Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz Pobierz

Unia à la carte

Unia à la carte jest nie do przyjęcia – grzmią w Parlamencie Europejskim euroentuzjaści. Są oburzeni, że coraz więcej krajów należących do Unii zwraca uwagę na to, co w niej dobre i co ich zdaniem jest złe. Dokonując swoistego przeglądu, jak w przypadku jadłospisu przed konsumpcją w restauracji, wybierają co zdrowe i najlepsze. Jednocześnie krytykują dania powodujące niestrawność. Postawa taka jest dla unijnych decydentów nie do zaakceptowania. Wprawdzie podczas sesji plenarnych w Strasburgu i Brukseli dozwolona jest wymiana zdań, podszyta tezą „konstruktywna krytyka – tak, ale nie krytykanctwo”, to finalnie i tak dwie największe grupy polityczne – chadecy i socjaliści – mają większość i przegłosowują własne projekty. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli po decyzji kanclerz Niemiec Angeli Merkel o otwarciu szeroko drzwi Europy dla niekontrolowanego napływu imigrantów. To spowodowało odruch samoobrony. Mimo, że Parlament Europejski przegłosował mechanizm automatycznego rozdziału uzgodnionej liczby uchodźców pomiędzy poszczególne kraje członkowskie, w praktyce jednak przynajmniej połowa z nich zrobiła to pod przymusem.

W zderzeniu z nastrojami społecznymi poszczególne europejskie rządy prowadzą politykę na własną rękę. Już siedem krajów członkowskich Unii wprowadziło kontrole na granicach, wbrew układowi z Schengen. Zarówno kanclerz Niemiec, jak i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, a także szef Rady Europejskiej Donald Tusk, ostrzegają przed rozpadem strefy Schengen w obecnej postaci. Próbują zdyscyplinować kraje członkowskie i przymusić do zaakceptowania wspólnego, choć niespójnego projektu, obowiązkowego, nazywanego „solidarnościowym”, rozdziału uchodźców i wprowadzenia europejskiej straży granicznej itp. W obliczu rozsypywania się unijnego projektu, nie tylko chcą narzucić stalowe ramy na obecnie piętrzące się zagrożenia, ale dążą mimo wszystko do stworzenia superpaństwa europejskiego pod hasłem pogłębiania integracji. Na to nie zgodziła się Wielka Brytania uzyskując niedawno szczególny status wyłączający ją z konieczności uczestniczenia w budowie superpaństwa europejskiego. Status taki jest prawdopodobnie niezgodny z Traktatami, ale czy ma to większe znaczenie np. wobec orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który wytknął rządowi Angeli Merkel, że jego działania wobec uchodźców przebywających w Niemczech są niezgodne z prawem Unii, gdyż uchodźcy mają prawo wyboru miejsca zamieszkania i przemieszczania się. Innymi słowy, jeśli chcą się osiedlić w Bawarii, to nie można ich przesiedlać do Saksonii-Anhalt. Również przymusowy rozdział uchodźców do innych krajów stoi w sprzeczności z art. 79 ust. 5 Traktatu Lizbońskiego, w którym zagwarantowano krajom członkowskim suwerenne decyzje w zakresie polityki imigracyjnej. Stwierdza się tam, że pozostają nienaruszone „prawa państw członkowskich do ustalania wielkości napływu obywateli państw trzecich”. Jak widać również Niemcy wybierają z unijnej karty dań to, co dla nich wygodne, a nawet wbrew ustalonym regułom prawnym.

W tym kontekście nie może dziwić, że państwa Grupy Wyszehradzkiej – Polska, Węgry, Czechy i Słowacja – umawiają się co do własnej polityki w Unii Europejskiej. Dania, Szwecja, a ostatnio Belgia wprowadzają kontrole na granicach i wyłapują imigrantów, a przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w geście rozpaczy urządził tournée po stolicach krajów na bałkańskim szlaku migracyjnym.  Już nawet niemieckie media działania jego określiły jako spóźnione. Podkreśla się, że słabość Tuska wynika zarówno z jego kiepskich predyspozycji, jak i braku wsparcia ze strony kraju, z którego pochodzi, czyli Polski, gdzie, jak pisze niemiecka prasa, nazywany jest „wrogiem państwa”.

Na unijnym poletku Tusk robi, co może, a ile może, okaże się w trakcie szczytu Unia Europejska – Turcja. W Turcji bowiem znajdują się obecnie klucze do rozwiązania, a przynajmniej złagodzenia unijnego kryzysu imigracyjnego. Turcja chętnie bierze pieniądze od Unii, a z realizacją zobowiązań jest różnie. Wybiera to, co dla niej najlepsze, także w kontekście geopolitycznym, w relacjach z Rosją, USA oraz Unią Europejską, której członkiem chciałaby zostać. Słowem, wracając do poetyki „Unia à la carte”, każde państwo wybiera to, co dla niego najlepsze. Narzucany z uporem przez decydentów Unii Europejskiej jednolity model integracji w niemal każdej dziedzinie aktywności społecznej, politycznej, a także ideologicznej, jak nachalne lansowanie gender i aborcji, daje odwrotny efekt. Nie robi już wrażenia nawet groźba cofnięcia funduszy strukturalnych oraz izolacji politycznej. Straszy się więc państwa członkowskie, jak niegdyś głodnych obywateli w stołówce radzieckiej, że można całe danie albo zjeść, albo nie jeść w ogóle. Wybrzydzać nie można. Jaki był finał tego typu polityki, wiedzą nie tylko zawodowi historycy.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj