Pedagog A. Jackowska w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” o nieprzyjęciu córki Sz. Hołowni do szkoły katolickiej: Szkoła prywatna może decydować o przyjęciu bądź nieprzyjęciu dziecka
Szkoła prywatna, a taką jest szkoła katolicka, może decydować – to wynika z jej statutu – o przyjęciu bądź nieprzyjęciu dziecka do swojej placówki. Z piętnowaniem mielibyśmy do czynienia, gdyby np. nie przyjęto dziecka ze względu na jego wzrost, kolor skóry czy inne względy przynależne do natury człowieka. Oskarżenia Barbary Nowackiej o rzekome piętnowanie odbieram jako próbę domagania się przez ministerstwo edukacji sprawowania jakiegoś centralnego decydowania o tym, jakie są kryteria doboru uczniów do prywatnych szkół katolickich – mówiła Agnieszka Jackowska, pedagog i doradca rodzinny, w wywiadzie udzielonym dziennikarce „Naszego Dziennika”, Urszuli Wróbel.
***
Media lewicowe zaatakowały prywatną szkołę katolicką za to, że nie została przyjęta do niej córka Szymona Hołowni. Jak Pani ocenia decyzję dyrektor szkoły?
– Przypomnijmy, że szkoła prywatna, a taką jest szkoła katolicka, może decydować – to wynika z jej statutu – o przyjęciu bądź nieprzyjęciu dziecka do swojej placówki. Nierzadko się w nich zdarza, to sygnały z różnych szkół katolickich np. w Warszawie, że jest czworo dzieci na jedno miejsce. Dlatego zawsze decyzja o tym, kto zostanie przyjęty, musi wynikać ze spełnienia określonych kryteriów szkoły. Nie ma takich wytycznych, które by zmusiły placówkę do przyjęcia ucznia, jeżeli np. w ocenie dyrekcji nie pasuje on do profilu szkoły. Oczywiście, trudno w przypadku małego dziecka mówić o jakichś jego ukształtowanych poglądach. Jest ono przecież dopiero formowane. Dlatego oczywiste jest patrzenie na to, jakie jest podejście rodziców, ponieważ dziecko – zgodnie z Konstytucją – ma prawo być wychowywane w wolny sposób, w duchu wartości, jakie wyznają jego rodzice.
Barbara Nowacka grzmiała jednak, że doszło do piętnowania dziecka.
– Z piętnowaniem mielibyśmy do czynienia, gdyby np. nie przyjęto dziecka ze względu na jego wzrost, kolor skóry czy inne względy przynależne do natury człowieka. Ale kwestia poglądów rodziców, czyli osób, które kształtują dziecko – a tym bardziej, jeżeli tutaj mamy do czynienia z osobą publiczną, która jasno określa swoje preferencje, swoje wybory – w tym przypadku jak najbardziej szkoła ma prawo ustosunkować się do tych publicznych działań. Oskarżenia Barbary Nowackiej o rzekome piętnowanie odbieram jako próbę domagania się przez ministerstwo edukacji sprawowania jakiegoś centralnego decydowania o tym, jakie są kryteria doboru uczniów do prywatnych szkół katolickich. To niedopuszczalne, ponieważ jest to odbieranie wolności tym konkretnym szkołom i w ogóle odbieranie wolności obywatelom. Można mieć obawy, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z szerszą akcją uderzającą w szkoły katolickie w Polsce.
Przypomnę jeszcze, że Szymon Hołownia budował swoją rozpoznawalność, swoją pozycję medialną jako katolik zaangażowany w duszpasterstwo dominikanów. Jednak jego decyzje jako marszałka Sejmu w sposób jaskrawy zaprzeczają nauce Kościoła katolickiego. On poparł finansowanie mrożenia ludzkich embrionów z budżetu państwa. Poparł legalność pigułki „dzień po”, która wbrew temu, co w mediach się głosi, może mieć działanie aborcyjne. Promował referendum na temat legalności zabijania dzieci poczętych. I co więcej – Hołownia akceptował ustawy, które były nakierowane na ułatwianie tzw. aborcji, czyli zabijania dzieci poczętych. A na koniec, kiedy Donald Tusk razem z minister Izabelą Leszczyną i Adamem Bodnarem doprowadzają rozporządzeniami do możliwości zabijania dzieci poczętych na podstawie zaświadczenia od psychiatry, czyli kiedy wprowadzają tylnymi drzwiami aborcję na życzenie, Hołownia nawet jednym słowem nie protestuje. O czym to świadczy?
Poza tym dyrekcja szkoły – mówi o tym wydane przez nią oświadczenie – zachowała się, jak trzeba także ze względu na całą społeczność szkolną. Rodzice wybierający dla swoich dzieci szkoły katolickie chcieliby, aby wzrastały one w środowisku, dla którego ważne są te same wartości. Dlatego, jeśli dyrekcja szkoły zdecydowałaby się przyjąć do społeczności dziecko, którego rodzice mają poglądy sprzeczne z poglądami pozostałych rodzin, to złamałaby zobowiązania wobec nich. Jeżeli zdecydowałaby się przyjąć dziecko tylko dlatego, że ojciec mimo swoich poglądów przeciwko życiu jest wpływowym politykiem, to postąpiłaby wbrew powołaniu szkoły katolickiej.
Przypomnijmy, że rekrutacja do szkoły odbywała się przed wakacjami. Jednak sprawa została nagłośniona przez Szymona Hołownię dopiero na początku września.
– Tak. To bardzo zastanawiające, dlaczego marszałek Sejmu „poskarżył się” dokładnie w tym momencie, kiedy prowadzony jest zmasowany atak na Kościół. Sprawa ujrzała światło dzienne dokładnie wtedy, kiedy rząd Donalda Tuska łamie porozumienie zawarte pomiędzy państwem polskim a Episkopatem w sprawie prowadzenia w szkołach lekcji religii – czyli kiedy wprowadza zarządzenia o zmniejszeniu liczby godzin lekcji religii, łączeniu klas, przesuwaniu lekcji religii na ostatnią lub pierwszą lekcję. To wygląda na świadomą strategię mającą skompromitować szkoły katolickie i przyspieszyć proces rugowania katechezy ze szkoły. Niewątpliwie „wrzucenie” tego tematu akurat w tym momencie do mediów – tuż po rozpoczęciu roku szkolnego – wzmacnia antykościelny rządowy przekaz. To rodzaj cynicznej manipulacji. Chodzi o to, aby Naród odwrócił się od Kościoła.
Od Kościoła, który przez wieki był tym, który spaja Naród, daje mu siłę do przetrwania niewoli, wynaradawiania.
– Pamiętajmy, że dzieci, które nie chciały chodzić na lekcje religii, mogły wybrać inną ścieżkę edukacyjną w postaci etyki. Dziś doprowadza się do sytuacji, aby dzieci pozbawić przedmiotów, które uwrażliwiają na dylematy moralne. To wszystko robi się w momencie, kiedy stan psychiczny młodego pokolenia jest coraz gorszy. Mamy przecież doniesienia o tragicznych zachowaniach w rodzinach czy konkubinatach. Dużo słyszymy o szerzącej się przemocy – również tej rówieśniczej. I państwo chce odebrać dzieciom te jedyne przedmioty formujące osobowościowo – przede wszystkim katechezę – a jednocześnie słyszymy o planach wprowadzania (w zamian?) tzw. edukacji zdrowotnej, która będzie bazowała na założeniach prezentowanych przez WHO. Dla nas, pedagogów, rodziców, to wygląda tak, jakby komuś specjalnie zależało na tym, żebyśmy byli coraz słabsi jako Naród, żebyśmy byli coraz mniej przygotowani do radzenia sobie z życiem. Wiemy doskonale, że słaby Naród to taki, który powoli „się zwija”. Z historii już to znamy, że kiedy byliśmy w takiej sytuacji osłabienia, to znalazł się ktoś, kto chętnie „zaopiekował się” nami. Niestety, ale posunięcia rządu i jego kolejne rozporządzenia dają nam asumpt do tego, aby takie analogie przypominać. Jakiż jest to model rządzenia, kiedy obywatel, rodzina, jako podmiot państwa, nie mają prawa się wypowiedzieć? Dla rządu nie liczą się też zobowiązania prawne, jakie zostały zawarte nie tylko z Kościołem katolickim, lecz także z innymi związkami wyznaniowymi. Dziś jednoosobowo narzuca się rozwiązania, które łamią wcześniejsze umowy. To przecież nie ma nic wspólnego z praworządnością czy demokracją. Dlatego jako rodzice i przedstawiciele środowisk myślących powinniśmy stanowczo protestować. Liczę też, że mocny głos w tej sprawie zabierze Episkopat, ponieważ Polska tożsamość ponad tysiąc lat temu została zbudowana również na fundamencie chrześcijaństwa.
Dziękuję za rozmowę.
Urszula Wróbel/„Nasz Dziennik”