Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

 

Duraczenie totalniackie


Szanowni Państwo!

Cóż za zbieg okoliczności! W przeddzień manifestacji w obronie telewizji TRWAM w Brukseli, w Warszawie przy ulicy Mysiej, a więc naprzeciw dawnej siedziby Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, znajdującemu się tam placykowi nadano nazwę Skweru Wolnego Słowa. Stosowna uroczystośc odbyła sie z udziałem pana prezydenta Komorowskiego, a także – prezydent Warszawy – pani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ciekawe, kto podpowiedział panu prezydentowi Komorowskiemu, by Skwer Wolnego Słowa umieścić akurat przed dawną siedzibą cenzury. Ktokolwiek to był, musi mieć poczucie humoru podobne do anonimowego współpracownika prezydenta Obamy, który wpisał mu do przemówienia wzmiankę o „polskich obozach śmierci”.
Ale w tym szaleństwie jest metoda. Jeszcze w latach 70-tych Stanisław Barańczak napisał wiersz, w którym zawarł spostrzeżenie, że w systemie komunistycznym słowo: „bezpieczeństwo” przyprawia każdego o dreszcz zgrozy. I rzeczywiście – „bezpieczeństwo” kojarzyło się ludziom ze straszliwym niebezpieczeństwem, z bezkarną i nie uznającą żadnych zasad przemocą. Ponieważ w miarę zbliżania się realizacji scenariusza rozbiorowego mamy do czynienia z narastającymi objawiami degeneracji funkcjonariuszy państwowych, co jest sygnałem recydywy PRL-u, siłą rzeczy muszą temu towarzyszyć inne objawy tej recydywy, między innymi – w postaci podwójnego znaczenia słów.
Bardzo ładnie rzecz tę pokazał Janusz Szpotański w poemacie „Caryca i zwierciadło”, w którym wkłada w karminowe usta Carycy Leonidy takie oto pouczenia: „na czarfne – białe mówić nada, bo to przemawia do Zapada. Nada Ich przekonywać mudro, ze wojna – mir, że chlew – to źródło, a okupacja – wyzwolenie”. Nazywało się to „duraczeniem”.
Otóż wiele wskazuje na to, że proces duraczenia ostatnio się w naszym nieszczęśliwym kraju nasila między innymi za sprawą mediów głównego nurtu, w których poprzebierani za dziennikarzy, przodujący w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym tajni współpracownicy bezpieczniakich watah, wykonują zadania zlecone przez oficerów prowadzących, którzy z kolei zadaniowani są przez swoich panów gangsterów, zaś ci – przez szefów wywiadów państw poważnych, do których przewerbowali się jeszcze w przededniu sławnej transformacji ustrojowej – a i później też.
Jednym z objawów tego duraczenia jest przyzwyczajanie ludzi do przeciwnego znacznenia słów, czy określeń. Na przykład – wolność słowa, czy tolerancja. Kiedyś tolerancja oznaczała cierpliwe znoszenie czegoś, co jest wstrętne, szkodliwe, albo niebezpieczne – ze względu na jakąś wyższą rację. Dzisiaj nowa formacja totalniaków usiłuje narzucić przekonanie, że tolerancja, to akceptacja – na przykład sodomitów i gomorytów, albo konfidentów w charakterze autorytetów moralnych. Z kolei wolność słowa oznacza według tych totalniaków uświadomienie sobie konieczności coraz to nowych ograniczeń swobody wypowiedzi. Ograniczenia te przyjmują postać tematów tabu, których albo nie wolno w ogóle publicznie poruszać, albo tylko w zatwierdzony przez totalniaków sposób – ale również postać tak zwanych „kłamstw” – już to w postaci „kłamstwa oświęcimskiego”, już to „kłamstwa wałęsowskiego”, albo „kłamstwa smoleńskiego”, które wymyślił niedawno znany jeszcze w czasach stalinowskich z „postawy służebnej” pan Tadeusz Mazowiecki. A przeciez tylko patrzeć, jak pojawi się największy, uniwersalny knebel w postaci „mowy nienawiści”, którą można będzie objąć wszystko, co nie sposoba się totalniakom. Wreszcie bohaterami i koryfeuszami wolności słowa pran prezydent Komorowski próbuje uczynić cenzorów – bo przecież i tak mozna rozumieć osobliwy pomysł usytuowania Skweru Wolnego Słowa akurat naprzeciwko siedziby cenzury przy ulicy Mysiej w Warszawie. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak patronem Wolnego Słowa zostanie mianowany przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ofiarnie realizujacy postawione przed nim i jego współpracownikami zadanie przywracania ładu medialnego, zaprojektowanego przez generała Kiszczaka wraz z gronem osób zaufanych w 1989 roku. Ten ład medialny, w którym nie ma miejsca dla zadnego medium, gdzie mogłyby pojawiać się opinie nie zatwierdzone przez totalniaków, w sam raz nadaje się na etap realizacji scenariusza rozbiorowego. Chodzi tylko o to, by nadać temu pozory normalności przy pomocy fałszowania pierwotnego sensu słów takich jak wolność, czy niepodległość. To jest właśnie duraczenie , które – jak się okazało – przybiera również postać dwuznacznych uroczystości w rodzaju nadania placykowi naprzeciwko siedziby cenzury nazwy Skweru Wolnego Słowa.
Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj