Gra na spadek złotego dopiero się zaczyna

Nadzór finansowy powinien być w stałym kontakcie z rządami krajów, z których pochodzą instytucje finansowe spekulujące naszą walutą (Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii), a także z nadzorem giełdy w Londynie, i naciskać na wprowadzenie ograniczeń, które by zapobiegły operacji na złotym

Z Jerzym Bielewiczem, prezesem Stowarzyszenia „Przejrzysty Rynek”, byłym doradcą amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, rozmawia Małgorzata Goss

Goldman Sachs zarobił na spekulacji złotym więcej, niż zakładał, i teraz wycofuje się z krótkich pozycji na złotówkę, czyli ze spekulacji na osłabienie naszej waluty, ponieważ – jak podał w raporcie – nasza waluta jest już niedowartościowana. Takie oświadczenie to chyba coś niecodziennego: spekulant przyznaje się, że jest spekulantem…?

– To rzeczywiście niespotykane. Z reguły tego rodzaju transakcje otoczone są tajemnicą i banki inwestycyjne nie lubią, kiedy im się wytyka przedsięwzięcia spekulacyjne. Jest to zaskakujące oświadczenie. Z pewnością wzmocniło ono tego dnia złotego. Goldman Sachs musiał wychodzić z tych pozycji, zanim przedstawił swój raport, w związku z czym instrumenty finansowe taniały, złoty się umacniał, a ogłoszony następnie raport, w którym analitycy banku uznali złotego za walutę nieoszacowaną, przypieczętował ten trend.

Czy to oświadczenie przypadkowo zbiegło się z interwencją rządu na rynku walutowym?

– Zapowiedź premiera, że rząd przewalutuje euro z funduszy europejskich na rynku, miała miejsce w przeddzień raportu Goldman Sachs. Sądzę, że interwencja przeprowadzona przez BGK miała znikomy wpływ na kurs złotego. Decydujący był właśnie ów raport, a także oświadczenie szefa Banku Światowego, który wyraził zaniepokojenie sytuacją w Europie Środkowowschodniej i zadeklarował koordynację pomocy dla regionu. W tym momencie instytucje spekulujące dostrzegły, że mają przeciwko sobie potężnego gracza. Z kolei wczoraj zaniepokojenie spadkiem kursu walut wyraził przedstawiciel UE, ba, skarcił – jak się wydaje – naszego premiera za niefortunną wypowiedź…

Tę, w której premier wyznaczył kurs, przy którym rozpocznie się interwencja, na 5 zł za euro?

– Wypowiedź premiera była szokująca z perspektywy finansisty, dlatego że wyznaczenie kursu interwencji jest jakby wydaniem wojny rynkom. Na to może sobie pozwolić pan Putin i wiadomo, z jakim efektem…

O ponad 200 mld USD stopniały rosyjskie rezerwy. Bank centralny wydaje na podtrzymanie rubla miliard USD dziennie.

– Premier Polski nie ma takiej pozycji. Po jego wypowiedzi media doniosły, że rząd ma do dyspozycji ok. 3 mld euro. Jeśli znany jest kurs interwencji i środki, dzięki którym może ona nastąpić, to spekulanci mają na tacy wszelkie dane: wiedzą, ile trzeba kapitału do ataku na złotego i w jakim przedziale rząd zacznie reagować.

Był to moment bardzo niebezpieczny dla naszej waluty?

– Oświadczenia przedstawicieli światowych instytucji, jakie nastąpiły po wypowiedzi premiera, świadczą o tym, jak sytuacja była niebezpieczna. Szef Banku Światowego niecodziennie wydaje takie komunikaty. Byliśmy na granicy.

Oświadczenie Goldman Sachs oznacza koniec spekulacji na spadek złotego? Przecież ktoś musiał odkupić te instrumenty finansowe…

– Wydaje się, że niebezpieczeństwo nie minęło. Instrumenty zostały odkupione przez innych graczy i strategia na osłabianie może być znów podjęta. Sam Goldman Sachs mógł działać taktycznie, ogłaszając likwidację dotychczasowych pozycji. Wydaje się, że terminem, w którym można będzie powiedzieć: wygraliśmy czy przegraliśmy – jest koniec marca, kiedy zapadają kontrakty terminowe na WIG 20. Zawsze ważnym elementem w tego typu spekulacjach są instrumenty pochodne na akcje. Przeważnie atak zaczyna się od wyprzedaży na rynku akcji i obligacji, co powoduje osłabienie danej waluty. Następnie do trendu dołączają inni gracze, pogłębiając spadki i dalszą deprecjację. Nie jestem zwolennikiem interwencji na rynku walutowym przez NBP lub rząd, ponieważ nasza pozycja w stosunku do wielkości rynków walutowych jest słabiutka. Nie poradzilibyśmy sobie, tak samo jak nie poradziły sobie Wielka Brytania, Włochy, Tajlandia czy Malezja. Natomiast wskazana byłaby strategia wojny podjazdowej, tj. punktowych interwencji powodujących podrożenie kosztów spekulacji. Na przykład prawidłowością, jaką daje się zauważyć na rynku, jest fakt, że przeważnie na fixingu NBP o godz. 11.00 cena walut osiąga najwyższy dzienny poziom. Fixing NBP jest odniesieniem w umowach opcyjnych, więc interwencje na rynku, kiedy złoty się osłabia przed fixingiem, miałyby sens.

Można przebić spekulantów?

– Jeśli NBP ogłasza, że broni kursu na danym poziomie, to musi to robić w sposób ciągły, natomiast jeśli znienacka wzmocni złotego przed fixingiem poprzez operacje na rynku, to druga strona nie ma czasu na reakcję. Punktowe działania mogą bardzo podrożyć strategie spekulacyjne i zwiększyć ryzyko. Proszę pamiętać, że obecnie fundusze hedgingowe czy banki inwestycyjne mają trudności z pożyczaniem na rynku. Przy zwiększonym ryzyku mogą zwyczajnie nie dostać pieniędzy. A one muszą lewarować swój kapitał. Bez pożyczek od instytucji finansowych trudno sobie wyobrazić atak na daną walutę.

Nie wyklucza Pan dalszego ataku na złotego. Czy w dobie kryzysu finansowego utrzymywanie krótkich pozycji spekulacyjnych nie powinno być zabronione?

– Praktycznie jest to niemożliwe. Te operacje dokonywane są w Londynie, więc to nie zależy od naszych decyzji. Natomiast były precedensy, np. w październiku 2008 r. nadzór brytyjski zawiesił techniki przyjmowania tzw. krótkich pozycji. W sytuacjach kryzysowych to powinno być rozpatrywane.

Nasz nadzór finansowy (KNF) powinien podjąć więc rozmowy z nadzorem brytyjskim?

– Nadzór i rząd powinny być w kontakcie z rządami krajów, z których pochodzą instytucje finansowe spekulujące naszą walutą (Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii), a także z nadzorem giełdy w Londynie, i naciskać na wprowadzenie ograniczeń, które by zapobiegły operacji na złotym. Ponadto instytucje, które spekulują, bardzo nie lubią, gdy się na nie wskazuje palcem, a zatem KNF powinna identyfikować, kto za tym stoi, i przekazywać to opinii publicznej. Warto też pamiętać, że nadzór finansowy posiada możliwość zmniejszenia dostępu do instrumentów finansowych, którymi posługują się instytucje spekulujące na złotym, ponieważ te instrumenty są pożyczane od instytucji działających w Polsce. Chodzi np. o pożyczki w złotówkach – nadzór powinien bardzo pilnować, aby te pożyczki nie trafiały do instytucji, które mogą je sprzedać na rynkach międzynarodowych, wywołując zapaść złotego. W portfelach banków i ubezpieczycieli w Polsce są także inne instrumenty finansowe, które mogą być wykorzystane do spekulacji, na przykład osławione opcje, które instytucja może pożyczyć spekulantowi, a ten je wykorzysta w swoich celach. Atakom spekulacyjnym można więc zapobiegać na wiele sposobów – w sferze finansowej, regulacyjnej, a nawet PR…

Napisał Pan list do „The Wall Street Journal” na temat sytuacji walut w naszym regionie.

– Wskazałem w nim, że niektóre banki amerykańskie i europejskie spekulują na spadki w Europie Środkowowschodniej, zwłaszcza w Polsce. Podobna sytuacja miała miejsce na rynku włoskim. Tam banki UniCredito Italiano i JP Morgan doprowadziły wiele firm do upadłości.

W banku Goldman Sachs doradcą inwestycyjnym jest były premier Kazimierz Marcinkiewicz, dyrektorem inwestycyjnym w JP Morgan jest były prezes polskiej spółki skarbowej PZU Cezary Stypułkowski, szefem Pekao SA należącego do UniCredito Italiano jest inny były premier Jan Krzysztof Bielecki. Po co duże banki zatrudniają polityków?

– To jest taki polski ewenement. Pokazuje on, jak słabym strukturalnie krajem jesteśmy. Polityk na czele banku czy osoba związana z polityką to zarzewie kłopotów, to prosta droga do tworzenia zagrożeń, z jakimi mamy do czynienia obecnie. Zwrócę tylko uwagę na perturbacje akcjonariuszy mniejszościowych Pekao SA z projektem Chopin. Sprawa jest w sądzie, są dowody rzeczowe wskazujące, że Pekao SA został przymuszony przez spółkę-matkę do podpisania niekorzystnych umów, a mimo to akcjonariusze mniejszościowi nie są w stanie dojść sprawiedliwości. Mamy do czynienia z czymś, co można określić mianem korupcji politycznej. Sam byłem doradcą w Goldman Sachs w momencie, gdy Polska starała się o rating finansowy przed pierwszą emisją euroobligacji, i znam te mechanizmy. Z pewnością zatrudnianie w charakterze doradcy polityka w takiej instytucji jak Goldman Sachs ma na celu osiągnięcie przez tę instytucję jak najwięcej korzyści.

Dziękuję za rozmowę.

Jerzy Bielewicz jest absolwentem IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, byłym doradcą Goldman Sachs i Royal Bank of Kanada, specjalistą w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl