Miłość a granice akceptacji

Motywem podjęcia tego tematu jest coraz bardziej powszechny fakt
ignorowania woli i autorytetu rodziców przez ludzi młodych, którzy
próbują na własną rękę kształtować swoje życie, licząc nadal na życzliwość
i tolerancję ze strony rodziców. W postawie młodych ludzi zauważamy
chęć nieoficjalnego "wymuszania" na rodzicach postawy akceptacji
dla wybranego przez tychże młodych stylu życia. Rodzi to problemy
moralne w sumieniu rodziców, również dla społeczeństwa i Kościoła.
Podkreślam fakt, że także w wymiarze społecznym i publicznym (również
kościelnym) problem ten posiada wymiar moralny, to jest wymiar odpowiedzialności
za dobro osoby, za dobro wspólne społeczeństwa, a także za dobro Kościoła,
czyli dobro ewangelizacji i całego dzieła zbawienia powierzonego
Kościołowi.

Wyzwanie moralne, jakie pojawia się przed rodzicami, polega na
tym, że nie wolno akceptować zła, także w postępowaniu swoich dzieci.
Owszem, ponieważ rodziców z dziećmi łączy szczególna więź wspólnoty
duchowej, obowiązek sprzeciwu wobec zła jest tym silniejszy; miłość
bowiem nie może pozwolić na zło, które niszczy dzieci. Rodzice są
przecież odpowiedzialni za zbawienie swoich dzieci i dlatego są
odpowiedzialni za ich wychowanie w wierze i poszanowaniu dla
przykazań Bożych. Ta odpowiedzialność istnieje niezależnie od
tego, czy aktualnie rodzice mają realny wpływ na postępowanie
dzieci. Fakt aktualnego rozejścia się dróg dzieci i rodziców każe
postawić pytanie, czy rodzice dali dzieciom wystarczające podstawy
do uzyskania zdolności dojrzałego osądu w sumieniu i czy ukształtowali
w nich postawę uległości wobec prawa Bożego, tj. czy nauczyli je
dokonywać wyborów zgodnych z nakazami prawego sumienia. Obecny
poziom moralny dzieci może być konsekwencją błędów wcześniej popełnionych
w procesie wychowania. Oczywiście moralna odpowiedzialność za
tego rodzaju błędy zależy od świadomości moralnej towarzyszącej
zabiegom pedagogicznym w dzieciństwie i wczesnej młodości. Znane
są tragiczne konsekwencje tak zwanego wychowania bezstresowego
polegającego na pozostawieniu dziecku nieskrępowanej wolności
przy równoczesnym pominięciu jakiejkolwiek rzeczowej informacji
na temat moralnych podstaw decyzji. Wiadomo jednak, że wśród chrześcijańskich
uczynków miłości ("uczynków miłosiernych co do duszy") figuruje
obowiązek określony jako "grzeszących upominać". Wcześniej obowiązuje
"nieumiejętnych nauczać" i "wątpiącym dobrze radzić". Rodzice nigdy
nie mogą zajmować stanowiska całkowicie neutralnego wobec dzieci,
także tych dorosłych.

Skutki sekularyzmu
Trzeba powiedzieć, że dzisiejsza kultura niesie ze sobą szereg zagrożeń
dla wychowania w duchu prawdziwej moralności. Są to zwłaszcza:
sekularyzm, libertynizm (czyli absolutyzacja wolności dla niej
samej) i sceptycyzm połączony z relatywizmem. Te elementy kultury,
rozpowszechniane celowo i systematycznie przez liberalne "media",
nie tylko utrudniają właściwe wychowanie młodego człowieka, lecz
także prowadzą do głębokiej deformacji sumienia i zafałszowania
wszystkich postaw moralnych. Ojciec Święty Benedykt XVI bardzo często
przestrzegał przed ujemnymi skutkami "dogmatycznego sekularyzmu",
który narzuca społeczeństwu nowoczesną formę totalitaryzmu.
Podobnie ks. bp Stanisław Wielgus piętnował różne wypaczenia współczesnej
kultury, a ostatnio wystąpił z ostrą krytyką "wojującego sekularyzmu"
("Nasz Głos" nr 6/7, 2006, s. 30-36). Zjawisko sekularyzmu nie jest
owocem jakiegoś naturalnego procesu zamierania religii, lecz
jest zorganizowaną, wielopłaszczyznową akcją zmierzającą do
zniszczenia religii. Jest to kontynuacja tego bezbożnego programu,
który usiłowali wprowadzić w życie (może w śmierć?) komuniści.
Obecnie ich dzieło prowadzą wyznawcy ateistycznego liberalizmu,
którzy również u nas mają w rękach większość tak zwanych mediów społecznej
informacji. Psychika młodego człowieka łatwo ulega sugestywnym
hasłom rozpowszechnianym w imię postępu i wolności. Szczególnie
prowadzona w tym duchu podstępna, wprost szatańska propaganda
rewolucji seksualnej zachwiała ogromne masy młodych ludzi w ich
przekonaniach moralnych wyniesionych z domu i wprowadziła do
ich sumienia zamęt na temat podstaw etycznych życia małżeńskiego
czy w ogóle zachowania ludzkiego w dziedzinie płci.
Jean-Marie Meyer, profesor filozofii i członek Papieskiej Rady
ds. Rodziny, uważa sekularyzm za główną przyczynę kryzysu rodziny
i zarazem kryzysu społeczeństwa. Wielkim błędem jest to, że rodziny
chrześcijańskie – w dużym procencie – przestały czerpać duchową
energię ze źródła sakramentalnego – z tego źródła, którym jest sam
Chrystus. Poprzez obecność Chrystusa w rodzinie doznaje ona przemiany,
jest nową rzeczywistością. Zadaniem, z którego rodzina nie może
się zwolnić, jest wychowanie – twierdzi profesor. "Nie jest ono czymś
dowolnym. Każdy człowiek musi poddać się procesowi wychowania.
"Na nieszczęście, my, ludzie >>Zachodu<<, czujemy się zmęczeni wychowywaniem
i dlatego jest u nas zbyt wielu dorosłych, którzy nie potrafią podjąć
zadań wychowawczych. Tymczasem sam Chrystus przypomina nam o doniosłości
tego obowiązku. Musimy wychować dzieci, które zostały nam powierzone;
jeśli tego nie uczynimy, cofamy się do poziomu barbarzyństwa. Ciąży
na nas historyczna odpowiedzialność". Następnie profesor prowadzi
nas jeszcze bardziej w głąb tematu: "Nie istnieje chrześcijańska rodzina,
jeśli nie opiera się na osobowym spotkaniu z Chrystusem. Chrześcijańska
rodzina jest rzeczywistością osobową, egzystencjalną, nie socjologiczną".
Przytoczę z tego wywiadu jeszcze jedną myśl: "Nasze społeczeństwo
określa się jako tolerancyjne, chociaż tolerancji grozi często,
że stanie się obojętnością (na dobro i zło)… Chrześcijańskie rodziny
mają za zadanie napisać przyszłość" (Zenit, 22.01.03).
Profesor Meyer streszcza właściwie stałą naukę Kościoła, rozwijaną
od czasów apostolskich: Chrystus jest jedynym wychowawcą człowieka
i tylko w Nim rodzina chrześcijańska znajduje światło i siły do spełnienia
powierzonego jej zadania. Tymczasem sekularyzm wraz z laicyzmem
i ateizmem czyni wszystko (od XVIII wieku), aby życie rodziny toczyło
się poza wpływem Chrystusa, poza wpływem Ewangelii, poza świadomością
sakramentu, poza światłem płynącym z przykazań Bożych, strzegących
w człowieku prawdy obrazu Bożego. Odrzucenie Boga i Jego praw dokonuje
się (to jest logika wszystkich nowożytnych rewolucji) w imię wyzwolenia
człowieka, w imię wywyższenia autonomii i absolutyzowanej wolności,
po przekreśleniu wszystkich możliwych granic: także tej najbardziej
wewnętrznej – granicy rozumności.
Wskutek tego wolność została "wyzwolona" od wszelkiego związku z
prawdą, która miała być właściwym światłem dla wolności. Ta filozofia
w sposób tragiczny zubożyła człowieka, a nawet zakwestionowała
jego tożsamość. Człowiek odwrócony od Boga przestał w sobie czytać
prawdę Bożego podobieństwa, ponieważ zagubił prawdę Bożego stworzenia.
W konsekwencji zagubił się w splocie materialnych uwarunkowań i
przestał odróżniać siebie od zespołu rzeczy tego świata. Zwięzłą
i głęboką ocenę tej sytuacji zawiera encyklika "Evangelium vitae"
(nr 19-24).

Przymierze miłości małżeńskiej
Nic dziwnego, że Benedykt XVI podkreśla konieczność powrotu do najgłębszych
korzeni prawdy o człowieku. Czyni to zresztą, kontynuując linię
nauczania Jana Pawła II. Warto sięgnąć do przemówienia Papieża Banedykta
XVI wygłoszonego przed rokiem na Kongresie Diecezji Rzymskiej poświęconym
tematowi: "Rodzina i społeczeństwo chrześcijańskie: formacja osoby
i przekaz wiary" (Zenit, 7 czerwca 2005). W przemówieniu tym Ojciec
Święty położył główny nacisk na "antropologiczny fundament rodziny".
Powiedział wtedy: "Małżeństwo i rodzina nie są jakąś przypadkową
konstrukcją socjologiczną, wypadkową współczynników historyczno-ekonomicznych.
Przeciwnie, zagadnienie właściwego stosunku między mężczyzną i
kobietą sięga korzeniami do najgłębszej istoty ludzkiego bytu i
może znaleźć odpowiedź, tylko wychodząc z tego punktu. Zagadnienie
to nie może być oddzielone od pradawnego, a zarazem wciąż nowego
pytania człowieka o siebie samego (o swoją istotę): kim jestem?,
kim jest człowiek? A pytanie to z drugiej strony nie może być oddzielone
od pytania na temat Boga: czy istnieje Bóg? I kim jest Bóg? Jakie jest
Jego prawdziwe oblicze? Odpowiedź Biblii na te pytania jest jednoznaczna
i konsekwentna: człowiek jest stworzony na obraz Boży, a Bóg jest Miłością.
Dlatego powołanie do miłości jest tym czynnikiem, który czyni człowieka
autentycznym obrazem Boga: staje się on (człowiek) podobny do Boga
w tej mierze, w jakiej jest kimś kochającym".
Jest to więc prawda fundamentalna, która ma ważne implikacje antropologiczne.
Papież rozwija ten temat następująco: "Z tej fundamentalnej więzi,
jaka istnieje między człowiekiem a Bogiem, wynika dalsza więź: nierozdzielna
jedność ducha i ciała: w istocie człowiek jest duszą, która się wyraża
przez ciało, które jest właśnie ożywione przez nieśmiertelnego ducha.
Także więc ciało mężczyzny i kobiety ma, można powiedzieć, charakter
teologiczny, nie jest >>po prostu<< ciałem; a to, co jest biologiczne
w człowieku, nie jest jedynie biologiczne, lecz jest wyrazem i dopełnieniem
naszego człowieczeństwa. Również więc seksualność ludzka nie stoi
obok naszego bytu osobowego, lecz do niego należy (wewnętrznie).
Jedynie pod warunkiem, że seksualność jest zintegrowana z osobą,
może nadawać sobie (ludzki) sens".
Z tych przesłanek, czyli z faktu więzi człowieka z Bogiem oraz więzi
ciała i ducha, Papież wyciąga ważny wniosek na temat relacji między
małżeństwem i społeczeństwem. W pierwszej linii jest to stwierdzenie
więzi między osobą i instytucją. Człowiek nie tylko istnieje w czasie;
człowiek widziany w swej całościowości (integralności) zawiera
w sobie – właściwy sobie – wymiar czasu. "Ludzkie >>tak<< wychodzi poza
moment obecny: w swej integralności owo >>tak<< oznacza >>zawsze<<, ustanawia
przestrzeń wierności. Jedynie wewnątrz tej przestrzeni może wzrastać
owa wiara, która buduje przyszłość i pozwala, by dzieci, owoc miłości,
wierzyły w człowieka. Wolność wypowiadająca się w słowie >>tak<< ujawnia
wolność zdolną do przyjęcia tego, co jest definitywne: najpełniejszym
wyrazem wolności nie jest wtedy pragnienie przyjemności nie połączonej
z prawdziwą decyzją życiową; przeciwnie jest zdolnością zdecydowania
się na dar definitywny, w którym wolność, przez dar, odnajduje swoją
pełnię (odnajduje w pełni siebie samą)".
W ten sposób powołanie mężczyzny i kobiety jest zapisane w ich wewnętrznej
istocie, nie przychodzi "z zewnątrz", jest im dane wraz z samym człowieczeństwem.
Zarazem jest to powołanie, które przekracza granice czasu i czysto
indywidualnej egzystencji. Papież mówi: "Konkretnie mówiąc, to
>>tak<< osobowe i wzajemne mężczyzny i kobiety otwiera przestrzeń (ku)
przyszłości, ku autentycznemu człowieczeństwu obojga i równocześnie
jest przeznaczone do (spełnienia się) daru nowego życia. Dlatego
owo >>tak<< osobowe nie może nie być odpowiedzialne także w sferze publicznej:
małżonkowie podejmują wtedy publiczną odpowiedzialność w przedmiocie
wierności. W istocie nikt z nas nie należy wyłącznie do siebie samego:
z tego powodu każdy jest powołany, by przyjąć w głębi swej osoby
własny wymiar odpowiedzialności publicznej. Zatem małżeństwo jako
instytucja nie jest jakąś bezprawną ingerencją społeczeństwa lub
władzy, narzuceniem jakiejś formuły z zewnątrz; przeciwnie jest wewnętrznym
wymaganiem przymierza miłości małżeńskiej".
W świetle tej zasady należy oceniać różne innowacje i dewiacje
dotykające małżeństwa i rodziny w kontekście dzisiejszej kultury.
Papież mówi: "Różne dzisiejsze formy rozkładu małżeństwa, jak wolne
związki, >>małżeństwa na próbę<<, aż do pseudomałżeństw między osobami
tej samej płci, są wyrazami pewnej wolności anarchicznej, która wbrew
prawdzie uchodzi za prawdziwe wyzwolenie człowieka. Taka pseudowolność
zakłada banalizację ludzkiego ciała, co nieuchronnie zawiera banalizację
samego człowieka. Jej założeniem jest teza, że człowiek może zrobić
ze sobą, co chce: jego ciało staje się wtedy rzeczą o drugorzędnym
znaczeniu dla człowieczeństwa, której można używać, jak się chce. Libertynizm,
który kroczy poprzez odkrywanie ciała i jego wartości, jest w gruncie
rzeczy dualizmem wyrażającym pogardę dla ciała, umieszczając je
na zewnątrz autentycznego bytu i godności osoby".
Ojciec Święty dodaje, że głęboka więź między Bogiem a człowiekiem
oraz między miłością Boga i miłością ludzką znajduje swoje potwierdzenie
także na tle samych negatywnych tendencji dzisiejszej kultury. Właśnie
"samo poniżenie miłości i niszczenie autentycznej zdolności miłowania
– twierdzi Papież – ukazuje się w naszym czasie jako najbardziej odpowiednia
i skuteczna broń w celu wyrzucenia Boga z życia człowieka i w celu
odsunięcia Boga z pola widzenia i z serca ludzkiego. Podobnie,
chęć >>uwolnienia<< natury od (władzy) Boga prowadzi do utraty widzenia
prawdziwej rzeczywistości natury, łącznie z naturą człowieka,
redukując ją do zespołu funkcji, aby rozporządzać nią dowolnie dla
skonstruowania rzekomo lepszego świata i rzekomo bardziej szczęśliwej
ludzkości".
Z tej prawdy antropologicznej wynikają również bardzo ważne wnioski
praktyczne. Papież twierdzi, że "żaden mężczyzna i żadna kobieta
nie mogą przy pomocy swoich tylko sił dać dzieciom w sposób adekwatny
miłości i rozumienia sensu życia". Do tego celu konieczne są "autorytet
i wiarygodność wyższa od tej, jaką człowiek ma sam z siebie. Chrześcijanin
wie, że ten autorytet został udzielony pewnej szerszej Rodzinie,
którą Bóg, przez Jezusa Chrystusa i dar Ducha Świętego, stworzył w
ramach historii ludzkiej, to jest Kościołowi (…). Z tego powodu stworzenie
każdej pojedynczej rodziny chrześcijańskiej zostało umieszczone
w kontekście większej rodziny, czyli Kościoła, który (te rodziny)
podtrzymuje i niesie z sobą. Z drugiej strony sam Kościół jest budowany
poprzez rodziny, >>małe Kościoły domowe<<, jak się wyraził Sobór Watykański
II, (…) a Familiaris Consortio stwierdza, że >>małżeństwo chrześcijańskie
(…) jest naturalnym miejscem, w którym dokonuje się wszczepienie
osoby ludzkiej w wielką rodzinę Kościoła<< (FC 14)".

Tylko prawda
Rozwiązanie wszelkich problemów, które pojawiają się na drodze życia
rodzinnego, musi więc polegać na odwołaniu się do jednej, niezmiennej
Prawdy, która została nam dana przez Boga, i jednego autorytetu,
który ma moc wiązać sumienia, to jest Kościoła, który działa w imię
tej właśnie Prawdy. Autorytet pochodzący od Boga wiąże w sposób
zgodny z wewnętrzną naturą osoby ludzkiej i jej królewskiego wyposażenia
– to jest wolności. W tym kontekście pojawia się poważna przeszkoda
pochodząca także z prądów współczesnej kultury – to jest relatywizm,
który zaprzecza istnieniu pewnej i absolutnej prawdy. Tymczasem
bez oparcia się o prawdę wola (wolność) nie może działać w sposób
zgodny ze swą naturą; gdyż tylko prawda (prawda miłości przede wszystkim)
porusza wolę od wewnątrz. Cenne uwagi na ten temat zawiera encyklika
"Veritatis splendor", poświęcona podstawom moralności. Wola
więc nie może być "popychana" od zewnątrz.
Tu pojawia się delikatna kwestia wychowania, które jest apelem do
wolności drugiej osoby, pobudzającym do podjęcia prawidłowej decyzji.
Benedykt XVI w przytaczanym wyżej przemówieniu podkreśla, że "ani
rodzice, ani kapłani, ani katecheci, ani inni wychowawcy nie mogą
zastępować wolności dziecka, chłopca czy młodzieńca, do którego
się zwracają. W szczególny sposób propozycja chrześcijańska zwraca
się w sposób najgłębszy do wolności, wzywając do wiary i do nawrócenia.
Dzisiaj spotykamy się ze szczególnie podstępną przeszkodą w pełnieniu
dzieła wychowania. Przeszkoda pochodzi z wszechobecnego w naszym
społeczeństwie i kulturze relatywizmu, który nie uznając niczego
za definitywne, pozostawia jako ostatnią normę wyłącznie własne
>>ja<< i jego zachcenia i pod pozorem wolności staje się dla każdego
więzieniem. Wewnątrz tego relatywistycznego horyzontu nie jest
możliwe prawdziwe wychowanie: bez światła prawdy, wcześniej czy później,
osoba zostaje skazana na wątpienie co do wartości własnego życia
i relacji, które je tworzą, co do ważności swoich planów mających
na celu konstruowanie z innymi jakiejkolwiek wspólnoty".
Oprócz trendów kulturowych i ideologicznych dużym utrudnieniem dla
rodziny w realizacji jej powołania jest nacisk pewnych sił politycznych,
które dążą do całkowitego przeorganizowania rodziny i jej funkcji
przez tworzenie ustaw sprzecznych z prawem naturalnym, czyli Bożym.
Przeciwko podobnym uzurpacjom ze strony władzy politycznej przemawiał
energicznie kard. Lopez Trujillo w Madrycie 26 października 2005.
Krytykował swawolną politykę ustawodawczą mającą na celu wymyślanie
"praw człowieka", których w istocie nie ma. Taka polityka "wyrządza
wielką szkodę społeczeństwu i rodzinie, ponieważ święte prawa rodziny
zostają zagrożone przez tę nadzwyczajną łatwość, z jaką tworzy się
z niczego prawa, które nie istnieją". W kontekście tej polityki
człowiek staje się "rzeczą", którą się manipuluje, przez narzucanie
nowej definicji życia, małżeństwa i rodziny. Jednak – jak uczył Jan
Paweł II – "rodzina i małżeństwo są dziedzictwem ludzkości" i "fundamentem
narodu, nie istnieje bowiem naród bez rodziny". Kardynał przypomniał,
że już Arystoteles i Platon bronili idei, że rodzina nie jest tworem
państwa, łaskawą koncesją prawodawcy, lecz że jest wcześniejsza od
państwa. Kardynał wskazał na błędy pozytywizmu i totalitaryzmu
w takim podejściu do ustawodawstwa, kiedy wydaje się, że "prawo wszystko
może stworzyć" i że "prawo jest dobre, ponieważ jest prawem".
Także w pewnym interesującym wykładzie kard. Caffarra (30 maja
2006) odniósł się krytycznie do uzurpacji państwa, które chciałoby
podporządkować sobie rodzinę, usiłując zaprzeczyć prawdzie, że
rodzina jest instytucją naturalną. Wyjaśniając istotę rodziny
w oparciu o nauczanie Jana Pawła II (a także personalizmu Karola
Wojtyły), podkreśla przede wszystkim wyjątkowy i duchowy charakter
zrodzenia człowieka. Rodzi się bowiem nie tylko jednostka gatunku,
lecz raczej osoba, a więc ktoś jedyny i niepowtarzalny. Wobec tego
małżeństwo jako "komunia osób" mężczyzny i kobiety jest jedynym
miejscem, które nie pozwala, aby zrodzenie osoby ludzkiej straciło
swój charakter nadzwyczajny, redukując się do pozycji statystycznej.
Chodzi tu o pełną prawdę osobową i duchową małżeństwa, a nie tylko
o fakt czysto fizyczny związany z biologiczną strukturą płci.

Obowiązki państwa wobec rodziny
W świetle nauczania Jana Pawła II (List do Rodzin) zrodzenie jest dziełem
Boga, ponieważ jest uobecnieniem tajemnicy stworzenia. Tylko odwołanie
się do stworzenia pozwala zrozumieć, że podmiotem zrodzenia (biernym)
jest osoba. Gdyby zredukować rolę małżonków do tych współczynników
zrodzenia, które całkowicie zależą od woli człowieka, czyli podlegają
rozporządzeniu woli ludzkiej jako przyczyny sprawczej, nie dałoby
się zrozumieć, że owocem (skutkiem) tej aktywności jest osoba. To,
co jest proporcjonalne do woli ludzkiej, da się zrozumieć jako "rzecz",
jako "obiekt", jako "produkt", w istocie obiekt manipulacji. Właśnie
wszelkie manipulacje płodnością redukują owoc tych manipulacji
do poziomu rzeczy. Stąd – ponieważ osoba musi być widziana jako
tajemnica – jej początek musi być umieszczony w kontekście tajemnicy,
którą jest misterium miłości oblubieńczej, poprzez które małżonkowie
uczestniczą w tajemnicy stworzenia. W tym kontekście da się zrozumieć,
że osoba zrodzona jest darem Stwórcy.
Ale z tego też wynika, że osoba należy tylko do Boga. Osoba zostaje
powierzona rodzinie, ale nie "dana na własność" jak obiekt posiadania.
Ten status osoby rzutuje na wszystkie relacje wewnątrzrodzinne,
a zwłaszcza na proces wychowania. Ale zarazem taka struktura rodziny
decyduje o strukturze społeczeństwa, które pozostaje w służbie
rodziny, w duchu odpowiedzialności za jej prawdę antropologiczną
i jej świętość. Etos rodziny stanowi podstawę całego etosu społecznego.
Etyka, stojąca u podstaw powołania rodziny, stanowi fundament
etyki społecznej jako etyki publicznej. Etyka publiczna nie jest
tylko zbiorem norm etyki indywidualnej: posiada własną "substancję"
określoną przez relację do dobra wspólnego, własną tożsamość duchową,
która wyraża się głównie w popieraniu rodziny, w obronie rodziny
i wspomaganiu jej w realizacji jej zadań (funkcja pomocnicza państwa).
Szczególnie zadanie obrony rodziny wymaga, by państwo nie dopuszczało
do sytuacji, w których rodzina zostaje utożsamiona prawnie i obyczajowo
z formami będącymi karykaturą czy antytezą rodziny. Ten obowiązek
państwa wiąże się z odpowiedzialnością za dobro wspólne państwa.
Istotnym składnikiem dobra wspólnego jest właśnie rodzina, która
skupia w sobie istotne wartości ludzkie: godność osoby, świętość miłości
i nietykalność życia. Państwo nie może tolerować takich form życia
– form współżycia opartych na dowolnej interpretacji sensu płciowości,
które negują prawdę rodziny już przez sam fakt neutralności prawnej
narzucającej przekonanie o równej wartości i równych prawach małżeństwa
i tworów pseudomałżeńskich. Kardynał Caffarra podkreśla, że nie
wolno zapominać o wychowawczej roli prawa: ono formuje przekonania
publiczne i to, co nazywamy etosem publicznym. Państwo nie może "rządzić"
rodziną, ale ma jej służyć. Kształtowany w ten sposób etos, zawierający
zespół przekonań, sądów i postaw, wspomaga wybitnie rodziny w sytuacjach
kryzysowych, trudnych, które mogą wynikać z jakichkolwiek przyczyn.
Pewna poważna praca interdyscyplinarna, nosząca tytuł "The Meaning
of Marriage" (Spence), na którą powołuje się kard. Caffarra, a której
jednym ze współautorów jest profesor filozofii Joseph Raz, wykazuje
na podstawie wieloaspektowych badań, że rodzina wymaga koniecznie
tego rodzaju pomocy ze strony państwa, ponieważ ciężar obowiązków
moralnych spoczywających na rodzinie może się okazać ponad siły
dwojga osób, zmuszonych przeciwstawiać się naciskowi amoralnego
i libertyńskiego społeczeństwa. Rodzina, jakkolwiek godnością
przewyższająca nieskończenie państwo jako organizację polityczną,
w praktyce jest rzeczywistością kruchą i wymagającą pomocy. Przede
wszystkim godność rodziny wymaga jednak, by państwo skierowało całą
swoją aktywność ku obronie rodziny. W pracy tej znajduje się także
inny cenny rozdział pochodzący od autorki nazwiskiem Maggie Gallagher,
ukazujący na podstawie badań niezwykłą doniosłość trwałego, autentycznego
małżeństwa dla rozwoju i wychowania dzieci we wszystkich możliwych
aspektach. Dzieci pozamałżeńskie, dzieci z małżeństw rozbitych, a
nawet z tak zwanych związków faktycznych znajdują się w zasadniczo
gorszej sytuacji fizycznej, psychicznej, zdrowotnej, pedagogicznej,
edukacyjnej, umysłowej, duchowej i moralnej. W znacznie wyższym
procencie stają się ofiarą depresji, pokusy samobójstwa, nadużyć
seksualnych, przemocy domowej, zaniedbują obowiązki szkolne i
często wchodzą na drogę przestępczą (zob. Zenit 10 lipca 2006, L’importanza
del matrimonio per i figli e per il bene commune).
Podsumowując, sformułujmy najważniejsze wnioski:
– Miłość decyduje o etycznej spoistości rodziny, ale nie wystarcza
sama do spełnienia wszystkich jej zadań; konieczny jest autorytet
oparty o Boga.
– Miłość ma obowiązek pozostawać w wyraźnej opozycji do grzechu,
szczególnie gdy chodzi o najbliższych członków rodziny.
– Miłość powinna być źródłem i celem kultury wolności, którą należy
wychować w rodzinie i całym środowisku społecznym. Kultura wolności
opiera się na afirmacji prawdy moralnej zakorzenionej w Tajemnicy
Boga.
– Afirmacja autonomii osoby, będącej podmiotem wychowania, musi
się łączyć z dążeniem do ukształtowania w niej poczucia odpowiedzialności
za dobro wspólne, którego istotnym ogniwem jest rodzina.
– Rozwiązywanie trudnych problemów wychowawczych w kontekście obecnej
kultury wymaga ożywienia solidarności rodzin, także w formie tworzenia
grup i ruchów religijnych uwzględniających program wzajemnej pomocy
pedagogicznej.
– Kultura wolności musi istnieć w ścisłym związku z obyczajem społecznym
(etosem) afirmującym istotne wartości rodziny.
– Kultura miłości i kultura wolności wymaga odpowiedniego kształtu
prawa stojącego na straży tożsamości rodziny i jej promocji.
– Prawo społeczne ma być kształtowane jako wyraz rozumnej woli popierania
dobra wspólnego zgodnie z prawdą natury ludzkiej i ludzkiej wspólnoty
ze względu na transcendentny charakter powołania osoby.

ks. prof.
Jerzy Bajda

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl