Kwas śledzienników

Poniedziałkowa katastrofa kolejowa w Białymstoku tylko trochę przyhamowała
serial "Kluzik – Jakubiak". Skala natężenia, z jakim wałkowano w mediach fakt
pozbawienia członkostwa w PiS dwóch posłanek: Joanny Kluzik-Rostkowskiej i
Elżbiety Jakubiak, pokazuje, czym są polskie media i jaką faktycznie pełnią
rolę. Niestety, większość z nich jest bezpośrednio zaangażowana w polityczny
konflikt, w którym przeciwnikiem jest Prawo i Sprawiedliwość i Jarosław
Kaczyński. Sympatie właścicieli mediów i ich funkcjonariuszy na etatach
dziennikarskich lokują się po stronie Platformy Obywatelskiej, szerokiego obozu
socliberałów oraz lewicy postkomunistycznej.

Do tej grupy dołączyły właśnie media publiczne "wyczyszczone" z dziennikarzy
podejrzewanych o "pisowskie odchylenie". Dziś nie ma już nawet śladów pozorów
obiektywizmu w mediach, a prezentowany w nich obraz rzeczywistości jest
całkowicie zunifikowany, bo oddający dokładnie te same afiliacje czy sympatie
większości dziennikarzy. Jest to więc zjawisko niezwykle groźne dla demokracji i
przy okazji męcząco nudne. Nie sądzę, aby wyrzucone posłanki były aż tak naiwne
i nie zdawały sobie sprawy z tego, jak zachowają się media, jeśli w PiS będzie
miała miejsce sytuacja konfliktowa, a już szczególnie jeśli będzie to konflikt z
kierownictwem partii. Działalność polityczna obu pań, tak przed wyrzuceniem z
partii, jak i po nim, sprowadzała się głównie do biegania od rana do nocy po
studiach radiowych i telewizyjnych oraz do udzielania wywiadów prasowych.
Zresztą ku wielkiemu zadowoleniu właścicieli tych mediów, bo wiadomo, że nic tak
dobrze się im nie sprzedaje jak konflikt w PiS i kolejna sposobność do krytyki
tej partii. Podobnie jak inne równie spektakularne rozstania pisowców z PiS.
Akcja "Kluzik – Jakubiak" zakończy się wtedy, gdy zastąpi ją inna, tej samej
natury medialna operacja. Już od dawna media wsłuchują się w to, co mówią inni,
wytypowani przez nich kolejni potencjalni kandydaci do odejścia z PiS. Kiedy
przyjdzie na nich kolej, akcja "Kluzik – Jakubiak" będzie wyciszona. Dla tej
medialnej hucpy charakterystyczne jest to, że wszyscy odchodzący z PiS, w takich
czy innych okolicznościach, stają się nagle wielce mądrymi i doświadczonymi
politykami, którym należy się współczucie za doznane krzywdy, a PiS – wieczne
potępienie.
To rozdwojenie jaźni, myślowa aberracja z wykorzystaniem podwójnych standardów
jest typowym zjawiskiem na naszej scenie politycznej. Słowo "scena" może tu być
rozumiane dosłownie, bo na niej jest reżyserowany polityczny teatr.
Taki teatr prezentuje w tych dnia ch Kancelaria Prezydenta. W liście do
nauczycieli Bronisław Komorowski pisze, że nie chce, by Święto Niepodległości
pozostawało jak do tej pory "okazją do smutnej refleksji i zadumy nad losami
naszej Ojczyzny". Prezydent chciałby, aby temu świętu towarzyszyła "nie tylko
podniosła atmosfera, lecz przede wszystkim radość i duma z sukcesu będącego
ukoronowaniem 123 lat wysiłków i starań kilku kolejnych pokoleń", dlatego zwraca
się do nauczycieli i uczniów o robienie biało-czerwonych kotylionów. "Wpięte 11
listopada w klapy płaszczy i kurtek – zarówno dzieci, jak i ich rodziców –
kotyliony będą doskonałym, widocznym znakiem radości z wielkiego sukcesu naszych
przodków". Bardzo piękny, godny pochwały i spopularyzowania to pomysł.
A co stało na przeszkodzie, aby dwa lata temu poprzeć wielką galę w Teatrze
Wielkim, jaką organizował w 90., a więc okrągłą rocznicę odzyskania
niepodległości poprzedni prezydent Lech Kaczyński, i wziąć w niej udział? To
także miała być radosna i niezwykle uroczysta gala, planowany był nawet bal z
udziałem prezydentów innych państw. Ale wówczas Bronisław Komorowski i cała jego
formacja odmawiali Lechowi Kaczyńskiemu prawa do świętowania. Tamtą uroczystość
zbojkotował nie tylko Bronisław Komorowski. Pogardzili nią także: premier Donald
Tusk, Grzegorz Schetyna, Waldemar Pawlak. To w tym mniej więcej czasie Lech
Wałęsa zaczął zapraszać światowych przywódców na uroczystość z okazji 25.
rocznicy przyznania mu Pokojowej Nagrody Nobla. Wówczas dziwnym zbiegiem
okoliczności minister kultury Bogdan Zdrojewski odwołał tuż przed wielką galą
dyrektora Teatru Wielkiego Janusza Pietkiewicza. "Dworska inicjatywa pana
prezydenta" – bo tak ją w mediach nazywano – była "za droga" i niepotrzebna "w
czasie wielkiego kryzysu", a tytuły prasowe donosiły, że "przywódcy nie chcą
tańczyć na balu prezydenta". Bardzo "śmieszne" było eksponowanie z menu, jakie
serwowano na gali, dania w postaci "kaczki z kapustą".
Dwa lata temu marszałek Bronisław Komorowski zamiast radosnego świętowania
wybrał "kwas śledzienników". Określenie to z lubością przez niego cytowane
pochodzi ze zbioru wypowiedzi Marszałka Józefa Piłsudskiego. Oto ten tekst:
"Witaliśmy Polskę odrodzoną nie dźwięcznym śmiechem odrodzenia, lecz jakimś
kwasem śledzienników i jakąś zgryźliwością ludzi o chorych żołądkach. Więc
głosem z trąby błagam – matki i ojców, gdy sami śmiać się nie możecie, w kąt
rzućcie instrumenty pedagogiczne, gdy wesoły srebrny dzwonek roześmianych
buziaków dziecinnych w waszych domach się rozlega. Niech się śmieją polskie
dzieci śmiechem odrodzenia, gdy wy tego nie umiecie".
Minęły dwa lata i wszystko się zmieniło. Nie ma prezydenta Kaczyńskiego, a nowy
prezydent Komorowski każe nam się cieszyć z okazji 11 listopada. Jak to więc
jest z tym prawem do radosnego świętowania wspólnej dla wszystkich Polaków
rocznicy niepodległości? Jedni mieli do tego prawo, a inni nie, nawet jeśli
pełnili najwyższy urząd w państwie?
Czy w tym tragicznym 2010 roku można się w ogóle cieszyć? Może przy okazji tej
listopadowej rocznicy należałoby się raczej zadumać nad losem naszego państwa i
wspomnieć rodaków, którzy zginęli w takiej dziwnej katastrofie. A czy nie jest
potrzebna nasza refleksja nad naszą suwerennością?
Biało-czerwone kotyliony – owszem, zwłaszcza dla dzieci i młodzieży, niech się
cieszą z bycia Polakami, ale gdyby jeszcze prezydent, tak czuły na punkcie
wychowania patriotycznego młodzieży, zreflektował się nad rządowym programem
nauczania dla liceów ogólnokształcących, programem, w którym nauka historii
została zredukowana do jednej klasy, a w pozostałych dwóch klasach jest
ograniczona zaledwie do kilku godzin pogadanek.

 

Wojciech Reszczyński
 

Autor jest komentatorem w Programie
III Polskiego Radia.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl