Media kradną prawdę

 
Z ks. prof. Andrzejem Maryniarczykiem, kierownikiem Katedry
Metafizyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, rozmawia Adam
Kruczek

Jak Ksiądz Profesor tłumaczy metamorfozę znacznej części polskich
mediów, które po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem nagle
zmieniły sposób narracji i zaczęły dzielić się ze społeczeństwem wiedzą dotąd
skrywaną, choćby tą dotyczącą Prezydenta Polski, który okazał się wielkim
państwowcem, patriotą, czułym małżonkiem, ojcem i dziadkiem?
– W
zasadzie media mogły zachować się tak, jak do tej pory. Przecież katastrofy
lotnicze zdarzają się, a ta była jedną z wielu, choć rzeczywiście zginęło w niej
wielu wybitnych dostojników państwowych, z głową państwa na czele. Ale czy winą
za katastrofę nie można było obciążyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Nie takie
rzeczy robiono. Tymczasem nagle media zaczęły odsłaniać zupełnie inne, niezwykle
pozytywne oblicze prezydenta, kontrastujące z dotychczasowymi ich przekazami.
Sądzę, że ta metamorfoza została wymuszona przez reakcję ludzi. Trudno, aby
media zdecydowały się płynąć pod prąd tak wielkiego narodowego uniesienia.
Polacy zaczęli spontanicznie gromadzić się pod Pałacem Prezydenckim, zapalać
znicze, stanęli z kwiatami na trasie przejazdu trumien z ciałami pana prezydenta
i jego małżonki. Okazało się, że Polacy intuicyjnie inaczej odbierali prezydenta
Kaczyńskiego, niż pokazywały to media. Choć może nie w pełni to sobie
uświadamiali, ale chyba trafiało do nich naturalne, niewystylizowane zachowanie
prezydenta, popieranie przez niego tradycji patriotycznej, wiązanie nowoczesnego
patriotyzmu z religią, historią, świadomością tego, kim byliśmy, bo wiadomo, że
historia jest nauczycielką każdego narodu. Sądzę, że to ten naturalny odruch
społeczeństwa wymusił na mediach inny, prawdziwy sposób mówienia o zmarłym
prezydencie. Szczególnie dotyczyło to tych stacji telewizyjnych, które niejako
programowo zwalczały prezydenta Kaczyńskiego przez deformowanie jego publicznego
wizerunku.

W przekazie medialnym to, co było czarne, nagle okazało się białe.
Ten oczywisty dysonans poznawczy zauważyli wszyscy…


Rzeczywiście, w pewnym momencie dla każdego stało się oczywiste, jak skutecznie
środki przekazu potrafią zakłamać wizerunek człowieka, jego pracę, sprawowanie
urzędu. Uświadomienie sobie, jak daleko może posunąć się medialna manipulacja,
to wielka lekcja dla społeczeństwa. Jeśli udało się to zrobić z najważniejszą
osobą w państwie, to co mówić o innych. Sądzę, że społeczeństwu po tym
doświadczeniu powinny spaść łuski z oczu, co pozwoli mu z większym dystansem
patrzeć na to, co przekazują media.

Czy zdaniem Księdza Profesora możemy liczyć na trwałą zmianę w
świecie polskich mediów?

– Myślę, że te wydarzenia powinny wpłynąć
ozdrowieńczo przynajmniej na część mediów i dziennikarzy. Dla nich to też był
czas rachunku sumienia i lekcja, że powinni służyć bardziej prawdzie niż
interesom różnych grup nacisku, np. partyjnym. Bo to jest ich etos, którego nie
powinni zdradzać. Ale warto dalej obserwować te stacje i ich dziennikarzy pod
kątem tego, w jakim kierunku teraz pójdą. Czy dalej będą stosowali te same
metody, już nie w stosunku do śp. pana prezydenta, ale innych publicznych
postaci, jak choćby o. Tadeusza Rydzyka, który od lat jest obiektem permanentnej
manipulacji, polegającej na tworzeniu obrazu jak z krzywego zwierciadła i
budowaniu na tej rzekomo obiektywnej podstawie krzywdzącej opinii o nim, jego
pracy, dokonaniach, osiągnięciach, wizji na przyszłość.

Jak Ksiądz Profesor wyjaśniłby mechanizm medialnej
manipulacji?

– Problem jest znany w myśli ludzkiej od setek lat,
choć dziś nabiera szczególnego znaczenia ze względu na niesamowity rozwój
mediów. Otóż wiadomo, że media są narzędziami, środkami służącymi do celów
poznawczych i komunikacyjnych. W filozofii średniowiecznej rozróżniano między
tym, co się poznaje – a więc przedmiotem poznania, a tym, jak się poznaje.
Wyrażano to w języku łacińskim terminami: medium quo i medium quod.
Nieporozumienie następuje wtedy, gdy to, przez co się poznaje, a więc to
narzędzie, brane jest za przedmiot poznania. Następuje wtedy odejście od prawdy
poznawanej w kierunku jej imitacji. Gdy ktoś świadomie to zamienia, można mówić
o manipulacji. Tu mamy do pewnego stopnia podobną sytuację. Media powinny być
niejako przezroczyste, nie powinny skupiać uwagi na sobie, lecz nakierowywać ją
na poznanie, rozumienie rzeczy. Gdy to robią, pełnią właściwą sobie funkcję
pokazywania, pośredniczenia, informowania. Kiedy jednak same czynią się
przedmiotem poznania, mamy do czynienia z manipulacją, czyli z podstawianiem w
miejsce rzeczywistości odpowiednio spreparowanych obrazów. Tak dzieje się np. z
tzw. faktami prasowymi, które raz puszczone w obieg żyją niejako własnym życiem.
To od św. Atanazego, doktora Kościoła, pochodzi znamienne ostrzeżenie przed
diabłem, którego nazwał złodziejem kradnącym ludziom słowa w tym celu, aby
przysłonić prawdę. Obecnie ten proceder stał się nieomal powszechny. Niestety,
dla wielu ludzi potwierdzeniem, że coś było naprawdę, jest wzmianka w gazecie
albo migawka w telewizji. A to za mało.

Jakie poleciłby Ksiądz Profesor kryteria weryfikacji tego, co podają
media?
– W codziennym życiu i poznaniu takim prostym kryterium jest,
aby bardziej „słuchać” rzeczy niż opinii o nich. Starać się najpierw dotrzeć do
rzeczy, do rzeczywistości, a dopiero później do komentarzy i w swoich wyborach
bardziej kierować się tym pierwszym. Wiadomo, że w dzisiejszym świecie trudno
dotrzeć np. do katastrofy czy innego wydarzenia, które nastąpiło np. w Chinach.
Musimy się tu oprzeć na przekazie medialnym. Gdy nie mamy bezpośredniego dostępu
do rzeczywistości, należy zbudować sobie pogląd na daną sprawę na podstawie
kilku źródeł. Pozwala to w jakiejś mierze na ich weryfikację i dotarcie do
prawdy. W zasadzie to jedyna droga. W Polsce mamy jeszcze ten „komfort”, że
działają takie niezależne źródła informacji, jak Radio Maryja, Telewizja Trwam
czy „Nasz Dziennik”.

Ksiądz arcybiskup Andrzej Dzięga zwrócił uwagę, że problem z mediami
w Polsce nie sprowadza się tylko do tego, że świadomie przekłamują prawdę, ale
polega także na pewnym społecznym przyzwoleniu na te praktyki. Do jakiego
stopnia społeczeństwo, odbiorcy partycypują w odpowiedzialności za medialny
przekaz?
– Faktycznie, media to środek nie tylko informacji, ale i
komunikacji, a więc istotnym jego czynnikiem jest społeczna reakcja na sam
przekaz. Spostrzeżenie ks. abp. Andrzeja Dzięgi jest bardzo słuszne. Trzeba to
coraz bardziej uświadamiać społeczeństwu, a szczególnie społeczeństwu
katolickiemu. Jeśli dzisiaj podstawową misją Kościoła jest głoszenie Chrystusa i
ewangelizacja, to kto wie, czy potrzebą czasu nie jest nauczenie ludzi
skutecznej, demokratycznej walki o prawdę, umiejętności optymalnego
wykorzystania dostępnych środków, przezwyciężania postawy bierności. Na
przykład, gdy zapadł wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie krzyża w klasie
szkolnej we Włoszech, cały chrześcijański świat powinien dosłownie przykryć
listami ten Trybunał. To byłby namacalny dowód skali dezaprobaty wobec tego
ideologicznego, antychrześcijańskiego werdyktu. Kiedy widzimy, że obrażane są
nasze uczucia religijne, czy to w gazetach, czy w telewizji, kabaretach, czy
przez polityków – natychmiast powinniśmy reagować. To jest jakby taka zwrotna
informacja dla dziennikarzy, wydawców czy innych instytucji o akceptacji lub jej
braku dla tego, co robią. I to chodzi nie tylko o obrazę uczuć religijnych, ale
i narodowych, gdy obrażany i deprecjonowany jest urząd prezydenta, gdy kpi się z
postaw propaństwowych i patriotycznych. W Polsce ciągle jeszcze, niestety, nie
jesteśmy przyzwyczajeni, a może raczej wychowani, do wyrażania takiej reakcji.
Inaczej jest w społeczeństwach zachodnich. Tam ludzie aktywniej reagują i to
czasami bardzo ostro. W obliczu takich protestów mało która gazeta nie mięknie,
bojąc się spadku nakładu czy uszczerbku na wizerunku. Tymczasem u nas media są
praktycznie bezkarne, właśnie dzięki społecznej bierności. To, co się w Polsce w
tych ostatnich dniach wydarzyło, jest doświadczeniem, które warto wykorzystać w
celach społecznej pedagogii w tym zakresie.

Polacy przekonali się, że ich vox populi ma jednak ogromną
siłę…

– Tak. Okazało się również, że intuicja społeczna, sposób
postrzegania przez społeczeństwo rzeczywistości są o wiele zdrowsze niż w
przypadku dużej części środowiska dziennikarskiego, któremu wydawało się, że
jest w stanie na dłuższą metę zakłamać rzeczywistość i nikt się o tym nie dowie.
Okazuje się jednak, że społeczeństwo potrafi się przebić przez mur medialnej
manipulacji i samo dotrzeć do prawdy. Po ujawnieniu tak wielkiej deformacji
wizerunku urzędującego prezydenta dokonanej przez media inspirowane światem
polityki nasze społeczeństwo, a przynajmniej bardziej aktywne środowiska,
powinny domagać się wyciągnięcia wniosków, konsekwencji wobec inspiratorów i
wykonawców tych manipulacji.

Sygnałem, że przestajemy tolerować zakłamanie w mediach, może być to,
co zdarzyło się na Rynku w Krakowie, gdzie w czasie uroczystości pogrzebowych
ludzie skutecznie zaprotestowali przeciwko emisji komentarzy TVN na
telebimach
.
– Mieliśmy do czynienia z naoczną weryfikacją
rzetelności i wiarygodności mediów, a konkretnie stacji telewizyjnych. Każdy,
kto je ogląda, mógł się przekonać, które z nich fałszowały wcześniej
rzeczywistość, a więc pełniły funkcje nie informacyjne, ale dezinformacyjne. To
powinno skutkować podchodzeniem z większą ostrożnością, by nie powiedzieć –
nieufnością, do tych przekazów. A krakowski przykład może stanowić zachętę do
tego, żeby nie bać się protestowania, głośnego wyrażania sprzeciwu. List
protestacyjny pojedynczego nawet widza, którego coś oburzyło, ma swoje
znaczenie, zwłaszcza gdy połączy się z głosami innych niezadowolonych. Trzeba
reagować, trzeba pisać, protestować. Być może tego było do tej pory za mało i ta
bierność została potraktowana jak milczące przyzwolenie.

Można to przyzwolenie traktować jako spuściznę po czasach
komunistycznego zniewolenia, gdy głosy katolików praktycznie się nie
liczyły?
– Do pewnego stopnia na pewno tak, a te zdrowe reakcje
społeczne w czasie tygodnia żałoby narodowej pokazują, że postawa całkowitej
bierności już odchodzi w niebyt, choć wciąż pozostajemy społeczeństwem, które na
co dzień nie jest skore do tego rodzaju aktywności. Nie potrafimy pokazać nawet
tego dobra, które czynimy jako katolicy. Okazuje się, że różne, często
dewiacyjne grupy promujące ewidentne zło są bardziej krzykliwe, przebojowe,
lepiej zabiegają o publiczne środki na swoją działalność. A przecież dobra
czynionego przez Polaków, w zdecydowanej większości katolików – jest bardzo
dużo. Płynie z tego nauka, że jeśli zło organizuje się, to i dobro też musi się
zorganizować, bo inaczej nie przeciwstawi się skutecznie złu.

Wydarzenia ostatnich dwóch tygodni mogą stanowić tu jakiś
przełom?
– Na pewno bardzo wzrosła nasza świadomość narodowa.
Polacy, podobnie jak to było podczas papieskich pielgrzymek w czasach
komunistycznych, policzyli się i zobaczyli, że takich jak oni – a więc ceniących
wartości narodowe i patriotyczne, łączących patriotyzm z religią w myśl hasła:
„Bóg, Honor, Ojczyzna”, potrafiących zamanifestować swoją polskość czy to przez
wywieszenie flagi, czy przez modlitwę – jest rzesza. I proszę, doszło do rzeczy
wprost niebywałej. Wszystkie kanały telewizyjne wzywały nas do modlitwy. Okazało
się, że jesteśmy narodem katolickim. Po ośmieszaniu przez lata zbitki pojęciowej
„Polak katolik” okazało się, że to prawda.

Niektórzy architekci III Rzeczypospolitej przewracają się chyba w
grobach…
– Jako Naród katolicki w momentach szczególnie
tragicznych, ale i tych radosnych, w sposób naturalny zwracamy się do Boga. W
sytuacjach granicznych znika bowiem gra pozorów, a odsłaniają się najbardziej
naturalne odruchy ludzkie, indywidualne i społeczne. W ostatnim czasie
uwidoczniły się bardzo zdrowe reakcje społeczeństwa polskiego dające nadzieję na
przyszłość. W czasach komunizmu nasz Naród, w ponad 90 procentach katolicki,
rządzony był przez antykatolicką garstkę wspartą obcą potęgą militarną. Również
teraz widzimy, że jako Naród patriotyczny i religijny podlegamy rządom
sprawowanym nie „po katolicku”, niesuwerennie. Tej uwagi oczywiście nie należy
mylić z domaganiem się uczynienia z Polski państwa wyznaniowego. Oby teraz
Polacy potrafili się upomnieć o to, by Polska była rządzona we właściwy
sposób.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl