KRRiT na pierwszej linii frontu

Po tym, w jaki sposób odwrócone zostały oceny, kto był ofiarą, a kto sprawcą
politycznego morderstwa w biurze PiS w Łodzi, nowy urząd kontroli publikacji
(młodszym Czytelnikom przypominam, że tak oficjalnie nazywała się w PRL cenzura)
z dużą pobłażliwością przyglądałby się wypowiedziom Jakuba Wojewódzkiego,
sposobowi prowadzenia audycji przez Monikę Olejnik czy Grzegorza Nawrockiego, a
swego głównego wroga oraz adresata pouczeń i kar znalazłby w coraz szczuplejszym
gronie niezależnych prawicowych dziennikarzy. Dlatego złowrogo zabrzmiały
doniesienia o planach monitoringu mediów przez Krajową Radę Radiofonii i
Telewizji.

Propozycja takiego monitoringu została wysunięta po politycznym morderstwie w
Łodzi podczas spotkania przedstawicieli KRRiT z prezydentem Bronisławem
Komorowskim. Zgodnie jednak z obowiązującą doktryną, według której natychmiast
po ataku Ryszarda C. na biuro PiS w Łodzi "Gazeta Wyborcza" i TVN oskarżyły
ofiarę, a nie sprawcę, można się domyślać, że główne ostrze cenzorskiego
animuszu wymierzone zostałoby w "Gazetę Polską", "Nasz Dziennik" czy prawicowe
portale internetowe. Natychmiast bowiem po wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego,
sugerującej, że takie audycje jak "Szkło kontaktowe" z TVN24 powinny zniknąć z
ekranu, przewodniczący KRRiT Jan Dworak publicznie zbeształ prezesa partii
opozycyjnej, przywołując dokumenty Rady Europy broniące wolności słowa. Skoro
więc Jan Dworak tak szybko wziął w obronę najbardziej jadowitą wobec prawicy
audycję, to co chciałby monitorować i piętnować?
Słuszny postulat przewodniczącego KRRiT Jana Dworaka, by dziennikarze
koncentrowali się na ważnych sprawach, a nie na wzajemnym odnoszeniu się
polityków do siebie, ma rację bytu tylko w warunkach, gdy ci dziennikarze nie
będą z góry zakładali, kto jest politykiem godnym poparcia, pochodzącym z ich
kręgu towarzyskiego, a kto przeznaczonym do eksterminacji wrogiem. Do tej pory
nie ma żadnych dowodów na to, by w tej najważniejszej sprawie cokolwiek się
zmieniło. Nie zmieni tego także wybrana przeciwko PiS Krajowa Rada Radiofonii i
Telewizji.

Jednym głosem z PO
Mija trzeci miesiąc funkcjonowania Rady w nowym, poprawnym politycznie składzie,
ustalonym w gronie PO – SLD – PSL. W tym czasie zdążyła już ona podjąć
działania, które nie pozostawiają złudzeń co do jej silnego zaangażowania
politycznego przeciwko PiS, Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz niezależnym mediom i
dziennikarzom. W kilku wypowiedziach publicznych oraz oficjalnych decyzjach i
oświadczeniach przewodniczącego Dworaka mogliśmy usłyszeć słowa nagany dla
ostatnich dziennikarzy i publicystów nieśpiewających w prorządowym chórze.
Pierwsze zmiany personalne już są – Małgorzata Wyszyńska zastąpiła na stanowisku
szefa redakcji "Wiadomości" Jacka Karnowskiego.
Za kilka dni minie termin zgłaszania przez uczelnie kandydatów do rad
nadzorczych TVP i Polskiego Radia. Możemy domyślać się, jak przebiegnie selekcja
personalna do władz mediów publicznych, skoro do tej pory decyzje i wypowiedzi
konstytucyjnego organu mającego bronić prawa do informacji i wolności słowa były
tak jednostronne.
Podjęta w sierpniu akcja skierowana przeciwko Radiu Maryja skończyła się na
razie decyzją przewodniczącego Dworaka nakazującą toruńskiemu nadawcy
zaniechanie emisji rzekomych "ukrytych reklam". Groźby odebrania statusu nadawcy
społecznego nie zostały zrealizowane, ale nikt nie ma wątpliwości, że mogą być w
każdej chwili podjęte na nowo. Nowa Krajowa Rada włączyła się więc niemal
natychmiast w walkę polityczną na pierwszej linii frontu. Bardzo źle rokuje to
na przyszłość. Nie tylko bowiem nie zlikwidowano starych wad systemu regulacji
mediów, ale także dołożono nowe. Wszystko wskazuje na to, że KRRiT albo nie
dotrwa jako instytucja do końca swej kadencji przypadającego w 2016 r.,
zmieciona przy okazji kolejnych politycznych zawirowań, albo jej skład
personalny będzie się zmieniał pod naciskiem bieżących kryzysów.

Cuda budżetowe i abonamentowe
Jest jednak jedna pozytywna zmiana. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
znalazły się pieniądze na uzupełnienie budżetu KRRiT. Odkąd zaczęła rządzić PO,
zmniejszano pulę pieniędzy przeznaczoną na funkcjonowanie Rady, przekazując ok.
15 mln, tj. o 30 proc. mniej, niż wynosił jej budżet w latach 1993-
-2006. Tymczasem nowi członkowie podnieśli krzyk, zobaczywszy rozlatującą się
siedzibę, dowiedziawszy się o wysokości wynagrodzeń, (nie)możliwościach
korzystania z ekspertyz i podróży służbowych oraz zorientowawszy się, że
niewykonalne są zadania ustawowe. Sejmowa komisja kultury bez słowa sprzeciwu
przyjęła propozycję trzydziestoprocentowego zwiększenia budżetu.
Także nadawcy publiczni, już z nowym kierownictwem zmienionym specustawą, która
ma służyć, według słów senatora Kazimierza Kutza, "odpluskwieniu" TVP, będą
mogli liczyć na nieco zwiększoną skuteczność w poborze abonamentu RTV, obecnie
bowiem posłowie PO podkreślają, że nie jest on taki zły.
Przewiduję, że prowizorka abonamentowa, ustalająca poziom środków publicznych
przeznaczonych na media w granicach 500 mln zł, zostanie utrzymana. To nie
spowoduje bankructwa Polskiego Radia i TVP, ale doprowadzi do ich degradacji.
Spełni się marzenie wielu w PO, tj. pozostawienie jedynie połowy obecnych mediów
publicznych i sprywatyzowanie przestrzeni reklamowej przez nie zajmowanej. To
oznacza oddanie około 20 proc. rynku telewizyjnego i 10 proc. rynku radiowego.
TVP straci w ten sposób na rzecz konkurencji blisko miliard złotych. Polskie
Radio, kurcząc się, da zarobić innym nadawcom dodatkowe 30 milionów.
Mimo zmiany władz mediów publicznych grozi nam więc tak naprawdę kontynuacja ich
kryzysu finansowego. Nowa KRRiT, wyposażona w uprawnienia w egzekwowaniu
"misji", nie będzie w stanie zapewnić jej realizacji. Samo funkcjonowanie
regionalnych ośrodków telewizyjnych i rozgłośni lokalnych pochłania kwotę
przewyższającą całość obecnych wpływów abonamentowych. Na misyjne programy
ogólnopolskiej TVP ze środków publicznych nie pozostanie ani grosz, nawet przy
lekko podwyższonej ściągalności abonamentu.
To spowoduje konflikty w koalicji, która wsparła wybór nowej KRRiT. Trudno sobie
wyobrazić, by PO, SLD i PSL doszły łatwo do porozumienia o likwidacji części
istniejących instytucji. Decyzji tych nie da się już usprawiedliwić
koniecznością usunięcia "pisowskich" prezesów i dziennikarzy.

Cisza w kwestii cyfryzacji
Uzasadniona wydaje się teza, że jedynym programem Platformy w dziedzinie mediów
jest odcięcie od nich Prawa i Sprawiedliwości i osłabienie mediów publicznych.
Tym tłumaczyć należy brak zainteresowania PO zasadniczym z punktu widzenia
interesu społecznego problemem cyfryzacji nadawania telewizyjnego. Już od co
najmniej dwóch lat władze powinny prowadzić szeroko zakrojoną akcję edukacyjną
na temat korzystania z cyfrowej telewizji. Telewizja analogowa ma zniknąć w 2013
r., a wyłączenie sygnału w różnych województwach powinno się rozpocząć już w
przyszłym roku. Doświadczenia Finlandii, Wielkiej Brytanii, Francji wskazują, że
konieczne jest długie uczenie odbiorców nowych technologii, pomoc w zakupie i
montażu dekoderów. W przeciwnym razie kilka milionów obywateli cofnie się w
dostępie do mediów o 50 lat, będzie zmuszonych do rezygnacji z telewizji. Nie ma
propozycji dofinansowania dekoderów dla 1,5 miliona gospodarstw, których nie
będzie stać na zakup. Brakuje ustawy regulującej dostęp do tej pomocy. Będziemy
mieli do czynienia z chaosem, z którego zadowoleni będą właściciele platform
satelitarnych i operatorzy kablowi. Zdezorientowani, średniozamożni widzowie
pospieszą wykupić dostęp do płatnej telewizji, nie wiedząc, że niemal to samo
mieliby za darmo, a najubożsi wrócą do radia.
Nie należy oczekiwać, iż pod rządami politycznymi PO i SLD w mediach publicznych
i w KRRiT poprawiona zostanie fatalna słabość polityki medialnej państwa i
słabość regulatora wobec grup nacisku. Nie mamy niestety w Polsce silnych
instytucji kontrolnych o charakterze obywatelskim, takich jak liczące po 30-50
tys. członków stowarzyszenia widzów w Skandynawii. Tym ważniejsze jest skuteczne
egzekwowanie prawa do obrony przed niezgodną z przepisami reklamą, przed
demoralizacją dzieci. Tym bardziej instytucje państwa powinny chronić przed
nieuczciwą konkurencją, przed naruszaniem prawa do informacji. Postulaty te przy
obecnym składzie KRRiT nie mają szans na spełnienie.
Wobec ograniczeń w finansowaniu mediów publicznych TVP zmuszona będzie do
dalszych redukcji audycji lokalnych. Rozgłośnie regionalne nie przetrwają długo.
Postępować będzie komercjalizacja mediów i trudno oczekiwać ich nowoczesnego
uspołecznienia, to jest wykorzystania przepływu opinii w dwóch kierunkach
pomiędzy odbiorcami i twórcami programów.

Zagrożona suwerenność audiowizualna
Jest coraz więcej stacji radiowych, trwa wysyp nowych stacji satelitarnych.
Powoduje to reakcję dotychczasowych potentatów w postaci monopolizacji hamującej
rozwój. W innych krajach jest to przedmiotem publicznej debaty. Bada się
zagrożenia płynące z koncentracji kapitału, krzyżowych powiązań pomiędzy
właścicielami stacji telewizyjnych, platform satelitarnych, portali
internetowych i firm reklamy zewnętrznej. U nas nie dyskutuje się publicznie,
jaka jest pojemność polskiego rynku telewizyjno-radiowo-internetowego. Widoczna
jest słabość strategii państwowych i brak konsekwencji w ich wdrażaniu. Dochodzą
nas strzępy informacji na temat apetytu Agory na telewizję, planów rozwojowych i
obaw rynkowych Polsatu i TVN, złej sytuacji wielu komercyjnych rozgłośni. Cały
czas brana jest pod uwagę perspektywa wejścia na nasz rynek jednego z globalnych
koncernów, co doprowadzi do całkowitego przemodelowania polskiej rzeczywistości
medialnej. Czekają nas burzliwe czasy przemian własnościowych i trudnej obrony
wartościowych programów. Czy będzie się to działo – tak jak dziś – pod
nieobecność państwa?
W dobie wszechobecności mediów zagrożeniem będzie też postępujące rozwarstwienie
społeczne w dostępie do nich. Już teraz diametralnie inne możliwości mają ci,
których stać na zakup pakietu satelitarnego z programami Mini Mini czy Discovery
Channel, niż ci, którzy są skazani na oblepione reklamami bezpłatne stacje
naziemne. Przerzucenie się do internetu, odbiór wideo na życzenie lub
sprofilowanych stacji radiowych również oddziela tych, których stać na łącze z
dużym limitem danych, od tych, którzy latami ciułają na zakup komputera. Zamożni
będą mieli elitarną, dobrej jakości telewizję bez reklam, a biedni – zaśmiecony
reklamami chłam. Nie dostrzegam prób zaradzenia tej tendencji. Wręcz przeciwnie,
opisana wyżej abdykacja państwa z uczciwego przeprowadzenia procesu cyfryzacji
daje powody do myślenia, że decydenci albo nie są świadomi skutków wykluczenia w
dostępie do wartościowych mediów, albo ten niebezpieczny trend akceptują.
Zagrożeniem jest postępująca utrata suwerenności audiowizualnej. To sprawa nie
mniej ważna niż bezpieczeństwo energetyczne. Wspomniałam o obawie skolonizowania
naszego rynku przez światowe koncerny. To nie musi się odbyć w spektakularny
sposób – np. poprzez kupno ważnej stacji telewizyjnej przez "inwestora
strategicznego". Może to nastąpić także poprzez wyparcie audycji produkowanych
przez polskie firmy. Sprzyja temu nie tylko ograniczenie w finansowaniu naszych
mediów publicznych (udział wydatków na media publiczne w Polsce jest w stosunku
do PKB wielokrotnie niższy niż w Niemczech czy Wielkiej Brytanii). Istotne jest
także zamknięcie się mediów głównego nurtu na znaczny odsetek aktywnych
politycznie obywateli i odrzucenie w ofercie pierwiastka
wspólnotowo-patriotycznego. To oznacza, że zarówno te media, jak i ich odbiorcy
stają się bezbronni wobec ekspansji kosmopolitycznych produkcji komercyjnych.

W poczuciu odzyskania pełni władzy w mediach oczywiście pojawi się pokusa
usunięcia Radia Maryja. Konsekwencje takiego kroku dla życia społecznego będą
opłakane. Obawiam się jednak, iż doradcy marketingowi Platformy mogą pokusić się
o realizację tego planu, by przysłonić jakieś niebezpieczne dla wizerunku
rządzącej partii fakty.

Groźne skutki eliminacji medialnej PiS
Bezwzględne odrzucenie współuczestnictwa PiS w kształtowaniu polityki
audiowizualnej, a tym samym wyrzucenie poza przestrzeń debaty publicznej jednej
trzeciej obywateli, oznacza zanegowanie koncepcji potraktowania mediów jako
tematu ponad podziałami.
Katastrofa smoleńska spowodowała wzrost świadomości społecznej odnośnie do roli
mediów w sprawowaniu władzy. Krytyczny osąd części stacji telewizyjnych
oskarżanych o niesprawiedliwy obraz prezydentury Lecha Kaczyńskiego stał się
udziałem znacznej grupy obywateli. W tej atmosferze dochodzi do wykluczenia z
wpływu na media dużej grupy głosujących.
Może jednak będzie to "błogosławiona" katastrofa? Dotychczasowi władcy wyobraźni
stracą bowiem nieuchronnie kilka milionów widzów. Czy pojawią się dwa światy
medialne? Ten pierwszy oficjalny, prorządowy, i ten drugi, tworzony bez dużych
pieniędzy i częstotliwości? W to, że Polacy sobie poradzą, nie wątpię. Wolałabym
jednak, aby tak radykalne rozwarstwienie nie nastąpiło. Decyzję o uruchomieniu
procesu rozwarstwienia podjęła jednak PO. I nie chce zrozumieć, że jest to
działanie na szkodę państwa i Narodu.
Przesada w monopolizowaniu mediów przez jedną grupę ideową może, owszem,
spowodować zdrowy odruch społeczny. Umocnią się ekonomicznie media niezależne,
przyciągając tysiące świadomych odbiorców. Wytworzą się spontaniczne grupy
monitorujące nadawane treści i reagujące profesjonalnie na ideologiczny
przechył. Tylko czy stać nas na rezygnację z debaty o dobrym urządzeniu państwa
w mediach publicznych? W polaryzacji mediów zniknie także przestrzeń dla tych,
którzy będą usiłowali być "pomiędzy". To nie jest wesoła perspektywa.
Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu w roku 2000 stwierdziła, że
zasadą jest "udział społeczeństwa w podejmowaniu decyzji politycznych
odnoszących się do przekazu społecznego. Na wszystkich poziomach udział ten
powinien być zorganizowany i systematyczny oraz dobrze odzwierciedlać interesy
wszystkich stron, a nie faworyzować określonych grup. Ta zasada znajduje
zastosowanie także – a może zwłaszcza – wówczas, gdy media znajdują się w rękach
prywatnych i są traktowane jako źródło zysku". Jakże daleko jesteśmy w Polsce od
tego modelu.
 

Barbara Bubula
 

Autorka w latach 2007-2010 była członkiem KRRiT desygnowanym przez śp.
prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl