Niepodległe kwiaty, niezniszczalny krzyż

Dzieje powojennej Polski można opowiedzieć jako historię krzyży. Krzyży poznańskich, krzyży gdańskich, krzyży śląskich… Ustawiano je lub zawieszano, by były znakami pamięci, symbolami cierpienia, a zarazem nadziei na zwycięstwo. Lata 80., w szczególności lata stanu wojennego, są pod tym względem wyjątkowe. To czas swoistej intronizacji krzyża w przestrzeni publicznej. Paradoksalnie, najbardziej przyczyniły się do tego władze komunistyczne.



On jest znakiem sprzeciwu, ale jest też świadectwem prawdy – napisał o Krzyżu Górników z kopalni „Wujek” ks. Henryk Bolczyk. Co roku 16 grudnia gromadzą się pod nim górnicy, przypominając dramat pacyfikacji i ofiarę życia złożoną przez ich dziewięciu kolegów. Jednak początki tego szczególnego kultu sięgają roku 1980. Dokładnie 2 listopada krzyż z dębowych desek stanął przy ołtarzu na schodach przed domem kultury, gdzie z inicjatywy związkowców „Solidarności” została odprawiona Msza św. w intencji zamordowanych górników. We wrześniu 1981 r. w obecności tego krzyża załoga „Wujka” uczestniczyła w rekolekcjach ewangelizacyjnych na scenie sali widowiskowej domu kultury. Wrócił w to miejsce 4 grudnia na uroczystość poświęcenia sztandaru zakładowej „Solidarności”. 13 grudnia rano górnicy przenieśli go do szatni łańcuszkowej. Stał tam przy prowizorycznym ołtarzu w czasie Mszy św. odprawianej przez ks. Henryka Bolczyka dla strajkujących. Dzień po krwawej pacyfikacji kopalni krzyż umieszczono w wyłomie muru. Lampy górnicze zawieszone na jego ramionach symbolizowały pomordowanych górników.

Krzyż górników

Od pierwszego dnia krzyż „Wujka” otoczony był kultem, stał się miejscem manifestacji wiary i patriotyzmu. Jak wspomina ks. Bolczyk, na siatce ogrodzenia i pod krzyżem pojawiły się kwiaty, znicze, szkolne tarcze, kartki z wierszami. Kierowcy autobusów miejskich zwalniali w tym miejscu, a pasażerowie zdejmowali czapki. Nocą 27 stycznia 1982 r. „nieznani sprawcy” – prawdopodobnie cztery osoby, które podjechały samochodem – wyłamały i zniszczyły krzyż. Wobec narastającego oburzenia komisarz wojskowy pozwolił postawić nowy, większy. Jednocześnie teren wokół krzyża stał się najbardziej inwigilowanym miejscem w Polsce. Patrole milicyjne pilnowały dzień i noc, by nikt nie złożył kwiatów i nie zapalił zniczy. W grudniu 1983 r. Anna Walentynowicz, Ewa Tomaszewska i Kazimierz Świtoń podjęli próbę umieszczenia obok krzyża tablicy pamiątkowej. Próba się nie powiodła, a organizatorzy zostali aresztowani. W marcu 1984 r. pod krzyż „Wujka” udał się biskup katowicki Herbert Bednorz. Towarzyszyła mu grupa kapłanów oraz wierni. Milicjanci nie zdołali powstrzymać stanowczego biskupa, który wraz z mieszkańcami odmówił Różaniec i modlitwę „Anioł Pański”. To wymuszone ustępstwo było jednorazowe. W następnych miesiącach i latach każda próba oddania przed krzyżem hołdu pomordowanym górnikom kończyła się interwencją milicji i SB.

Stan wojenny sprawił, że krzyż trafił także pod ziemię do kopalni. Tak właśnie było w kopalni „Piast”, gdzie trwał 14-dniowy strajk. Jego uczestnik – Janusz Pioskowik, wspomina podziemną strajkową Wigilię: „Na stole, obok choinki i tekturowego krzyża, każdy miał przed sobą na papierowej serwetce swój przydział: małą kromkę chałki, kostkę ciasta i babki oraz ćwiartkę jabłka…”.

Krzyż internowanych

Za sprawą internowanych w stanie wojennym krzyż trafił do więzień. Początkowo nieśmiało – był rysowany na papierze, rzeźbiony w małych kawałkach drewna, malowany na chustach. Był wyrazem potrzeb religijnych, dochodzących do głosu zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych. Wizyty księży w miejscach odosobnienia ośmielały internowanych, którzy umieszczali znak męczeństwa Chrystusa na ścianach cel, a nawet urządzali kaplice. Codzienna wspólna modlitwa poranna lub wieczorna, chóralne śpiewy pieśni religijnych stały się w więziennych murach czymś naturalnym. Józef Kula w swoich zapiskach z pobytu w Szerokiej zanotował: „Przygotowania do Mszy św. w 3. bloku – naszym – o godz. 11.00. Wspaniała dekoracja. Krzyż (figura Chrystusa wykonana z mydła) – kamienie z datami. Mszę św. odprawił ks. Łatko z Szerokiej”. Nie zawsze odbywało się bez kłopotów. Naczelnik więzienia w Kaliszu nakazał w pewnym momencie zdjęcie krzyży ze ścian celi. Miał zastrzeżenia do śpiewanych pieśni, wreszcie zakazał ks. bp. Romanowi Andrzejewskiemu odwiedzania internowanych.

Internowani pozostali wierni krzyżowi również po uwolnieniu. Symbolicznego znaczenia nabrało zdarzenie z corocznej pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich w maju 1982 roku. Wśród delegacji składających dary u stóp kalwaryjskiego ołtarza znaleźli się byli internowani. Ich darem był drewniany krzyż wykonany przez osoby wciąż przebywające w więzieniach.

Krzyże wykonane przez internowanych otrzymywał także i przechowywał przez długie lata ks. Stanisław Czachor z Nowego Sącza. Jeden z nich był zrobiony z okruszków chleba, papierosów i drewna. Wiele innych, jako wyraz wdzięczności, trafiło do ludzi, którzy pomagali rodzinom internowanych i więzionych – do Belgii, Niemiec lub Francji.

Wojna na kwiaty

Stan wojenny był nie tylko czasem pognębienia Narodu, ale i okresem mobilizacji religijno-patriotycznej. Setki, a nawet tysiące wiernych gromadziło się na Mszach św. za Ojczyznę, za internowanych, więzionych czy też na Mszach św. odprawianych z okazji różnych rocznic narodowych. W pobliżu kościołów pojawiały się znicze, znaki Polski Walczącej i w kształcie litery „V” oraz krzyże układane z kwiatów. Kwietne krzyże stały się jedną z symbolicznych form sprzeciwu wobec stanu wojennego. Zwyczaj ten wywodzi się prawdopodobnie z miejsca, w którym stał papieski ołtarz z pielgrzymki w 1979 r. na warszawskim placu Zwycięstwa (pierwszy krzyż z kwiatów i zniczy pojawił się tam w połowie kwietnia 1982 r.), później obyczaj ten rozpowszechnił się w innych miastach. Na ten „marginalny, ale ważny problem” zwrócił uwagę tow. Czesław Kiszczak podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w czerwcu 1982 roku. Mówił on wówczas o codziennych niepokojach i politycznych demonstracjach na placu Zwycięstwa w Warszawie, „gdzie wokół krzyża z kwiatów, kopca węgla, portretu Wałęsy, oprócz kilkuset dewotek mobilizowanych przez księży, gromadzą się różnej maści ekstremiści”. Najwyższe władze partyjne niepokoił fakt, że przy krzyżu dochodzi do „prowokacyjnych” wystąpień – śpiewa się „Rotę” „z tym zwrotem, że nie będzie Ruski pluł nam w twarz” i „Boże, coś Polskę z wiadomym zwrotem” (czyli fragmentem „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”). Władze podjęły akcję przeciwdziałania – codziennie likwidowano kwietny krzyż, który jednak powstawał na nowo. Znikający i odradzający się krzyż stał się nawet tematem piosenki Jana Pietrzaka:

Ale takie kwiaty, jakie kwitną tu,

Na warszawskim placu

– to prawdziwy cud,

Szpicle i armaty stoją przeciw nim,

Pałki, automaty, tresowane psy.

Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż,

co dnia rozkwitają z betonowych płyt.

Ludzie je składają,

wierni sercom swym,

co w nadziei trwają

przeciw mocom złym.

To najdroższe kwiaty,

jakie widział świat.

Można za nie płacić w celi parę lat,

można stracić zęby za goździki trzy,

liczyć krwawe pręgi, długo łykać łzy…

Takich drogich kwiatów

co dzień świeży stos

niosą warszawiacy, kiedy mija noc.

Ciemna noc dla tamtych,

dla nas jasny dzień.

Z nami słońce prawdy,

z nimi zdrady cień.

Niepodległe kwiaty,

niezniszczalny krzyż.

Huczą gabinety i imperium drży.

Szydzi z generałów,

nie lęka się wojska

nielegalny naród, zakazana Polska!



W tej „krzyżowej wojnie kwietnej” władze posunęły się do tego, że zagrodziły część placu płotem pod pretekstem remontu nawierzchni. Krzyże z kwiatów pojawiały się w innych miejscach – m.in. przed kościołem św. Anny (przeniesiony później na dziedziniec pod wieżą), przed kościołem Sióstr Wizytek, a nawet pod Kolumną Zygmunta.

Kwietne krzyże zdobywały coraz większą popularność w kraju, a władze starały się odpowiednio wcześniej pozyskać informacje o potencjalnym zagrożeniu. Stąd na przykład przed spodziewanymi demonstracjami w dniu 31 sierpnia 1982 r. raportowano z Włocławka o niebezpieczeństwie składania przez demonstrantów wieńców w kształcie krzyża. Jeszcze przed demonstracjami, w rocznicę podpisania porozumień sierpniowych na placu przy katedrze w Kielcach ułożony został krzyż z kwiatów z symbolem Polski Walczącej, chorągiewką „S” i plakatem o treści: „Solidarność zmartwychwstanie – ci, którzy w to wierzą”. Z kolei w Lublinie na placu Litewskim w tym samym dniu zaczęły się gromadzić grupy ludzi, którzy „przystąpili do układania krzyża z kwiatów”. Gdy podjęto akcję ich legitymowania, „część zgromadzonych rozeszła się, [a] wobec pozostałych użyto siły”. Fala demonstracji w dniu 31 sierpnia 1982 r. najtragiczniejsze żniwo przyniosła w Lubinie. Rozpoczęło ją układanie kwietnego krzyża na rynku. Milicjanci próbowali rozproszyć tłum i rozdeptali kwietny krzyż. W następnych godzinach w wyniku brutalnej pacyfikacji od kul zginęły 3 osoby. Przez kilka kolejnych dni w mieście wrzało – demonstranci układali kwietne krzyże, śpiewali hymn narodowy, „Rotę”, „Boże, coś Polskę”. W końcu 1982 r. krzyże z kwiatów lub zniczy układano w wielu innych miastach Polski – np. na placu katedralnym w Tarnowie czy pod kościołem św. Józefa w Kaliszu. Pod kaliskim krzyżem, ułożonym po raz pierwszy 13 grudnia 1982 r., zebrani śpiewali pieśni religijne i patriotyczne. Choć w marcu do akcji wkroczyło ZOMO (pobito i aresztowano kilkadziesiąt osób), tradycja układania kwietnych krzyży przetrwała i objęła cały region kaliski.

Krzyż od Krzyżaków?

Po wprowadzeniu stanu wojennego władze komunistyczne próbowały na nowo uregulować stosunki z Kościołem na linii „odrabiania poniesionych strat”. W tajnej notatce sporządzonej w styczniu 1982 r. przez Urząd do spraw Wyznań i Wydział Administracyjny KC PZPR zwrócono uwagę na „naruszanie zasady rozdziału Kościoła od państwa” przed 13 grudnia 1981 roku. Miało się to wyrażać wprowadzaniem emblematów religijnych do szkół, zakładów pracy i obiektów użyteczności publicznej podczas karnawału „Solidarności”. Postulowano zatem umiejętne „przywracanie stanu pierwotnego”, zwracając jednak uwagę, by nie wywoływać „konfliktów w środowisku”. Krzyże powoli znikały więc z przestrzeni publicznej. Nie udało się jednak komunistom przeprowadzić tej operacji bez wywołania protestów i zamieszania. W grudniu 1983 r. księża biskupi wystosowali Pro Memoria, w którym podkreślili, że akcja usuwania krzyży „świadczy o bezceremonialnym ataku na największą świętość wierzących”. Przedstawili szereg przykładów usuwania krzyży ze szkół. Wskazali np., że po akcji dekrucyfikacyjnej w szkole podstawowej w Biłgoraju do parafii trafił krzyż znaleziony przez sprzątaczkę w… pojemniku na śmieci w ubikacji szkolnej. Odnotowano także przypadki usuwania krzyży w Suwałkach, Kobyłce k. Warszawy, Pruszkowie (gdzie w liceum nauczycielka kazała młodzieży zdjąć łańcuszki z medalikami i krzyżykami) oraz Kielcach Białogonie. Księża biskupi zwracali uwagę, że za usuwaniem krzyży szło zwalnianie ludzi z pracy. Tak było na przykład w jednym z zakładów w Zabrzu, gdzie zwolniono kierownika działu za noszenie krzyżyka wpiętego w marynarkę. Do najgłośniejszych konfliktów doszło jednak w 1984 r. w szkołach w Miętnem i Włoszczowie. W Miętnem koło Garwolina uczniowie Zespołu Szkół Rolniczych podjęli kilkumiesięczną walkę o przywrócenie krzyży usuniętych z sal. W szkole zjawili się wszyscy z krzyżami na piersiach, a gdy nie pomagały kolejne petycje, w marcu 1984 r. uczniowie podjęli strajk okupacyjny. Napięcie rozładowała dopiero decyzja o zawieszeniu w szkole tylko jednego krzyża – w bibliotece szkolnej. Z kolei we Włoszczowie 3 grudnia 1984 r. rozpoczął się dwutygodniowy strajk młodzieży Zespołu Szkół Zawodowych żądającej oddania krzyży zdjętych z sal szkolnych. Podobnie jak w Miętnem strajkujący uczniowie mieli później problemy ze zdaniem matury czy znalezieniem innej szkoły. Za „podżeganie” uczniów włoszczowskiej szkoły do strajku dwóch księży skazano na kary więzienia. Podczas procesu prokurator stwierdził nawet, że krzyż miał w Polsce złe tradycje („wystarczy przypomnieć Krzyżaków czy fakt, że hitlerowcy umieszczali krzyże na czołgach”). Operacja usuwania symboli religijnych ze szkół miała charakter długofalowy. Jeszcze w grdniu 1986 r. biskupi kieleccy informowali diecezjan o nowej akcji zdejmowania krzyży w liceum w Olkuszu, wyrażając obawę o los zdjętych krzyży. Przywołali niewyjaśniony przypadek profanacji krzyża we wsi Strawczyn (gdzie zdjęty z pokoju nauczycielskiego został on wrzucony do szamba).

Władze nie chciały oficjalnie przyznawać się do zmasowanej akcji dekrucyfikacyjnej, stąd zalecenia miały charakter tajnych instrukcji. „Cicha” wojna o krzyże była wpisana w program ateizacji społeczeństwa spacyfikowanego po wprowadzeniu stanu wojennego.

Dzisiaj, w dobie ogólnoeuropejskiej debaty nad prawem bytu krzyża w przestrzeni publicznej, opisane tu historie przestają być opowieściami z przeszłości, niepokoją wręcz swoją aktualnością. Warto więc przypomnieć, że swoją książkę o kopalni „Wujek” ks. Bolczyk zatytułował „Krzyż nigdy nie umiera”. A we wstępie do niej napisał: „Wartości symbolizowane w krzyżu są ponadczasowe i nie zaszkodzi im huśtawka opinii zbieranych na ulicach ani niewdzięczność następnych pokoleń”.


Dr Adam Dziurok, Andrzej Sznajder, IPN Katowice

Dr Adam Dziurok jest adiunktem UKSW w Warszawie, naczelnikiem oddziałowego biura edukacji publicznej IPN w Katowicach;

Andrzej Sznajder jest pracownikiem IPN w Katowicach.


drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl