Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Szczepionka przeciw wściekliźnie

Szanowni Państwo!

Kampania prezydencka właśnie się zaostrza, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. Wszystko się zgadza, bo socjalizm trzyma się u nas coraz mocniej, postępuje naprzód, niczym sławny paraliż postępowy, co to „najzacniejsze trafia głowy” – jak zauważył Tadeusz Boy-Żeleński, bądź co bądź – lekarz medycyny. I rzeczywiście – podczas występów członków Komitetu Honorowego pana marszałka Bronisława Komorowskiego, objawy paraliżu postępowego wystąpiły niemal epidemicznie. Zdradził je nie tylko straszny dziadunio, co to wykombinował sobie profesorski tytuł, bo pedantyczni Niemcy zapłacili mu kiedyś za prelekcje według ichniej profesorskiej stawki, ale również inni, znacznie młodsi bywalcy Salonu, w którym – jak w czasach reformy rolnej zerwano podłogę, tak nie ma jej do dnia dzisiejszego. Ale paraliż postępowy to jeszcze pół biedy, bo wygląda na to, że sympatycy pana marszałka Bronisława Komorowskiego musieli zarazić się od pana wicemarszałka Stefana Niesiołowskiego polityczną wścieklizną. To już zaczyna być niepokojące, więc w ramach szczepionki przeciwko wściekliźnie politycznej spróbujmy dokonać przeglądu wszystkich kandydatów na tych całych prezydentów.

Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała Bronisława Komorowskiego, Jarosława Kaczyńskiego, Waldemara Pawlaka, Marka Jurka, Andrzeja Leppera Grzegorza Napieralskiego, Andrzeja Olechowskiego, Janusza Korwin-Mikke, Kornela Morawieckiego i Bogusława Ziętka. Kandydatów wymieniam według zajmowanego teraz lub w przeszłości stanowiska. Bronisław Komorowski jest marszałkiem Sejmu, Jarosław Kaczyński był premierem rządu, Waldemar Pawlak też był premierem, a obecnie jest wicepremierem i ministrem gospodarki, Marek Jurek był marszałkiem Sejmu, Andrzej Lepper – wicepremierem i ministrem rolnictwa, zanim nie popadł w tarapaty w związku z aferą gruntową i oskarżeniami pani Anety Krawczykowej. Grzegorz Napieralski jest posłem na Sejm i przewodniczącym SLD, Andrzej Olechowski był i ministrem finansów i ministrem spraw zagranicznych i inicjatorem Ruchu Stu i współzałożycielem Platformy Obywatelskiej i tajnym współpracownikiem sławnego „wywiadu gospodarczego”. Janusz Korwin-Mikke był posłem i inicjatorem słynnej uchwały lustracyjnej Sejmu, będącej próbą ujawnienia agentury w strukturach państwa. Jak pamiętamy, próba ta okazała się nieudana, wskutek czego państwa trzecie, poprzez szantażowanych agentów ze wszystkich znaczących środowisk społecznych, kontrolują sytuację polityczną w naszym kraju, penetrując go na wylot i trzy metry w głąb ziemi. Kornel Morawiecki był w latach 80-tych przywódcą „Solidarności Walczącej”, ale jakoś nie miał szczęścia do transformacji ustrojowej. Nie był nawet prostym posłem, w odróżnieniu od Aleksandra Kwaśniewskiego, któremu i za komuny było dobrze i za demokracji – jeszcze lepiej, bo nasz lekkomyślny naród aż dwa razy wybrał go sobie na prezydenta. Będzie z tego powodu jeszcze płakał krwawymi łzami, ale nie o to w tej chwili chodzi, bo ostatnim, dziesiątym zarejestrowanym kandydatem jest pan Bogusław Ziętek, przywódca związku zawodowego „Sierpień-80” oraz Polskiej Partii Pracy. On też próbował być posłem, ale bez powodzenia.

Za faworytów tych wyborów uchodzą dwaj kandydaci: marszałek Bronisław Komorowski i prezes Jarosław Kaczyński.. Kiedyś nie było między nimi specjalnych różnic, a w każdym razie – takich, które obecnie uzasadniałyby epidemię politycznej wścieklizny. Teraz zresztą też trudno je sprecyzować, zwłaszcza, że ostatnio szef wyborczego sztabu Jarosława Kaczyńskiego, pan Poncyliusz ogłosił odstąpienie od programu IV Rzeczypospolitej, którym Jarosław Kaczyński przekonywał do siebie i swojej partii wyborców w roku 2005. Obecnie, według pana Poncyliusza, została z tego tylko walka z korupcją. To bardzo ładnie, ale z korupcją chce walczyć również Platforma Obywatelska i nawet utworzyła w tym celu dla pani Julii Pitery specjalne ministerstwo. Wprawdzie nie wynaleziono jeszcze aparatu fotograficznego, który mógłby uchwycić i utrwalić dla potomności pracę pani minister Pitery, ale – jak widać na przykładzie Nagrody Nobla dla prezydenta Obamy i Nagrody im. Karola Wielkiego dla premiera Donalda Tuska – dziś liczą się już nawet intencje. A intencji pani Piterze odmówić niepodobna, bo któż nie chciałby za takie pieniądze powalczyć sobie trochę z korupcją – oczywiście tak, żeby nic złego jej nie zrobić, bo nie po to Wojskowe Służby Informacyjne ustanowiły u nas kapitalizm kompradorski, żeby wybrańcy losu nie mogli sobie umoczyć pyska w melasie. Skoro już mowa o Wojskowych Służbach Informacyjnych, których, jak wiadomo, „nie ma”, to pan marszałek Bronisław Komorowski wydaje się znacznie bardziej z nimi związany, niż, dajmy na to, Jarosław Kaczyński, a nawet – zaryzykuję takie przypuszczenie – którykolwiek z pozostałych kandydatów. Ta różnica zasługuje na uwagę tym bardziej, że wiele poszlak wskazuje na to, iż Wojskowe Służby Informacyjne, których, jak wiadomo, „nie ma”, sprawują w naszym kraju rzeczywistą władzę za zasłona różnych dygnitarzy, których na te okoliczność wystrugują sobie z banana. Oczywiście i one nie chodzą samopas, tylko słuchają strategicznych partnerów, którzy w zamian pozwalają im tu kręcić lody i rozkładać tubylcze państwo, które wskutek tego nie jest w stanie stworzyć żadnej siły.

Skoro tak się sprawy mają między faworytami tych wyborów, to warto zwrócić uwagę, w jaki sposób na wynik rywalizacji między nimi mogą wpłynąć kandydaci pozostali. Wydaje się na przykład, że na niekorzyść Jarosława Kaczyńskiego będzie działać Marek Jurek, który zwraca się mniej więcej do tego samego środowiska wyborców. Podobnie do tego samego środowiska wyborców zwraca się Kornel Morawiecki. Z kolei na niekorzyść Bronisława Komorowskiego może oddziaływać zarówno Andrzej Olechowski, jak i Janusz Korwin-Mikke. Andrzej Olechowski – bo nie tylko zakładał i przewodził Platformie Obywatelskiej, ale przede wszystkim przedstawia się jako gorący zwolennik europeizacji Polski, cokolwiek by to nie znaczyło. Bronisław Komorowski próbuje jechać na tym samym patencie, więc w tym przypadku krąg wyborców częściowo się na siebie nakłada. Inaczej Janusz Korwin-Mikke. Od ponad 20 lat, bez względu na koniunkturę, głosi on ten sam wolnorynkowy i antybiurokratyczny program. Platforma Obywatelska też się do takiego programu odwoływała, ale po blisko trzech latach jej rządów widać wyraźnie, ze nie traktowała go serio, bo cały czas, pod dyktando razwiedki, a nawet różnych szemranych „Rychów”, umacnia pracowicie kapitalizm kompradorski. Dlatego tez Janusz Korwin -Mikke może odciągnąć od Bronisława Komorowskiego głosy rozczarowanych Platformą wolnorynkowców.

Andrzej Lepper tradycyjnie odwołuje się do tego samego środowiska wyborców, co i Waldemar Pawlak, który – co trzeba mu sprawiedliwie przyznać – od pewnego czasu sprawia wrażenie, jakby w jego poglądach zachodziła ewolucja w kierunku wolnorynkowym. Do takiego samego – jeśli oczywiście nie liczyć całkiem licznego u nas grona sierot po Stalinie, a zwłaszcza – po Edwardzie Gierku – wyborcy odwołuje się Grzegorz Napieralski, którego z lewej strony atakuje Bogusław Ziętek. On chyba nikomu nie pozwoli przelicytować się w programie roszczeniowym, więc w porywach może nawet uszczknąć jakieś strzępki zwolenników „społeczeństwa solidarnego”, które w swoim czasie lansował Jarosław Kaczyński.

W tej sytuacji wygląda na to, że nawet żaden z faworytów nie zdoła uzyskać bezwzględnej większości, wobec czego wszystko rozegra się w drugiej turze 4 lipca.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj