„Czlowiek Boży”

Santo subito

Ksiądz prof. Jerzy Bajda o świętości Jana Pawła II

Najtrudniej o świętym człowieku mówić krótko, można bowiem wiele pominąć. Trudno też mówić obszernie, bo należałoby powtórzyć to, co już wielu autorów powiedziało bądź napisało. Jest chyba jednak precyzyjne określenie, które oddaje wszystko: „człowiek Boży” (1 Tm 6, 11).

Jeśli się użyje tego tytułu, to nie potrzeba już przytaczać faktów nadzwyczajnych, zdradzających wyjątkową obecność nadprzyrodzonych mocy w jego osobie. Wystarczy podkreślić coś, co zakrawa na paradoks: wstrząsającą prostotę i zwyczajność postawy, sposobu pracy, odnoszenia się do ludzi i całego stylu życia, które właśnie dzięki temu jawiło się jako nieprzeciętne. Jeśli coś wyróżniało ks. Karola Wojtyłę, później Papieża Jana Pawła II z szarej masy zjadaczy chleba (także tego chleba niepowszedniego), to to, że w niczym absolutnie nie usiłował się wyróżniać i z właściwą sobie prostotą, a zarazem jakimś pełnym dyskretnego humoru dystansem przyjmował oznaki, które – z woli Kościoła – miały go wyróżnić, podkreślić jego wyjątkowość i zasługi. Kiedy Paweł VI mianował go kardynałem i wiadomość ta dotarła do Krakowa, to w gronie osób, w którym przypadkiem uczestniczyłem, nie było żadnej „fiesty”, jedynie św. pamięci ks. bp Smoleński krótko zakomunikował fakt nominacji jako wyrażający uznanie papieskie dla roli pełnionej przez ks. Karola Wojtyłę. Z kolei nowy ksiądz kardynał od razu rzeczowo przystąpił do normalnej pracy polegającej na kierowaniu zespołem roboczym. Absolutnie nie przywiązywał wagi do takiego czy innego koloru kapelusza czy skarpetek i naprawdę się krępował, kiedy musiał założyć buty koloru „papieskiego”. Właśnie – „człowiek Boży”. Nie oznacza to jednak, że był chłodny, obojętny czy sztywny wobec ludzi i ich problemów; przeciwnie – w jego gestach, słowach, przy wszelakich spotkaniach odczuwało się, że doskonale każdego rozumie i obejmuje sercem bez zastrzeżeń. Zawsze były to gesty i słowa wyrażające autentyczną miłość i czułość szlachetnego serca, bez pozy, sztuczności czy zdawkowości. Było widoczne jak na dłoni, że całą teorię osoby rozwijaną do najdalszych konsekwencji przede wszystkim sam stosował w kontaktach z ludźmi, widząc w nich osoby, a więc podmioty naznaczone niezwykłą godnością. Sam doświadczałem tego przy każdej okazji, kiedy dane mi było spotkać się z Ojcem Świętym, czy to w Polsce, czy kilka razy w Rzymie. Te ostatnie spotkania z reguły trwały bardzo krótko, jednak dawały odczucie zetknięcia się z jakąś duchową głębią, pełną gościnnego ciepła, choć jakby przysłoniętą subtelną zasłoną dyskrecji i umiarkowania w słowach. Odnosiłem wrażenie, że jego stosunek do człowieka był wolny od jakiegokolwiek względu na osoby, czyli od dyskryminacji, był po prostu uniwersalny: każdy człowiek miał jednakowe prawo do jego życzliwości. Niektórzy nawet mieli mu za złe, że otwierał swoje serce za szeroko, poza „dopuszczalne granice” (granice Kościoła), ale on tak bardzo dosłownie chciał się zjednoczyć z wszechogarniającą miłością Odkupiciela człowieka, że nie czynił żadnych różnic w tym względzie, choć pewne symboliczne gesty musiały budzić kontrowersje. Nie moją sprawą jest te kontrowersje oceniać i rozstrzygać; Pan Bóg przez swoich ludzi działa czasem w sposób zaskakujący i nie mieszczący się w przyjętych regułach. A jeśli już trzeba włączyć jakiś szczegół nacechowany niezwykłością, przytoczę relację pana Franciszka, którego kiedyś spotkałem w Rabce. Pan Franciszek był pracownikiem plebanii wadowickiej i interesował się Karolem jako ministrantem. Niedługo po śmierci śp. Matki Karola pan Franciszek zaprosił chłopca (dysponując końmi i sprzętem) na przejażdżkę saniami do Choczni. Konie były zmęczone uciążliwą przywózką węgla, jednak mimo to – jak pan Franciszek opowiadał – „biegły żywo, jakby miały skrzydła”. Zdumiony woźnica pyta Karola: „Karol, nie wiesz, dlaczego te konie są takie raźne?”. Karol się zamyślił. Po chwili odpowiedział: „Nie wiem, dlaczego… Na ziemi nie mam już matki, ale pomocy z góry mi nie brakuje”. Niektórzy woźnice twierdzą, że konie wyczuwają ducha. Ale niezależnie od tego Karol Wojtyła był kimś, kto swoją obecnością potrafił uskrzydlać…

not. Mariusz Kamieniecki

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl