Felieton „Myśląc Ojczyzna”


Pobierz Pobierz

Możliwa przyszłość

Nieraz narzekamy na rozmaite zapóźnienia dziejowe, np. na niższe pobory niż w innych krajach UE. Niewielka to jednak cena, jaką płacimy za to, że możemy naszą własną, jeszcze tylko możliwą przyszłość najpierw obejrzeć na scenie innych krajów, tych jakoby „niezapóźnionych”. Nieraz jednak zaczyna się nam wydawać, że to tylko teatr, a nie świat realny, skoro mamy silne przekonanie, że nas owe wydarzenia ominą. Wystarczy tylko otworzyć oczy i zły sen mija. Czujemy się zatem jakby w roli dziejowych bohaterów moralności, których żadne zło nie może dosięgnąć. Czyżby?

Nie schodzi z pierwszych stron mediów temat kolejnych światowych podbojów politycznie zorganizowanego homoseksualizmu. Nie widać jednak u nas głębszego niepokoju, że dzisiaj te same oglądane zjawiska już wkrótce przyjdzie nam doświadczać na własnej skórze. Ostatnio opowiada się w mediach, że wakacyjna manifestacja sodomitów w Holandii zostanie zasilona także przez dzieci. Mają one być także owej „opcji”, a nastolatki właściwie nie są już dziećmi, odpierają w Holandii ewentualne skojarzenia z pedofilią. Resztki wątpliwości nawet tych holenderskich polityków, którzy jakoby są przeciwni homoseksualnej propagandzie, rozwiało wymaganie, aby owe „nastolatki” były w towarzystwie rodziców i w pewnym oddaleniu od innych uczestników „pochodu”. Już jednak nie mówi się, co będzie, jeśli rodzice nie zechcą, żeby ich pociechy uczestniczyły w tym przedsięwzięciu? Domyślamy się, że są w Holandii skuteczne środki nacisku na takich rodziców. Pewnie zostaliby oskarżeni o łamanie sumienia własnego potomstwa. Holandia znana jest przecież z tego, że zabrania się tam zabraniać, czyli po prostu zabrania się tam tylko czynić dobro. Biada w tym kraju np. tym, którzy zechcieliby pikietować kliniki aborcyjne. Biada pewnie też rodzicom, którzy chcieliby swoje dzieci powstrzymać od homoseksualnej deprawacji.

Dlaczego mniemamy, że nie będziemy musieli grzecznie akceptować tych samych rozwiązań? Już przecież musieliśmy z przykrością słuchać, jak nasz premier tłumaczył się poprzedniego roku przed unijnymi decydentami, że nawet ster państwa współtrzyma u nas jakiś homoseksualista, nieujawniony z niejasnych powodów. Podobną historię opowiadał ostatnio w Dublinie prezydent RP. Zatem kiedyś także dogonimy dzisiejszą Holandię. Pracują nad tym media.

Kiedy przysłuchuję się częstym dyskusjom o problemach współczesnych homoseksualistów, to mam wrażenie, że mówi się tam tylko jednym głosem, również w tzw. prawicowych programach. Jedni są za, a drudzy przeciw, ale łączy uczestników tych debat to, co najważniejsze, a dzielą tylko nieistotne drobiazgi. Wydaje mi się, że wspólne w tych debatach jest traktowanie homoseksualizmu jako jednego z możliwych apetytów. Tyle tylko, że według jednych ten apetyt jest niewygodny i nieatrakcyjny, a dla drugich jest to apetyt czasami tylko do końca niedookreślony. Jeśli zatem ktoś nie wie, co mu smakuje, to można go tylko wysłać – jeśli zechce – do jakiegoś zarejestrowanego psychologa, który mu w głowie rozjaśni, co mu naprawdę smakuje. Nieistotna dla tych debat jest reszta, czyli ocena moralna homoseksualizmu, ocena z punktu widzenia respektowania w tych działaniach człowieczeństwa zainteresowanych i to ocena porządnie uzasadniona. Co najwyżej zaprasza się jeszcze jakiegoś duszpasterza, dysponującego trafnym rozeznaniem, czego zakazuje się w Kościele katolickim. Dlaczego jednak zakazuje się, to już jest jakby nieistotne. Tworzy się zatem wrażenie, iż te zakazy są irracjonalne, a zatem stanowią formę zniewalania istoty rozumnej i wolnej. I tutaj wydaje mi się leży główne niebezpieczeństwo takiej niefrasobliwej działalności medialnej. Prezentuje się chrześcijaństwo jako religię gwałcącą rozumność i wolność człowieka. Pozostać w ramach tak naświetlonej religii mogą tylko ludzie prymitywni, posiadający mentalności stada.

Pokusy medialnych sofistów zostały już wcześniej zaproponowane przez klasyków filozofii i warto się tego zawczasu nauczyć. Jeśli zatem szukać takiego klasyka, który w sposób szczególny patronuje omawianym medialnym debatom o homoseksualizmie, to jest nim z pewnością Fryderyk Nietzsche. Jego zdaniem, chrześcijaństwo to tylko ukryte narzędzie zemsty narodu żydowskiego wobec gnębiących go silniejszych narodów. Niemogąc z racji własnej słabości zemścić się czynem, naród ten wynalazł iluzję przyszłej nagrody dla uciskanych, a karę piekielną dla swoich przeciwników. Aby ukryć swoją rękę, odcięto się na pozór od chrześcijaństwa. Zatem według tej historyjki, zakazy moralne, którymi utorowana jest droga do chrześcijańskiego nieba, to tylko narzędzia represji wobec istoty rozumnej i wolnej, narzędzia przygotowanego przez słabych, czyli tych, których nie stać na jakąś „pełnię życia”, realizację swoich pragnień. Omijanie w mediach oceny moralnej ludzkich działań, tworzenie wrażenia jej irracjonalności, opowiada dokładnie tę samą historię, którą znamy z dzieł Nietzschego.

Z racji naszych historycznych przystanków na bocznym torze dziejowych wydarzeń, mamy szansę lepiej się do nich przygotować.

Marek Czachorowski

drukuj