Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Forsa, a sprawa polska



Szanowni Państwo!

Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane. Tak mówi, ale pewnie sam do końca w to nie wierzy, bo właśnie znowu kandyduje – tym razem na prezydenta Warszawy. Podobnie nie wierzy w to co najmniej ćwierć miliona osób – bo tyle właśnie kandyduje do samorządów terytorialnych wszystkich szczebli. Wśród tej ćwierci miliona prawie osiem tysięcy stanowią kandydaci na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

W tym tygodniu mamy finisz kampanii wyborczej. Wszystkie miejscowości oblepione są plakatami kandydatów, którzy prześcigają się też w pomysłach na jeszcze lepsze urządzenie nie tylko konkretnej miejscowości, ale również gminy, powiatu, województwa, no i oczywiście – Polski. Niektórzy twierdzą nawet, że Polska jest najważniejsza, co jest o tyle zaskakujące, że do niedawna można było odnieść wrażenie, iż najważniejsze jest co innego. Że mianowicie
najważniejsza jest forsa, ewentualnie – dobra posada, co zresztą na jedno wychodzi, bo co to za posada, która nie przynosi forsy? Zatem – co właściwie jest najważniejsze: Polska, czy forsa?

Odpowiedź wcale nie jest taka łatwa, bo nawet kiedy oglądamy plakaty wyborcze Platformy Obywatelskiej, od razu nasuwają nam się wątpliwości. I premier Donald Tusk i politycy drobniejszego płazu, odżegnują się tam od polityki. Nie chcą mieć nic wspólnego z polityką, jakby się czegoś wstydzili. Myślę, że mają ku temu powody i pewnie dobrze wiedzą jakie – ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że odżegnując się od polityki, deklarują pragnienie poświęcenia się budowaniu. Chcą budować, a to boiska sportowe, a to drogi, a to mosty, no a pan premier Tusk – nawet całą Polskę. No dobrze, ale czy można cokolwiek zbudować bez pieniędzy? Doświadczenie podpowiada nam, że nie można, że bez pieniędzy, to można tylko opowiadać bajki o tym, czego to się nie zbuduje, bajki, że Polska będzie rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Zatem skoro bez pieniędzy nie można
zbudować ani boiska, ani nawet pomnika, nie mówiąc już o Polsce – to co jest najważniejsze? Wygląda na to, że jednak forsa. Jeśli nawet nie najważniejsza, to co najmniej tak samo ważna.

Rozumiał to doskonale nasz król August III Sas. Nie ma on obecnie najlepszej reputacji wśród historyków i publicystów historycznych, ale przez współczesnych był bardzo lubiany, żeby nie powiedzieć – kochany prawie tak samo, jak obecnie Edward Gierek. Skoro jednak już porównujemy obydwu tych władców Polski, to trzeba powiedzieć, że król August III, chociaż podobno niezbyt mądry, był jednak od Edwarda Gierka mądrzejszy. Powiadają bowiem, że każdy swój dzień rozpoczynał od zadania swemu ministrowi tego samego pytania: „Bruhl, czy mam pieniądze?” – i dopiero po uzyskaniu potwierdzenia zabierał się do budowania Polski. Dlatego też pozostawił po sobie miłe wspomnienie w postaci przysłowia: „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa” – podczas gdy po Edwardzie Gierku, Donaldzie Tusku i innych naszych współczesnych Umiłowanych Przywódcach odziedziczyliśmy tylko długi. Warto przypomnieć
sporządzony przez profesora Eugeniusza Rychlewskiego ze Szkoły Głównej Handlowej bilans zamknięcia PRL-u na koniec roku 1989. Wysokość zadłużenia zagranicznego była o pół miliarda dolarów większa od wartości majątku trwałego w przemyśle. Dzisiaj oczywiście jest jeszcze gorzej, bo dług publiczny przyrasta z szybkością dochodzącą już do 4 tysięcy złotych na sekundę, a przecież żaden z naszych Umiłowanych Przywódców nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Przeciwnie – jeden przez drugiego prześcigają się w obietnicach, czego to nie zrobią, czego to nie wybudują i tak dalej – ale kiedy ktoś zapyta ich, skąd właściwie wezmą na to pieniądze, nagle robią się małomówni, zaczynają coś bełkotać, aż wreszcie przypominają sobie wyjście z sytuacji i triumfalnie wykrzykują, że co tam forsa, forsa to furda, bo przecież Polska jest najważniejsza!

Tymczasem im więcej ktoś chce budować, tym więcej forsy na to potrzebuje. A ponieważ nie ma innej możliwości jej pozyskania, jak z podatków i zadłużania państwa czy gminy, to znaczy, że im więcej obiecuje tym więcej będzie zdzierał. Dlatego należy do przedwyborczych obietnic podchodzić z dużą ostrożnością, pamiętając również o spostrzeżeniu Janusza Korwin-Mikke, że gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane.

 

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj