Zabójcy z pierwszego eszelonu

Mimo że pojęcie zbrodni katyńskiej tkwi głęboko w świadomości Polaków od
kilku już pokoleń, niejasne jest ciągle nasze wyobrażenie o zbrodniarzach,
którzy tę zbrodnię zaplanowali, zatwierdzili i wykonali.

Polak niezajmujący się na co dzień historią zadowala się najczęściej
enigmatycznym określeniem "zbrodnia stalinowska", które ma oznaczać, że mord na
polskich oficerach i więźniach politycznych był jednym z wielu "wypaczeń" w
okresie "kultu jednostki", który wszak został potępiony już za Chruszczowa, a
więc rozliczony. Na taki łagodzący i pacyfikujący naszą nadmierną dociekliwość
obraz zbrodni pracowała zarówno propaganda sowiecka (wtedy tylko szeptana, bo
przecież oficjalnie sprawcami mieli być rzekomo Niemcy), jak i rosyjska. Kiedy
marszałek Sejmu RP Bronisław Komorowski odwiedził w przeddzień defilady
moskiewskiej (8 maja 2010 r.) prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, usłyszał
wyrazy ubolewania "z powodu sprawy katyńskiej i innych wydarzeń, poprzedzających
wybuch wojny"! W tym konkretnym przypadku polityka "ubolewania", łagodzenia i
pomniejszania rozmiarów oraz wymowy zbrodni uzyskała podwójną zasłonę:
sowiecko-niemiecki rozbiór Polski jesienią 1939 r. i związane z nim zbrodnie
wojenne i zbrodnie ludobójstwa były rzekomo tylko "wydarzeniami", a nie wojną
przeciwko państwu polskiemu! Wszak wojna (czyli "otieczestwiennaja wojna"),
według specyficznej rosyjskiej logiki, rozpoczęła się dopiero w czerwcu 1941 r.,
kiedy wiarołomny niemiecki sojusznik zdradził i uderzył na Sowiety.
 

Za wierność Polsce

Aby zrozumieć głęboki fałsz takiej polityki pomniejszania i łagodzenia wymowy
zbrodni katyńskiej, trzeba mieć świadomość jej rozmiarów i sprawców. Dla Polaków
czasu okupacji, słuchających z niedowierzaniem niemieckich komunikatów radiowych
i czytających niemieckie listy odkopanych na leśnym uroczysku Kozie Góry pod
Smoleńskiem ciał polskich oficerów, Katyń oznaczał kilka tysięcy wojskowych,
niemal wyłącznie narodowości polskiej, zamordowanych w podsmoleńskim lesie,
przetrzymywanych wcześniej w specjalnym obozie NKWD w Kozielsku. Potem
skojarzono śmierć tych z Kozielska z nieznanym losem oficerów dwóch innych
obozów specjalnych: w Ostaszkowie i Starobielsku. Przez kilkadziesiąt lat
mówiliśmy więc o zbrodni katyńskiej jako mordzie popełnionym na blisko 15
tysiącach oficerów polskich z tych trzech obozów.

Na początku lat 90. po ujawnieniu notatki Berii i zarazem "uchwały"
sowieckiego Politbiura z 5 marca 1940 roku zrozumieliśmy, że zarówno liczba
ofiar, jak i obszar, na którym dokonano zbrodni, są znacznie większe niż
wcześniej mogłoby się wydawać. Do tych około 15 tysięcy oficerów dopisaliśmy
ponad 7 tysięcy więźniów politycznych (wielu z nich było także oficerami)
przetrzymywanych w więzieniach tzw. zachodniej Białorusi i tzw. zachodniej
Ukrainy, czyli na okupowanych od września 1939 r. Kresach II RP. Dziś już nie
mamy wątpliwości, że pod pojęciem zbrodni katyńskiej kryje się około 22 tysięcy
polskich oficerów i innych więźniów politycznych, którzy nie nadawali się do
sowietyzacji i podporządkowania interesom obcego państwa, agresora. Byli – jak
pisał Beria w notatce dla Stalina – "zawziętymi wrogami władzy radzieckiej,
pełnymi nienawiści do ustroju radzieckiego". W "tłumaczeniu" na normalny język
polski oznacza to, że byli polskimi patriotami. Zresztą, takie "tłumaczenie"
jest zupełnie zbędne współczesnym Polakom, bo przecież my to doskonale znamy.
Także dziś często słyszymy, że "zioniemy nienawiścią", kiedy wykazujemy
nadmierną dociekliwość i obstajemy nazbyt "fundamentalnie" przy polskich
imponderabiliach narodowych, bez tak pożądanej "europejskiej" lekkości i
giętkości umysłów…

Żeby dokończyć precyzowanie pojęcia zbrodni katyńskiej, zapytajmy raz
jeszcze: ilu współrodaków nam zamordowano w ramach tej "operacji"? Najczęściej
podaje się dwie liczby, nieznacznie tylko się różniące: 22 tys. 436 lub 21 tys.
857. Ta pierwsza, z roku 1941, pochodzi z meldunku szefa Zarządu NKWD ZSRS
Piotra Soprunienki o liczbie polskich jeńców przetrzymywanych w obozach NKWD (15
tys. 131), do której dodajemy 7305 więźniów politycznych. Ta druga wydaje mi się
bardziej precyzyjna i wiarygodna, choć pochodzi z roku 1959. Są to jednak dane z
poufnej notatki szefa KGB Związku Sowieckiego Andrieja Szelepina dla samego
Nikity Chruszczowa, ówczesnego przywódcy sowieckiego. Można ją traktować jako
zamknięty bilans zakończonej już zbrodni. Szelepin dysponował wtedy teczkami
osobowymi wszystkich zamordowanych i mógł takiej precyzyjnej informacji
udzielić. Dziś podobno już tych teczek nie ma, ale nie ma też dokumentu
poświadczającego ich zniszczenie, więc być może tkwią w zakamarkach rosyjskiego
archiwum. Pewnie ich nigdy nie zobaczymy, skoro nie udostępnia się nam nawet
dokumentów ze współczesnego rosyjskiego śledztwa, nawet uzasadnienia decyzji o
jego umorzeniu! Zbrodnia katyńska jest więc i dziś elementem wielkiej polityki.
Nie tylko polityki historycznej. Wynika to z jej wojennego, ludobójczego
charakteru, ale też z kategorii przestępców, którzy ją popełnili. To była
zbrodnia państwa sowieckiego, w imieniu tego państwa, dokonana przez najwyższych
przedstawicieli tego państwa rękami podległych im urzędników i funkcjonariuszy.

Zbrodnia państwowa

W publicystyce historycznej funkcjonuje metaforyczne określenie "pierwszy
eszelon władzy" – zwłaszcza w odniesieniu do władzy sowieckiej. Słowo "eszelon"
pochodzi z języka francuskiego i oznacza drabinę, stopnie, w dawnych armiach
szyk uderzeniowy oddziałów, także kolumnę wozów, samochodów czy wagonów
kolejowych. W hierarchicznej, mafijnej strukturze władzy sowieckiej "pierwszy
eszelon" to sekretarz generalny WKP(b) – od roku 1952 KPSS (Komunistycznej
Partii Związku Sowieckiego) – i członkowie Politbiura tej partii oraz
przewodniczący Wierchsowietu (Rady Najwyższej ZSRS). Cały ten "pierwyj eszelon"
uczestniczył w zbrodni katyńskiej! To była zbrodnia państwowa, wojenna, to było
ludobójstwo. Bezpośrednie zaangażowanie "pierwszego eszelonu" w zbrodnię
katyńską tłumaczy pozornie niezrozumiałe działania, takie jak ukrywanie
dokumentów śledztwa z ostatnich lat, mimo iż Rosja nie zaprzecza już, że ponosi
odpowiedzialność za tę zbrodnię. Ale Rosja jest też następczynią prawną Sowietów
i – jak widać – czuje się odpowiedzialna za kontynuowanie kłamstwa katyńskiego,
teraz już jednak w formie bardziej zawoalowanej, z użyciem precyzyjnie
zaplanowanego, prowokatorskiego anty-Katynia, czyli kłamstw o rzekomym
wymordowaniu w latach 20. jeńców bolszewickich w niewoli polskiej.

 

Pierwszy eszelon 1940

5 marca 1940 r. ludowy komisarz spraw wewnętrznych Związku Sowieckiego
Ławrientij Beria – szef sowieckich służb bezpieczeństwa, jedna z najbardziej
odrażających postaci spośród sowieckich funków państwowych, odpowiedzialnych za
masowe represje i ludobójstwo – skierował do Josifa Stalina notatkę nr 794/G, w
której napisał, że polscy jeńcy wojenni i więźniowie przetrzymywani w
więzieniach "zachodniej Białorusi" i "zachodniej Ukrainy" są "nie rokującymi
nadziei poprawy wrogami władzy sowieckiej". Zaproponował, by ich sprawy
"rozpatrzyć bez wzywania, bez przedstawiania zarzutów, bez decyzji o zakończeniu
śledztwa i aktu oskarżenia", wreszcie zamordować. To jest istota zbrodni
katyńskiej! Tę zbrodniczą propozycję (na pewno ustaloną wcześniej przez Berię ze
Stalinem) zatwierdzili najwyżsi przedstawiciele władzy sowieckiej:
Sekretarz generalny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) Josif
Dżugaszwili, posługujący się partyjnym pseudonimem Stalin.
Wiaczesław Skriabin vel Mołotow – członek Politbiura, premier rządu ZSRS, główny
wykonawca zbrodni z lat 30., zwanych "wielką czystką", minister spraw
zagranicznych Sowietów, współtwórca paktu Ribbentrop-Mołotow. Nawet w Sowietach
uważany powszechnie za zbrodniarza i zausznika Stalina, w 1957 r. usunięty z
partii, został… przedstawicielem Sowietów w Agencji Energii Atomowej w
Wiedniu. Sędziwy zbrodniarz (żył do roku 1986, umarł w wieku 96 lat) nigdy nie
został postawiony przed sądem ani za alians z Hitlerem, ani za zbrodnię
katyńską, ani za wymordowanie setek tysięcy ludzi w latach 30., w tym sowieckich
oficerów. Dokładnie w czasie trwania zbrodni katyńskiej historyczne miasto Perm
nad Kamą przemianowano na Mołotow. Tak było do roku 1957!

Kliment Woroszyłow – marszałek Związku Sowieckiego, komisarz obrony ZSRS,
członek Biura Politycznego WKP(b), współorganizator krwawych represji i czystek
w Armii Czerwonej, jeden z nieudolnych dowódców podczas agresji sowieckiej na
Finlandię, w czasie wojny członek Państwowego Komitetu Obrony i Kwatery Głównej,
nawet po śmierci Stalina przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRS (do
1960).

Anastas Mikojan – członek Politbiura WKP(b), wiceprzewodniczący Rady
Komisarzy Ludowych. Po wojnie przewodniczący Prezydium Wierchsowietu
(1964-1965).
Michaił Kalinin – bolszewik od początku, organizator rewolty w Piotrogrodzie,
przewodniczący Prezydium Wierchsowietu od 1936 roku. Miasto Twer, w którym
dokonano zbrodni na jeńcach z obozu w Ostaszkowie (zakopanych w Miednoje),
nazywało się wtedy, na cześć tego bolszewickiego zbrodniarza, Kalininem. Tak
było aż do roku 1990! Dla Polaków jest szczególnie upokarzające to, że
najbliższe naszych granic duże miasto rosyjskie nazywane jest Kaliningradem,
także na cześć tego zbrodniarza! Unikajmy tej nazwy. To jest po prostu
Królewiec.

Łazar Kaganowicz – bolszewik od 1911 r., wiceprzewodniczący Rady Komisarzy
Ludowych ZSRS (od 1938), inicjator "wielkiej czystki" – ludobójczej akcji
(kilkaset tysięcy ofiar) skierowanej przeciwko obywatelom ZSRS uznanym za wrogów
bolszewizmu. Po wojnie wicepremier ZSRS do roku 1957.
 

Katyń – symbol

Ze względu na genezę zbrodni, w postaci dekretacji najwyższego w praktyce
systemu sowieckiego organu władzy państwowej, jakim było Biuro Polityczne WKP(b),
sama nazwa Katyń stała się metaforą obejmującą swoim znaczeniem nie tylko
zbrodnie sowieckie na Polakach, ale zbrodnie sowieckie w ogóle, zwłaszcza w
latach 1939-1941, czyli od wybuchu II wojny światowej do rozpoczęcia tzw.
wielkiej wojny ojczyźnianej w czerwcu 1941 roku. Dopiero w kwietniu 1990 r. –
pół wieku po zbrodni – rząd sowiecki oficjalnie potwierdził odpowiedzialność
NKWD za śmierć tysięcy oficerów Wojska Polskiego, polskiej policji państwowej i
więźniów politycznych – zamordowanych w Katyniu, Charkowie i Twerze oraz w
więzieniach kresowych. Dopiero w październiku 1992 r. prezydent Rosji Borys
Jelcyn ujawnił dokumenty, m.in. omawianą decyzję Biura Politycznego KC WKP(b),
ostatecznie potwierdzające odpowiedzialność najwyższych władz sowieckich i za
zbrodnię, i za jej ukrywanie.
Do Katynia trzeba wracać, tak jak wracamy do wraku naszego samolotu w Smoleńsku.
Takie porównanie nie jest żadnym "nadużyciem". W jednym i drugim przypadku mamy
do czynienia z niewiarygodnym śledztwem i z ukrywaniem ważnych okoliczności.
Nasza dociekliwość wynika z szacunku dla zamordowanych i poległych, a nie z
tego, że jesteśmy "zatwardziałymi przeciwnikami" Rosji. Katyń to ciągle otwarta
rana, a Smoleńsk jawi się jak znak, że to nie są sprawy należące tylko do
historii.
 

Wtoroj eszelon

Objętość tego artykułu nie pozwala na bliższą prezentację "drugiego
eszelonu", czyli tych, którzy odebrali rozkaz od Stalina i jego kamratów, by
wcielić go w życie. Ograniczymy się do przypomnienia ich nazwisk. Dokładniejsza
lektura ich "zawodowych" biografii pokazuje ciekawą prawidłowość: prawie wszyscy
awansowali na wyższy stopień oficera "bezpieczeństwa państwowego" w marcu –
kwietniu 1940 roku! Zbrodniarze byli nie tylko nagradzani po wykonaniu "pracy".
Byli też do tej "pracy" motywowani!

Ich szefem był wspomniany wyżej, złowrogi Beria – pośrednik między Stalinem i
Politbiurem WKP(b) a bezpośrednimi wykonawcami zbrodni. Aby zachować pozory
"sądu", Stalin i jego kamraci zlecili "rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały"
tzw. trojce, czyli szczególnej formie sowieckich "sądów". Do "trojki" katyńskiej
wybrano Mierkułowa, Kobułowa i Basztakowa.
Wsiewołod Mierkułow był komisarzem "bezpieczeństwa państwowego" i zastępcą Berii.
Zatwierdził pisemnie spisy polskich oficerów i więźniów politycznych do
zamordowania. Były to jednocześnie rozkazy dla szefów NKWD obwodów
charkowskiego, smoleńskiego i kalinińskiego (twerskiego). Odznaczony orderem
Lenina za swe zbrodnie, po śmierci Stalina popadł w niełaskę. Nagle się okazało,
że dopuścił się przestępstw i "antypaństwowych działań". Został stracony w 1953
roku.

Bachczo Kobułow zdobywał doświadczenie bezpieczniackie na terenie Gruzji,
gdzie w latach 30. wprowadził krwawy terror. Podobno był najbardziej zaufanym
człowiekiem Berii. 5 marca 1940 r. awansował na stopień majora bezpieczeństwa!
Rok później został zastępcą Berii. Był znanym sadystą. Mimo wysokiego stanowiska
w bezpiece osobiście prowadził "przesłuchania", sprawiało mu to przyjemność. W
1945 r. awansował na stopień generała. Po śmierci Stalina, jako człowiek Berii,
nie miał szans z nowymi towarzyszami. Został oskarżony o szpiegostwo i stracony
(1953).

Leonid Basztakow też awansował 5 marca 1940 r. na majora! Zasłużył na order
Lenina. Miał szczęście, w roku 1953 ocalił głowę, usunął się umiejętnie w cień.
Jako zasłużony dla Sowietów emeryt dożył 70 lat, co w tej bandyckiej branży nie
było normą…

Przy innej okazji przypomnimy tak "zasłużonych" oprawców katyńskich jak Piotr
Soprunienko, autor planu "likwidacji" polskich oficerów z trzech obozów NKWD,
Iwan Chochłow, "rozładowujący" te obozy, Aleksandr Bierieżkow, komendant obozu w
Starobielsku, Piotr Safonow, "kierownik" mordów na jeńcach ze Starobielska i z
więzień kresowych, Wasilij Korolow, komendant obozu w Kozielsku, Jemielian
Kuprianow, szef bezpieki obwodu smoleńskiego, Paweł Borisowiec, komendant obozu
w Ostaszkowie, Dmitrij Tokariew (złożył bardzo ciekawe zeznania pod koniec
życia, już w latach 90.!), Salomon Milsztein, Władimir Szarapow, Paweł Zujew,
Iwan Sierow (ten sam, który aresztował w 1945 r. przywódców Polskiego Państwa
Podziemnego w Pruszkowie!), Ławrientij Canawa, oprawca Polaków na Białorusi.
 

Było ich wielu

Aby zabić w ciągu dwóch miesięcy prawie 22 tysiące osób, trzeba było kilkuset
morderców. Ciągle niewiele o tej armii wiemy i pewnie niczego więcej już się nie
dowiemy, skoro w Rosji zwycięża pogląd, że rozpad zbrodniczego Związku
Sowieckiego był "największym nieszczęściem Rosji w XX wieku"!

Z pozostałych oprawców warto wymienić na koniec jeszcze dwóch, stojących
jakby na różnych biegunach "metodyki" przygotowania i wykonania zbrodni.

Major NKWD Wasilij Błochin chwalił się, że zabił w swoim życiu osobiście
ponad 50 tysięcy "wrogów Związku Sowieckiego"! Szacuje się, że osobiście zabił
połowę polskich jeńców z Ostaszkowa! Był "racjonalizatorem". Ubierał się w
gumowy fartuch i gumowe rękawice, by chronić się przed tryskającą krwią ofiar.
Nabite pistolety, na zmianę, podawali mu "asystenci". Używał niemieckiej broni
krótkiej i niemieckiej amunicji z dostaw od przyjaciół. Podobno sowieckie nagany
za bardzo się rozgrzewały, a plan trzeba było wykonać.

Wśród oficerów NKWD, którzy "filtrowali" Polaków na jesieni i zimą 1939-1940,
w Kozielsku wyróżniał się we wspomnieniach kombryg Wasilij Michajłowicz Zarubin,
o którym prof. Stanisław Swianiewicz napisał, że "posiadał maniery i dystynkcję
człowieka wyższej kultury (…), przypominał wykształconych oficerów żandarmerii
w carskiej Rosji". Zarubin decydował – jak się później okazało – o życiu lub
śmierci jeńców. Ślad po nim zaginął w marcu 1940 roku. Odnajdzie się po wojnie
jako szef sowieckiej grupy szpiegowskiej w USA, do której należał m.in.
"geniusz" peerelowskiej ekonomii Oskar Lange oraz ojciec znanego publicysty
Konstantego Geberta vel Dawida Warszawskiego, jednego z najwytrwalszych
tropicieli "polskiego antysemityzmu"…

Piotr Szubarczyk
publicysta


Autor pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej, Oddział Gdańsk.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl