Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Po wizycie Rewizora

Szanowni Państwo!

Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po historycznym spotkaniu prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa z dyktatorem Korei Północnej, złowrogim Kim Dzong Unem, a tu do Warszawy zjechał Rewizor, ale bynajmniej nie z Petersburga, co to, to nie – tylko z Brukseli. Mówię oczywiście o niemieckim owczarku Franciszku Timmermansie, który, przynajmniej w oczach Naszej Złotej Pani, wyrósł politycznie na tarmoszeniu Polski za nogawki, jak nie pod pretekstem „demokracji”, to pod pretekstem „praworządności” – a gdyby i tego zabrakło, to przecież brukselscy krętacze znajdą jakiś inny. Kariera Franciszka Timmermansa może jednak opierać się na glinianych nogach, bo pruski król Fryderyk II, zwany „Wielkim” mawiał, że wprawdzie można posługiwać się szubrawcami, ale nie wolno się z nimi spoufalać. Czy Nasza Złota Pani pamięta te zbawienne pouczenia „starego Fryca” – zobaczymy.

Wracając do singapurskiego spotkania amerykańskiego prezydenta z północnokoreańskim dyktatorem, to nie wydaje się, by pociągnęło ono za sobą następstwa, o których pisał Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Caryca i zwierciadło”. Dotyczyło ono małżeństwa z rozsądku, jakie Henry Kissinger próbował zaaranżować między „sprytnym Rysiem”, czyli amerykańskim prezydentem Ryszardem Nixonem, a „carycą Leonidą”, czyli Leonidem Breżniewem. „Gdy obie zejdą się półkule, będziemy mieć już całą pulę, będziemy mieć już całą włast` i każdy będzie musiał paść przed taką parą na kolana. Czy to Moskwa, czy to Fłorida, czy Łondon to, czy Mozambik – wszędzie carstwujet Leonida, wszędzie władajet Tricky Dick! (…) Patrz, jak korzystnie świat się zmienia: Negry bieleją z przerażenia, a Żydki zamykają domy, bo przeczuwają już pogromy. Butne dotychczas kongriesmeny pokornie pójdą tiepier w plieny…” – marzyła Caryca Leonida.

Dzisiaj już nie ma podstaw do aż takiego optymizmu, bo wszystko wskazuje na to, że złowrogi Kim Dzong Un zwyczajnie wykiwał amerykańskiego prezydenta, być może zresztą na jego prośbę, bo Donald Trump jest przecież w USA pod śledztwem i jakiś sukces, niechby nawet pozorny, był mu potrzebny, jak powietrze. Ale tam, gdzie decydują się sprawy poważne, tam jest inna rozmowa. Oto 8 czerwca w Finlandii spotkał się szef amerykańskiego sztabu generalnego, generał Józef Dunford z szefem rosyjskiego sztabu generalnego, generałem Walerym Gierasimowem. W komunikacie końcowym czytamy między innymi, że „obaj liderzy dostrzegają znaczenie (…) promowania transparentności oraz harmonizacji w obszarach, na których wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie”. Pozornie chodziło tylko o Syrię, gdzie trwa wojna o pokój, ale przecież obszarem, gdzie „wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie” jest również Polska. Zatem pewnie i u nas mamy do czynienia z „promowaniem harmonizacji”, tyle, że tubylczy rząd nie jest o tym informowany, bo i po co? Jak to śpiewał Wojciech Młynarski – „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy!” – no a my, wiadomo – razem z babcią.

Zanim tedy padnie salwa, humory nam dopisują, co widać zwłaszcza w rządowej telewizji, bo stacje nierządne, czyli – powiedzmy entre nous – ubeckie, dmuchają w pruską dudkę. Jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, bo Rewizorowi w osobie Franciszka Timmermansa, pan premier Mateusz Morawiecki w kwestii praworządności nie ustąpił nawet na krok. Jak wiadomo, nie pozwala nam na to nie tylko racja stanu, ale również, a może przede wszystkim – godność narodowa. Polska ustąpiła tyle, ile mogła, albo – ile musiała, chociaż – powiedzmy sobie szczerze – o tym, co jeszcze będzie musiała zrobić, to dopiero się przekonamy.

Oto Nasz Najważniejszy Sojusznik zza oceanu żąda uchylenia nowelizacji ustawy o IPN, więc cóż innego przystoi nam czynić, zwłaszcza w sytuacji, gdy żąda tego również wiadoma diaspora? A przecież na tym nie koniec, bo na 26 czerwca wyznaczone zostało w Brukseli „wysłuchanie” Polski przez Radę Europejską, czyli tak naprawdę – przesłuchanie przedstawicieli Polski na okoliczność oskarżeń przedstawionych przez niemieckiego owczarka. Na szczęście Stalin już nie żyje, bo gdyby takie „wysłuchanie” odbywało się 70 lat temu w Moskwie, to mało kto przeżyłby taki eksperyment. W Brukseli oczywiście jest inaczej, toteż przedstawiciele naszego nieszczęśliwego kraju prawdopodobnie wrócą stamtąd żywi i zdrowi, dzięki czemu nadal będą mogli opowiadać nam rozmaite bajki na dobranoc.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj