Dr n. med. Z Martyka dla „Naszego Dziennika”: Sąd bez analizy odrzucił wszystkie przedstawione przeze mnie badania naukowe. Dla sądu ważniejsze były zalecenia
Przypomnę, że sąd bez analizy odrzucił wszystkie przedstawione przeze mnie badania naukowe, również te najwyższej jakości, jak badania randomizowane z grupą kontrolną oraz metaanalizy. Dla sądu ważniejsze były zalecenia. Natomiast dowody na skuteczność można sprowadzić do zdania, że „przecież wszyscy wiedzą, że maski działają”. Nie, nie wszyscy. Szczególnie naukowcy opracowujący RCT, którzy doszli do zupełnie przeciwnych wniosków – wskazał w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr n. med. Zbigniew Martyka, internista, specjalista chorób zakaźnych.
***
„Nasz Dziennik”: Zakończyła się Pana sprawa przed sądem odwoławczym. Naczelny Sąd Lekarski wydał wyrok, który jest prawomocny. Sąd anulował zawieszenie prawa do wykonywania zawodu, ale ogłosił karę nagany. Co oznacza to orzeczenie dla Pana w praktyce?
Dr Zbigniew Martyka: Obecnie zupełnie nic. Teoretycznie kara nagany uniemożliwia piastowanie stanowisk kierowniczych – ale takich nie piastuję i już nie będę. Od pewnego czasu jestem na emeryturze. Nadal mogę przyjmować pacjentów, więc kontynuuję spotkania z Państwem w tarnowskiej przychodni „Triada”. Wydając wyrok, sąd stwierdził, że moje wypowiedzi powodowały znaczny niepokój społeczny (sic!). Każdy lekarz ma prawo do wypowiadania swoich wątpliwości, natomiast należy się zastanowić, gdzie dyskutujemy. W ustnym uzasadnieniu sąd zaznaczył, że jako lekarz zakaźnik negowałem kanony medycyny, takie jak: maseczki, dystans. Trudno polemizować z takim arbitralnym wyznaczaniem kanonów w medycynie.
Najważniejszy punkt tej sprawy jest taki, że moje prawo wykonywania zawodu nie jest i nigdy nie było zawieszone prawomocnym wyrokiem sądu. Powtarzam: mogę przyjmować pacjentów i będę to dalej robił. Nie budzi jednak żadnej mojej wątpliwości, że sprawa była prowadzona z całkowitym brakiem poszanowania przepisów oraz mojego prawa do obrony. Czekam na uzasadnienie wyroku. Nie podjąłem jeszcze decyzji, czy będę składał wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.
Wróćmy do procesu. Sąd powołał nową biegłą, która miała wykazać, czy Pana działanie w czasie pandemii było zasadne naukowo. Czy to wykazała?
– Zacznę może od tego, że sam fakt powołania biegłego na rozprawie odwoławczej – w przypadku braku jakichkolwiek dowodów dostarczonych przez sąd pierwszej instancji – jest niezgodny z prawem. Samo powołanie tej konkretnej biegłej, chodzi o prof. dr hab. n. med. i n. o zdr. Iwonę Paradowską-Stankiewicz, jest sprzeczne z prawem ze względu na konflikt interesów. Przypomnę, że główne zarzuty, które postawił mi sąd pierwszej instancji, dotyczą krytyki sposobów walki z tzw. pandemią, wprowadzonych dzięki rekomendacjom Rady Medycznej przy premierze RP. Tymczasem biegła była członkiem tej Rady. Jeśli lekarz został oskarżony o szerzenie poglądów sprzecznych z zaleceniami Rady Medycznej, a sąd lekarski powołał na biegłego członka tej samej Rady, to mamy do czynienia z oczywistym konfliktem interesów. Biegły nie może być sędzią we własnej sprawie – skoro był współautorem zaleceń, to nie jest neutralnym ekspertem. Naturalnym mechanizmem obronnym będzie potwierdzanie własnych decyzji, zamiast rzetelnej oceny faktów.
Opinia prof. dr hab. n. med. i n. o zdr. Iwony Paradowskiej-Stankiewicz stoi w opozycji do ponad 700 badań naukowych, które przedstawiliśmy na potwierdzenie prawdziwości moich słów. Co więcej, biegła swoją opinię oparła jedynie na badaniach obserwacyjnych oraz modelach matematycznych – stojących najniżej w rankingu wiarygodności. Nie odniosła się natomiast do żadnego z badań najwyższej jakości, RCT (Randomized Controlled Trial – randomizowane kontrolowane badania kliniczne), które przedstawiliśmy jako dowód. Dodatkowo biegła nie odpowiedziała na żadne z zadanych przez obronę na piśmie pytań, ograniczywszy się jedynie do odpowiedzi na pytania sądu, wychodzące zresztą poza akt oskarżenia.
Czy wnioskował Pan o uchylenie opinii biegłej?
– Tak. Jednak sąd oddalił nasz wniosek. W opinii sądu jej ocena była „jasna i prawidłowa”. Sąd zignorował zarzuty mojej obrony, że opinia opierała się jedynie na najniższej jakości badaniach obserwacyjnych i modelach matematycznych oraz nie odpowiadała na ani jedno pytanie strony obwinionej. Mój obrońca jasno zaznaczył sądowi, że takie postępowanie to oczywiste utrudnianie możliwości obrony.
Nie można było znaleźć innej biegłej w tej dziedzinie, ale niewydającej opinii jako członek Rady Medycznej?
– Myślę, że jest wielu lekarzy mających wysokie kompetencje, ale niebędących w tak ścisłym związku z ówczesną Radą Medyczną. Ale nie wnioskowałem o powołanie nowej biegłej, gdyż sąd drugiej instancji nie miał prawa zaczynać prowadzenia postępowania od początku. Mógł tylko uzupełnić dowody przesłane przez sąd pierwszej instancji, a tymczasem sąd pierwszej instancji nie przedstawił ŻADNEGO dowodu mojej rzekomej winy, więc nie było podstaw do jakiegokolwiek uzupełniania dowodów winy (których nie było).
Podczas rozprawy swoją opinię wydała również rzecznik odpowiedzialności zawodowej, która wnioskowała o utrzymanie wyroku sądu pierwszej instancji.
– To prawda. Pani lek. Joanna Szeląg rozpoczęła swoją wypowiedź od słusznego stwierdzenia, że medycyna to nauka oparta na badaniach. I na tym się skończyła sensowna wypowiedź pani rzecznik. Dalej stwierdziła ona bowiem, że w tym trudnym czasie pandemii moje wypowiedzi budziły niepokój wśród pacjentów i społeczeństwa. Wygląda na to, że pani rzecznik nie zapoznała się z moimi wypowiedziami, gdyż na każdym kroku podkreślałem, że przeciwstawiam się sianiu paniki i moim celem jest uspokojenie społeczeństwa. Ten cel w wielu wymiarach udało mi się osiągnąć. Oświadczyła również, że lekarze nie wybierają rodzaju postępowania, które bardziej się podoba – cokolwiek to miało znaczyć – ale bazują na ZALECENIACH.
Mają bazować na zaleceniach i je stawiać ponad wiedzę naukową udokumentowaną badaniami?
– Dokładnie. Dlatego to stwierdzenie obnażyło intencje strony dążącej do ukarania mnie i innych lekarzy. Chodziło o to, że sprzeciwialiśmy się zaleceniom. Nie chodziło o to, że postępowałem wbrew badaniom RCT. Mało tego, ja wykazałem, że postępowałem zgodnie z badaniami RCT. Nie chodziło o to, że szkodziłem pacjentom – moimi wskazaniami nikomu nie zaszkodziłem – chodziło o to, że postępowałem wbrew zaleceniom i te zalecenia krytykowałem.
Rzecznik odpowiedzialności zawodowej stwierdziła podczas rozprawy, że zarówno maseczki, jak i szczepionki oraz dystans społeczny są udokumentowanymi środkami zaradczymi. Na pewno były one zgodne z zaleceniami. Ale na pewno nie z wynikami badań RCT, które przedstawiłem sądowi, a które sąd odrzucił. Mimo to pani rzecznik nie miała wątpliwości, że przytoczone środki są skuteczne – mimo braku dowodów RCT na to. A ponieważ ja takie zdanie negowałem, zasługuję – według niej – na utrzymanie wyroku sądu pierwszej instancji.
Do takich twierdzeń nie mogła się nie odnieść moja mec. Katarzyna Tarnawa-Gwóźdź. Przypomniała ona sądowi oraz pani rzecznik, że jedynym „dowodem” na moją winę jest opinia obecnej biegłej, pozyskana w sposób sprzeczny z Kodeksem postępowania karnego, mającego zastosowanie w niniejszej sprawie, a jedynych dowodów opartych na RCT dostarczyłem ja.
Dowody w postaci wyników 700 badań naukowych, którymi sąd pierwszej instancji nie był zainteresowany.
– To prawda. Przypomnę, że sąd bez analizy odrzucił wszystkie przedstawione przeze mnie badania naukowe, również te najwyższej jakości, jak badania randomizowane z grupą kontrolną oraz metaanalizy. Dla sądu ważniejsze były zalecenia. Natomiast dowody na skuteczność można sprowadzić do zdania, że „przecież wszyscy wiedzą, że maski działają”. Nie, nie wszyscy. Szczególnie naukowcy opracowujący RCT, którzy doszli do zupełnie przeciwnych wniosków.
Sąd podkreślił, że zarzuty odnośnie do braku materiału dowodowego obciążającego mnie są niesłuszne, gdyż w aktach sprawy znajdują się kopie moich wypowiedzi. Mecenas Tarnawa-Gwóźdź natychmiast wyjaśniła, że czym innym jest udowodnienie, że coś się wydarzyło (a nie zaprzeczam swoim wypowiedziom), a czym innym dowód, że jest to sprzeczne z wiedzą medyczną.
Jedno mogę Państwu obiecać. Wszystkie informacje, które znajdą Państwo na moich stronach lub które otrzymają ode mnie osobiście, zawsze będą miały fundament w medycynie opartej na dowodach. Nie na opiniach „autorytetów”, nie na zaleceniach, nie na ogólnym przekonaniu. Na konkretnych badaniach, w tym RCT, czyli kanonie medycyny.
Dziękuję za rozmowę.