Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Pochwała własności prywatnej

Szanowni Państwo!

Każda epoka ma swoje przesądy, a więc również i ta, w której żyjemy. Może nawet ma ich więcej, niż epoki poprzednie, w których ludzie byli jednak bliżej rzeczywistości, niż obecnie. Pedagodzy i kryminolodzy twierdzą, że coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych, nie zauważa granicy między rzeczywistością i fikcją. Niekiedy prowadzi to do tragedii, ale znacznie częściej przybiera postać groteskowego  doktrynerstwa. „Kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta” – powiada poeta. Na przykład w dzisiejszych czasach bardzo wielu ludzi uważa, że istnieje „lud”. Tymczasem „lud”, to hipostaza, żadnego „ludu” nie ma, realnie istnieją tylko ludzie. Ale taka hipostaza jest wygodna dla różnych politykierów, którzy żądają od ludzi, by poświęcali się dla „ludu”. Ponieważ – jak wspomniałem – żadnego „ludu” tak naprawdę nie ma, więc ludzie muszą poświęcać się dla rozmaitych fantasmagorii, na przykład  – dla komunizmu.

Jednym z najbardziej chyba rozpowszechnionych dzisiaj przesądów jest przekonanie o wyższości własności publicznej nad prywatną. Wrogami własności prywatnej byli i są postępacy, którzy na ogół wariują na punkcie jakiegoś doktrynerstwa. Nie byłoby w tym może nic strasznego, gdyby nie to, że w warunkach demokracji politycznej, swoje wariactwa narzucają oni ludziom normalnym. Zauważył to np. Czesław Miłosz pisząc, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” – a cóż dopiero w sytuacji, gdy taki jeden z drugim wariat uchwyci chociaż okruszek władzy? Toteż  trudno się dziwić, że dzisiejszy świat coraz częściej zaczyna przypominać dom wariatów, w którym życie normalnego człowieka często staje się pasmem udręki.

Wróćmy jednak do własności prywatnej. Jeszcze w głębokiej starożytności wynaleziony został podział na prawo publiczne i prywatne. Oczywiście nie wszędzie, skadże by znowu – tylko w cywilizacji, którą dzisiaj nazywamy łacińską. W prawie rzymskim własność została zdefiniowana, jako pełne władztwo właściciela nad rzeczą, z wyłączeniem innych osób – na przykład – państwa. Ten podział doprowadził nie tylko do wykształcenia się autonomii jednostki wobec władzy publicznej, która zasadniczo nie mogła wkraczać we własność prywatną, ale stał się podstawą współczesnej doktryny praw człowieka. Toteż nie jest sprawą przypadku, że w reżimach lekceważących, a zwłaszcza negujących własność prywatną, ludzie byli wyzuwani z wszelkich praw i władza publiczna mogła z nimi zrobić – a skoro mogła, to i robiła – co chciała. Mimo to jednak przesąd o wyższości własności publicznej nad własnością prywatną nie tylko się utrzymuje, ale coraz bardziej się rozpowszechnia.

Tymczasem codziennie życie dostarcza nam mnóstwa przykładów, że jest odwrotnie, że własność prywatna jest podstawą jednostkowej i społecznej wolności. Właśnie doświadczyłem tego osobiście, gdy kierownictwo Domu Polskiego w Auckland, po całonocnej naradzie, odmówiło udostępnienia swojego lokalu na spotkanie ze mną pod pretekstem  moich niedoskonałości etycznych. Tak naprawdę jednak chodziło o to, by takie spotkanie z tamtejszą Polonią mi uniemożliwić i w ten sposób nie tylko mnie skompromitować, ale i wykazać się przed osobistościami, które chętnie utopiłyby mnie w łyżce wody. Nawiasem mówiąc, podobnie argumentował cywilny Oberprokurator Najświętszego Synodu Cerkwi Prawosławnej Konstatny Pobiedonoscew, utrzymując na przykład, że „wszyscy ludzie rosyjscy” sprzeciwiają się  wystawianiu sztuk teatralnych  w okresie Wielkiego Postu. Była to oczywista nieprawda, bo przecież ci, którzy kupili bilety na te przedstawienia, chyba się im nie sprzeciwiali. Ciekawe, że  argumentacja Konstantego Pobiedonoscewa bardzo spodobała się komunistom, którzy też chętnie szermowali opinią, że „wszycy ludzie sowieccy” chcą, albo nie chcą tego, czy tamtego. Ale w tym momencie w sukurs przyszła mi własność prywatna  w postaci państwa Moniki i Jacka Dreckich, którzy bez wahania udostępnili na to spotkanie swój dom. I Polacy z Auckland i  okolic zagłosowali nogami, dzięki czemu w Domu Polskim nie było żywego ducha, podczas gdy pod namiotem  ustawionym na posesji państwa Dreckich, zgromadziło się ponad 30 uczestników spotkania, które trwało trzy i pół godziny. Tak oto dzięki własności prywatnej wszyscy mogliśmy skorzystać ze swego prawa do wolności zgromadzeń i prawa do wolności słowa – bo żaden z uczestników spotkania nie musiał nikogo prosić o  pozwolenie. I jak w tej sytuacji można głosić wyższość własności publicznej nad prywatną?

Stanisław Michalkiewicz

drukuj