Homilia Ojca Świętego Franciszka wygłoszona podczas Niedzieli Palmowej
„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 26, 46). To wezwanie powtarzamy w dzisiejszej liturgia w psalmie responsoryjnym (por. Ps 22, 2). W dzisiejszej Ewangelii jest to zarazem jedyne wezwanie wypowiedziane przez Jezusa na krzyżu jakie zapisano. Są to zatem słowa, które wprowadzają nas w istotę męki Chrystusa, w kulminację cierpień, które znosił On, aby nas zbawić.
Liczne były owe Cierpienia Jezusa i za każdym razem, gdy słuchamy opisu Męski Pańskiej, przenikają one do naszego wnętrza. Były to cierpienia ciała: od policzkowania po pobicie, od biczowania przez koronę cierniową, aż po mękę krzyża. Były to także cierpienia duszy: zdrada Judasza, zaparcie się Piotra, wyroki skazujące, zarówno religijne jak i świeckie, szyderstwa strażników, obelgi pod krzyżem, odrzucenie przez tak wiele osób, totalna klęska, opuszczenie przez uczniów. Jednak w całym tym cierpieniu Jezusowi pozostawała jedna pewność: bliskość Ojca. Mówił On wcześniej: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30), „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14, 10). Teraz jednak wydarza się coś niewyobrażalnego; przed śmiercią woła ON: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”.
Oto najbardziej rozdzierające cierpienie, cierpienie ducha: w najbardziej tragicznej godzinie Jezus doświadcza opuszczenia przez Boga. Nigdy wcześniej nie nazwał Ojca ogólnym imieniem „Bóg”. Aby uwydatnić nam wagę tego wydarzenia, Ewangelia przywołuje to zdanie również w języku aramejskim: „Elí, Elí, lemá sabachtháni?” (Mt 27, 46). Jest to jedyne spośród słów wypowiedzianych przez Jezusa na krzyżu, które dociera do nas w języku oryginalnym i które znajdujemy zarówno u Mateusza, jak i u Marka (por. Mk 15, 34). Wydarzenie jest więc realne, a opuszczenie skrajne: z miłości do nas Pan cierpi tak bardzo tak bardzo, że trudno nam to nawet pojąć. Widzi zamknięte niebo, doświadcza gorzkiej granicy życia, katastrofy życiowej, załamania się wszelkiej pewności: i wykrzykuje najważniejsze ze wszystkich pytań „dlaczego?”
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Czasownik „opuścić” ma w Biblii mocny wydźwięk. Pojawia się w chwilach skrajnego cierpienia: w kontekście miłości zawiedzionych, odrzuconych i zdradzonych; w odniesieniu do odrzuconych i abortowanych dzieci; w sytuacjach odtrącenia, wdowieństwa i osierocenia; w wyczerpanych małżeństwach, w wykluczeniach, które pozbawiają więzi społecznych, w ucisku niesprawiedliwości i w samotności choroby: krótko mówiąc, w sytuacjach, w których w najbardziej drastyczny sposób zostają przerwane więzi. Chrystus wziął je na krzyż, biorąc na siebie grzech świata. A w punkcie kulminacyjnym On sam, Jednorodzony i umiłowany Syn, doświadczył sytuacji najbardziej Mu obcej: oddalenia od Boga.
Możemy zapytać, ale dlaczego posunął się tak daleko? Odpowiedź jest tylko jedna: dla nas. Stał się solidarny z nami aż po kres, aby w pełni być z nami. Aby nikt z nas nie myślał, że jest samotny i bezpowrotnie stracony. Doświadczył opuszczenia, aby nie pozostawić nas zakładnikami rozpaczy i aby na zawsze stać u naszego boku. Bracie, siostro, uczynił to dla mnie, dla ciebie, aby kiedy ja, ty czy też ktokolwiek inny zostanie przyciśnięty do muru, kiedy zagubi się w ślepym zaułku, pogrąży w otchłani opuszczenia, kiedy porwie go wir niekończących się pytań „dlaczego”, mogła pojawić się nadzieja. Żadna z tych sytuacji nie jest końcem, bowiem Jezus tam był i jest teraz z tobą: On, Ojciec i Duch cierpieli osamotnienie w byciu porzuconym, aby przyjąć w swojej miłości wszystkie nasze oddalenia. Aby każdy z nas mógł powiedzieć: w moich upadkach, w moim opuszczeniu, kiedy czuję się zdradzony, odrzucony i opuszczony Ty, Jezu, jesteś obecny; w moich porażkach, Ty jesteś ze mną; kiedy czuję się źle i zagubiony, kiedy nie mogę już sobie poradzić, Ty tam jesteś, Ty jesteś ze mną; w moich pozostawionych bez odpowiedzi pytaniach: „dlaczego?” Ty jesteś ze mną.
Pan zbawia nas właśnie w ten sposób, z wnętrza naszych pytań: „dlaczego?”. To w nich ukazuje nam nadzieję. Na krzyżu, doświadczając skrajnego opuszczenia, nie poddaje się On rozpaczy, lecz modli się i zawierza. Wykrzykuje swoje „czemu?” słowami Psalmu (22, 2) i powierza się w ręce Ojca, choć czuje, jakby był On daleko (por. Łk 23, 46). Zawierza w chwili opuszczenia. I nie tylko to: bowiem w opuszczeniu nadal miłuje swoich uczniów, którzy pozostawili Go samego, i przebacza tym, którzy Go ukrzyżowali (w. 34). Oto otchłań naszego zła zostaje zanurzona w jeszcze większej miłości, tak że wszelkie nasze oddzielenie przekształca się w komunię, wszelka dzieląca odległość w bliskość, wszelka ciemność w światło. To, co jest szczytem naszej nędzy zostaje ogarnięte miłosierdziem. Oto kim jest Bóg i jak bardzo nas miłuje. Jak bardzo jesteśmy Mu drodzy, jak wysoką zapłacił za nas cenę!
Bracia i siostry, taka miłość, oddająca się dla nas całkowicie, aż do końca, może przemienić nasze serca z kamienia w serca z ciała, zdolne do litości, czułości, współczucia. Chrystus opuszczony motywuje nas, abyśmy szukali Go i miłowali w opuszczonych. W nich bowiem obecni są nie tylko oni sami, potrzebujący, ale jest też On, opuszczony Jezus, Ten, który nas zbawił, zstępując w głębię naszej ludzkiej kondycji. Dlatego też pragnie On, abyśmy troszczyli się o braci i siostry, którzy są do Niego najbardziej podobni w skrajnym cierpieniu i osamotnieniu. Bardzo wielu jest dziś „opuszczonych chrześcijan”. Całe narody są wyzyskiwane i pozostawione samym sobie; są ubodzy, którzy żyją na skrzyżowaniach naszych ulic, ubodzy, których spojrzeń nie mamy odwagi napotkać; są migranci, w których nie widzimy już twarzy, lecz liczby; są odrzuceni więźniowie czy osoby określane mianem problemu. Ale jest też wielu niewidzialnych, ukrytych, osamotnionych chrześcijan, których odrzuca się w białych rękawiczkach: to nienarodzone dzieci, to starcy pozostawieni samym sobie, to chorzy, których nikt nie odwiedza, niepełnosprawni, którzy są lekceważeni, ludzie młodzi, którzy odczuwają wielką wewnętrzną pustkę, a których krzyku cierpienia nikt tak naprawdę nie słucha.
Opuszczony Jezus prosi nas, abyśmy mieli oczy i serca otwarte na opuszczonych. Dla nas, uczniów Opuszczonego, nikt nie może pozostać na marginesie, być pozostawionym samemu sobie; ponieważ, pamiętajmy o tym, to odrzuceni i wykluczeni są żywymi ikonami Chrystusa, przypominając nam o Jego szalonej miłości, o opuszczeniu, którego On doświadczył, a które zbawia nas od wszelkiej samotności i rozpaczy. Prośmy dziś o tę łaskę: abyśmy umieli kochać Jezusa opuszczonego i umieli kochać Go w każdym opuszczonym człowieku. Prośmy o łaskę, byśmy potrafili dostrzec i rozpoznać Pana, który wciąż woła za ich pośrednictwem. Nie pozwólmy, by Jego głos zaginął w głuchej ciszy obojętności. My nie zostaliśmy pozostawieni przez Boga sami. Zatroszczmy się więc o tych, którzy zostali osamotnieni. Wtedy, tylko wtedy, uczynimy własnymi pragnienia i uczucia Tego, który dla nas „ogołocił samego siebie” (Flp 2,7).