Miedwiediew – połowa zgodnego tandemu

Rosją rządzi zgodny tandem dzielący się rolami, zwłaszcza w polityce
zagranicznej. Prezydenta Miedwiediewa i premiera Putina łączą poglądy i cel,
jakim jest rozszerzenie wpływów Moskwy na cały kontynent europejski.

Dla wielu obserwatorów prezydent Dmitrij Miedwiediew wyraźnie stoi w cieniu
swego poprzednika, obecnego premiera Władimira Putina. Analitycy przewidują, że
następne wybory prezydenckie będą oznaczały powrót Putina na najwyższe
stanowisko państwowe. Wrażenie takie podtrzymuje sam Putin. Na posiedzeniu klubu
"Wałdaj" tak mówił o wzajemnych relacjach z Miedwiediewem: "Jesteśmy tej samej
krwi i tych samych poglądów (…) czy konkurowaliśmy ze sobą w 2008 roku? Nie. I
w 2012 nie będziemy konkurowali. Dogadamy się". Są jednak tacy, którzy nie
wykluczają, że sprawy przybiorą inny obrót i obecny prezydent zostanie wybrany
na następną kadencję. Jednak także oni zaznaczają, że brak jest istotnych różnic
politycznych pomiędzy prezydentem i premierem, że Rosją rządzi zgodny tandem
dzielący się rolami, zwłaszcza w polityce zagranicznej.

Pod znakiem Katynia i Smoleńska
Zbliżająca się wizyta prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa w Polsce jest
przedmiotem licznych komentarzy, dociekań i – według prasy moskiewskiej –
pełnego euforii oczekiwania w Warszawie. Poniekąd przyczynił się do tego sam
prezydent Bronisław Komorowski, zapowiadając ważne wydarzenia wiążące się z jego
spotkaniami z prezydentem Rosji, następnego dnia z prezydentem Niemiec, a po
dwóch dniach z prezydentem USA.
Co nam te spotkania przyniosą, zobaczymy niebawem. Zwróćmy jednak uwagę na pewne
aspekty wiążące się z wizytą prezydenta Miedwiediewa.
Mamy obecnie do czynienia z próbą pewnego wyrównywania stanowisk w palących
zaszłościach historycznych. Oto 26 listopada Duma Państwowa, izba niższa
rosyjskiego parlamentu, potępiła zbrodnię katyńską i uznała ją za zbrodnię
reżimu stalinowskiego. 342 deputowanych opowiedziało się za uchwałą, przeciw
było 57. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Za rezolucją opowiedział się nawet
Władimir Żyrinowski, choć równocześnie obciążył Polaków odpowiedzialnością za
rozpętanie II wojny światowej. Natomiast komuniści pozostali przy starej
sowieckiej wykładni Katynia: Polaków rozstrzelali Niemcy jesienią roku 1941, a
dokumenty świadczące o zbrodni NKWD zostały sfałszowane.
Czy za objaw wyrównywania stanowisk należy uznać ze strony polskiej
zawiadomienie złożone do prokuratury przez gen. Macieja Hunię, szefa Agencji
Wywiadu, o możliwości popełnienia fałszerstwa? Sprawa dotyczy notatki
funkcjonariusza Agencji, w której na podstawie rozmowy z autorem słynnego filmu
z katastrofy smoleńskiej nie wykluczono możliwości dobijania rannych członków
polskiej delegacji.

Niemiecka pałka
Bez wątpienia warszawska wizyta Miedwiediewa pozostanie w cieniu, ale i w
związku z berlińską podróżą Władimira Putina (25-26 listopada). W pierwszym dniu
wizyty "Sueddeutsche Zeitung" opublikował artykuł premiera Rosji, w którym
zaproponował on utworzenie wspólnoty gospodarczej "od Lizbony do Władywostoku".
Przypomniał więc starą ideę bloku eurazjatyckiego, która na przełomie XX i XXI
wieku ponownie zaczęła nurtować rosyjskie i zachodnioeuropejskie kręgi. Ważną
deklarację złożył też Putin na temat wspólnej europejskiej waluty. Zapytany
przez niemieckich gospodarzy, czy euro ma przyszłość, odpowiedział: "Jest ono
niezbędne dla gospodarki światowej. Wszyscy jesteśmy tym zainteresowani.
Wszyscy, w tym p. Akerman [szef Deutsche Banku], podtrzymywali pogląd, że
potrzebujemy finansowo multipolarnego świata. Aby był on stabilny, pewny, nie
można opierać się tylko na jednej nodze – amerykańskim dolarze. Polityka banku
europejskiego, polityka rządów czołowych europejskich potęg gospodarczych
przekonuje mnie, że stabilizacja euro będzie zagwarantowana i na to liczymy".
Słowa Putina można odebrać jako pochwałę obecnego kursu politycznego, jaki
rysuje się w strefie euro i w całej Unii Europejskiej. Jego detonatorem był
kryzys finansowy, który ogarnął najpierw Grecję, obecnie szaleje w Irlandii,
zbliża się do Portugalii i Hiszpanii oraz, według niektórych prognoz, do Włoch.
Na fali walki z krachem rysują się bardzo niebezpieczne tendencje zmierzające do
ustanowienia niemieckiej hegemonii, jeśli nie nad całą Unią Europejską, to
przynajmniej nad krajami, które przyjęły wspólną walutę.
Właśnie na łamach "Sueddeutsche Zeitung" ukazał się komentarz Stefana Korneliusa
wzywający do objęcia przez Niemcy funkcji finansowego nadzorcy (Waehrungshueter)
nad innymi krajami. Niemcy – stwierdza on – wyszły obronną ręką z kryzysu, są
obecnie jedynym przywódczym narodem (Fuehrungsnation). Kornelius stwierdza:
"Europa potrzebuje delikatnej zachęty, przypomnienia, dlaczego opłaca się
ponosić ofiary dla wspólnej waluty i dla europejskiej jedności. Ta zachęta może
wyjść tylko od nadzorcy finansowego, a tym – siłą rzeczy – są Niemcy". Akcja ta
ma przyjąć formę walki z nacjonalizmem i szowinizmem, które trapiły historię
Europy. Zaleca też przywódcom swojego kraju, szczególnie pani kanclerz,
kierowanie się afrykańskim przysłowiem: "Mów łagodnie, ale miej ze sobą wielką
pałkę, wtedy daleko zajdziesz".

Gry imperialne
Nic dziwnego, że w tych warunkach przygotowywana pomoc i pakiet naprawczy dla
krajów objętych kryzysem budzi żywy sprzeciw u zainteresowanych. Protesty
przeszły przez Irlandię, gdzie pakiet pomocowy przyjęty pod naciskiem Berlina
przez Brukselę obudził obawy o utratę suwerenności w kwestii ustalania budżetu.
Odezwały się głosy, że Irlandia nie potrzebuje pomocy, sama sobie poradzi i że
potrzeby kapitałowe Irlandii zostały znacznie przeszacowane. Oliwy do ognia
dolał fakt, że głównymi beneficjentami finansowej pomocy dla Irlandii będą banki
niemieckie, zresztą podobnie jak to było w przypadku Grecji. Przyznają to
zresztą niemieckie media, pisząc, że pomoc finansowa dla Irlandii stanowi w
istocie parasol ochronny dla niemieckich instytucji finansowych. Niemieckie
banki zainwestowały w Irlandii 115 mld euro, a we wszystkich narażonych na
kryzys krajach: Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii, ich inwestycje
wyniosły 350 mld euro. Tak kształtuje się "Nowa Niemiecka Europa", jak to
określił portal German-Foreign-Policy. Kształtuje się przy równoczesnym wzroście
niechęci do Niemiec.
W tych okolicznościach wsparcie Putina dla wysiłków podejmowanych dla
"wzmocnienia euro" ma jednoznacznie proniemiecki charakter i daje też nam
poszlakę, jak wyobraża on sobie funkcjonowanie "wspólnoty od Lizbony do
Władywostoku".
Na tym jednak nie zamyka się problematyka euro. Jak zauważył Jurij Żukow, "w
Rosji permanentnie prowadzona jest kampania przeciwko dolarowi, w której
uczestniczą także osobistości publiczne. Rosyjskie media metodycznie
upowszechniają marzenia o nieuchronnym krachu dolara jako waluty światowej i w
ślad za tym idącym nieodwracalnym upadku przeklętej Ameryki". Najbardziej
jaskrawo pogląd ten zaprezentował prof. Igor Panarin, dziekan w moskiewskiej
Akademii Dyplomatycznej rosyjskiego MSZ. W 2008 roku obwieścił on zbliżający się
upadek Ameryki spowodowany krachem dolara. Według jego prognoz, w 2010 r. USA
miały się rozpaść na sześć organizmów państwowych zależnych bądź wręcz
stanowiących prowincje innych mocarstw. Ważnym elementem przypieczętowującym
upadek dolara było – według Panarina – pojawienie się euro.
W artykule Putina ten schemat został ledwo zarysowany, ale sapienti sat. Jurij
Żukow określił ten passus następująco: "Rytualny antyamerykański wypad…
Pasożytnicze USA obrabowują cały świat, a UE jest siewcą wolności i oświecenia,
dba o ekologię, pomaga biednym i sama w milczeniu znosi chciwość jankesów.
Standardowa retoryka i sposób myślenia, jaki czekistowska junta narzuca Rosji".

Integracja pod dyktando Moskwy
W dniach poprzedzających wizytę rosyjskiego prezydenta odbyło się posiedzenie
Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na które prezydent Komorowski zaprosił gen.
Wojciecha Jaruzelskiego. Udziału w tym posiedzeniu odmówił Jarosław Kaczyński,
nie przybył też Jan Olszewski. Obecność i osoba generała były przedmiotem
licznych komentarzy. Stanisław Ciosek oświadczył, że Jaruzelski doprowadził
Polskę do Okrągłego Stołu, co – biorąc pod uwagę skutki (dezindustrializacja
kraju, zapaść technologiczna, bezrobocie i masowa emigracja za chlebem) – jest
wątpliwym komplementem.
Jaruzelski oświadczył, że "podczas spotkania starał się przekazać stosowny zasób
informacji, które przybliżałyby nam sposób myślenia, doświadczeń historycznych
oraz położenia geograficznego Rosji". Jednak Lech Wałęsa był w rozterce: "Nie
wiem, co kombinuje prezydent Komorowski". Nam zaś trudno powiedzieć, co łączy
prezydenta Komorowskiego z gen. Jaruzelskim. To przecież różne pokolenia, różne
biografie polityczne. Gdybyśmy doszukiwali się na siłę elementów wspólnych, to –
niestety – na myśl przychodzić musi postawa obu wobec WSI. Komorowski był
przeciwny rozwiązaniu tej formacji, stosunek Jaruzelskiego do tej kwestii z
definicji nie mógł być inny.
Bliżej los zetknął ich w trakcie wspólnej wizyty w Moskwie, gdzie uczestniczyli
w obchodach rosyjskiego Dnia Zwycięstwa (9 maja). Kwestia ta miała prestiżowe
dla Kremla znaczenie politycznie. Nie udał się wprawdzie zamysł, żeby obchodom
nadać charakter "drugiej Jałty", jak to zauważył jeden z rosyjskich publicystów.
Nie pojawili się bowiem w Moskwie szefowie rządów Wielkiej Czwórki z czasów II
wojny światowej: prezydent USA, premier Wielkiej Brytanii czy prezydent Francji.
Co więcej, także spośród dawnych republik związkowych nie wszyscy mieli ochotę
świętować. Głośna stała się postawa p.o. prezydenta Mołdawii Mihaja Gimpu.
Odmawiając przyjazdu do Moskwy, oświadczył on: "Tam jadą tylko zwycięzcy, co tam
mają robić zwyciężeni? Zgadzam się z tym, że minęło 65 lat od zakończenia II
wojny światowej. Ale nie mogę zapominać nieszczęść, deportacji, głodu, przez
które przeszli obywatele Mołdawii w czasach ZSRS". Dosadnie o dacie 9 maja
wyraziła się przedstawicielka opozycji rosyjskiej Waleria Nowodworskaja: "To
symbol zwycięstwa czekistów nad gestapowcami". Od przyjazdu do Moskwy wymówili
się także prezydent Ukrainy – Wiktor Janukowycz, i Białorusi – Alaksandr
Łukaszenka. W tej sytuacji – spośród dawnych wasali ZSRS – najważniejszą
postacią, biorąc pod uwagę potencjał kraju i piastowaną funkcję, był p.o.
prezydent Polski Bronisław Komorowski. Organizatorzy konsekwentnie jednak
trzymali go w dalszych rzędach. Natomiast gen. Wojciech Jaruzelski oznajmił
światu, że po wspólnej z marszałkiem Sejmu wizycie w Moskwie doszedł do wniosku,
że "Bronisław Komorowski ma charyzmę" i dlatego będzie na niego głosował w
drugiej turze wyborów prezydenckich. Jak zatem widzimy, wcześniej nic (nikt?) go
w tym przedmiocie nie oświeciło.
Z intrygującą tezą wystąpił swego czasu francuski autor Jean Parvulesco,
zadeklarowany zwolennik Wielkiej Eurazji i entuzjasta Władimira Putina, który tę
ideę konsekwentnie wciela w życie. Otóż w 1977 roku Parvulesco pokusił się o
zrekonstruowanie programu geopolitycznego Związku Sowieckiego rozwijanego
szczególnie przez koła wojskowe. Francuski analityk przytoczył pewien dokument o
proweniencji moskiewskiej, który przedostał się na Zachód i który głosił:
"Wielki kontynent eurazjatycki jest jeden i niepodzielny, od Atlantyku do
Pacyfiku, podstawowym zadaniem naszego pokolenia (…) jest wdrożyć proces
totalnej integracji polityczno-historycznej całości Wielkiego Kontynentu
Eurazjatyckiego".
Zwracano w nim także uwagę na zachodnioeuropejski teatr działań, zalecając, co
następuje: "Polityka europejska Związku Sowieckiego powinna być zatem polityką
jedności kontynentalnej, osadzonej na mocnych podstawach Europy zjednoczonej
wokół własnego subkontynentalnego heartlandu, tj. wokół totalnej integracji, a
nawet wspólnoty losu Francji i Niemiec". Celem strategicznym zakładanym w
Moskwie miało być wyparcie Amerykanów z Eurazji i przekształcenie całego
megakontynentu, z Europą Zachodnią na czele, w obszar sowieckiej hegemonii.
Taki miał być geopolityczny wymiar tajemniczego do dziś planu Jurija Andropowa,
realizowanego także przez marszałka Nikołaja Ogarkowa, szefa sztabu generalnego
Armii Radzieckiej. Plan zakładał także przebudowę wewnętrzną imperium. Aparat
partyjny miał zostać odsunięty od władzy, a w jego miejsce zamierzano ustanowić
dyktaturę wojskową bazującą na "młodych kapitanach". Podobno, a taką opinię
głosi np. Jean Parvulesco, stan wojenny wprowadzony w Polsce przez gen.
Jaruzelskiego miał być z jednej strony próbą generalną, a z drugiej – elementem
składowym wielkiego planu Andropowa – Ogarkowa. Rosyjski geopolityk Władimir
Karpiec, pozostający pod dużym wpływem Parvulesco, obsypuje gen. Jaruzelskiego
komplementami za to, że na początku lat 80. "w obliczu połączonego
lewicowo-trockistowskiego, a równocześnie katolickiego buntu, co groziło
powtórzeniem się wydarzeń węgierskich z 1956 roku, zniósł dyktaturę partii
komunistycznej, a jednocześnie twardą ręką utrzymał Polskę w ramach bloku
wschodniego".

Prof. Tadeusz Marczak

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl