„Nasz Dziennik”: Nie pozwólmy domknąć systemu
W najbliższą niedzielę, 18 maja, nie możemy zostać w domu. Każdy głos się liczy. Wszyscy mamy wpływ na losy Polski. Będzie to moment, który na lata ukształtuje polską scenę polityczną i wyznaczy kurs naszego kraju na dekady.
Niedzielne wybory prezydenckie mogą być początkiem przyśpieszonego końca rządu Donalda Tuska.
– To jest sygnał dla wszystkich tych, którzy czują, że sprawy Polski są źle prowadzone i że nasze interesy w Europie i na świecie nie są zabezpieczone. Na zmianę nie musimy czekać do jesieni 2027 r. Już teraz widać, że ta koalicja trzeszczy w szwach – mówi „Naszemu Dziennikowi” dr Krzysztof Kawęcki, politolog.
Wynik tych wyborów wykracza daleko poza sprawy bieżące, podział tek w ministerstwach czy konstrukcję gospodarki.
– Tę koalicję łączy nienawiść do wszystkiego, co polskie. Oddanie w niedzielę głosu to nie tylko opowiedzenie się za danym kandydatem, to jest też walka o krzyż, naszą tradycję i przyszłe pokolenia. Tu jest potrzebna wielka mobilizacja wszystkich tych, którzy widzą więcej i chcą więcej, którzy chcą Polski budowanej na wartościach – zwraca uwagę Kazimierz Grajcarek, były przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”.
Wynik wyborów jest ciągle sprawą otwartą. Ostatnie tygodnie pokazują, że pozornie silna pozycja Rafała Trzaskowskiego słabnie.
– Ostateczny wynik I tury będzie się ważył do ostatniej chwili. Dzisiaj naprawdę każdy głos ma znaczenie. Różnice – w ujęciu realnym – są minimalne, mówimy tu o jednym, góra dwóch punktach procentowych – a to oznacza, że każdy oddany głos może mieć wagę nokautującego ciosu. Wszystko jest w naszych rękach – akcentuje dr Krzysztof Kawęcki.
Już teraz można dostrzec mobilizację na wielu poziomach. Nie tylko organizacje katolickie czy patriotyczne wzywają do tego, aby nie zmarnować swojego głosu, zostając w domach, ale też od tygodni akcję – profrekwencyjną i przeciwko kandydatowi KO – prowadzą kibice piłkarscy.
– Jest wielki zryw społeczny, aby nie pozwolić Donaldowi Tuskowi domknąć systemu. Od naszej aktywności zależy to, czy uda się obronić to, co cenne – podkreśla Kazimierz Grajcarek.
Badania wskazują, że ostatecznie Polacy wybiorą swojego prezydenta dopiero 1 czerwca, a więc w czasie II tury wyborów. Nie można jednak lekceważyć znaczenia I tury. Kto ją wygra, ten uzyska psychologiczną przewagę nad rywalem. Co więcej, istnieje ciągle istotna grupa wyborców, którzy swoje decyzje wyborcze uzależniają od aktualnych liderów – czy to w sondażach, czy to właśnie w I turze.
– Każdy głos będzie istotny, o każdego wyborcę trzeba zawalczyć. Mamy olbrzymią okazję do tego, aby przejąć inicjatywę. Największym błędem, który można teraz popełnić, jest to, żebyśmy zostali w domach – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Janusz Olewiński, przewodniczący Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach.
Pogląd ten podziela Kazimierz Grajcarek.
– Pierwsza tura to może być iskra, która rozpali ogień wśród niezdecydowanych. Zachęci ich do działania, przekona, że nie ma czego się wstydzić – ani swoich poglądów, ani swojej wiary. Trzeba głosować na Polskę patriotyczną, narodową, suwerenną. Czas Polski liberalnej dobiega końca. Teraz decyduje się niepodległość – akcentuje rozmówca „Naszego Dziennika”.
Jeśli doszłoby do porażki obozu lewicowo-liberalnego oraz obecnej koalicji rządzącej, to byłby jasny sygnał, że społeczeństwo dojrzewa.
– Ale to także dowód na to, że środowiska katolickie potrafią mówić jednym głosem. Spotykamy się na modlitwie, odprawiane są Msze Święte za Ojczyznę. I wierzę, że to ma sens, że to nie jest przypadek. Jeśli zwycięży nasz kandydat, będę przekonany, że to właśnie ta modlitwa, to zjednoczenie przyniosło owoce. Duch Święty działa swoimi drogami, ale czasem daje nam znaki. I taki znak może być bardzo potrzebny ludziom, którzy wciąż się wahają, którzy nie wiedzą, jaką drogą pójść – wyjaśnia były przewodniczący Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”.
Chodzi o to, by zagłosować za Bogiem, za krzyżem.
– Za prawem do wiary obecnej w przestrzeni publicznej – w szkołach, urzędach, rodzinach. Nie możemy pozwolić, by wyrzucano Boga z naszego życia. Te wybory to moment, kiedy Naród może powiedzieć: dość! Zaczynamy nowy rozdział – rozdział, w którym wiara i patriotyzm idą ramię w ramię – stwierdza Kazimierz Grajcarek. I – jak dodaje – najważniejszy jest dziś sygnał. – Sygnał, że społeczeństwo budzi się zarówno do polityki, jak i do walki o wiarę. To nie jest tylko patriotyzm – to coś głębszego. To opowiedzenie się po stronie Boga. A to w polskiej historii zawsze miało ogromne znaczenie – zwraca uwagę rozmówca „Naszego Dziennika”.
Także Janusz Olewiński podkreśla, że dla wierzących decyzja, którą podejmiemy w niedzielę, ma wymiar duchowy.
– Głosowanie na ludzi, którzy promują aborcję, to grzech. Grzechem jest też dopuszczenie do tego, żeby przez naszą nieobecność na wyborach wygrali wyznawcy cywilizacji śmierci. Nie bójmy się tego nazwać po imieniu. To nie są „dyskusje światopoglądowe”. To rzeź dzieci. Z uśmiechem na ustach mówią o „prawie do wyboru”, ale to wybór życia lub śmierci dla tych, którzy nie mogą się bronić. Zbrodnia usprawiedliwiana nowoczesnością – akcentuje.
Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego to realne zagrożenia dla porządku społecznego, dla wartości, które wciąż dla wielu są fundamentem.
– Dla konserwatywnego elektoratu to ogromna szansa. Nie chodzi mi o ten twardy, zmobilizowany elektorat Karola Nawrockiego – on już jest w blokach startowych. Mówię o tych niezdecydowanych, konserwatystach, którzy nie identyfikują się z PiS, ale nie chcą też lewicowego skrętu państwa. To oni mogą zdecydować – akcentuje dr Krzysztof Kawęcki.
Sondaże zaczynają się stabilizować. Już nie ma tej większej przewagi Rafała Trzaskowskiego nad resztą rywali.
– Psychologicznie to ma olbrzymie znaczenie. Nawet drobne wahnięcie – trzy punkty przewagi, dwa punkty straty – może zadziałać jak domino. Pokazuje to jedno: dr Karol Nawrocki nie tylko depcze Trzaskowskiemu po piętach, ale może go po prostu wyprzedzić. Co więcej, Sławomir Mentzen zapewne obroni swoją przewagę nad Szymonem Hołownią, a to stawiałoby konserwatystów w wybornej pozycji przed II turą – zauważa dr Krzysztof Kawęcki.
Podziały na lewicy
Kluczowa jest nie tylko walka między dwoma głównymi kandydatami, gdzie margines błędu statystycznego jest niezwykłej wagi, ale również to, co dzieje się na dalszych pozycjach – zwłaszcza na lewicy.
– Tam trwa brutalna rozgrywka między Magdaleną Biejat a Adrianem Zandbergiem. Do tego dochodzi Szymon Hołownia, który, nie ma co ukrywać, walczy o polityczne przetrwanie. To tylko pokazuje, że ta koalicja nie jest monolitem, ich da się przewrócić – stwierdza politolog.
– Bo ludzie mówią wprost: jeśli Trzaskowski przegra teraz, to może nie będzie trzeba czekać do 2026 roku, by ta koalicja się rozpadła. I oby tak było! Z całego serca życzę im politycznej katastrofy. Żeby to wszystko, co zaplanowali – ta układanka interesów z Brukselą, Berlinem i Paryżem – rozsypało się w drobny mak. I wiem, że nie jestem sam w tym pragnieniu – podnosi Janusz Olewiński.
Rozmówca „Naszego Dziennika” apeluje jednocześnie, żeby nie kierować się emocjami.
– Wybory to nie konkurs piękności. To przekazanie władzy nad naszym życiem. Musimy wiedzieć, kim są ci ludzie. Skąd przyszli. Co sobą reprezentują. I dopiero wtedy podejmować decyzje. Bo stawka jest zbyt wysoka, by dać się omamić powierzchownością – zwraca uwagę Janusz Olewiński.
Jest jeszcze jeden ciekawy wątek, który może zadziałać psychologicznie – 18 maja odbędą się wybory w Rumunii. Duże szanse na zwycięstwo ma George Simion, lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów. Polityk, który otwarcie popiera Karola Nawrockiego.
– Jeśli wygra, to będzie sukces nie tylko w Bukareszcie – to będzie impuls dla całej Europy Środkowej. Pokaz siły dla tych, którzy mają dość liberalno-lewicowych eksperymentów pod dyktando Brukseli – wskazuje dr Krzysztof Kawęcki.
Rumunia i Polska mają więcej wspólnego, niż się wydaje – obie były, i są, ofiarami unijnego dyktatu i podwójnych standardów.
– Zwycięstwo Simiona może zadziałać jak katalizator. Jeśli przełoży się choćby na dwa punkty procentowe przewagi Nawrockiego – to już bardzo wiele. Bo przypomnę: przewaga Trzaskowskiego jest znikoma. Tak naprawdę wszystko wisi na włosku – podsumowuje politolog.
Rafał Stefaniuk/Nasz Dziennik