Ocalić polszczyznę

Wiele słów krytycznych padało w ostatnim czasie pod adresem mediów.
Szczególnie jeśli chodzi o treści przekazywane przez nie społeczeństwu. Zwracano
przy tym uwagę na odrażający język, jakim owe media się posługują. Cieszy zatem
fakt, że zwrot ku pięknemu mówieniu i pisaniu obejmuje powoli różne środowiska i
dociera do niektórych instytucji i szkół wyższych. Oto np. na KUL tworzy się
pierwsze w Polsce studia licencjackie z retoryki stosowanej. Retorykę i
komunikację społeczną można też zgłębiać na kursie podyplomowym WSKSiM w
Toruniu. Z roku na rok coraz więcej osób bierze również udział w turnieju
ortograficznym. Czy te inicjatywy powstrzymają walec, który miażdży polską
kulturę? No i kwestia chyba najważniejsza – czy w ogóle polszczyzna
ocaleje?

Odpowiedź na to pytanie wydaje się bardzo prosta. Udzielił jej ponad sto lat
temu Cyprian Kamil Norwid.
„Nie miecz, nie tarcz – bronią Języka, lecz –
arcydzieła” – mówi poeta. Wystarczy więc, by powstawały w Polsce wybitne dzieła
literatury i sztuki, a obronimy jako naród własną tożsamość i własny język.
Wystarczy?! – od razu widać, że to łatwiej powiedzieć, niż wykonać! Przecież
degradacja polskich obyczajów, zachowań, całej sfery publicznej, polityki,
edukacji i właśnie języka postępuje w tempie zastraszającym! Warto więc może się
zastanowić, czy mamy jeszcze szansę odbić się od dna. Trzeba też pomyśleć o
możliwościach odbudowania polskiej kultury literackiej, chodzi wszak – jeśli
wierzyć Norwidowi – o obronę i ratunek dla polskiego języka.

Artyzm na straży tożsamości

Jest niezmiernie ciekawe, jak szybko sentencja poety wypowiedziana w latach
60. XIX wieku miała być wcielana w życie. Otóż po Powstaniu Styczniowym
(1863-1864) sytuacja w Polsce była naprawdę dramatyczna. Chodzi nie tylko o
represje, konfiskaty majątków, wywózki na Sybir, które spadły na uczestników
walk. Nie chodzi nawet o walkę z polskością, która prowadzona była
systematycznie zarówno przez Rosję, jak i Prusy. Zresztą Polacy indywidualnie
czy później nawet społecznie bądź gospodarczo całkiem nieźle sobie radzili. Któż
dziś pamięta jeszcze o polskich inżynierach, architektach czy budowniczych
znakomicie pracujących nad rozwojem przemysłu i techniki? O tych, którzy nawet
katorgę na Syberii wykorzystywali do badania jej przyrody i zasobów naturalnych?
O wybitnych polskich geologach, podróżnikach czy przyrodnikach? Kto obecnie
myśli o krajowych społecznikach, twórcach spółek giełdowych, bankowcach,
spółdzielcach, wydawcach książek i prasy? Chodzi jednak nie o sytuację
jednostek, ale o pozycję naszych rodaków jako społeczeństwa i Narodu. Tymczasem
właśnie sprawa – powiedzmy – „narodowa” Polaków przedstawiała się po Powstaniu
Styczniowym bardzo źle. Zarówno literatura pozytywistyczna, jak i
przedstawiciele szkoły historyków krakowskich czy konserwatyści krakowscy, tzw.
stańczycy, głosili poglądy skłaniające do narodowego pesymizmu. Wpisywały się
one w ogólny nastrój społeczny ukształtowany w czasie wielkiej narodowej „smuty”
po upadku powstania.
Właśnie wtedy jednak nastąpił niezwykle dynamiczny
rozwój prasy. Zmieniła ona mianowicie swój dotychczasowy charakter. Gazety
przestały być już wysyłane do nielicznej grupy abonentów, a zaczęto je
sprzedawać prawdziwie masowemu odbiorcy. Zarówno więc pozytywiści, jak i
stańczycy ze swymi poglądami trafiali od razu do bardzo szerokiej grupy
adresatów.
Na szczęście dla nas czy raczej dla naszego poczucia własnej
wartości pojawiło się wówczas dwóch gigantów. Byli to niezwykle utalentowani
artyści, którzy swoją sugestywną, poruszającą i piękną twórczością zdobyli dusze
i wyobraźnie większości Polaków. Z jednej strony był to mistrz pędzla Jan
Matejko, z drugiej – wirtuoz pióra Henryk Sienkiewicz. W ich działalności,
zwłaszcza tego ostatniego, spełniły się słowa Cypriana Kamila Norwida.
Arcydzieła polskiego noblisty uratowały nasz język przed kompletnym
rozpuszczeniem się w pruskim, ale też rosyjskim kwasie. Sienkiewicz przynosił
odczucie historycznej wielkości polskiego Narodu i polskiego państwa. Krzewił
kult rycerstwa i rycerskości w niezwykłej wprost skali. Rycerstwa opartego nie
tylko na walorach fizycznych, ale przede wszystkim duchowych i moralnych.
Krzepił ducha Polaków, pokazywał, że nigdy nie należy tracić nadziei. Budził
żądzę niezwykłej przygody, wyzwalał instynkt bohaterski i heroicznego ducha.
Uwydatniał w niesłychanie barwny, malarski i popularny sposób dziejową misję
Polski, kreśląc tym samym wizję przyszłego państwa.

Mowa jak spiż dźwięczny

Wystarczy próbka jego wypowiedzi o polskiej mowie, aby zrozumieć, jaki
ładunek emocji i wzniosłości potrafił dawać Polakom Henryk Sienkiewicz:
„Opatrzność, tworząc narody, hojnie osypała naszych praojców rozlicznymi darami.
Dała im obszerne i żyzne ziemie; dała im zarazem lwie i gołębie serca,
szlachetne dusze i bystre umysły, zdolne do najgórniejszych lotów. Ale nie był
to jeszcze kres darów. Można by mniemać, że Bóg, tworząc Polaków, rzekł im: Oto
na domiar wszystkiego daję wam spiż dźwięczny, a niespożyty, taki z jakiego ludy
żyjące przed wami, stawiały posągi swym bohaterom: daję wam złoto błyszczące i
giętkie, a wy z tego tworzywa uczyńcie mowę waszą. I została ta mowa,
niespożyta, piękna i dźwięczna, że chyba tylko język dawnych Hellenów może się z
nią porównać. Powstali również z biegiem wieków liczni mistrze słowa, którzy ze
spiżu uczynili ramę harfy, a ze złota nawiązali na nią struny. A wówczas poczęła
śpiewać ta polska harfa i wyśpiewywać dawne życie. Czasem huczała jak grzmot w
górach; czasem unosiła się nad równinami; czasem w skowronkowych tonach
dźwięczała nad polami – błogosławiąca i błogosławiona, czysta jak łza, Boża jak
modlitwa – słodka jak miłość” (Mowa H. Sienkiewicza z okazji odsłonięcia pomnika
Juliusza Słowackiego w 1899 r. w Miłosławiu, cyt. za: Z. Gloger, Encyklopedia
staropolska, Warszawa 1985, t. III).
Jeśli dodać do tego, że Henryk
Sienkiewicz był w tym czasie najbardziej poczytnym polskim pisarzem, zaś
„Trylogia” była zasadniczo pierwszą książką, którą młodzież (inteligencka,
rzemieślnicza, nawet chłopska) pochłaniała z wypiekami na policzkach, to
otrzymujemy skalę oddziaływania Sienkiewicza na Polaków.

Wychować współczesnego Sienkiewicza

Jakże przydałby się dzisiaj polskiej kulturze artysta na miarę Sienkiewicza!
Taki, który rozpaliłby serca i zdobył na nowo polską wyobraźnię. Oczywiście w
dobie mediów elektronicznych i internetu słowo ma zdecydowanie mniejszą siłę
oddziaływania niż kilkadziesiąt lat temu. Atrakcyjne dzieło medialne jednak –
dobry reportaż, ciekawa audycja, pięknie zredagowana strona internetowa, także
może przyciągać i poruszać odbiorców. Zwłaszcza jeśli umiejętnie połączy się w
tych „produkcjach” ich aspekt słowny i wizualny.
Co można jednak zrobić, by
przygotowywać czy w jakiejś mierze wychowywać przyszłych artystów? Na pewno
trzeba zacząć od polskiego domu i polskiej szkoły. Ciekawe, że w przypadku tej
ostatniej słyszeliśmy już najrozmaitsze, nieraz karkołomne deklaracje
programowe. Niektórzy reformatorzy edukacji byli nawet w stanie powiedzieć, że
ich celem jest to, by absolwent określonego typu szkoły potrafił składać
zeznania podatkowe – PIT-y. Nikt jednak dotąd nie postulował, żeby uczeń nauczył
się sprawnie i pięknie posługiwać ojczystym językiem. Dodajmy do tego sugestię
zgłoszoną ponad osiemdziesiąt lat temu przez o. Jacka Woronieckiego. Ów uczony
dominikanin uważał, że lekcja języka polskiego nie może być tylko nauką – jak to
się mówi: gramatyki i literatury. Przede wszystkim powinna stać się szkołą
porządnego myślenia. Chodzi więc o uczenie języka jako nośnika kultury
intelektualnej. Trzeba nam zatem – na łamach „Naszego Dziennika” nie jest to
postulat nowy – wrócić do szkoły humanistyczno-klasycznej. Przypomnijmy, że
szkoła taka opierała się na trzech zasadniczych filarach: 1) edukacji językowej
(nauka języka ojczystego, języków klasycznych – greki i łaciny, oraz nauka
języków obcych), 2) edukacji literackiej (piśmienniczej i oratorskiej), 3)
edukacji historycznej oraz prawno-politycznej (historia, nauka o społeczeństwie,
geografia, elementy prawa).
W rozwoju przyszłych pisarzy czy twórców
szczególne znaczenie ma nauka języków klasycznych. Kontakt z łaciną i greką, a
zwłaszcza z oryginalnymi tekstami, wprowadza ucznia od razu w świat wielkiej
literatury. Ktoś, kto chce pisać i tworzyć, ma niejako pod ręką gotowe motywy,
tematy i formy literackie, z których może korzystać w nieograniczony wręcz
sposób. I są to zarazem wzorce najwyższej próby!
Zorganizujmy więc takie
szkoły, a jak grzyby po deszczu pojawią się u nas współcześni Mickiewicze,
Słowaccy, Krasińscy, Sienkiewicze czy Reymontowie. A wtedy o losy polszczyzny
będziemy zupełnie spokojni…

Dr Artur Mamcarz-Plisiecki

Autor jest politologiem i medioznawcą – współpracownikiem Instytutu Edukacji
Narodowej, wykładowcą na WSKSiM.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl