Pałka paktu fiskalnego

Z Krzysztofem Szczerskim, posłem PiS, politologiem i specjalistą ds.
polityki europejskiej, byłym wiceministrem spraw zagranicznych, rozmawia Maciej
Walaszczyk

Zacznę od spiskowej teorii: zadłużyć państwo, pozbawić je
politycznych aspiracji, a w krytycznym momencie oddać się na łaskę unijnej
machiny biurokratycznej. Jestem w błędzie?

– Powiedziałbym, że to raczej przesadna interpretacja niż spiskowa wizja. Ale
skoro tego typu opinie się pojawiają, to znaczy, że jest jakiś realny problem z
polską polityką europejską po 4 latach i 100 dniach rządu Donalda Tuska. Według
mnie, problem ten to stopniowa utrata siły przez polskie państwo, a co za tym
idzie – także utrata zdolności do samodzielnego działania. Pod rządami obecnej
koalicji polskie państwo słabnie w oczach. Widzimy to w polityce wewnętrznej –
niemoc w służbie zdrowia, niemoc w dużych inwestycjach, jak autostrady i
nieszczęsny Stadion Narodowy, likwidacja szkół i sądów. Widzimy to także w
polityce europejskiej. Przede wszystkim w postaci zaakceptowania przez obecny
rząd koncepcji Unii jako organizacji hierarchicznej, w której karty rozdają
najbogatsi, a szczególnie Niemcy, a jedyne, co może zrobić taki kraj jak Polska,
to kurczowo trzymać się w wyznaczanym przez nich "głównym nurcie". Ceną, jaką za
to płacimy, jest zgoda na coraz to nowe regulacje, które pozbawiają nas prawa do
samostanowienia, przypomnijmy – w przypadku Polski przyjmowane są one przez rząd
dobrowolnie. Dopóki bowiem nie jesteśmy w strefie euro i mamy własną walutę, nie
ma obowiązku brać na siebie kagańca w postaci np. paktu fiskalnego.

Jak wyjść z tego impasu? Obiecają ludziom stabilizację, konsumpcję za
cenę potulnego siedzenia cicho. Opozycja będzie zawsze miała do zaoferowania
najwyżej "krew, pot i łzy".

– Prawo i Sprawiedliwość nie obiecuje wyrzeczeń, a już na pewno nie tym,
którzy ciężko pracują albo są przedsiębiorczy i tworzą miejsca pracy. Jeśli
proponujemy nowe obciążenia, to tam, gdzie są "głębokie kieszenie" – w
nieopodatkowanej właściwie sferze transakcji bankowych czy dużych sieci
handlowych. My przede wszystkim uważamy, że Polakom należy się porządne i
sprawne państwo – państwo, które zapewni im poczucie bezpieczeństwa, równości
praw i godności, tak w kraju, jak i w relacjach ze światem. Konsumowanie małej
stabilizacji to nie jest program na przyszłość, to przejadanie skromnego dorobku
"tu i teraz", bez myślenia o kolejnych pokoleniach. My chcemy, by nasze dzieci i
wnuki dostały od nas w spadku sprawną i dumną Polskę, a nie resztki, długi i
kompleksy.

Opozycja oskarża gabinet Tuska o marginalizację aspiracji państwowych
i rezygnację z walki o podmiotowość. Czy jest sens podsumowywać 100 dni rządu,
gdy tak naprawdę jest to już grubo ponad tysiąc dni, i to w sytuacji
konsekwentnej linii politycznej?

– Podsumowujemy 100 dni, bo taka jest konwencja oceny skuteczności rządu, ale
oczywiście – jak wspomniałem – ten premier ma już za sobą 4 lata i 100 dni. Co
jednak warte podkreślenia, akurat w polityce europejskiej te ostatnie 100 dni
były szczególne. Można powiedzieć, że sprawy nabrały dużego przyspieszenia. O
ile wcześniej była to "pełzająca" utrata podmiotowości, to teraz przeszła ona w
galop. Wiąże się to z ogólnym przyspieszeniem w polityce unijnej w związku z
nerwowymi próbami wykorzystania sytuacji kryzysowej do wprowadzenia nowych
porządków w Unii. Do tego dochodzi kalendarz wyborczy we Francji i Niemczech,
który wymusza szybkie ruchy, a my się tym okolicznościom poddajemy.

W grudniu szef MSZ wywołał skandal hołdem berlińskim. Zwolennicy
polityki rządu zachwalali, że w ten sposób rozegrał jakąś finezyjną grę
dyplomatyczną. Jak dzisiaj można komentować to wystąpienie i co właściwie ono
dało?

– Wystąpienie berlińskie było istotne, bo przekazało opinii międzynarodowej
sygnał o zmianie podstawowych parametrów polskiej polityki europejskiej. Do tej
pory Polska była zaliczana do krajów, które z racji swej historii są w polityce
przywiązane do pojęcia suwerenności, są wrażliwe na bycie podporządkowanym
polityce silniejszych i ponadto szukają własnego miejsca i roli w Unii. Radosław
Sikorski zadeklarował w Berlinie całkowitą zmianę: w stronę federacji, z
dominującą rolą Niemiec i Polską u ich boku. Myślę, że u wielu osób wywołało to
szok, choć pewnie także tu i ówdzie ten szok był pozytywny. Zadziwiona
otwartością tej deklaracji była chyba też sama kanclerz Angela Merkel, bo w
wywiadzie udzielonym pięciu europejskim gazetom przyjęła ją, ale wyraziła wobec
niej lekki dystans. Szkoda, że tego nie mogli przeczytać polscy czytelnicy
"Gazety Wyborczej", która ten akurat fragment wypowiedzi kanclerz ocenzurowała i
w polskiej wersji wywiadu się nie ukazał.

MSZ oszukało parlamentarzystów, przedstawiając nieścisłe tłumaczenie
tekstu paktu fiskalnego?

– Doszło do sytuacji kuriozalnej. Okazało się bowiem, że tekst paktu, z
którym wrócił w końcu stycznia z Brukseli premier Tusk i który miał być jego
wielkim sukcesem, nie gwarantuje nam prawnie możliwości zasiadania nawet w
drugim rzędzie na posiedzeniach euroszczytów. Na to zwracaliśmy z panem prezesem
Jarosławem Kaczyńskim uwagę już podczas konferencji prasowej 2 lutego. I oto
później, w zupełnie nieznanych procedurach, treść paktu została zmieniona, nie
redakcyjnie, ale merytorycznie, właśnie po to, by usunąć problem, na który
wskazywało PiS, a którego nie dostrzegli eurospecjaliści z rządu. To pokazuje
niski profesjonalizm i niezdolność do panowania nad polityką. Opozycja jest tu
znacznie bardziej kompetentna. Nie zmienia to oczywiście naszego generalnego
stanowiska, że wiązanie się przez Polskę paktem fiskalnym najzwyczajniej w
świecie po prostu nie ma sensu.

MSZ wyjaśniło tę sytuację?

– Podczas ostatniego posiedzenia Komisji ds. UE sytuacja jeszcze bardziej się
zagmatwała. O ile 14 lutego MSZ pisało do posłów, że przesyła nam "ostateczną
wersję" tekstu traktatu, to w wyjaśnieniach nadesłanych 23 lutego mówi się już
tylko o "najbardziej aktualnej wersji", dodając, że "pewne zmiany mogą nadal być
wprowadzane". Pytam więc, o co tu chodzi? Co się dzieje? O czym wiemy, a o czym
nie wiemy?

Kiedy będzie znany ostateczny tekst, okaże się, że weszliśmy do klubu
jako członek trzeciej kategorii?

– Radzę panu premierowi przeczytać tekst, pod którym ma zamiar złożyć podpis,
przeczytać tak uważnie, jak czyta się umowę z biurem podróży czy operatorem
sieci komórkowej. Nie wiadomo bowiem, co, kto i kiedy może tam jeszcze zmienić.
A potem się okaże, że mamy "fiskalgate", tak jak mieliśmy problem ACTA –
najpierw podpisaliśmy, a potem dopiero ktoś przeczytał, co jest w środku.

W jaki sposób Sejm przyjmie nowy traktat? Zwracał Pan uwagę na próby
omijania Konstytucji?

– W tym przypadku nie ma miejsca na kompromis. Zarówno poprawki do traktatów
związane z wprowadzeniem Europejskiego Mechanizmu Stabilności, jak i pakt
fiskalny muszą być skierowane do Sejmu w trybie artykułu 90 Konstytucji, który
obowiązuje wtedy, gdy ratyfikowaną umową uszczuplamy naszą suwerenność. Są na
ten temat opinie prawników i są one w zasadzie jednoznaczne. Ta procedura wymaga
jednak zgody opozycji, co rząd stara się ominąć. Jeśli będzie próbował zwykłej
ścieżki ratyfikacyjnej, to skierujemy to do Trybunału Konstytucyjnego i on
dopiero rozstrzygnie.

Alarmuje Pan, że Unia zmienia definicję ludności narodowej na
definicję ludności zamieszkującej. Jakie przyniesie to polityczne konsekwencje?

– Zmniejszy siłę naszego głosu w Radzie Unii, czyli najważniejszym organie
decyzyjnym. Po roku 2014 zaczyna etapami wchodzić w życie tzw. podwójna
większość, w której siła głosu państwa jest równa ilości jego ludności. Przy
zaproponowanej nowej definicji, zgodnie ze spisem powszechnym, Polska traci ok.
1 mln 200 tys. ludności, czyli 3 proc. populacji! Tyle bowiem osób wyjechało za
pracą z naszej "zielonej wyspy" i będzie liczone do siły głosu krajów, w których
aktualnie mieszkają.

Rząd robi coś w tej sprawie?

– W oficjalnym stanowisku rząd poparł ten pomysł! I to nawet po tym, jak
udało się w Komisji ds. UE wezwać go do zastanowienia się i odroczyć naszą
opinię o tydzień. Po tygodniu rząd wrócił i dalej mówił swoje, a posłowie
koalicji oczywiście poparli to stanowisko. Trzeba uczciwie przyznać, że dwóch
się wstrzymało. Teraz słyszę, że zaczynają to krytykować, ale czemu nie mieli
takiej odwagi, gdy zapadały decyzje? Rząd powinien zrobić prostą rzecz:
powiedzieć "nie".

Kilka miesięcy temu mówił Pan, że UE, jaką znamy, załamuje się pod
swoim ciężarem. Przegrupowanie, które obserwujemy, to jakiś trwalszy model
integracji czy taki sam biurokratyczny kolos, którego dni są policzone?

– To, co obserwujemy, to chybiona – moim zdaniem – próba ucieczki przed
kryzysem w kierunku Unii jako władzy dyscyplinującej w rękach największych
państw. Próba zaprowadzenia porządku za pomocą pałki prawnej, czyli paktu
fiskalnego. Myślę, że się to nie uda i albo Unia wróci do swych korzeni i
członkostwo w niej zacznie się znowu kojarzyć narodom i państwom z czymś
pozytywnym, albo na gruzach Unii powstanie coś nowego. Taka Unia – Unia bata i
hierarchii, nie ma sensu.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl