Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski
Pobierz
Donos na Polskę
Donosy, donosy… „Donoszę panie naczelniku, że w naszym mieście student Bresz czesze się bardzo ekscentrycznie, przedziałek z tyłu robiąc też”. To słowa wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zatytułowanego
„Pięć donosów”. Utwór powstał 82 lata temu i wciąż jest aktualny. Donosiciele nadal donoszą. Od ponad roku na własny kraj, Polskę. Do Brukseli i Strasburga, gdzie znajdują się unijne instytucje, które stają się synonimem „naczelnika” z wiersza Gałczyńskiego. „O starych świniach w mym kraiku donoszę, panie naczelniku” – pointuje poeta. Ale w środku tyle treści. Donoszący na Polskę również od nich nie stronią.
W minionym tygodniu w Strasburgu odbyła się kolejna czwarta debata na temat Polski. Roztrząsano na niej stan praworządności i demokracji w naszym kraju. Tym razem donos złożyli liberałowie za pośrednictwem szefa ich frakcji w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadta. Nieco wcześniej gościł on w Warszawie na zjeździe liberałów gdzie spotkał się z szefem partii Nowoczesna z kropką Ryszardem Petru. Źródło donosu dla większości polskich europosłów jest aż nadto jasne. Wcześniejsze debaty o Polsce inicjowali europosłowie PO i socjaliści, do której to frakcji należą polscy europosłowie wybrani z list SLD. Ach na cóż się tak skarżono? Na tryb wyboru sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, na rzekome naruszanie standardów radiofonii i telewizji, skarżono się też na polskiego prezydenta, na polską premier i na polskiego ministra środowiska. Mało, zajęto się drzewostanem polskich lasów, Puszczą Białowieską. Na sesji plenarnej w Strasburgu stanęła sprawa kornika drukarza zjadającego drzewa w tej puszczy. Następnie debatowano o zmianie prawa dotyczącego przerywania ciąży w Polsce, które nie zostało zmienione.
To niekończąca się historia, czyli never-ending story. Już dawno wymknęła się spod kontroli polskich donosicieli. Przejęli ją rasowi politycy europejscy, wykorzystując do własnych rozgrywek, także personalnych.
Po raz pierwszy od wielu, wielu lat dwie największe grupy polityczne nie zdołały wyłonić wspólnego kandydata na szefa Parlamentu Europejskiego. Socjaliści, gdzie jest SLD i chadecy z Platformą Obywatelską kłócą się i wystawiają osobnych kandydatów. Tu szansę swą dostrzegł szef liberałów Guy Verhofstadt, który zamierza włączyć się do rozgrywki, a jak lepiej to zrobić, jeśli nie inicjując debatę, wykazując szczególną troskę o stan demokracji w Unii Europejskiej – na przykładzie jednego państwa członkowskiego. Podpowiedziano mu, że najbardziej trafnym terminem na nią byłby 13 grudnia, 35-a rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Jakże pięknie, medialnie temat można sprzedać, pokazując zdjęcia generała Jaruzelskiego, wojsko na ulicach polskich miast, pacyfikację kopalni „Wujek”, a zaraz obok prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i wiceprezesa tejże partii, a zarazem szefa MON-u Antoniego Macierewicza. Ostatecznie jednak do tego nie doszło. Rzutem na taśmę zmieniono termin debaty. Czujnością rewolucyjną wykazali się europosłowie SLD i PO. Wiedzieli, że zbitka ta w Polsce zostanie źle odebrana, ale, co chyba dla nich ważniejsze, nie chcieli utracić inicjatywy denuncjacji. Wszak Nowoczesna, dziarska partia Ryszarda Petru, który notabene żyje w przekonaniu, że w Polsce obchodzi się święto Sześciu Króli i że Konstytucja 3-ego Maja nadal obowiązuje, nie ma własnych europosłów w Brukseli i Strasburgu. Dlatego można było pomieszać jej szyki. Coś poprzestawiać, może powycinać. Podobnie jak w cytowanym wierszu Gałczyńskiego. „Donoszę panie naczelniku, że w naszym mieście…”ale tu list został ciężko czymś pocięty, jak gdyby brzytwą w miejscach stu. Sprawca, co dziury powycinał, musiał to być niedobry człek, więcej! To była wielka świnia, bo przedziurawił, potem zbiegł…” „O starych świniach w mym kraiku donoszę, panie naczelniku”.
prof. Mirosław Piotrowski, europoseł