Metoda doboru, jak w lotto

Z mec. Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem Ewy Błasik, żony dowódcy
Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, który zginął na Siewiernym, rozmawia
Anna Ambroziak.

Konkluzja raportu NIK jest taka: specpułk nie mógł latać na
Siewiernyj, bo tego lotniska nie było w rejestrze. Szkopuł w tym, że takiego
rejestru w ogóle nie było.

– Na ten temat nie chciałbym się wypowiadać. Na pewno i w tym dokumencie
można znaleźć pewne nieścisłości. Wychodzę jednak z założenia, że raport jest
rzetelny. Kontrolerem NIK nie zostaje się ot tak. Tak samo prokuratorem.

NIK przyznała w opisie metodyki, że badała dokumenty losowo.

– Nie bardzo to sobie wyobrażam. Każdą kontrolowaną instytucję NIK powinna
zbadać kompleksowo. Nie wiem doprawdy, jak można badać dokumentację czy
procedury losowo. Można tylko wybrać pewne wydarzenia i poddać je analizie. Ale
kompleksowej!

Na Siewiernyj latali wcześniej i Donald Tusk, i Władimir Putin, a
także politycy na obchody katyńskie. A po katastrofie polscy prokuratorzy i
członkowie późniejszej komisji Millera.

– Dlatego uważam, że trzeba byłoby uwypuklić różnice między tymi
wcześniejszymi lądowaniami a tym z 10 kwietnia, bo to właśnie tego dnia doszło
do tragicznego lotu. Nie wiem, jak było w 2007 r. czy wcześniej. Podobno kiedy
do Smoleńska leciał prezydent Aleksander Kwaśniewski, lotnisko było zbadane,
zwrócono uwagę na istotne braki i przeprowadzono jego remont również z
wykorzystaniem środków polskiej kancelarii prezydenckiej. Tak przynajmniej
relacjonował to poseł Ryszard Kalisz. Niedopuszczalne jest również to, że z
katastrofy nie wyciągnięto żadnych wniosków, że nadal łamie się procedury.

W raporcie nie ma jednak mowy o czyjejkolwiek odpowiedzialności –
mówi się tylko o łamaniu procedur przez 36. SPLT, MON, BOR, DSP.

– Bo nad kwestią odpowiedzialności pracuje prokuratura. NIK kontroluje
działalność instytucji państwowych pod kątem rzetelności i zgodności z prawem
etc. Dokonując tych analiz, ustaliła, że te decyzje nie były podjęte prawidłowo,
rzetelnie, zgodnie z prawem, że były łamane procedury.

Kontrola objęła okres 2005-2010. NIK nie tłumaczy, jakie było
kryterium przyjęcia akurat takiego czasookresu.

– Trzeba rozróżnić dwie rzeczy – odpowiedzialność za 7, a szczególnie za 10
kwietnia – tu ponoszą odpowiedzialność konkretne osoby, konkretni urzędnicy i
politycy znani z imienia i nazwiska. Wiemy, że nie były właściwie przygotowane
karty podejścia, tak samo zgody na przylot i lądowanie. To nie ulega
najmniejszej wątpliwości. Te osoby popełniły konkretne błędy i za to powinny
ponieść odpowiedzialność. Ale to nie jest tak, że wcześniejsze rządy, mam na
myśli te sprzed koalicji PO – PSL, działały świetnie. Przez dwadzieścia lat
doprowadzano państwo do degrengolady. Cięto fundusze na armię, obcinało się
pieniądze na szkolenia, nie kupuje się nowego sprzętu, wydaje wewnętrznie
sprzeczne przepisy, urzędnicy tylko rozglądają się, jak przerzucić
odpowiedzialność na inne osoby. Niestety, za ten stan rzeczy odpowiedzialność
ponoszą politycy. Nie koncentrują się na tym, by dana instytucja, której
szefują, działała sprawnie i służyła państwu, ale dbają przede wszystkim o swój
interes czy też PR w mediach. Przykładem może tu być choćby unieważnienie
przetargu na samoloty, na którym tak zależało ministrowi Aleksandrowi Szczygle.
Przez dwadzieścia lat systematycznie osłabiano państwo polskie. Dziś żaden
urzędnik państwowy nie czuje się odpowiedzialny za to, co robi. Jednakże to nie
zmienia faktu, że są konkretne osoby, które ponoszą odpowiedzialność za
wydarzenia z 10 kwietnia.

Ale czy NIK nie powinna raczej skupić się oddzielnie na okresie tuż
sprzed 10 kwietnia? Czy stawianie na jednej płaszczyźnie ogólnych systemowych
zaniedbań i konkretnych błędów związanych z katastrofą jest uprawnione?

– Zgadzam się z tym, że to dwie różne kwestie. Mówimy o dwóch różnych
problemach. Gdyby 10 kwietnia nie doszło do katastrofy, wielu osobom by się
upiekło. Ale druga płaszczyzna, o której nie wolno nam zapomnieć, to stan
państwa polskiego. Nie można między tymi dwiema kwestiami stawiać znaku
równości. Chociaż wcześniej też nie wszystko było w porządku.

Dlatego może NIK nie powinna rozmywać kwestii odpowiedzialności. Były
wcześniej inne kontrole Izby, które mówiły o konkretnych zaniedbaniach
konkretnych osób.

– Moim zdaniem, ta odpowiedzialność nie została tu rozmyta, tylko nie została
wprost wskazana. Ale zgadzam się, że to był błąd. Tak jak pani to nazwała,
"rozmycie" odpowiedzialności pozwala poszczególnym osobom dokonywać
nadinterpretacji tego dokumentu. Być może takie zarzuty pod adresem konkretnych
osób powinny być jasno sformułowane. Być może trzeba było zbadać też sam okres
organizowania tych dwóch wizyt, tj. 7 i 10 kwietnia.

Nie obawia się Pan, że brak takich konkretów otworzy furtkę do tego,
by za to, co się działo na przykład w specpułku, obciążać osoby niewinne? Pewnie
gdyby NIK zbadała dziś przestrzeganie procedur HEAD, wnioski byłyby zaskakujące.

– Oczywiście, że nie zawsze da się zachować procedury. Choćby w sytuacjach
nagłych, których nie przewidują przepisy. Ale wizyta w Katyniu nie była wizytą
nagłą. Była przygotowywana przez wiele miesięcy. Pokazuje to, jak urzędnicy
bagatelizowali swoje obowiązki. Oczywiście nie mam na myśli wyłącznie tych
urzędników niższego szczebla, ale uważam, że to wina tych, którzy nimi
kierowali. Raport NIK kończy moim zdaniem dyskusję na temat tego, czy Kancelaria
Prezesa Rady Ministrów ponosi odpowiedzialność za organizację lotu do Smoleńska.

Co do kwestii specpułku, zapytajmy choćby o to, dlaczego piloci odchodzili z
jednostki. Kiedy po katastrofie CASY premier Tusk nie zostawiał na nich suchej
nitki, wielu z ich odeszło. Ale sytuacja w tej jednostce to przede wszystkim
konsekwencja decyzji politycznych, a nie na przykład Dowództwa Sił Powietrznych.
W raporcie mówi się szeroko o nieprawidłowościach w 36. specpułku, a nie ma
odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak było. Jeżeli był tylko jeden samolot, na
którym szkolono pilotów, a drugim przewożono VIP-ów, to raport powinien wskazać,
co było tego przyczyną, którzy politycy doprowadzili do takiej sytuacji.
To nie Dowództwo Sił Powietrznych decyduje o rozdziale środków czy zakupie
nowych samolotów. Tu mogę się z panią zgodzić – to, że nie wskazano konkretnie,
kto jest winny tej sytuacji, automatycznie i w sposób nieuprawniony wskazuje na
osoby, które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności w tym zakresie. Wielokrotnie
pisał o tych sytuacjach "Nasz Dziennik". Problem w tym, że inne media nie chcą
podejmować tego tematu i w konsekwencji wiele osób może żyć w przekonaniu, że
winę ponosi np. Dowództwo Sił Powietrznych. A to oczywista nieprawda.

Były premier Leszek Miller już powiedział, że odpowiedzialność w
kwestii organizacji wizyt ponosi także Kancelaria Prezydenta, to podniosła NIK.

– To mnie zbulwersowało. Kancelaria Prezydenta w odróżnieniu od kancelarii
premiera zgłosiła zapotrzebowanie na lot w wymaganym przepisami prawa terminie.
Natomiast niepełność dokumentów, o czym powiedział premier Miller, polegała na
tym, że w ostatniej chwili zmieniono nazwiska na liście pasażerów. Ale przecież
ta zmiana w żaden sposób nie wpływała na organizację lotu, nie zgłoszono więcej
osób, niż było można, a to, czy poleci ta czy inna osoba, nie miało żadnego
znaczenia. To w tym raporcie szczególnie mi się nie spodobało – próba
przypisania odpowiedzialności Kancelarii Prezydenta w tym, co nie miało żadnego
związku przyczynowego z katastrofą. Dało to asumpt do tego, by zaatakować
Kancelarię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

"Komsomolskaja Prawda" stwierdziła już, że prezydent Kaczyński
właściwie sam się prosił o śmierć, poleciał do Smoleńska na własne ryzyko, bo
Polacy nie umieli właściwie przygotować lotu.

– To pokazuje, że raport może być wykorzystywany na niekorzyść strony
polskiej. Że były zaniedbania ze strony urzędników – to trzeba było zaznaczyć.
Ale akcentowanie tego – jak już wcześniej mówiłem, że były zaniedbania ze strony
Kancelarii Prezydenta – to już nadużycie. Przekaz prasy rosyjskiej wpisuje się w
kontekst niektórych wypowiedzi naszych polityków po katastrofie – że przecież
delegacja z panem prezydentem wcale nie musiała do Katynia lecieć. Polecieli i
stało się. A gdzie jest pokazanie winy strony rosyjskiej? Dlaczego "Komsomolskaja
Prawda" nie pisze o tym, że lotnisko nie było właściwie przygotowane, dlaczego
nie ma wzmianki o tym, jak pracowali kontrolerzy lotów na Siewiernym?

Ocena funkcjonowania specpułku jest w raporcie bardzo uogólniona.
Sprowadza się do stwierdzeń, że łamano procedury, a działania DSP były zbyt
doraźne i niewystarczające – znów ogólnie.

– Faktycznie, w niektórych miejscach raport zawiera istotne braki. Wydaje mi
się, że więcej powinno być w nim odniesienia do obowiązujących procedur, a nie
do samych faktów, w tym przywołania konkretnych podstaw prawnych. Nie jestem w
stanie zrozumieć, dlaczego tak postąpiono, bo niestety zbyt mała zawartość
merytoryczna działa na niekorzyść autorów dokumentów. Jego przeciwnicy mogą
bowiem argumentować, że są to jedynie założenia autorów dokumentu, tak przecież
czyni teraz część polityków koalicji rządzącej.

Nie obawia się Pan, że raport otworzy furtkę do ataków na osobę gen.
Andrzeja Błasika?

– Jeżeli się takie ataki pojawią, będę reagować i bronić osoby pana generała.
Wiem, że gen. Błasikowi nic nie można w tym zakresie zarzucić. Będę wtedy te
argumenty, które znam, przytaczać. Apelowałbym również do mediów o większą
rzetelność przy analizowaniu tej kwestii. Jak wyżej wspomniałem, poza "Naszym
Dziennikiem" mało kto podjął się rzetelnej analizy w tym zakresie.

Czy NIK powinna wskazać w raporcie konkretnie, czym powinna zająć się
prokuratura?

– Sądzę, że po tym raporcie na pewno do prokuratury wpłyną zawiadomienia o
podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Warto jednak pamiętać, że w chwili obecnej
w prokuraturze toczy się już postępowanie w związku z organizacją wizyt 7 i 10
kwietnia, a prokuratura powinna włączyć ustalenia NIK jako kolejny – z punktu
widzenia procesu jednak mniej istotny – dokument do swoich akt. Ten raport na
pewno powinien być wykorzystany przez prokuraturę.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl