W Libanie ożył Herod

Jest niezliczona ilość konfliktów człowieka z człowiekiem i społeczności ze społecznością,
w różnych płaszczyznach i rodzajach, ale najpotworniejszy z nich to wojna, czyli
mordowanie się ludzi na wielką skalę, zorganizowane społecznie i jakby prawnie
uświęcone. I dziś potworność wojny jeszcze wzrasta, bo na ogół ginie więcej cywilów,
kobiet i dzieci niż żołnierzy. Ponadto wojna przybrała charakter kataklizmu natury
z powodu wielkiego rozwoju masowej techniki. Mówi się nieraz, że świat nowoczesny
jest bardziej pokojowy, tymczasem jednak w wieku XX zostało zamordowanych ponad
180 mln ludzi, w tym ok. 4 mln Żydów. W ostatnich latach tamtego wieku było ok.
30 większych konfliktów zbrojnych, w których zginęło mniej więcej 1,5 mln dzieci.
Maskę żołnierza zakłada także terroryzm oraz, niestety, niekiedy i antyterroryzm,
który bywa jeszcze straszniejszy niż terroryzm. I tak ostatnio (lipiec – sierpień)
oczy świata zwróciły się na wojnę Izraela z Hezbollahem w Libanie, gdzie poszło
rzekomo tylko o odbicie dwóch porwanych żołnierzy izraelskich, a zostało zabitych
już ponad tysiąc cywilów, w tym najwięcej dzieci. Co się z tym światem "postępu"
dzieje?

Paroksyzm wojny
w historii

Obserwujemy w dziejach straszliwe prawo, że plemiona, ludy, narody, a szczególnie
państwa wiecznie żyją w wojnach. Ciekawe, zwłaszcza że nowe państwa rodzą się
w bólach wojennych, choćby te narodziny miały miejsce po ustąpieniu władz zaborczych
i kolonizacyjnych, jak było to w wieku XX w Afryce, Azji, Europie i na Bliskim
Wschodzie, gdzie właśnie leje się ciągle krew przy rodzeniu się państwa izraelskiego
i państwa arabskiego w Palestynie.
Nie bądźmy utopistami. Wojna jest głęboko wpisana w biologię i przyrodę. Gdzie
tylko jest życie, tam też jest jego aktywne zagrożenie, walka o przetrwanie,
o zapanowanie nad drugim życiem, o panowanie nad innymi pod groźbą odebrania
im życia. Kiedy wielkie społeczności ludzkie ścierają się na śmierć i życie,
mamy bitwę lub już wojnę. Niestety, dążenie do zapanowania nad innymi, dochodzące
aż do zabijania opierających się i broniących, stało się po prostu strukturą
ludzkiej historii. Chrześcijanie widzą w tym grzech pierworodny, kiedy to człowiek
jako jednostka i jako społeczność łamie prapierwotny nakaz zachowania życia,
własnego i innych, i zadaje śmierć niesprawiedliwą.
Trzeba zauważyć, że najbardziej wyniszczające i krwawe walki i wojny wiązały
się szczególnie z kształtowaniem się w historii ludów, narodów i państw. Można
mówić nawet o specjalnych ich typach czy modelach.
1. Prapierwotnym typem były walki i wojny międzyplemienne, prowadzące niekiedy
aż do wycinania wrogiego pokonanego plemienia w pień. Tak działo się na szeroką
skalę w Afryce i w Ameryce Indiańskiej.
2. W innym modelu pokrewne plemiona w zasadzie nie walczyły na śmierć i życie
między sobą, lecz łączyły się w większą całość, oczywiście po pewnych zmaganiach
o hegemonię, i z czasem tworzyły zwarte państwo, które toczyło boje z obcymi
plemionami i państwami oraz bywało bardzo okrutne dla wrogów i wyniszczające
sąsiadów czy nawet wspólnoty tej samej rasy. Tak postępowali Asyryjczycy, Hebrajczycy,
Arabowie, Germanowie, Japończycy.
3. Był model pluralistyczny, według którego plemiona czy państewka ścierały
się między sobą o dominację, nawet toczyły między sobą wojny, ale tylko między
"wojami", nie wyniszczały się i nie tworzyły wspólnego wielkiego państwa, choć
miały poczucie pewnej wspólnoty genealogicznej, duchowej i cywilizacyjnej:
Sumer, Grecja, księstwa starochińskie. Oczywiście wspólnie, jeśli była taka
konieczność, prowadziły wojny obronne.
4. Można mówić o modelu, według którego plemiona czy ludy walczyły między sobą
bardzo krwawo, ale coś się działo w pewnym momencie, że jedno czy drugie plemię
lub ich grupa dokonywały przemiany całości w wielkie, dynamiczne i bardzo krwawe
imperium, które wyruszało na podbój świata jak burza, która wszystko ogarnia.
Tak było z imperium rzymskim, imperium perskim, mongolskim imperium Czyngis-chana,
obejmującym z czasem niemal całą Azję, no i wreszcie imperium amerykańskim,
które dziś także dominuje nad całym światem i wysyła swoje wojska na cały glob
ziemski.
5. I wreszcie był też model rolniczy i defensywny, w którym po zjednoczeniu
grupy plemion pokrewnych, przeważnie bez większych walk, powstałe państwo jest
mniej zaborcze i ekspansywne, a bardziej obronne, broniące swego stanu posiadania.
Jest to model staroegipski, indyjski, środkowosłowiański.
Niemal sielankowo mówi się o typach i modelach konfliktów międzyludzkich, ale
zawsze i wszędzie lała się krew, człowiek zabijał człowieka, jedna społeczność
mordowała drugą. Jest taki straszliwy paradoks, że ludzie z zasady pragnęli
pokoju, ale jednocześnie zabijali się nieustannie: dla władzy, mienia, pychy,
popędu zemsty, nienawiści i w ogóle z jakiegoś odruchu niszczenia innych określonych
ludzi. Rodzaj ludzki jest do głębi skażony kainowym odruchem zabijania, gorszym
niż w świecie żywych istot nierozumnych, bo tam zabijanie ma jakiś sens, np.
dla pożywienia, a tu bywa bez żadnego sensu. I to jest właśnie ów grzech pierworodny,
który potrzebuje Bożego wyzwolenia i odkupienia.

U narodzin państwa Izrael i państwa
palestyńskiego

Izrael, mający szczególne posłannictwo Boże, jest fenomenem na skalę powszechnohistoryczną.
Przez z górą dwa i pół tysiąca lat nie miał on suwerenności i swojego państwa.
Naród izraelski wywodzi się z grupy ludów semickich, którymi byli: Akadowie,
Babilończycy, Asyryjczycy, Hetyci, Kananejczycy, Fenicjanie, Aramejczycy, Ugaryci,
Moabici, Syryjczycy, no i jedynie dziś żyjący właśnie Hebrajczycy i Arabowie.
Izraelici mieli swoje państwo jedynie za czasów przedkrólewskich i królewskich,
od wieku XII przed n.Chr. do roku 538 przed n.Chr., kiedy to dostali się do
niewoli babilońskiej, i w okresie machabejskim od roku 167 do 63 przed n.Chr.
A poza tym byli ciągle w niewoli i pod panowaniem: Babilończyków, Persów, Greków,
Egiptu, Syrii, Rzymu, Arabów, krzyżowców chrześcijańskich (dwa, wieki), a wreszcie
Turków, no i od roku 1917 do 1948 Anglików. Naród ten nie miał tak długo swego
państwa, ale paradoksalnie dzięki swej diasporze, czyli rozproszeniu, objął
niemal cały stary świat kulturalny, z wyjątkiem Chin i Japonii. I tak w ramach
swego posłannictwa od Boga przygotował grunt dla rozwoju chrześcijaństwa, a
chrześcijaństwo z kolei rozpowszechniło po całym świecie żydowską kulturę,
a przede wszystkim literaturę religijną, czyli Biblię starotestamentalną. Toteż
ponad tysiąc lat nie było zasadniczego konfliktu między Żydami a chrześcijaństwem,
choć Żydzi uważali chrześcijaństwo raczej za zdradę ich Biblii i herezję. Ale
Pan Bóg miał swoje plany historyczne. Gdyby Żydzi mieli swoje państwo za czasów
Chrystusa, to ani chrześcijaństwo nie wyszłoby zapewne poza Palestynę, ani
objawienie żydowskie nie wkroczyłoby na scenę świata.
Jest znamienne, że przez tyle wieków Żydzi nie myśleli o swoim własnym państwie
lub go nie chcieli. Wielu myślicieli żydowskich uważało, że posiadanie państwa
przez Żydów zacieśniłoby ich do jednego niewielkiego kraju, nie odegraliby
oni swojej misji dziejowej, nie byłoby diaspory i wszyscy musieliby zmienić
zasadniczo swój tryb i styl życia i pracy. W każdym razie nie byliby narodem
dla innych narodów świata.
Ale w wieku XIX, kiedy na całym świecie rozbudziły się żywe idee narodowe i
państwowe, wielu myślicieli żydowskich zaczęło podnosić ideę państwa Izrael,
uważając, że nie może być naród bez swojego państwa (M. Hess, T. Herzl i inni).
Aż w roku 1917 A.J. Balfour wydał deklaracje o tworzeniu państwa Izrael w Palestynie,
nawiązując do idei Syjonu, czyli góry świętej ze świątynią Salomona jako podstawowego
symbolu ducha narodu, religii i życia narodu wybranego. Anglicy, którzy rządzili
wówczas niemal całym światem, nie popierali jednak tej idei i sugerowano utworzenie
państwa w jakimś innym, mniej spornym miejscu, jak na wschodnich terenach rodzącego
się państwa polskiego, gdzie żyło 3/4 ludności żydowskiej całego świata, albo
na którejś z kolonii angielskich w Afryce, albo wreszcie w Kanadzie, która
była słabo zaludniona i nie trzeba by było dokonywać przesiedleń. Zwyciężyły
jednak z czasem względy historyczne i religijne, czyli Palestyna. Do niej zresztą
od połowy XIX wieku zaczęli coraz liczniej napływać Żydzi – prześladowani w
różnym stopniu – z Rosji carskiej, z Francji i z Austrii, i z niektórych krajów
Europy Środkowowschodniej.
Po II wojnie światowej Anglicy zgodzili się na utworzenie państwa i w roku
1947 wnieśli na ONZ projekt podziału Palestyny na dwa państwa: żydowskie i
arabskie. Po wyjściu wojsk brytyjskich 13 października 1948 roku Rada Narodowa
w Tel Awiwie proklamowała państwo Izrael, obejmujące jednak szersze terytorium,
niż to wyznaczyła ONZ. Wtedy wkroczyły, przeciwne Izraelowi, oddziały egipskie,
irackie, syryjskie, libańskie, jordańskie, jemeńskie i Arabii Saudyjskiej.
Walki trwały do roku 1949. Izraelczycy z pomocą Ameryki wygrali i zajęli resztę
terytoriów palestyńskich, nie pozwalając na powstanie suwerennego państwa palestyńskiego.
Palestyńczycy masami uchodzili do sąsiednich krajów, tworząc tam liczne i wielkie
obozy. Izraelczycy nie pozwalali im wracać. Wśród ludności w kraju rozwinął
się ruch oporu, zarówno formalny, jak np. w roku 1964 Organizacja Wyzwolenia
Palestyny (OWP), jak i typu partyzanckiego i bojówkowego, jak ostatnio Hezbollah
z główną siedzibą w Libanie. Doszło do nowych wojen z krajami sąsiednimi: w
roku 1967 i 1973. W roku 1982 Izrael zaatakował Liban. Doszło z winy Izraela
do potwornej masakry ludności cywilnej, kobiet i dzieci, w większości chrześcijańskich,
w obozach uchodźców w Sabra i Szatila. Izrael wycofał swe wojska z Libanu dopiero
w roku 1985, pozostawiając jednak pod swoją kontrolą południową część Libanu.
Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku nadeszła do Izraela ogromna fala imigrantów
żydowskich z Rosji, którzy uchodzili z kraju walącego się komunizmu, bojąc
się odwetu na sobie ze strony ludności ZSRS. Podobno w roku 1990 b. premier
Tadeusz Mazowiecki zgadzał się na propozycję osadzenia półtora miliona Żydów
rosyjskich w Polsce na tzw. ścianie wschodniej, ale ten projekt nie doszedł
do skutku. Zresztą Żydzi sowieccy nie chcieli się osiedlać w Polsce, nawet
nie garnęli się zbytnio do Izraela, woleli Amerykę, Niemcy i inne kraje zachodnie.
Niemniej liczba Żydów w Izraelu bardzo wzrosła i to wzmogło rozwinięcie osadnictwa
żydowskiego na terenach palestyńskich.
Ponieważ cały czas Ameryka, zdominowana przez lobby żydowskie, popierała całą
siłą Izrael i jego politykę, a nawet dostarczyła Izraelowi broń atomową, dzięki
czemu państwo to stało się czwartą na świecie potęgą atomową, to Arabowie palestyńscy
i inni muzułmanie uciekli się z bezsilności, a także z bezsilności ONZ, do
aktów terroru. Na początku terroryzm ten zwracał się tylko przeciwko Żydom,
np. zamachy, porwania samolotów, branie zakładników i inne, ale z czasem zwrócił
się także, a może nawet przede wszystkim, przeciwko Ameryce i jej sojusznikom,
zwłaszcza po ich napaści na Irak. Wojna w Iraku i jego zniszczenie było i jest
w interesie Żydów, którzy chcą osłabić wszystkich swoich sąsiadów, wziąć na
nich odwet za ich najazdy i pomyśleć o dominacji nad całym Bliskim Wschodem.
W następstwie polityki amerykańskiej i angielskiej wśród Arabów i innych muzułmanów
ożywiła się nienawiść do całej kultury zachodniej i w pewnej mierze także do
religii chrześcijańskiej. W tej sytuacji desperacja licznych muzułmanów, a
równocześnie duch heroizmu i ofiary całopalnej dla sprawy islamu dochodzą do
zenitu. Stąd obok ciągłych zamachów, także samobójczych, na terenie palestyńskim
i izraelskim, dochodzi do aktów terroru na niesłychaną skalę, jak 11 września
2001 roku w Ameryce, a następnie w Hiszpanii, Anglii, w Azji Południowej i
gdzie indziej. I tak doszło do nowego rodzaju wojny terrorystycznej niemal
na całym świecie. Trzeba więc powiedzieć otwarcie: u podstaw tego wszystkiego
leży zła polityka izraelsko-amerykańska.

O pokój w duchu chrześcijańskim
W całej przyrodzie, a także wśród ludzi, toczą się boje na śmierć i życie.
A jednak chrześcijaństwo podjęło z determinacją i z nadzieją ideę i zadanie
pokoju, zarówno partykularnego, jak i uniwersalnego, zarówno duchowego, jak
i militarnego. Chrześcijanie wierzą, że pokój nie jest ani mitem, ani pustą
mrzonką, lecz jest jednym z głównych celów ludzkości i przy pomocy łaski Bożej
zwycięstwem nad grzechem pierworodnym. Jeśli nawet nie jest możliwy w przyrodzie,
to jednak jest możliwy na ludzkim etapie rozwoju. Jest on głoszony właśnie
przez największego z ludzi, w tym i z Żydów, Jezusa z Nazaretu, Boga Człowieka.
Niewątpliwie chrześcijaństwo ma olbrzymie rezultaty w głoszeniu i realizowaniu
pokoju, w tym także w zniesieniu po dłuższym czasie "prawa zemsty" i w pewnej
humanizacji walk i wojen, np. treuga Dei, czyli zakaz walk od środy wieczorem
do poniedziałku rano, wprowadzenie sanitariuszy Czerwonego Krzyża, azyl świątynny,
zakaz pojedynków itd. Jednak dzisiaj nawet te uświęcone obyczaje zostają w
większości odrzucane. Niemcy, bolszewicy i inni często popisują się strzelaniem
do sanitariuszy, do ambulansów Czerwonego Krzyża czy do kapłanów rozgrzeszających
ciężko rannych. Dzisiaj coraz więcej strategów życia społeczno-politycznego
chce kształtować ideę pokoju na bazie ateizmu, czyli "pokoju bez Boga", gdy
tymczasem ateizm jest właśnie jednym z głównych źródeł niepokoju i wojny. Pokazały
to rewolucja francuska, bolszewizm, neopogański hitleryzm, różne odmiany komunizmu,
jak w Kambodży, w Chinach i gdzie indziej.
Z przerażeniem patrzymy, jak Chrystusowe przykazanie pokoju jest nie tylko
łamane, bo tak bywa od początku z każdym prawem, ale przede wszystkim nie jest
ono uznawane za przykazanie czy za prawo. Tak się dzieje nie tylko w systemach
ateistycznych i w liberalizmie, które prawo pokoju uważają za względne, zmienne
lub mitologiczne, ale także we wszystkich słabnących dziś religiach. A więc
w islamie, w judaizmie, w nowoczesnych synkretyzmach i w rozlicznych sektach
religijnych "pokój" staje się raczej tylko rodzajem propagandy w świecie –
jak mówią – już pochrześcijańskim. I my, chrześcijanie, raczej się łudzimy,
że wszyscy na świecie "pokój" rozumieją tak samo jak my. Tymczasem oni raczej
używają słowa "pokój" jako pewnego politycznego logo. I muzułmanów, judaistów,
hindusów, a także fanatycznych sekciarzy nie uważajmy za chrześcijan. Przede
wszystkim oni mają inne kodeksy etyczne. A więc trzeba wypracować jeden wspólny
kodeks etyczny na całym świecie. Jest to konieczne tym bardziej, że na świecie
po odejściu społeczeństw od religii etyka bardzo się zrelatywizowała. Dla wielu
społeczności właśnie i terroryzm, i zabijanie dzieci to normy moralne i życiowo
konieczne.
Toteż problemu wojny i mordowania ludzi niewinnych w majestacie prawa i bohaterstwa
nie da się rozwiązać na forum światowym bez chrześcijaństwa. Inne systemy i
religie nie uznają bezwarunkowo ani przykazania "nie zabijaj", ani heroicznej
miłości bliźniego indywidualnej, społecznej i międzynarodowej, ani poszanowania
życia jako absolutnego daru Bożego, ani przebaczenia i zaniechania pomsty,
ani bezwzględnego dochowania paktów i umów, ani Chrystusowej łagodności. Po
prostu zbyt często uciekają się do prawa totalnej walki, jak to jest w przyrodzie
i jak było od początku w historii ludzkiej. Dla wielu jednostek, a także całych
społeczności mordowanie, nawet masowe, ludzi, w tym kobiet i dzieci, oraz niszczenie
życia w ogóle, natury i dzieł cywilizacji jest jak gra komputerowa, jak film
przygodowy, jak bohaterstwo. I w walkach izraelsko-palestyńskich znane są przypadki,
że jacyś żołnierze strzelali z pewnej odległości do dzieci prowadzonych przez
ich matkę jak do kaczek czy kuropatw i chełpili się tym, że trafili. Budzimy
się z przerażeniem, że świat dzisiejszy jest nadal bestialski albo pod pewnym
względem jeszcze bardziej bestialski niż dawniej. Jan Paweł II marzył, że dialog
Kościoła z islamem, a zwłaszcza z Żydami, doprowadzi do głębokiego wzajemnego
zrozumienia, a nawet do utworzenia niejako "trójreligii" monoteistycznych.
I bardzo wiele czynił w tym kierunku. To była wielka idea Papieża Polaka. Ale
dziś nie widać większych skutków tych wszystkich działań i sytuacja nieufności,
a niekiedy i wrogości wzajemnej jest twarda jak skała. Trzeba interwencji samego
Boga. Przy niskiej dziś ogólnie temperaturze religijnej nic się gruntownie
nie odmieni, dopóki nie przyjdą na świat, na nas wszystkich, jakieś wielkie
kataklizmy i przyrodnicze, i ludzkie. Zresztą zdają się one nadchodzić.

O ewangelizację
wielkiej polityki

Trzeba przebadać, czy nie najwięcej zła przestępczej wojny leży w wielkiej
polityce przywódców społeczeństw, państw i narodów, oderwanej od tętna zwyczajnego
życia, a karmiącej się zaborczymi chęciami i namiętnościami. Za zło wojny chyba
mniej odpowiadają zwykli ludzie. Tak jest niewątpliwie i w konflikcie izraelsko-arabskim,
a także w nowej wojnie na terenie biednego Libanu w lipcu i sierpniu 2006 roku.
Dowodem na to są częste bunty przeciwko takim i podobnym operacjom podnoszone
przez żołnierzy, lotników, generałów; w Izraelu jest np. znaczny ruch pokojowy
oddolny "Szalom Aszhaw". Wydaje się natomiast, że najwięcej zła leży po stronie
polityków i przywódców, którzy powtarzają prymitywne i mitologiczne postawy
dawnych czasów, kiedy to np. jakiś król napadał na Jerozolimę, bo był przeciwny
kultowi Jahwe i chciał zagarnąć skarby świątyni. Cóż miał wówczas do powiedzenia
zwykły wojownik? Dziś słuszne są tendencje, żeby najwięksi przywódcy byli zwyczajnymi
ludźmi i mieli normalne życie, bo zbyt łatwo ulegają pokusie uważania się za
bogów rządzących światem, jak np. wielka trójka w Teheranie i w Jałcie. Cały
problem w tym, że wielki przywódca dziś jest normalny w prywatnym życiu, ale
gdy wkracza na scenę publiczną, to się całkowicie odmienia i staje się – jak
się mówi – nie z tej ziemi. Często tłumaczą się, że odczytują jedynie myśli,
dążenia i całą duszę wyborców, ale przeważnie jest to fałszywe i złe odczytanie
duszy ogółu. W większości przypadków jest ono wynikiem ich osobistej duszy
i związania się z jakimiś grupami złej inteligencji lub jakiejś nieprawej,
choćby lilipuciej partii politycznej. W odczytywaniu duszy społecznej trzeba
mieć i wielką mądrość, i głęboką dobroć ludzką, i czyste sumienie.
Jednym z najważniejszych problemów polityki światowej jest nadal właściwa koncepcja
człowieka i postawienie właściwych celów i zadań. Wydaje się, że ogólnie przeważa
kierunek, który nazywa się z grecka "systolą", czyli zwracania wszystkiego
tylko dla własnej partii, dla własnego państwa. Nadal żyje wielki egoizm państwowy
czy narodowy, nawet gdy się deklamuje poezję o Unii Europejskiej czy o rajskim
globalizmie. Tymczasem dziś trzeba rozwinąć przede wszystkim kierunek "diastoli",
czyli zwrócenia się także ku dobru innych, ku dobru innych państw i narodów,
ku dobru całego świata, czyli trzeba wielkiego, światowego altruizmu. Właściwie
to niby wszyscy to rozumieją, ale faktycznie tego nie czynią lub czynią w minimalnym
stopniu. Zresztą społeczność wysoce altruistyczna, jak Polska w czasie wojny,
w sytuacji egoizmów innych państw i narodów wydaje się w aspekcie ziemskim
wciąż utopijna.
W tym miejscu trzeba wyrazić głęboki żal do wielu wybitnych polityków, literatów
i uczonych żydowskich na świecie, że w sposób ukryty i jawny zwalczają bezwzględnie
katolicyzm, a z naszego polskiego punktu widzenia, tak często atakują Polskę
i wszystko, co polskie. Przy tym posługują się często podstępem, zmyśleniami
i kłamstwami, jak choćby czyni to prof. Jan T. Gross (zob. odpór dla takich
postaw ze strony prof. J.R. Nowaka). A nasze władze, inteligencja, polityka
i media zachowują się jak sterroryzowane. To musi się zmienić. Podobnie i polityka
tak wspaniałej dotychczas Ameryki nie może zostać zdegradowana przez czyjś
partykularyzm i to często o tendencjach wojennych.
Niektórzy uczeni żydowscy, jak np. Herald Bloom ("Dziennik", nr 36, 26 lipca
2006), głoszą, że do realnego i owocnego dialogu między judaizmem a chrześcijaństwem
i katolicyzmem nigdy nie dojdzie ze względu na przeciwstawne pojmowanie Boga
i moralności. Bóg judaizmu miałby być Bogiem pasjonalnym, żywym, dynamicznym,
obecnym w narodzie, surowym, gwałtownym i właściwie niepodlegającym moralności.
Natomiast Bóg chrześcijan to Bóg teologiczny, filozoficzny, intelektualistyczny,
uczuciowy, ckliwy, miłosierny, przyjacielski, słabo kierujący historią i przyrodą
i jakby skrępowany Dekalogiem. Otóż jest to rozróżnienie niesłuszne. Bóg Starego
Testamentu i Bóg Nowego Testamentu to Jeden i ten sam, i taki sam, tylko coraz
lepiej rozpoznawany. I ten sam Bóg jest ostatecznym źródłem jednej i tej samej,
absolutnie ważnej, moralności. Poruszam to, bo wielu uczonych katolickich pociesza
się, że dziś różnice religijne nie odgrywają żadnej roli w konfliktach światowych,
zwłaszcza krwawych. Ale to nieprawda. Na świecie jest nadal kontynuowany, a
nawet pogłębia się, choć przybiera nieco inne formy, silny konflikt religijny:
i między religiami, i między nimi a ateizmem. Dość wspomnieć, że co roku giną
wielkie tysiące katolików, mordowanych za ich wiarę, choć czasami ten motyw
prześladowcy ukrywają.
Uciskanie i prześladowanie religii jest wielkim źródłem niepokoju i wojny,
i całej mentalności wojennej. To prawda. Ale trzeba też powiedzieć otwarcie,
że ważnym źródłem postawy wojennej może być zła doktryna religijna czy nawet
zła religia. Są religie, które głoszą egoizm, nienawiść innych i zabijania
"nie swoich" nie uważają za zło moralne, lecz za dobro. Dobra religia natomiast
rozpościera boski firmament nad życiem świata, daje duchowy tlen pokoju i wzmaga
siły wielkiej miłości międzyludzkiej. Niewątpliwie największy potencjał pokojowy
na wszystkich szczeblach, od pokoju wewnętrznego do pokoju światowego, ma chrześcijaństwo,
a w nim katolicyzm. Chrześcijaństwo daje zarówno pokojową wizję rzeczywistości,
jak i pokojowy potencjał moralny. Przy tym mamy nadzieję, że wszyscy wyznawcy
judaizmu i islamu powrócą do swych wielkich idei i postaw pokojowych. Wszystkie
religie muszą się stale z pomocą Bożą odradzać i doskonalić. A również coraz
liczniejsi dziś ateiści muszą sięgać w swej polityce do prawd i kodeksów etycznych
wielkich religii świata, głównie chrześcijaństwa. Dzisiejszej polityce i ekonomii
wszechludzkiej trzeba wielkich idei, wielkiej mentalności i doskonałej moralności.
Wracając do nieustających starć terrorystycznych i wojennych na Bliskim Wschodzie:
nie są one ani z konieczności historycznej, ani z przypadku, są one z winy
ludzi, z ich wielkiego grzechu. Niech więc przynajmniej żaden pseudoczłowiek
nie morduje dzieci, bo jeżeli chodzi o kobiety, to dziś już i one pozazdrościły
zabójcom mężczyznom i zaciągają się do wojska, żeby mordować. To ma być współczesny
postęp i demokracja. Taki się robi nasz "postępowy" świat. Zaprzestanie zabijania
dzieci "cofnie" naszą współczesną politykę do stanu wyższego, a mianowicie
do czasów barbarzyńskich, które wyżej stały pod względem moralnym i ludzkim.
Taka współczesna postawa polityczno-moralna nie mieści się już w żadnej kulturze.
Patrząc prosto i moralnie na ciężki konflikt bliskowschodni, który jest głównym
powodem wojny terrorystycznej promieniującej niemal na cały świat, trzeba powiedzieć,
że rozwiązanie jest proste, takie, jakiego pragnie Papież Benedykt XVI: suwerenne
i bezpieczne państwo Izrael, suwerenne i bezpieczne państwo palestyńskie i
zaprzestanie wszelkich aktów przemocy. Wielka i moralna polityka potrafiłaby
tego dokonać. Tak zrobiliby prości i nieznieprawieni ludzie, ale brakuje wielkich
polityków na skalę światową. Takie akty terrorystyczne i antyterrorystyczne,
jak na lotnisku londyńskim Heathrow, prawdziwe czy koloryzowane propagandowo,
zasadniczych problemów nie rozwiązują. Po prostu w razie nieposłuchania decyzji
ONZ przez którąkolwiek ze stron należałoby wycofać wojska z Iraku i rozmieścić
je odpowiednio w Palestynie jako rozjemcze. Chyba tylko wtedy zostałaby szybko
zahamowana krwawa i bezsensowna aktywność zbrojna i rozpalona do czerwoności
wzajemna wściekłość, i wygasłby z czasem ogień terrorystycznych wojen na świecie.
W każdym razie już nie mogą ożywać herodowie, którzy mordują dzieci rzekomo
w obronie swej władzy na świecie i dla zdobycia szatańskiej sławy.

ks. prof. Czesław S. Bartnik

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl