Cyfryzacja telewizji w USA

Cyfryzacja telewizji naziemnej w Polsce przeprowadzana jest w atmosferze skandalu i ogranicza, a nie zwiększa pluralizm. Nasz nienormalnie zmonopolizowany lewicowo-liberalny rynek mediów zawężany jest jeszcze bardziej, a opór obywatelski wobec tego stanu rzeczy, choć duży w obronie Telewizji Trwam, to jednak jeszcze zbyt słaby, by zmusić KRRiT i rządzącą PO do zmiany tej polityki.

Tymczasem, kiedy przyjrzeć się, jak przebiegał proces zmian technologicznych w telewizji w Stanach Zjednoczonych, widać, że nawet w tym kraju o silnej demokracji i obywatelskiej obronie wolności słowa potężne siły działają, by przy okazji cyfryzacji ograniczyć swobodny dostęp obywateli do licznych rozproszonych źródeł informacji. Działanie propagandowych monopolistów, w przeciwieństwie do Polski, jest w USA osłabiane przez istnienie setek tradycyjnie pluralistycznych, zakorzenionych mediów oraz organizacje społeczne, które przed sądem walczą przeciwko decyzjom o dalszym wzmocnieniu gigantów i żądają od polityków ochrony niezależnych środków przekazu.

Rozwój technologii sprzyja monopolistom
W wydanej w 2009 r. książce „Własność mediów i koncentracja w Ameryce” E.M. Noam potwierdził prawdę powszechnie znaną wśród naukowców zajmujących się mediami, a mało uświadamianą przez większość obywateli: im bardziej rozwijane są technologie w dziedzinie środków społecznego przekazu, tym większą mają one tendencję do koncentracji własności i tworzenia monopoli (a raczej oligopoli, czyli dominacji kilku w gruncie rzeczy podobnych do siebie gigantów). Jeszcze w roku 1984 pięć największych koncernów medialnych w USA posiadało razem tylko 13 proc. udziału w szeroko rozumianym rynku informacji i rozrywki, jednak w roku 2005 ten udział się podwoił. Jeśli wyodrębnimy same media elektroniczne, to pierwsza piątka skupiała już 42 proc. w swoim ręku. Co ciekawe, w dziedzinie bardzo pokrewnej i dziś mocno splecionej z rynkiem mediów, a więc w świecie telekomunikacji, pięć największych firm miało wtedy już 61 proc. udziału w rynku. Podobnie w dziedzinie informatyki, także pomieszanej dziś z telewizją, radiem i prasą, dominacja pierwszej piątki wynosiła w tym samym czasie aż 43 procent. Kto jest właścicielem firm medialnych w USA? Już w coraz mniejszym stopniu magnaci medialni, w większym – największe korporacje i fundusze finansowe. Bardzo charakterystyczne jest, że te same instytucje finansowe (takie jak Vanguard czy Barclays) posiadają udziały (25 do 30 proc.) równocześnie w wielu firmach medialnych, telekomunikacyjnych i internetowych. Następuje krzyżowanie się własności tych, którzy posiadają szerokopasmowy internet, sieci telewizji kablowych, stacje telewizyjne i radiowe produkujące program, wytwórnie filmowe, gazety i radio. Ten, kto ma częstotliwość komórkową i sieć klientów, jest równocześnie współwłaścicielem nadawcy programu i rozprowadza ten program w sieci płatnej telewizji i usług wideo na żądanie oraz dostarcza internet. Tak oto następuje coraz większa integracja własności na wszystkich poziomach komunikacji społecznej: technicznej (częstotliwości, kable), rozpowszechniania (płatne platformy kablowe i satelitarne oraz naziemne) i produkcji programu. Słabszym ekonomicznie ogniwem tego łańcucha wartości jest samo wyprodukowanie programu telewizyjnego. Najsilniejszym: posiadanie sieci klientów. Do niedawna w USA, kraju kojarzącym się nam z wielką wolnością prowadzenia działalności gospodarczej, istniały silne restrykcje zapobiegające monopolizacji rynku mediów. Amerykanie uznają, że środki społecznego przekazu są rynkiem specyficznym, gdyż nadmierna siła w ręku jednej lub kilku osób dysponujących gazetą, radiem i telewizją może doprowadzić do wynaturzeń demokracji. Dlatego stworzyli przepisy zapewniające obywatelom dostęp do kilku źródeł informacji pochodzących od różnych właścicieli i zabraniające jednoczesnego posiadania gazet i telewizji, a także ścisłe limity określające liczbę stacji telewizyjnych posiadanych przez jedną firmę. W ostatnich latach doszło jednak do zmiany tej polityki na bardziej liberalną, dopuszczono do krzyżowego łączenia różnych firm medialnych, utrzymując jednak zasadnicze ograniczenia, choć na wyższych progach. Przez USA przetoczyła się fala krytyki wobec tej zmiany. Obiektywne liczby potwierdzały zasadność głosów krytycznych: zaobserwowano, że wprawdzie zwiększa się liczba kanałów telewizyjnych, ale zmniejsza liczba właścicieli tych kanałów, tak więc rośnie poziom koncentracji własności. Poziom tej koncentracji w rynku płatnych kanałów telewizji kablowej był zatrważający, gdyż 5 największych firm posiadało 80 proc. rynku. W rezultacie obywatele otrzymują produkty tak podobne do siebie w formie i zawartości, że pluralizm praktycznie zanika.Decyzje polityków korzystne dla gigantów
Regulatorem rynku mediów w USA jest Federalna Komisja Łączności (FCC), kierowana przez pięć osób mianowanych przez prezydenta i zatwierdzanych przez Senat, przy czym z jednej partii nie można mianować więcej niż trzech członków FCC. Federalna Komisja Łączności zajmuje się zarówno radiem, jak i telewizją, częstotliwościami telefonicznymi i szerokopasmowym internetem. Jeszcze w roku 1994 postanowiła, że ważniejsze decyzje o przydziale nowych częstotliwości będą zapadały w drodze prowadzonej przez internet licytacji, a nie jak do tej pory poprzez głosowanie członków FCC. W roku 1996, w następstwie przyjęcia nowego prawa telekomunikacyjnego, FCC zdecydowała o szczegółach przejścia na sygnał cyfrowy. Przez wiele miesięcy trwały spory, jaką technologię wybrać, i w końcu doszło do porozumienia pomiędzy Federalną Komisją Łączności a największymi nadawcami telewizyjnymi. Pod naciskiem ich lobby zapadły ustalenia o wyborze standardu DTV i zapewnieniu każdemu dotychczasowemu nadawcy sygnału analogowego możliwości nadawania w to miejsce kilku programów cyfrowych, bez licytacji. Amerykanie nazwali to „multicastingiem”, a w pewnym uproszczeniu można przyjąć, że każdy nadawca analogowy dostał swój multipleks cyfrowy. Jedynym, który oponował przeciw temu rozwiązaniu, wspierając z kolei największe firmy komputerowe chcące wejść na rynek telewizyjny i wprowadzić konkurencyjny system łączący funkcje telewizora i komputera, był ówczesny przewodniczący FCC R. Hundt, który w proteście podał się do dymisji. W emocjonalnym wywiadzie ujawnił, że doszło do polityczno-lobbystycznego układu z udziałem największych nadawców i producentów sprzętu TV, a głównymi graczami byli Zenith, NAB i CBS. W ten sposób ogromny zasób częstotliwości został przydzielony poza konkursem i poza systemem licytacji. Zyskali nie tylko najwięksi nadawcy telewizji naziemnej, tacy jak CBS czy FOX, ale na szczęście zyskały także setki istniejących mniejszych stacji TV. Każdy przeciętny widz otrzymał w ten sposób dostęp do kilkunastu nowych naziemnych programów, ale będących własnością tych samych nadawców, których miał do tej pory. Tylko częstotliwości z zakresu 700 MHz uwolnione po wyłączeniu telewizji analogowej w roku 2009 poddano procedurze licytacji, z czym widzowie i specjaliści wiązali nadzieje na pojawienie się nowych programów telewizyjnych z nowymi właścicielami. Jednak FCC postanowiła, że da niemal całkowitą swobodę zwycięzcom tego przetargu, którzy będą mogli przeznaczyć uzyskane dobro zarówno na przesył sygnału internetowego, jak i różne formy łączności telefonicznej, telewizję w komórkach czy dodatkowe naziemne stacje telewizyjne. I okazało się, że większość zasobu wylicytowali najwięksi giganci telekomunikacyjni: AT&T oraz Verizon (aukcja przyniosła 20 mld dolarów przychodu do budżetu). Pojawiło się mnóstwo szyderczych artykułów prasowych i wpisów na blogach, bo wielcy uzyskali jeszcze więcej…

Amerykańska nauka dla Polski
Jednym z ogłaszanych szeroko celów cyfryzacji naziemnej telewizji na całym świecie miało być zwiększenie liczby stacji nadawczych różnych właścicieli i tym samym wzrost pluralizmu w dostępie do informacji. Cel ten jest, jak widać, niezwykle trudno osiągalny. Zarówno bowiem arbitralne decyzje mianowanych politycznie regulatorów, podejmowane pod wpływem lobbystów, jak i decyzje poddane procedurze sprzedaży częstotliwości według zasady „kto da więcej” kończą się w rezultacie zwiększeniem dominacji kilku firm. W USA na szczęście ten niekorzystny trend równoważony jest przez to, że różne polityczne siły (Republikanie i Demokraci) posiadają wystarczające zaplecze ekonomiczne, by utrzymać sprzyjające sobie media, nie ma więc bezpośredniego zagrożenia monopolu jednej strony. Wzrasta także znaczenie nadawców hiszpańskojęzycznych. Tradycyjnie mocne są stacje religijne wspierane finansowo przez wiernych. Nadal silne pozostaje też przywiązanie do administracyjnych ograniczeń w zakresie posiadania przez jedną firmę większej liczby środków przekazu. Jednak opór FCC wobec wniosków o połączenie firm telekomunikacyjnych z nadawcami słabnie. W zeszłym roku pozwolono, by Comcast, główny operator sieci kablowej i internetu z blisko 60 milionami klientów, zakupił jednego z trzech największych nadawców TV, czyli NBC. Jaka stąd nauka dla nas? W Polsce ogromna rzesza ludzi o poglądach katolickich, prawicowych, ludzi przywiązanych do tradycji, nie ma własnych silnie zakorzenionych na rynku stacji telewizyjnych i nie ma zaplecza eCyfryzacja telewizji naziemnej w Polsce przeprowadzana jest w atmosferze skandalu i ogranicza, a nie zwiększa pluralizm. konomicznego, które pozwalałoby na swobodne wykupywanie istniejących nadawców ani na przelicytowanie dominujących mediów w walce o nowe częstotliwości wystawione na sprzedaż przez państwo. Mamy rynek mediów dramatycznie jednostronny i zmonopolizowany przez światopogląd lewicowo-liberalny. Wśród stacji telewizyjnych tylko satelitarna Telewizja Trwam reprezentuje miliony Polaków i zachowuje krytyczny dystans wobec rządów PO. W Polsce nie ma praktycznie żadnych ograniczeń prawnych dla przejęcia kontroli przez jeden lub kilka koncernów nad całym rynkiem telekomunikacyjno-medialnym. Skoro więc nawet w USA, gdzie: 1) istnieją prawne gwarancje ochrony pluralizmu; 2) opinia publiczna jest wyczulona na zakusy monopolistów medialnych; 3) tradycyjnie istniała wielka różnorodność światopoglądowa mediów, przy cyfryzacji doszło do niebezpiecznego zwiększenia koncentracji własności na rynku mediów, to o ile bardziej w naszym kraju trzeba domagać się, by regulator, czyli KRRiT, doprowadził do elementarnej równowagi w dostępie do mediów. A jeśli ten regulator nadal będzie odrzucał postulat milionów obywateli, by Telewizja Trwam uzyskała miejsce na multipleksie cyfrowym, suwerenny Naród powinien zmienić regulatora.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl