedmiotem kpin i złośliwości.
Została zatarta granica między szacunkiem i powagą pełnienia funkcji publicznej
a urządzaniem tzw. ustawek dla tabloidów. To wysoko nakładowa prasa, telewizja i
rozgłośnie radiowe stały się wyznacznikiem nowomowy i poprawności politycznej.
Nasza rzeczywistość polityczna sięgnęła bruku i daleko jej do prawdziwej elity
Narodu. Bo jak obywatele mają szanować polityków, skoro oni sami się nie szanują
i nie zachowują nawet pozorów szacunku?

Zimny prysznic
Mądry człowiek wyciąga wnioski i potrafi przyznać się do swoich błędów. Na razie
minęły tylko dwa miesiące prezydentury, Komorowskiemu nadal zostało prawie pięć
lat pracy. Owe sześć tygodni uznałbym za falstart, ale po każdym falstarcie jest
możliwość powrotu na start i podjęcia nowej próby – w zgodzie ze sobą i prawdą.
Prezydent ma silne umocowanie w Konstytucji RP, bo wybiera go Naród, a nie Sejm
i Senat. I to prezydent, a nie premier jest pierwszym obywatelem Polski. Bo
prezydent pełni funkcję z woli Narodu, podczas gdy premier jest urzędnikiem
państwowym z możliwością odwołania go w każdej chwili. To prezydent jest tym,
komu należy się szacunek, ale od kogo wymaga się ojcowskiej sprawiedliwości i
mądrości. Panie prezydencie, czas odciąć pępowinę od PO i Unii Wolności, czas
odesłać "komisarza politycznego" do swojego pryncypała i wyjść do ludzi na
ulicę, by wsłuchać się w ich głos. Serce Polski bije na ulicach naszych miast i
wiosek. Czas, aby Bronisław Komorowski przestał być panem na żyrandolach!

Andrzej Maciejewski

 

Autor jest politologiem, ekspertem Instytutu Sobieskiego.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl