„Spróbuj pomyśleć”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!
 

Niemałym
powodzeniem we współczesnym świecie cieszy się określenie 'konflikt interesów’.

Ów termin wielce
elegancki, wymagający chwili zastanowienia i jak gdyby odnoszący się do działań
biznesowych w istocie jest eufemizmem starego jak świat słowa 'zdrada’. Słowa o
wydźwięku jednoznacznie pejoratywnym. Pejoratywnym oczywiście tylko dla strony
zdradzonej a nie dla tej, która w czyjąś zdradę inwestuje i na tej zdradzie
zyskuje, czerpiąc z niej doraźne i dalekosiężne korzyści.

W świecie polityki
znamiona konfliktu interesów nosi każda decyzja uderzająca w interes publiczny,
odbierająca ludziom ich prawa, czy nawet szanse na lepsze życie. Wtedy należy
wziąć pod lupę uzasadnienie każdego etapu podejmowania decyzji szkodliwej
społecznie. Uzasadnienie podpisane przez konkretną osobę, znaną z imienia,
nazwiska, zajmowanego stanowiska. Znaną choćby z listy płac. Wziął/wzięła
pieniądze, więc odpowiada. Skoro regulamin pracy szeregowego pracownika łatwo
może być rozliczony pod względem wykonania zadań, tym bardziej powinny być
rozliczone tak wyjątkowe akty, jak przysięga prezydencka, ślubowanie poselskie i
senatorskie oraz inne deklaracje składane przez osoby, które zobowiązują się
przestrzegać zasad jasno zdefiniowanych w Konstytucji RP oraz opartych o nią
ustaw i przepisów prawa.

Jeśli ktoś uważa, że
jest inaczej, to z wolnych ludzi czyni poddanych lub wprost niewolników, czyli
nominalną demokrację obraca w realny feudalizm.

W przypadku
wykazania, że deklaracja lojalności w stosunku do konstytucyjnego suwerena,
jakim jest naród, została złamana, tenże naród musi domagać się swoich praw, tak
jak pracodawca w stosunku do pracownika, który nie wykonał przyjętych na siebie
obowiązków i swoim działaniem lub brakiem właściwego działania spowodował
pojawienie się strat.

Jeżeli ktoś uważa,
że jest inaczej, to opowiada się za systemem kastowym, wprowadzającym podział na
nadludzi i podludzi, uznanym przez świat zachodni za zbrodniczy podczas procesu
niemieckich ludobójców w Norymberdze. Spośród wielkiej rzeszy zbrodniarzy
osądzono i powieszono niewielu, garstkę tych najbardziej odpowiedzialnych za to,
czego Niemcy dopuścili się w stosunku do obcych i własnych obywateli. A więc
tyle odpowiedzialności, ile uprawnień. Rozkaz zabijania to zbrodnia
zwielokrotniona przez liczbę posłusznych wykonawców tego rozkazu, nie
zwolnionych wprawdzie z prawa do słusznego buntu.

Za nieporozumienie
należy więc uznać przywilej ucieczki czołowych winowajców do azylu
odpowiedzialności politycznej. Niby dlaczego sprawcy nieodwracalnych strat
życia, zdrowia i majątku dziesiątków milionów osób mieliby być tylko pozbawieni
korzyści z rządzenia a nie ukarani surowo i przykładnie dla potencjalnych
naśladowców. Kiedy tej kary zabraknie, kiedy dojdzie do przyjęcia racji kata i
odrzucenia skarg ofiary, kiedy wreszcie techniką salami zostanie odcięty ostatni
plasterek demokracji, nowa dyktatura staje się jeszcze bardziej bezczelna niż
jej poprzedniczka, bo umocniona już nie przekonaniem a pewnością bezkarności. Na
takim nawozie historii szybko rośnie i przybiera na sile walka z niezależną
opinią publiczną, z podstawowym prawem człowieka do dostępu do nieocenzurowanej
przez totalitarną władzę wypowiedzi. Dyktatura to cenzura.

Polityk działający w
konflikcie interesów deklarowanych i agenturalnych często wybiera zdradę stanu,
mniej lub bardziej łatwo dostrzegalną przez wyborców i obserwatorów. Da korzyści
majątkowych pozyskanych wprost czy pośrednio przez zapewnioną mu i/lub jego
bliskim karierę, a także – choć rzadziej – z pobudek ideowych, polityk nie
zawaha się doprowadzić do ruiny oddanej mu na czas kadencji wspólnej własności,
czy to w skali państwa, czy też gminy, miasta i wsi. Zrujnowanie gospodarki i
zadłużenie państwa ma swoje liczne odpowiedniki w decyzjach prezydentów miast,
burmistrzów i wójtów, dziwnie podatnych na argumenty sprzedawców produktów
ewidentnie szkodliwych dla zdrowia człowieka, zwierząt i środowiska i takichże
technologii i inwestycji.

Aby uniknąć
odpowiedzialności, decydenci z reguły zasłaniają się tarczą ekspertyz. W
przypadku państwa totalitarnego o wyborze ekspertów decydują ich poglądy
polityczne, nawet, jak to się dzieje m. in. w Unii Europejskiej, wyznawana
religia. Ekspert niezależny, niepodatny na naciski, sugestie, czy żądania
decydentów może nigdy nie zaistnieć w zapleczu decyzyjnym władz rządowych lub
samorządowych. Paradoksalnie, aby uniknąć oskarżeń o stronniczość, politycy
domagają się od ekspertów deklaracji o braku konfliktu interesów.

Z obserwacji dokonań
na polu zdrowia publicznego ze zdrowiem środowiskowym włącznie mam pewność, a w
przypadku innych dziedzin – podejrzenie, że deklaracje rządowych ekspertów o
braku konfliktu interesów są w sposób oczywisty sfałszowane, co pociąga za sobą
decyzje władz skrajnie niekorzystne dla narażonych na ich skutki konsumentów,
pacjentów, mieszkańców i pracowników. Odkładając na bok pomysły na lokalizację
elektrowni atomowych, farm wiatrowych i im podobnych inwestycji, nie wspominając
afer z organizmami genetycznie modyfikowanymi, warto nawiązać do gorącego tematu
leków refundowanych. Każdy z lekarzy doskonale zdaje sobie sprawę z istnienia
rozbudowanego systemu marketingu firm farmaceutycznych, z kompromitującej
podatności autorytetów medycznych na argumenty tych firm, z braku jakiegokolwiek
systemu gwarantującego pacjentom bezpieczeństwo stosowania leków w przypadku
pojawienia się działań niepożądanych spodziewanych, a tym bardziej –
niespodziewanych. Na łamach prestiżowych czasopism lekarskich, jak British
Medical Journal, nasila się dyskusja nad skutkami ukrywania badań o szkodliwym
działaniu kosztownych leków (British
Medical Journal z 3. stycznia 2012: Missing clinical trial data
), informacje
o sfałszowanych deklaracjach o braku konfliktów interesów dostają się do ważnej
prasy codziennej, jak na temat trzech ekspertów opłacanych przez koncern Bayer,
których opinia zadecydowała o zarejestrowaniu hormonu drospirenone wchodzącego w
skład pigułek antykoncepcyjnych Yaz, Yasmin, Beyaz i Safyral powodującego
pojawianie się zakrzepów będących przyczyną śmierci już u dorastających
dziewcząt (The
Wall Street Journal z 9. grudnia, 2011: Panel Asks Bayer For Label Clarity
).
Opublikowany w internecie w 9. stycznia 2012 roku artykuł dotyczący szkodliwego
działania leków obniżających poziom cholesterolu oparty o obserwację ponad 150
tysięcy kobiet w wieku od 50 do 79 lat wykazuje, że stosowanie statyn u kobiet w
okresie menopauzy zwiększa ryzyko cukrzycy o 48% (Archives
of Internal Medicine z 9. stycznia 2012: Statin Use and Risk of Diabetes
Mellitus in Postmenopausal Women in the Women’s Health Initiative
). Poważne
prace naukowe przypisują statynom ponad 300 działań niepożądanych, z
uszkodzeniem mięśnia sercowego na czele, co opisano w
Journal of
Clinical Cardiology z grudnia 2009r.: Statin therapy decreases myocardial
function as evaluated via strain imaging)
. Według ostatniego raportu
Instytutu IMS regulatory lipidów i leki na cukrzycę należą do tych pięciu klas
terapeutycznych, na które wydaje się najwięcej na świecie, w roku 2010
odpowiednio: 18,7 i 16,9 miliardów dolarów. W tym samym roku w stosunku do roku
poprzedniego przyrost wydatków na regulatory lipidów osiągnął prawie 0,9%, a na
leczenie cukrzycy 12,5%.

 

Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat

drukuj