Porażki doktrynera zdradzonych idei
Gdy Janusz Lewandowski został unijnym komisarzem ds. budżetu, w Polsce
przedstawiono to jako ogromny sukces naszego kraju z tego powodu, że jest to
strategiczna funkcja, wszak w Unii Europejskiej toczy się ostra walka o
pieniądze, a o kawałki dzielonego przez unijne instytucje tortu biją się rządy,
samorządy, grupy nacisku oraz pomysłodawcy rozmaitych projektów mających
zaradzić jak zawsze ważkim i palącym problemom Europy. Ale na razie Lewandowski
poniósł spektakularną porażkę, gdy odrzucony został projekt przygotowanego przez
niego budżetu UE na 2011 rok.
Z ramienia Komisji Europejskiej za budżet Unii Europejskiej odpowiada Polak,
Janusz Lewandowski, polityk Platformy Obywatelskiej, wierny towarzysz drogi
politycznej Donalda Tuska. Gdy kształtował się skład obecnej KE przewodniczącego
Jos� Manuela Barroso, kandydatem polskiego rządu został właśnie Lewandowski,
choć wiadomo, że nadzieję na drugą kadencję miała także Danuta Hubner, która
nawet dlatego przeszła z SLD do rządzącego ugrupowania. Premier postawił jednak
na zaufanego człowieka, do którego należy obecnie przygotowywanie projektów
rocznych i tak zwanych wieloletnich planów finansowych Wspólnoty.
Janusz Lewandowski urodził się w 1951 roku w Lublinie, ale od czasu rozpoczęcia
studiów w Gdańsku związał się z Pomorzem i do dziś mieszka na stałe w Sopocie.
Równolegle ze studiami, a następnie pracą naukową na Uniwersytecie Gdańskim
rozpoczął działalność opozycyjną. Był świadkiem masakry robotników Wybrzeża w
1970 roku i wielkich wydarzeń związanych z powstaniem "Solidarności", Sierpniem
´80 i wszystkimi tego konsekwencjami. Niewiele osób pamięta go jednak z tego
okresu poza środowiskiem opozycji obecnym na jego macierzystej uczelni. Po 10
latach od ukończenia studiów, w 1984 roku, obronił doktorat.
Prawdziwy liberał
W tym okresie powstało w Gdańsku środowisko, któremu komisarz Lewandowski
zawdzięcza obecną pozycję i znaczenie. W grupie gdańskich liberałów znaleźli się
przedsiębiorca Jan Krzysztof Bielecki, historyk Donald Tusk i kilka innych osób.
Janusz Lewandowski był jedynym wśród nich ekonomistą. Ta grupa przyjaciół,
których oprócz poglądów łączył także sport, dziś tak naprawdę rządzi Polską.
W przeciwieństwie do zorientowanej na reformę i nadanie bardziej sprawiedliwego
oblicza istniejącemu ustrojowi grupy czołowych doradców "Solidarności"
liberałowie postawili na całkowitą zmianę ustroju. Studiowali klasyczne dzieła
ekonomiczne w duchu teorii czystego kapitalizmu Adama Smitha, pasjonowali się
myślą Ludwika von Misesa, Friedricha von Hayeka, Miltona Friedmana. – Środowisko
gdańskich liberałów bardzo często odwoływało się do Ludwika von Misesa. Dobrze
znali klasyczną ekonomię, szczególnie szkoły austriackiej. Janusz Lewandowski
jest nawet autorem książki prezentującej myśl ekonomiczną tego kręgu – mówi dr
Tomasz Teluk z Instytutu Globalizacji. Obecny komisarz jest do dziś szefem rady
założonego wówczas Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Liberalizm to kierunek myśli politycznej, społecznej, etycznej i ekonomicznej o
wielu nurtach i obliczach. Postawienie na wolność jako zasadniczą wartość może
mieć różnoraki wyraz praktyczny. Pierwotnym punktem odniesienia jest wolna
gospodarka, upowszechnienie własności prywatnej, brak ingerencji państwa i niski
poziom publicznej redystrybucji, co wiąże się także z niskimi podatkami, brakiem
regulacji i niewielką biurokracją. Obecnie jednak przewagę zyskuje nurt
interpretujący wolność jako indywidualizm etyczny i relatywizm, również moralny,
niosący w konsekwencji pogardę dla wartości i tradycji, wizję społeczeństwa jako
struktury zatomizowanej, z rolą państwa zredukowaną do neutralnego strażnika i
rozjemcy.
Gdańskim liberałom bliskie były doktrynalnie najprawdopodobniej oba te główne
nurty, choć, jak się później okazało, w praktyce pozostał tylko ten drugi, a
naprawdę nic nie pozostało z pierwszego. Zobaczymy to na przykładzie
działalności publicznej Janusza Lewandowskiego i jego politycznych przyjaciół.
Zanim doszli do władzy, wydarzyło się w życiu obecnego unijnego komisarza bardzo
wiele. Dojrzał, założył rodzinę (ma żonę Lidię i córkę Justynę), z uniwersytetu
przeszedł jako specjalista w zakresie handlu zagranicznego do pracy w Polskich
Liniach Oceanicznych, wkrótce znalazł się w Stanach Zjednoczonych na prestiżowym
Uniwersytecie Harvarda.
Podczas pobytu w USA przeszedł wiele kursów, nie tylko w zakresie ekonomii,
finansów, prawa i innych dziedzin pozwalających sprawnie poruszać się w świecie
gospodarki rynkowej, ale także metod komunikacji interpersonalnej, asertywności
oraz szybkiego uczenia się i myślenia. To stąd jego zaskakujące niekiedy
opanowanie i umiejętność przekonywania, które często mu się później przydawały.
Liberał sfałszowany
Handel zagraniczny był w PRL specyficznym kierunkiem studiów i pracy naukowej,
podobnie specyficzne były przedsiębiorstwa tej branży, chociażby ze względu na
nasycenie funkcjonariuszami i tajnymi współpracownikami służb specjalnych.
Jednak Januszowi Lewandowskiemu udało się znaleźć wśród wybrańców, którzy mogli
wyjeżdżać za granicę, kontaktować się z obcokrajowcami, posiadać waluty, kupować
za nie niedostępne dla innych produkty.
To bardzo zaskakujące. Jak władze PRL mogły dopuścić do strategicznego sektora
człowieka związanego z podziemiem, ideologicznie dalekiego od socjalizmu? – W
latach 80. XX w. tak rozpoczęło karierę wiele osób, które potem wypłynęły w
biznesie, bankowości, mediach czy polityce. W latach 1984-1985 liczba osób
wyjeżdżających na różnego rodzaju stypendia, szczególnie do Stanów
Zjednoczonych, wyraźnie wzrosła – wyjaśnia dr Krzysztof Pietrewicz z
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Taka kariera: najpierw studia – ekonomia lub
handel zagraniczny, potem stypendium, a w końcu powrót z odpowiednimi
umiejętnościami, kontaktami i doświadczeniami, jest dość standardowa. – W latach
70. dominował kierunek wschodni: wysyłano głównie do Moskwy. Po stanie wojennym
to się zmieniło i rozpoczęły się masowe wyjazdy na Zachód. Wszystko wskazuje na
to, że istniał jakiś plan, z pewnością pochodzący z centrali partyjnej, ażeby
ułatwiać takie wyjazdy – tłumaczy nasz ekspert. Jak jednak dodaje: – Zasadniczo
musiały to być osoby pewne: związane ze strukturami władzy osobiście albo
rodzinnie, aktywiści socjalistycznych organizacji młodzieżowych, współpracownicy
bezpieki.
Po zwycięstwie w wyborach prezydenckich Lecha Wałęsy i dymisji rządu Tadeusza
Mazowieckiego gdańscy liberałowie, zorganizowani pod nazwą Kongres
Liberalno-Demokratyczny, stali się główną obok Porozumienia Centrum Jarosława
Kaczyńskiego siłą nowej ekipy. Premierem został Bielecki, a Lewandowski
ministrem przekształceń własnościowych. Później pełnił tę funkcję jeszcze w
rządzie Hanny Suchockiej.
Przechwytyzacja
O polskiej prywatyzacji napisano wiele. Zmiana ustroju gospodarczego była
naturalną konsekwencją odzyskania niepodległości, konieczność uporządkowania
sfery własnościowej także stała się oczywistością. I nie ulega wątpliwości, że
formuła przedsiębiorstwa państwowego nie mogła się sprawdzić w nowych warunkach,
należało także starać się o zagraniczne inwestycje. Jednak nie sposób
usprawiedliwić metod projektowania tych procesów i kierowania nimi. Wystarczy
wspomnieć, że wszyscy ministrowie odpowiedzialni za przekształcenia własnościowe
borykali się z zarzutami prokuratorskimi, w tym sam Lewandowski, którego
odpowiedzialność jako głównego stratega i inicjatora jest szczególna.
Sztandarowym projektem Janusza Lewandowskiego jako ministra przekształceń
własnościowych jest program powszechnej prywatyzacji. Jest on dobrym przykładem
zupełnego odejścia od wyznawanych w latach 80. idei. – Praktyka polityczna i
gospodarcza pokazała, że są im one zupełnie obce. A tak nie musiało być. Od
początku lat 90. XX wieku budowane jest państwo na wzór europejskiej biurokracji
takiej jak w Niemczech czy Francji. Rozrastające się państwo tłumi wolnorynkowe
mechanizmy – mówi Teluk. Jego zdaniem, jest to przyczyna naszych problemów
gospodarczych. – Powstaje rozwarstwienie społeczeństwa na dwie wrogie grupy. Z
jednej strony jest establishment biurokracji i oligarchii gospodarczej, a po
przeciwnej stoją zwykli ludzie, pracownicy i niemający dostępu do układu władzy
przedsiębiorcy. Dobrym przykładem na to, że tak nie musiało być, jest sukces
gospodarczy i społeczny reform prowadzonych w tym samym okresie w Estonii.
Gdańscy liberałowie zaprzeczyli ideałom wolnorynkowego państwa minimum –
komentuje ekspert.
Prywatyzacja znacznej części państwowego majątku za pośrednictwem Narodowych
Funduszy Inwestycyjnych, w których udział, potwierdzony tzw. powszechnym
świadectwem udziałowym, miał każdy obywatel, okazała się zupełnym
niepowodzeniem. Większość ze sprywatyzowanych w ten sposób przedsiębiorstw
upadła, a pozostałe znacznie obniżyły swoją wartość. – Ten program był
prywatyzacją partyjno-kolesiowską, na której duże majątki zrobili ludzie, którzy
byli w pewnym układzie. Dokonano jej na zasadzie jakiś podejrzanych procedur, w
których siłą rzeczy mogła zaistnieć tylko bardzo specyficzna grupa udziałowców.
W Rosji nazwano to "przechwytyzacją" – mówi dosadnie Tomasz Sommer. W jego
ocenie, pomysł Lewandowskiego na uwłaszczenie społeczeństwa był najgorszy z
możliwych i najgorszy ze zrealizowanych w praktyce w państwach naszego regionu.
– W Czechach ludzie dostawali konkretne udziały konkretnych spółek. Mogli
handlować akcjami na giełdzie albo realnie uczestniczyć w zarządzaniu
przedsiębiorstwem. Czesi wzbogacili się na tym setki razy bardziej niż Polacy
dostający efemeryczne świadectwa udziałowe. Lewandowski zrobił coś najgorszego,
co tylko można było zrobić. Odebrano nam majątek i wypuszczono papiery
wartościowe bez pokrycia: świadectwa udziałowe. W ten sposób pozornie zostało
zaspokojone roszczenie obywateli do majątku PRL, którzy naprawdę niczego nie
dostali – wyjaśnia Sommer.
Bruksela przygarnia przegranych
Jednak zamiast poniesienia odpowiedzialności, przynajmniej politycznej, za te
działania Janusz Lewandowski powrócił do wielkiej polityki. Wprawdzie wraz z
porażką wyborczą KLD na jakiś czas musiał zniknąć ze sceny politycznej, ale
zaraz wraz z Tuskiem znalazł się w Unii Wolności, a następnie Platformie
Obywatelskiej. To z jej ramienia jest teraz komisarzem.
Wbrew pozorom i wbrew oficjalnym głosom o wielkim znaczeniu jego stanowiska,
pozycja tego właśnie komisarza nie jest szczególnie cenna dla kraju, który go
rekomenduje. Zgodnie z traktatem lizbońskim budżet zatwierdza Parlament
Europejski, który musi porozumieć się z rządami państw członkowskich,
reprezentowanymi w Radzie Europejskiej. Do zadań komisarza należy jedynie
przygotowanie projektu budżetu w postaci możliwej do przyjęcia przez te organy.
Ale w pierwszym roku efektywnego wypełniania funkcji nie udało się to Januszowi
Lewandowskiemu. W listopadzie Parlament Europejski odrzucił projekt
przedstawiony przez Komisję. Nie spowoduje to wprawdzie jakiś poważnych
trudności w funkcjonowaniu Unii, ale liczyć się należy z perturbacjami w
wypłatach z unijnych funduszy. Dla ledwo spinającego się polskiego budżetu może
to być problemem.
Przychodami budżetu Wspólnoty są składki krajów członkowskich, udział w podatku
VAT tych krajów oraz wpływy z ceł. Do Brukseli trafiają również opłaty związane
z emisją CO2. Przed Januszem Lewandowskim stoi teraz zadanie doprowadzenia do
kompromisu oraz prace nad wieloletnim planem budżetowym Unii na lata 2014-2020.
Sytuacja blokady może się powtarzać, gdyż wielu rządom, z brytyjskim na czele,
rozrost zarządzanego z Brukseli budżetu zaczyna przeszkadzać. Kryzys zmusza do
oszczędności w wydatkach krajowych i pojawia się oczekiwanie, że i Komisja
Europejska zmniejszy swoje wydatki. Lewandowskiemu trudno będzie się
przeciwstawić tym logicznym postulatom, nawet jeśli ma w zanadrzu argument o
korzyściach z licznych europejskich funduszy. Polski komisarz ma na koncie całą
listę niepowodzeń swoich pomysłów, podczas gdy był przy władzy we własnym kraju.
Teraz patrzy na niego cała Europa.
Piotr Falkowski