Nie czas na kompromis

Z Nikoletą Brodą, socjologiem, położną, od ponad 10 lat pracującą z
kobietami, które dokonały aborcji, rozmawia Agnieszka Żurek

Co odpowiedziałaby Pani obrońcom ustawy aborcyjnej w jej obecnym kształcie i
zwolennikom "kompromisowego rozwiązania" w tej sprawie?

– Nie zgadzam się ze zwolennikami ustawy w obecnym jej kształcie, gdyż pozwala
ona na zabijanie w majestacie prawa ponad pięciuset dzieci rocznie. Zwolennicy
tej ustawy nazywają ją "kompromisem". Obecnie na świecie mamy do czynienia z
sytuacją, w której nie wolno nam już zawierać żadnych kompromisów. Kompromisy w
tej dziedzinie do niczego dobrego nie prowadzą. Życiu ludzkiemu należy się
ochrona od początku.

Jakie działania – obok ustanowienia dobrego prawa w dziedzinie obrony życia –
są obecnie najpilniejsze?

– Ogromnie ważna jest edukacja, szczególnie młodzieży. Tymczasem w Empiku na
półce z literaturą dla dzieci i młodzieży stoi "Duża książka o aborcji"
autorstwa Katarzyny Bratkowskiej i Kazimiery Szczuki, której autorki
"rozprawiają się z mitami" na temat aborcji. Skutek tego będzie taki, że
kilkunastoletnie dziewczynki zaczną mówić o "prawie do swojego brzucha". Brakuje
wartościowych gazet dla nastolatków. Ważne jest również promowanie lekarzy
szanujących życie. Niewiele osób wie, że w Polsce wykonuje się skomplikowane
operacje na dziecku w łonie matki, ratujące życie i zdrowie. Takie kliniki są
m.in. w Łodzi, w Gdańsku. Wiele dzieci otrzymuje dzięki nim kolejną życiową
szansę. Warto wiedzieć, że mamy wśród polskich lekarzy pionierów medycyny
perinatalnej.

Pracuje Pani z kobietami, które dokonały aborcji. Wciąż za mało mówi się o
konsekwencjach, jakie dotykają kobiety, które zabiły swoje dziecko, między
innymi o syndromie poaborcyjnym oraz o zespole rozpaczy poaborcyjnej. Na czym
polega różnica pomiędzy tymi dwoma zaburzeniami?

– Rozpacz poaborcyjna związana ze śmiercią dziecka, tzw. zespół PAD, występuje
we wczesnym okresie po dokonaniu aborcji. Jest prawdopodobne, że zespół ten
częściej pojawia się u kobiet wrażliwych moralnie. Zespół PAS natomiast, czyli
syndrom poaborcyjny, występuje niezależnie od światopoglądu i wrażliwości
moralnej. Jego przyczyny związane są m.in. z fizjologią i psychiką kobiety.
Powoduje go gwałtowne przerwanie zmian zachodzących w organizmie matki po
poczęciu dziecka. Jest to rodzaj chronicznego zaburzenia, u podstaw którego leżą
wyparte reakcje emocjonalne powodujące ból – zarówno psychiczny, jak i fizyczny.
Syndrom poaborcyjny zaczyna się często kilka lat po zabiciu dziecka w łonie
matki. Najczęściej pojawia się on w okresie przekwitania bądź też wtedy, kiedy
kobieta rodzi kolejne dziecko czy też kiedy ma problemy z jego poczęciem.
Zgodnie z fizjologią zajście w ciążę uruchamia przemiany hormonalne. Hormony z
kolei działają na psychikę kobiety. Ten proces można porównać do rozpędzania się
pociągu. Pociąg nabiera prędkości, jedzie przez dziewięć miesięcy, a następnie
stopniowo zwalnia i wtedy następuje urodzenie dziecka. Jeśli natomiast dojdzie
do zabicia dziecka, następuje wtedy gwałtowne "zatrzymanie pociągu" i jego
wykolejenie się.

Aborcja nie dotyczy jedynie matki i dziecka, ale całej rodziny. W jaki sposób
na nią wpływa?

– Środowiska feministyczne używają retoryki mówiącej o tym, że jest to wyłącznie
sprawa kobiety i "jej brzucha". Nie jest to jednak takie proste. Zachowanie
kobiety, jej napięcie emocjonalne związane z sytuacją, w jakiej się znalazła,
rzutuje na całą rodzinę, a także poza nią – na sąsiadów czy współpracowników.
Można oczywiście powiedzieć, że zdenerwowanie jest czymś zupełnie normalnym i
codziennym. Zwykłe, codzienne zdenerwowanie nie może jednak równać się z
ogromnym stresem i cierpieniem, jakie wiąże się z zabiciem dziecka poczętego.
Taki stres ma charakter chroniczny. Z badań moich i moich kolegów psychologów
wynika, że mniej więcej połowa kobiet, które zdecydowały się na dokonanie
aborcji, żałuje tej decyzji. Część z nich angażuje się w akcje pro-life i staje
się zagorzałymi obrończyniami życia. Bywa też odwrotnie – pewna grupa kobiet,
które dokonały aborcji, zostaje zagorzałymi feministkami. Także wtedy zachowanie
tych kobiet oddziałuje na całe ich środowisko. Trzeba podkreślić, że ojciec,
dziadkowie, rodzeństwo również doświadczają straty mającego się urodzić dziecka.

Problem aborcji dotyczy także położnych, które – niezależnie od wyznawanego
przez nie światopoglądu – bywają zmuszane do asystowania przy zabijaniu dzieci
poczętych. Czy zna Pani tego rodzaju przypadki?

– Ja sama doświadczyłam takich przeżyć w czasie studiów w latach 90.
Doświadczenia związane z zabiciem dziecka poczętego są ogromnie trudne. Mam
kontakt z położnymi, które musiały asystować przy aborcji. Ostatnio zgłosiła się
do mnie kobieta tuż po studiach, która chciała podjąć pracę położnej. Od razu
zapowiedziano jej, że będzie zatrudniona na oddziale, gdzie zabija się dzieci
poczęte – zgodnie z obowiązującym prawem. Kobieta ta odpowiedziała, że nie
wyobraża sobie, żeby w jednym miesiącu przyjmować porody, a w kolejnym dokonywać
aborcji. Usłyszała, że w takim razie powinna zmienić pracę, więc odeszła.

Takie postępowanie często ma miejsce na oddziałach
ginekologiczno-położniczych?

– Nie. Z tego, co obserwuję, wynika, że ośrodki opieki zdrowotnej dzielą się na
takie, w których nie zabija się dzieci – w takim też ośrodku mam szczęście
pracować – i takie, gdzie szpitale mają umowy – zawarte formalnie bądź nie – z
zakładami genetyki, do których przychodzą kobiety na badania prenatalne. W
przypadku podejrzenia wad genetycznych rodzicom stawia się pewne ultimatum. Mówi
się im: "Proszę państwa, u dziecka istnieje podejrzenie zespołu Downa – trzeba
się spieszyć, mają państwo tyle i tyle czasu". Rodzice są w szoku, bo przecież
chcieli mieć piękne, zdrowe dziecko, ze strony personelu medycznego oczekiwali
wsparcia, informacji, że mają wybór, że istnieje alternatywa. Zgodnie z dynamiką
procesów psychologicznych, sposoby postępowania powinno się rodzicom przedstawić
natychmiast, kiedy jeszcze rozważają, jak mają postąpić w tej sytuacji. Kiedy
decyzja zostanie już podjęta, zmienić ją jest bardzo trudno. Kobieta często
decyduje się na aborcję w wyniku swoistego gwałtu zadanego jej psychice. Do
szpitala trafia zrozpaczona. Jej mąż jest na ogół zagubiony, bezradny. Napięcie
rodziców przenosi się na cały personel medyczny – lekarzy, pielęgniarki,
położne, salowe, pracowników kuchni i administracji, psychologów. Zabójstwo
dziecka poczętego oddziałuje nie tylko na osoby bezpośrednio zaangażowane, ale
także na obserwatorów.

Tymczasem część dzieci, u których rzekomo stwierdzono istnienie wad
genetycznych, rodzi się zdrowa.

– Tak jest w istocie. Kolejnym problemem jest to, że ustawa regulująca
dopuszczalność przerywania ciąży w swoim obecnym kształcie w jednym tylko
przypadku wskazuje, do którego tygodnia ciąży można to zrobić. Dotyczy to ciąż
będących wynikiem czynu zabronionego. W sytuacji zagrożenia życia matki bądź
stwierdzenia u dziecka wad genetycznych ustawa nie określa, do kiedy wolno
dokonać aborcji. Kiedy mówiłam o tym, że zdarza się, iż są zabijane dzieci w 24.
tygodniu życia, zarzucano mi, że kłamię. Tymczasem widziałam to na własne oczy.

Niewiele mówi się na ten temat.
– W niektórych szpitalach panuje zmowa milczenia – albo wchodzi się w układ,
godzi na to, otrzymuje pensję i siedzi cicho, albo trzeba sobie poszukać innej
pracy. Wiele osób boi się o tym mówić. Jest to oczywiste pogwałcenie praw
pracownika – jeżeli ktoś jest dobrą położną, osobą wykształconą, życzliwą
pacjentkom, nie ma powodu zwalniać jej ze względu na to, że nie chce ona
asystować przy aborcji. Spotykałam się z opiniami, iż taka położna powinna
zmienić zawód, skoro "boi się śmierci". Absurdalne jest porównywanie naturalnej
śmierci i zabójstwa!

Gdzie kobiety cierpiące na syndrom poaborcyjny mogą szukać pomocy?
– W Stanach Zjednoczonych ważnym elementem ruchów pro-life są kobiety, które
dokonały aborcji. Swoim przykładem świadczą o tym, co przeżyły. I nie jest
prawdą, że wszystkie są katoliczkami. W naszym kraju na szczęście świadomość
istnienia konsekwencji aborcji powoli wzrasta. Jedną z form pomocy dla osób
cierpiących na syndrom poaborcyjny są rekolekcje prowadzone przez marianina,
ojca Eugeniusza Zarzecznego, i panią psycholog Agatę Rusak. Chętnych do wzięcia
udziału w takich rekolekcjach jest wielu. Wspaniałą formą pomocy dla kobiet,
które dokonały aborcji, byłyby także grupy samopomocowe. Ich stworzenie
wymagałoby jednak głośnego przyznania się do tego, że problem konsekwencji
aborcji naprawdę istnieje.

Tabu istnieje, ale gdzie indziej niż upatrują je feministki?
– Dzwoniłam do fundacji feministycznych i pytałam o pomoc psychologiczną dla
kobiet z syndromem poaborcyjnym. Odpowiedzi, jakie uzyskiwałam, były negatywne.
A tymczasem problem jest poważny – tak jak prawdą jest, że w Polsce zmagamy się
z poważnym problemem alkoholizmu. Mało się o tym mówi, a tymczasem skala
zjawiska jest ogromna. To także pozostałość po czasach komunistycznych, kiedy
aborcję niejednokrotnie traktowano jako formę antykoncepcji. Zdarzało się, że
kobiety dokonywały aborcji po kilka razy w swoim życiu. Potrzeba zatem ogromnej
modlitwy za cały nasz Naród.
 

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl