Do kanonizacji będzie potrzebny cud

Z ks. prałatem Grzegorzem Kalwarczykiem, kanclerzem Kurii Metropolitalnej
Warszawskiej, rozmawia Małgorzata Rutkowska

W ekonomii zbawienia nie ma przypadków, zatem wyniesienie Księdza Jerzego
do chwały ołtarzy musimy odczytywać w perspektywie Bożych planów. Co
oznacza ta beatyfikacja właśnie w tym czasie?

– Pytanie, które pani postawiła, jest trudne, bo musielibyśmy podpatrzeć to,
co Pan Bóg ma w swoich zamiarach, a tego nie wiemy i nie będziemy wiedzieć,
możemy się tylko domyślać. Czekaliśmy na tę beatyfikację prawie 26 lat.
Jedni się smucili, że to tak długo trwa, pojawiały się niesprawiedliwe posądzenia,
niektórzy atakowali Księdza Prymasa, że jest jej przeciwny. Księdzu
Prymasowi było przykro, ponieważ tę sprawę umiejętnie, roztropnie popychał
do przodu. Cieszę się, że nasza praca została uwieńczona sukcesem i radością
w postaci beatyfikacji Księdza Jerzego.

Wiele osób tuż po śmierci ks. Jerzego było przeświadczonych o Jego świętości.
– Ci, którzy znają naukę Kościoła, wiedzą, że ten, kto oddaje życie za
wiarę, jest męczennikiem i cieszy się natychmiast życiem wiecznym. Było o
tym przekonanych bardzo dużo ludzi, chociaż próbowali nam ten obraz zepsuć
ci, którzy usiłowali sprowadzić męczeństwo Księdza Jerzego do spraw
politycznych. To była jakaś próba usprawiedliwiania komunistów broniących
takimi strasznymi metodami swojego systemu. Do dziś mam przed oczyma dzień
sprowadzenia ciała Księdza Jerzego z Białegostoku – 2 listopada 1984 roku. Byłem
na rozpoznaniu Jego doczesnych szczątków wraz z ks. Edwardem Żmijewskim, a to
zadanie zlecił nam Ksiądz Prymas. Pamiętam dziesiątki tysięcy ludzi, kiedy
karawan, w którym wieziono trumnę Księdza Jerzego, zatrzymał się przy kościele
św. Stanisława Kostki. Rozbrzmiały dzwony, słychać było jeden szloch.
Wierni zaczęli śpiewać "Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana".
Przewodniczyłem Mszy św. – pierwszej po przywiezieniu ks. Jerzego. Gdy wróciłem
do domu, uświadomiłem sobie, że muszę zdać relację księżom biskupom z
tego, co działo się w Białymstoku, jakie mieliśmy trudności na miejscu i po
drodze. Do godz. 3.00 pisałem sprawozdanie z podjęcia zwłok ks. Jerzego. Następnego
dnia przekazałem kopie pięciu biskupom, tekst szybko zaczął krążyć po
Warszawie. Wdała się jednak cenzura, nie mogłem go nigdzie wydrukować. I tak
się złożyło, że po 25 latach znów przyszło mi rozpoznawać doczesne szczątki
Księdza Jerzego, bo byłem przewodniczącym komisji, która 7 kwietnia 2010 r.
przeprowadziła ekshumację, tym razem już w Warszawie.

Odłączone wtedy niektóre kostki z ciała Księdza Jerzego zostały
pobrane, aby umieścić je w pojemnikach dla tych, którzy prosili o relikwie.
Jak wiele parafii ubiega się o ten szczególny dar?

– Zgłoszeń po relikwie jest dużo, więc musieliśmy je podzielić na
drobniejsze cząstki. Przygotowano już kilka relikwiarzy: jeden do kaplicy w
Watykanie, drugi do Świątyni Opatrzności Bożej, trzeci do Wyższego
Seminarium Duchownego w Warszawie, kolejny do kościoła św. Stanisława
Kostki. Są też zgłoszenia z zagranicy, tam gdzie jest Polonia.

Wyniesienie na ołtarze Kapłana-Męczennika przypomina o wielkiej ofierze,
jaką Kościół poniósł w komunizmie. System ten nie został wciąż potępiony…

– Kościół poniósł ogromną stratę, patrząc po ludzku, bo zginął jeden z
naszych kapłanów, który był bardzo zaangażowany w duszpasterstwo. Ale my
wiemy już z pierwszych wieków chrześcijaństwa, że krew męczenników jest
posiewem nowych chrześcijan, a z Ewangelii, że jeżeli ziarno wrzucone w ziemię
nie obumrze, to nie wyda owocu. To się sprawdza w przypadku Księdza Jerzego.
Okazuje się, że nawet z takiego zła Pan Bóg potrafi wyprowadzić dobro.
Jestem przekonany, że dzięki temu, co się stało, upadły: buta, pewność i
zarozumiałość komunistów. Po śmierci Księdza Jerzego bardzo wielu tych, którzy
wierzyli komunistom, przekonało się, z kim współpracują, kogo mają za
przywódców. Od tej pory zaczęła się degradacja tej siły, komuniści
musieli oddać władzę, i to bezkrwawo. Bez walki doszło do zmian, tak jak mówił
ks. Jerzy: "Zło dobrem zwyciężaj".

Od kiedy Ksiądz Kanclerz znał Księdza Jerzego?
– Spotkałem się z Nim w 1974 r., gdy zacząłem pracować jako notariusz w
Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Gdy Ksiądz Jerzy miał jakieś problemy związane
z udzielaniem sakramentów, te sprawy trafiały do mojego biura. Gdy powstała
"Solidarność", a ks. Jerzy otoczył troską robotników, obszar
naszych spotkań się rozszerzył. Już nie tylko były to sprawy sakramentalne,
ale również dotyczące świata pracy. Zaprzyjaźniliśmy się, byłem nawet
kilka razy u Niego w mieszkaniu. Pamiętam, że kiedyś na pożegnanie dał mi
dla kogoś potrzebującego parę dziecinnych bucików, innym razem jakiś kocyk,
który przekazałem starszej pani. Przychodził do mnie do kurii, by pokazać
kazania, które miał wygłosić, pytał: "Co o tym sądzisz, czy może tak
być powiedziane?". Mniej więcej te same tematy omawiał z ks. bp. Władysławem
Miziołkiem, ks. bp. Zbigniewem Kraszewskim, którego bardzo cenił.

Czy spodziewał się, co Go spotka?
– Na krótko przed porwaniem Księdza Jerzego próbowano dokonać zamachu na
Jego życie pod Olsztynkiem. Ktoś rzucił kamieniem w samochód, którym jechał
razem z panem Sewerynem Jaworskim, a kierowcą był pan Waldemar Chrostowski. To
było poważne ostrzeżenie. Następnego dnia, gdy Ksiądz Jerzy przyszedł do
kurii, wyznał mi w rozmowie, że liczy się z tym, że może stracić życie.
Odpowiedziałem na to: "Jurku, stracić życie jest łatwo, ale co będzie,
jeżeli np. zostaniesz poraniony, poparzony? Przez pierwsze miesiące będą ci
współczuć, ale krzyż kalectwa zostanie na całe życie. To nie jest takie łatwe".
Jurek wziął to do serca, ale był zdecydowany kontynuować dotychczasową pracę.

Teraz przeżywamy wielką radość, ciesząc się darem nowego Błogosławionego…
– Tak, byłbym jeszcze bardziej szczęśliwy, gdyby ten tytuł został kiedyś
zamieniony na "święty Ksiądz Jerzy Popiełuszko". Zostawiamy tę
sprawę Panu Bogu, do kanonizacji będzie potrzebny cud. Najważniejsze jest, że
mamy prawo czcić Księdza Jerzego i modlić się, prosząc Go o wstawiennictwo.

Jak powinniśmy żyć Jego przesłaniem?
– Najpiękniejsze słowa ks. Jerzego to cytat z Listu św. Pawła: "Zło
dobrem zwyciężaj". I ostatnie Jego rozważanie różańcowe w Bydgoszczy
z 19 października 1984 r.: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku,
zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy". W jego
nauce akcentowane były: obrona prawdy, wolności człowieka, szacunek dla bliźniego.
To oczywiste hasła, ale trzeba je nieustannie przypominać. Mamy walczyć ze złem,
ale za pomocą dobrych metod. Cel nigdy nie uświęca środków. Niektórym
wydaje się, że jeśli cel jest dobry, to można stosować wszelkie środki.
Nie – dobro wolno zdobywać tylko dobrymi metodami. Zło należy pokonywać
dobrem.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl