Oskarżyciele generała Błasika bez dowodów

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie dysponuje żadnym materiałem
dowodowym uprawniającym do serwowania tez dotyczących domniemywanej obecności
gen. Andrzeja Błasika w kokpicie rządowego Tu-154M w końcowej fazie lotu.
Przyznał to wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" kpt. Marcin Maksjan z
Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy dowódca Sił Powietrznych, który zginął 10
kwietnia na pokładzie rządowego tupolewa w Smoleńsku, mógł zostać poproszony
przez załogę o pomoc w sytuacji kryzysowo-awaryjnej? Prokuratura przyznaje, że
jak najbardziej, bada taki wątek.

Dopiero po uzyskaniu ekspertyzy z odczytu czarnych skrzynek będzie można
powiedzieć, czy materiał dowodowy uprawniający do zadawania pytań o obecność
generała Andrzeja Błasika w kokpicie tupolewa w ogóle istnieje – przyznaje
prokuratura wojskowa prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy na lotnisku
Smoleńsk-Siewiernyj. Dlaczego zatem w mediach systematycznie odżywają spekulacje
sugerujące traktowanie obecności osoby dowódcy Sił Powietrznych jako czynnika
sprzyjającego katastrofie? Czy można transponować sytuację, w której generał
Błasik leciał z żołnierzami Jakiem-40 do Dęblina jako drugi pilot (posiadał
takie uprawnienia), siadając za sterami przed startem, na sytuację, w której
opuściłby swoje miejsce w rządowym tupolewie, lecąc z oficjalną delegacją, z
prezydentem, i to w końcowej, najtrudniejszej fazie lotu, bo po prostu
postanowił sobie "popilotować"? To sprzeczne z zasadami zdrowego rozsądku, ale
takie sensacje przede wszystkim mają na celu pokazać, że za katastrofę odpowiada
nerwowa sytuacja generowana przez pasażera, bo przecież podczas tego tragicznego
lotu generał Błasik nie był członkiem załogi i – jak podkreślają piloci, z
którymi rozmawialiśmy – nie ma takich procedur, które uprawniałyby generała do
narzucania kapitanowi swojej woli. Na pokładzie statku powietrznego rządzi
kapitan załogi. Jest jednak drugie dno tej sprawy. Kapitan Marcin Maksjan z
Naczelnej Prokuratury Wojskowej, pytany, czy ewentualna obecność gen. Błasika w
kokpicie mogła być implikowana sytuacją nadzwyczajną na pokładzie, trybem
kryzysowo-awaryjnym, nie zaprzecza. Podkreśla, że badane są różne wątki, różne
sytuacje, które mogły się wydarzyć w kokpicie.
Jak tłumaczył na czwartkowej konferencji prasowej płk Ireneusz Szeląg,
prokuratura nie przewiduje na razie wniosku o pomoc prawną w zakresie kolejnego
przesłuchania rosyjskich kontrolerów lotu, ponieważ strona polska nie otrzymała
jak dotąd dokumentacji z Rosji na temat procedur obowiązujących na lotnisku. Nie
dysponuje zatem wystarczającym materiałem dowodowym, pozwalającym na skuteczne
odebranie zeznań.
Mamy więc do czynienia z sytuacją asymetrii: nie ma żadnego materiału dowodowego
pozwalającego na domniemywanie obecności gen. Błasika w kokpicie, a do mediów
dostają się przecieki o zeznaniach pilotów w kontekście właśnie tej rzekomej
obecności. – Prokuratura może badać różne wersje, ponieważ jest do tego
uprawniona i zobowiązana. Jednak upublicznianie w tym zakresie jakichkolwiek
materiałów ze śledztwa jest czymś haniebnym i krzywdzącym dla bliskich ofiar
katastrofy. Ja nie mam podstaw, aby stwierdzić, że jest materiał dowodowy, który
pozwalałby na budowanie tezy o obecności gen. Błasika w kokpicie, jak tym
bardziej tezy o tym, iż zasiadał on za sterami samolotu. Prokuratura, jak
powiedziałem, jest oczywiście uprawniona do tego, aby badać różne hipotezy, ale
czymś prymitywnym są tego typu przecieki. Tego, że były takie zeznania, nie
należy, w mojej ocenie, uważać za coś skandalicznego. Z tego robi się celowo
sensację – uważa mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodzin Tomasza Merty, Bożeny
Mamontowicz-Łojek, Grażyny Gęsickiej i Sławomira Skrzypka. Jego zdaniem,
ujawnianie takich informacji jest czymś skandalicznym, ponieważ może być w
sposób jednoznaczny wykorzystywane medialnie. Czy będzie dochodzenie w sprawie
ujawnienia zeznań pilotów 36. SPLT? Kapitan Marcin Maksjan zapewnia, że po
analizie zdecyduje o tym prokurator prowadzący śledztwo.
To nie pierwszy "przeciek" ukierunkowany na utrwalanie domniemania winy pilotów,
na którym pasożytują dziennikarze. "Przecieki", choć nie miały żadnego
potwierdzenia w zebranym dotychczas materiale dowodowym, szybko zajmowały
czołowe miejsca w mediach. Posiadały rys jedynie hipotetyczny, nie były również
weryfikowane przez organa odpowiedzialne za śledztwo. Miały na celu głównie
zrzucenie całej winy na załogę, która albo "zgłupiała we mgle", albo nie była
dość wyszkolona. "Jak nie wyląduję (my), to mnie zabije (ją)" – na taki przeciek
powoływały się w połowie lipca telewizja TVN 24 i "Gazeta Wyborcza". Media nie
podały ani kontekstu, w jakim miały paść słowa, ani ich źródła, ale według tych
mediów, padły na kilkadziesiąt sekund przed katastrofą. Żadna z instytucji
odpowiedzialnych za śledztwo nie potwierdziła tych rewelacji. Według informatora
"Gazety Wyborczej", mjr Protasiuk miał powiedzieć rzekomo: "jeśli nie wyląduję,
to będę miał przechlapane". Eksperci, z którymi rozmawiał po tych "przeciekach"
"Nasz Dziennik", wyjaśniali, że "nie ma technicznej możliwości, aby w czasie
badań fonoskopijnych pozyskany tekst mógł brzmieć: "będę miał przechlapane",
zamiennie z: "zabiją mnie". Brzmienie, jak i układ głosek są diametralnie różne.
"Patrzcie, jak lądują debeściaki" – tak według rzekomego "przecieku" z prac
ekspertów nad odczytaniem treści nagrań kopii czarnych skrzynek miał powiedzieć
(najprawdopodobniej) kapitan załogi Arkadiusz Protasiuk. Treści tych
"przecieków" niejednokrotnie były ze sobą wzajemnie sprzeczne. Jednymi z
najbardziej krzywdzących dla rodzin ofiar były spekulacje na temat rzekomego
braku odpowiedniego wyszkolenia pilotów Tu-154M.
 

Paulina Jarosińska

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl