Polityka ukrywania faktów

Polityka informacyjna prokuratury wojskowej odbiega od standardów i sprzyja ukrywaniu faktów przed opinią publiczną – powiedział mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie dot. katastrofy smoleńskiej.

Wczoraj podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak przyznał, że niektóre urządzenia wykorzystywane w badaniach wraku Tupolewa wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu.

Informacja ta przeczy temu, co zostało zaprezentowane na konferencji prasowej 30 października po publikacji „Rzeczpospolitej”.

Prawdziwa jest zarówno publikacja, jak i treść publikacji, redaktora  Gmyza Rzeczpospolitej. Niestety, ale wygląda na to że niezbyt prawdziwa jest teza tego samego dnia prezentowana przez prokuratorów na konferencji  Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Politykę informacyjną prokuratury należy ocenić jako absolutnie odbiegającą od wszelkich standardów, ta polityka nie może się cieszyć jakimkolwiek uznaniem, należy powiedzieć, że ona po prostu sprzyja ukrywaniu przed społeczeństwem  szeregu  faktów, dla których złożony został wniosek o to, aby ta prokuratura nie zajmowała się już dużej śledztwem Smoleńskim – powiedział mec. Piotr Pszczółkowski.

Również mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej mówi, że postępowanie prokuratorów wojskowych jest skandaliczne.

– Widać, że stanowisko zajęte ponad miesiąc temu, które wstrząsnęło całą Polską, ale które doprowadziło do bardzo poważnych zmian chociażby na rynku prasowym w Polsce było współinicjowanie, współodkrywane przez prokuraturę. Otóż prokuratura ponad miesiąc temu mówiła, że nie było trotylu, mówiła, że były cząsteczki wysokoenergetyczne. A dziś ta sama prokuratura mówi zupełnie co innego. To był nie ukrywam dla mnie szok. Nie wyobrażam sobie sytuacji w której bez zmiany stanu faktycznego, bez pozyskania jakiejkolwiek dodatkowych informacji prokuratura potrafi o 180 st. Odwrócić swoje stanowisko i powiedzieć coś zupełnie innego i nie ponosi żadnych konsekwencji – powiedział mec. Bartosz Kownacki.

Próbki pobrane z wraku Tu-154M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej są w Polsce. Będą badane w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji w Warszawie. Jan Bokszczanin – producent urządzeń używanych do wykrywania śladów ewentualnych materiałów wybuchowych – nie ma jednak wątpliwości, że skoro analizatory wykazały na czytnikach cząstki trotylu to musiał on tam być.

 – Jeżeli to urządzenie i jeszcze jakieś inne wskazuje, że był to trotyl to prawdopodobieństwo, że nie był to trotyl jest dla mnie równe zeru. Jak ten trotyl tam trafił? Czy został naniesiony przez ludzi, którzy na co dzień mają do czynienia z materiałami wybuchowymi i wystarczy, że mieli zanieczyszczone ubranie trotylem i mogli ten trotyl nanieść; to już nie moja sprawa. To sprawa śledztwa, chęci i możliwości jego przeprowadzenia. Zakładam, że jeśli urządzenie Pilot-M,  Mo2M i jakieś jeszcze urządzenie zachodnie wykazały obecność trotylu, to ten trotyl tam był–zaznaczył Jan Bokszczanin.

Ekspert powiedział również, że takich urządzeń używa około 60 państw i gdyby ich wskazania były nieprecyzyjne i miały błędy, to urządzenia te “nie byłyby kupowane i takie drogie”.

RIRM 

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl