To, czego dopuścił się MAK, to skandal

Z Ewą Błasik, żoną gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych RP,
który zginął na pokładzie rządowego Tu-154M nieopodal Katynia, rozmawia Piotr
Czartoryski-Sziler

Jak odebrała Pani publikację raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego
(MAK), który orzekł, że winni katastrofy rządowego Tu-154M byli piloci
działający pod presją pijanego gen. Andrzeja Błasika?

– To pokazuje, do czego są zdolni Rosjanie. To są ludzie Wschodu, ale myślałam,
że są bardziej cywilizowanym krajem. Trudno użyć mi tutaj innego słowa niż
skandal. Bo to, czego dopuścił się MAK z jego przewodniczącą panią Tatianą
Anodiną, jest skandalem. Nigdy w to nie uwierzę, że mój mąż pił alkohol na
pokładzie Tu-154M. Zresztą żadna z żon generałów poległych pod Smoleńskiem nawet
nie dopuszcza myśli, aby w salonce, w której byli wszyscy dowódcy Sił Zbrojnych,
w tak wczesnych godzinach, w podróży tak wyjątkowej, do śniadania mogła być
wypita jakakolwiek kropla alkoholu. Rosjanie drwią z nas w żywe oczy, wszystko
po to, żeby zniszczyć honor mojego męża i podeptać dobry wizerunek polskiego
lotnika na świecie. To kompromitacja Polski, polskiego munduru i oficerów,
którzy z takim oddaniem i wiarą, że reprezentują nasz cały Naród, uczestniczyli
w tym locie. Oni byli wielkimi patriotami. Słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna,
oznaczały dla nich najwyższe wartości.

Prezentacja rozmów z wieży na Siewiernym pokazała gigantyczne zaniedbania
rosyjskich kontrolerów.

– To dowód i potwierdzenie, że komisja MAK pracowała w skandaliczny sposób.
Widać tu coraz wyraźniej matactwa Rosjan. To, co ogłosił MAK, tym bardziej jest
nieludzkie. Myślę, że dziś wszyscy ludzie jasno myślący wiedzą, że przedstawiona
przez nich wersja katastrofy była niemożliwa. Ja nie muszę się tłumaczyć, bo
tylko winni się tłumaczą, ale powtórzę to, co powiedziałam ostatnio w Telewizji
Trwam, że nigdy nie pogodzę się z zarzutami MAK skierowanymi pod adresem mojego
męża, bo są kłamstwem i haniebnym oszczerstwem. Mojego męża chcą niemalże
rozczłonkować, haniebnie go obnażyć i do końca zrównać z ziemią. Od samego
początku rzucono go na pożarcie żądnym sensacji mediom, by w świat poszedł podły
przekaz o pijanym generale szaleńcu. Poświęcono go, by Rosjanie mogli obronić
swoje absurdalne tezy i wydrwić polski mundur, tak szanowany na świecie,
szczególnie przez oficerów NATO.

Czy Pani mąż pił alkohol dzień wcześniej, jak spekulowali niektórzy
dziennikarze?

– Absolutnie nie! Jak mówiłam, ten wylot był dla niego wyjątkowy. Nigdy nie był
w Katyniu, chciał z szacunkiem pokłonić się nad grobami pomordowanych polskich
oficerów, miał również przyjąć Komunię Świętą w tym dniu w intencji członka
naszej rodziny. Atmosfera związana z tym lotem była podniosła, a zarazem pogodna
i radosna. Skład samej delegacji był szczególny. Dwóch generałów specjalnie
wróciło z urlopów, by udać się u boku zwierzchnika Sił Zbrojnych na uroczystości
do Katynia. Była to dla nich wszystkich wyjątkowa misja. Na lotnisko stawili się
w galowych mundurach, dopiętych na ostatni guzik z orzełkiem w koronie. Oni
wszyscy niezmiernie nawzajem się szanowali i w wielkiej zadumie, lecz
jednocześnie z radością, wsiadali do tego tupolewa. Wiem, że mój mąż nie tylko w
tym dniu przed wylotem, razem z panem mjr. Arkadiuszem Protasiukiem meldował
prezydentowi, ale wcześniej składał również meldunek przed portem lotniczym
szefowi Sztabu Generalnego. Tam nie było żadnych sprzeczek, jak niektórzy chcą
dziś dowodzić, lecz panowała pogodna atmosfera. Niestety, jak się okazało,
opuszczali nasz kraj po raz ostatni.

Ze stenogramów rozmów rosyjskich kontrolerów na Siewiernym zaprezentowanych
przez polskich ekspertów wynika, że kontrolerzy podawali fałszywe dane meteo
załodze i nie korygowali kursu maszyny.

– To jest szokujące. Od początku wiedziałam, że to wszystko jest grubymi nićmi
szyte, od razu wiele rzeczy mi się nie podobało. To straszne, że nasza załoga
była w powietrzu zdana tylko na siebie. W lotnictwie niesłychanie ważne jest
zaufanie, oni musieli zaufać rosyjskim kontrolerom, a ci ich zostawili samym
sobie. To skandal, że tak zachowywała się wieża kontrolna i że dziś MAK wybiela
jej pracowników. Nie wiem, czy Rosjanie w ogóle mają honor. Zachowanie MAK
przypomina mi totalitarny reżim. Oni manipulują do tego stopnia, że to, co
ogłaszają, absolutnie przestało mnie już interesować, papier wszystko
przyjmie…
Jestem szczęśliwa, że żyjemy w wolnej Polsce i że w 1999 roku weszliśmy do NATO.
Jako żona lotnika, z którym przeżyłam 25 lat, widzę zdecydowane różnice między
strukturami NATO a Układem Warszawskim. Andrzej oddał serce polskiemu lotnictwu,
dzięki niemu wprowadzono szereg konstruktywnych zmian zgodnych ze standardami
NATO. Z tym większą satysfakcją Rosjanie ogłaszali całemu światu brednie na
temat mojego męża, bo był generałem NATO, szanowanym przez Amerykanów,
odznaczonym przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Legią Zasługi, a więc
najwyższym odznaczeniem, jakie może uzyskać oficer innego państwa. Może inaczej
byłoby, gdyby kończył szkoły moskiewskie, jak nasi starsi piloci, lecz on
studiował na Zachodzie, a – jak widać – takich Rosjanie nie szanują.

Wspominała Pani, że mąż w pewien sposób przygotowywał Panią, że w każdej
chwili nić jego życia może zostać przerwana. Ale chyba nie na to, że będzie
deptany jego honor.

– Nie. Wiedziałam jedynie, bo mam kontakt z innymi wdowami po pilotach, że we
wcześniejszych katastrofach często obwiniano na początku ich mężów. Mimo że
dowody nie były przekonujące. Tak jest najłatwiej i najwygodniej dla wszystkich.
Nie żyją, nie mogą się bronić, a to z kolei oznacza, że nie trzeba wyciągać
żadnych konsekwencji wobec kogokolwiek.

Rosjanie do raportu MAK dołączyli ekspertyzy sądowo-lekarskie dotyczące
obrażeń, jakich doznał gen. Błasik.

– Brak mi słów, czegoś tak haniebnego nie da się opisać. Uważam, że to było
nieludzkie. To przede wszystkim pogwałcenie wszelkich norm prawnych, a także
norm etycznych, moralnych. To tylko pokazuje, jacy ludzie badali tę katastrofę.
Skoro pani Anodina tak wychwalała zarówno MAK, że to międzynarodowa komisja, jak
i samą siebie, wypunktowując swoje tytuły i osiągnięcia, to chyba ich praca
powinna być na jakimś wyższym poziomie, zgodnie z prawem. To, co zrobili,
stanowi dla mnie zupełną kompromitację MAK. Dlatego do końca będę broniła męża,
bo wiem, że on na nikogo nie naciskał, lecz był tarczą ochronną dla załogi. Być
może szedł meldować prezydentowi albo szefowi Sztabu Generalnego – bo może on go
wysłał do kokpitu – że ze względu na złe warunki atmosferyczne wylądowanie na
Siewiernym nie będzie możliwe. Mam wiele dowodów na to, że mój mąż zachowywał
się w sytuacjach trudnych niezwykle rozsądnie. On wręcz chwalił dowódców statków
powietrznych, którzy w trudnych warunkach atmosferycznych nie lądowali na
docelowych lotniskach, lecz lecieli na lotnisko zapasowe lub wracali na
macierzyste. Przykładem jest lot do Świdwina z panem por. Arturem Wosztylem.

Jak ocenia Pani zarzuty pod adresem polskiej załogi?
– Dla mnie to była załoga najlepsza z najlepszych. Wiem, że nie zrobiliby nic,
co by zagrażało życiu ich i pasażerów, gdyby nie zostali wprowadzeni w błąd. Oni
musieli zawierzyć tym na ziemi, im bowiem łatwiej było przeciwdziałać jakiejś
katastrofie niż załodze. Nigdy nie wątpiłam w umiejętności polskich lotników.
Zresztą bardzo wiele dobrego słyszałam o panu majorze Protasiuku, że był mądrym,
inteligentnym, oczytanym i bardzo błyskotliwym człowiekiem, jak również
niezwykle doświadczonym pilotem. Wiem, że mąż zamierzał awansować go w
najbliższym czasie wraz z dwoma innymi dowódcami załóg. Wszyscy z załogi Tu-154M
byli wspaniali, włącznie ze stewardesami. To był wyjątkowy lot. Lot, który miał
być bardzo bezpieczny.

Tym bardziej że był to lot państwowy z prezydentem na pokładzie…
– Dokładnie. Może ci z MAK myśleli, że wszystko zwalą na mojego męża. Nikt mi
nie wmówi, że na kogokolwiek naciskał, nie ma na to żadnych dowodów. Zresztą na
łamach "Naszego Dziennika" wypowiada się wielu pilotów, którzy nie są
tendencyjni, mówią prawdę. Nie czytałam, by któryś z nich powiedział coś złego o
Andrzeju. Ci piloci w przeciwieństwie do tzw. ekspertów, wiedzą, co mówią. Ci
drudzy najczęściej nigdy nie byli dowódcami, może jedynie dowodzili swoimi
laptopami lub żonami, a tak często się wypowiadają, głównie w stacjach
komercyjnych.

Wśród ekspertów, którzy najgłośniej podnoszą winę załogi i Pani męża, są
m.in. autorzy książki "Ostatni lot", panowie: Białoszewski, Latkowski i Osiecki.

– O tak, to wyjątkowi "znawcy", wielcy "eksperci", ale mam nadzieję, że historia
ich oceni. Tylko się ośmieszają, broniąc wciąż racji rosyjskich. W swej książce
piszą: "Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, przecierali oczy ze zdumienia, widząc
wyniki naszych analiz". Wcale im się nie dziwię, ja też, czytając ich książkę,
przecierałam oczy ze zdumienia, śmiać mi się chce z ich tez. Autorzy tej
publikacji, oglądając polską symulację katastrofy, powinni czuć wstyd, że głoszą
niezgodne z prawdą, absurdalne tezy, które bezpodstawnie obciążają załogę
Tu-154M i mojego męża. Niech płk Latkowski sam na siebie spojrzy, a nie ocenia
innych. Zanim tę książkę napisali, mogli udać się do wróżki, może by im
przepowiedziała więcej "prawdy".

Dlaczego zdecydowała się Pani wystąpić publicznie w Sejmie w obronie męża?
– Uważam, że w żadnym cywilizowanym kraju nie zostałabym sama z bezpodstawnymi
oskarżeniami. Na wpół przytomna pojechałam do Sejmu, bo z braku obrony męża
przez rządzących cały ciężar musiałam wziąć na swoje barki. Wiem, że gdyby żyli
śp. prezydent pan Lech Kaczyński, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego pan
Aleksander Szczygło i wybitny szef Sztabu Generalnego pan gen. Franciszek Gągor,
już w pierwszej godzinie po katastrofie stanęliby w obronie honoru mojego męża.
Oni nigdy nie pozwoliliby na obrazę polskiego munduru. Nie dopuściliby, żeby w
świat poszła tak haniebna informacja o tak zasłużonym, tak dobrym, pierwszym
niepodległościowym – jak nazwał męża pan poseł Antoni Macierewicz – generale.
Czy jest mi dziś przykro? To chyba za mało powiedziane. To nie był prywatny lot
mojego męża, on tam reprezentował cały Naród. Osoby piastujące w tej chwili
wysokie stanowiska powinny chyba poczuwać się do jego obrony. Nie do pomyślenia
jest dla mnie ta sytuacja, że honoru gen. Andrzeja Błasika musi bronić jego
rodzina, bo w naszym państwie panuje jakaś dziwna zmowa milczenia na jego temat.

Ale widzowie TVN 24 mogli usłyszeć ostatnio, że "w obronie polskiego generała
stanęli niemal wszyscy polscy politycy". A wśród nich minister obrony pan Bogdan
Klich, który w Sejmie autorytatywnie stwierdził, że od samego początku, już od
mowy pogrzebowej, bronił honoru Pani męża.

– Ja nigdzie nie słyszałam, żeby pan Bogdan Klich stanął w mojej i męża obronie.
Faktycznie, zapewniał mnie zaraz po pogrzebie męża, że tak będzie czynił, lecz
niestety mogę podejrzewać, że na samych zapewnieniach się skończyło. Ja
przynajmniej nie słyszałam, żeby publicznie zajął w tej sprawie stanowisko. Mam
wrażenie, że w Polsce jest zmowa milczenia, bo jeżeli nie pan minister Klich, to
głos w obronie mojego męża dawno powinien zabrać nowy dowódca Sił Powietrznych.
Jak może dziś milczeć, co sobie myślą młodzi żołnierze? Czy on naprawdę nie
zdaje sobie z tego sprawy, jak to wpływa na morale wojska? Dziś na arenie
międzynarodowej szargany jest nie tylko honor mojego męża, ale całych polskich
Sił Powietrznych, na które pada zarzut pijaństwa, a pan generał milczy… To
oburzające, bo przecież wojsko i lotnictwo nie pije, a ciężko pracuje.
Przynajmniej za dowodzenia mojego męża tak było.

TVN 24 sugerowała dodatkowo, że gen. Błasik był odpowiedzialny za katastrofę
CASY i powinien być po niej zdymisjonowany.

– Katastrofa CASY wydarzyła się w ósmym miesiącu dowodzenia Siłami Powietrznymi
przez mojego męża. W żadnym wypadku nie można obwiniać go za tę katastrofę. Mój
mąż bardzo przeżył śmierć tylu wspaniałych swoich przyjaciół i kolegów.
Osobiście nie słyszałam, aby w krajach NATO-wskich dymisjonowano bezpodstawnie
za katastrofę dowódców Sił Powietrznych.

Czego oczekuje dziś Pani od rządu?
– Czy ja mogę od tego rządu czegoś oczekiwać? Wyraźnie dał mi odczuć, że nie
liczy się dla niego honor mojego męża. Chciałabym bardzo, żeby nasze władze
ocknęły się i zaczęły tego honoru bronić. Nie wyobrażam sobie, żeby prawda o
tym, jak wspaniałym człowiekiem i ważnym dla Polski dowódcą był generał Andrzej
Błasik, była nadal w jakichś celach politycznych przemilczana. Mam nadzieję, że
rząd w jakiś sposób go zrehabilituje po ostatecznym ogłoszeniu raportu strony
polskiej. Niedopuszczalna dla mnie jest myśl, że zostanie tak, jak jest w tej
chwili, bo to by oznaczało, że nasze władze przyjmują rosyjską wykładnię, że na
pokładzie Tu-154M wszyscy pili, że był to tzw. wesoły autobus do Katynia, co
byłoby hańbą!

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl