Kościół z Narodem, Naród z Kościołem

Z prof. Richardem Butterwickiem, angielskim historykiem, autorem
książki "Polska Rewolucja a Kościół katolicki 1788-1792", rozmawia Małgorzata
Rutkowska

Zaledwie jedno pokolenie dzieli czasy saskie, gdy system anarchii i
uzależnienia Rzeczypospolitej od Rosji został zinstytucjonalizowany, od
przełomu, jakim był Sejm Czteroletni i uchwalenie Konstytucji 3 maja. Co
zadecydowało o odrodzeniu w tak krótkim czasie niepodległościowo zorientowanych
elit polskich?

– To ważne pytanie wymaga długiej odpowiedzi. Uzależnienie Rzeczypospolitej od
Imperium Rosyjskiego nie było czymś zupełnie obojętnym dla polskiego Narodu
szlacheckiego, ani dla elit w czasach saskich. Można np. wskazać na silne
poparcie dla Stanisława Leszczyńskiego w 1733 roku, nawet po tym, kiedy stało
się jasne, że Rosja nie dopuści do królowania teścia Ludwika XV. Faktem jest
jednak, że już w połowie XVII wieku wzajemnie walczące frakcje magnackie
zwyczajowo szukały oparcia w zagranicznych mocarstwach – czy to we Francji, czy
w Szwecji, Brandenburgii-Prusach, Moskwie, czy na dworze cesarskim w Wiedniu. W
XVIII w. to zjawisko było także związane z pozycją Saksonii w europejskiej grze
politycznej. Efektem tej rywalizacji było ułatwianie sąsiednim mocarstwom – a
decydującą rolę odegrała tu Rosja – utrzymania Rzeczypospolitej w stanie
bezwładu, kojarzonym nie bez racji z anarchią.
Elekcja Stanisława Augusta Poniatowskiego – kandydata stronnictwa zorientowanego
na Rosję – była następstwem tego stanu rzeczy. Nowością jednak było to, że nowa
caryca, jeszcze niepewna własnego tronu po niedawnym zgładzeniu męża, chciała w
bardziej oczywisty sposób niż jej poprzednicy pokazać swoją siłę w Polsce.
Dlatego też Katarzyna II rozkręciła sprawę dysydencką. Wprawdzie nie chodziło
jej o rozszerzenie ścieśnionej, lecz wciąż istniejącej tolerancji religijnej,
lecz o wymuszenie politycznego równouprawnienia nielicznej szlachty
niekatolickiej z katolicką. To drugie było niespotykane w ówczesnej Europie.
Zrozumiałe, że to budziło ogromny opór katolickiej szlachty. Z kolei nowy król
był owładnięty gorącym pragnieniem zreformowania Rzeczypospolitej. Przeliczył
się co do swoich możliwości. Z takiego fatalnego splotu niecnych i cnych
zamiarów powstały konwulsje, które doprowadziły zarówno do konfederacji
barskiej, jak i do pierwszego rozbioru. Po rozbiorze w jeszcze ściślejszy sposób
okrojoną Rzeczpospolitą uzależniono od Petersburga.

Wskazuje więc Pan na konieczność zmiany konstelacji geopolitycznej wokół
Rzeczypospolitej. Ale wydźwignięcie kraju z upadku musiały warunkować jeszcze
inne czynniki?

– Lata upokorzenia dały o sobie znać w wielu szlacheckich umysłach. Ponadto
efekty pijarskiej i jezuickiej reformy szkolnej z połowy XVIII wieku także
spowodowały, że to naród szlachecki zaczął dojrzewać politycznie, stając się
trudniejszy do sterowania przez magnatów. Król popierał taką emancypację, ale
trudno było mu uświadomić narodowi szlacheckiemu ograniczone pole manewru, tak
aby nie sprowokować kolejnego rozbioru. Opozycja magnacka przez kilkanaście lat
po rozbiorze starała się przelicytować ofertę króla na dworze petersburskim –
wpływała na Grigorija Potiomkina, wuja Aleksandry, hetmanowej Branickiej i
faktycznego męża Katarzyny II – przekonując imperatorową, że lepiej ufać
"pierwszym familiom" niż królowi reformatorowi. Dopiero po wybuchu wojny
rosyjsko-osmańskiej w 1787 r. i fali nastrojów antyrosyjskich wśród szlachty
część opozycyjnych arystokratów, na czele z Ignacym Potockim, porzuciła rosyjską
orientację na rzecz pruskiej. Z kolei w 1788 r. Petersburg starał się raczej
ułagodzić, niż tłumić opozycję. Kiedy sejm konfederacki zbierał się w
październiku 1788 r., sytuacja nie tylko szybko wymknęła się spod kontroli króla
i ambasadora rosyjskiego, lecz stała się trudna do kierowania także przez
Ignacego Potockiego i posła pruskiego Girolamo Lucchesiniego. W kwestii
niepodległościowych dążeń zarówno monarcha, jak i przywódcy opozycji musieli
"dogonić" rozogniony naród szlachecki i jego wykształconych posłów. Ci poczuli
się wreszcie wolni zarówno od przemocy rosyjskiej, jak i protekcji panów, mogli
więc nauczyć się odpowiedzialności za Ojczyznę. Początkowo opozycyjni magnaci
korzystali z tych nastrojów, ale od połowy 1790 r. szala przechyliła się na
korzyść króla.

Wtedy stało się możliwe podjęcie reform i Ustawy Rządowej. Popularną
figurą retoryczną oddającą jedność społeczną 1791 r. są słowa "król z narodem,
naród z królem". Ale jak Pan udowadnia, faktem była też jedność Kościoła i
Narodu, ołtarza i tronu.

– W dużej mierze tak było podczas nadzwyczajnego roku po przyjęciu Konstytucji 3
maja. Krytyczną część narodu szlacheckiego pozyskano dla rewolucji
trzeciomajowej między innymi dzięki perswazji z wielu ambon. Konstytucję
świętowano według tradycyjnych, radosnych obrzędów religijnych. Pomogło też
poparcie, aczkolwiek ostrożnie sformułowane, udzielone przez Papieża Piusa VI.
Do tej euforycznej atmosfery dołączyła się znaczna część mieszczaństwa oraz
wielu członków innych wyznań – luteranizmu, kalwinizmu, prawosławia, judaizmu,
islamu. To wszystko nie znaczy jednak, że napięcia między narodem szlacheckim a
Kościołem katolickim, które w pierwszej połowie Sejmu Czteroletniego
doprowadziły Rzeczpospolitą do krawędzi schizmy ze Stolicą Apostolską, nagle
zniknęły.

Wspomniał Pan o groźbie schizmy. Gdy w Polsce naród polityczny pracował
nad odrodzeniem, we Francji wywołana przez rewolucję dechrystianizacja niszczyła
fundamenty Kościoła i państwa. Co zadecydowało o tym, że nasz projekt
modernizacyjny nie przybrał antykościelnego oblicza?

– Po części dlatego, że Polska rewolucja pozostała w obrębie szlachty i części
mieszczaństwa, a nie ogarnęła ubogiego i niepiśmiennego ludu, o wiele bardziej
podatnego na demagogię i panikę. Więc nie doszło do podobnych gwałtów na
duchownych i szlachcie, które we Francji już miały miejsce latem 1789 roku.
Aczkolwiek w Polsce doszło w tymże roku 1789 do konfiskaty dóbr biskupstwa
krakowskiego i ponad podwójnego opodatkowania duchownych w stosunku do szlachty,
interesy stanów szlacheckiego i duchownego były na tyle splecione, że trudno
sobie wyobrazić, aby sejm szlachecki zastosował podobną do Francji politykę
niszczenia.

Które z wartości tworzących katalog wartości republikańskich uruchomiły
proces odbudowy autorytetu państwa, wyzwolenia potencjału narodowego?

– W długiej tradycji republikańskiej aksjomatem było to, że wolność każdego
obywatela od przemocy (czyli wolność cywilna) zależy od wolności politycznej
(czyli wolnego rządu opartego na uczestnictwie obywateli we władzy). W latach
poprzedzających Sejm Czteroletni oraz w czasie jego trwania uświadomiono lub
przypomniano sobie prawidła, że bez niepodległej Ojczyzny nie będzie ani
wolności politycznej, ani cywilnej, tylko obca przemoc. Stąd priorytet rozbudowy
wojska. Wynikła z tego potrzeba funduszów, która w połączeniu ze starymi
napięciami między szlachtą a duchowieństwem spowodowała, że sięgano po dobra i
dochody Kościoła w stopniu nieproporcjonalnym i w sposób arbitralny. Szlachta
jeszcze nie dojrzała do tego, aby na równi z księżmi płacić podatki, aby bronić
niepodległości Rzeczypospolitej.

Jaki był bilans lat 1788-1792, a zwłaszcza tego jednego roku, gdy
obowiązywała Konstytucja 3 maja?

– Moim zdaniem, bilans Sejmu Wielkiego, a zwłaszcza roku po 3 maja 1791 r., był
jednoznacznie dodatni. Większa część nie tylko elity, lecz zaangażowanego w
politykę Narodu – rozszerzonego o część mieszczaństwa – nauczyła się uprawiać
politykę odpowiedzialną, przemyślaną i patriotyczną. Trochę to trwało, zanim
oduczyli się gadulstwa, ale zważywszy, że jesień 1788 roku przyniosła Polakom
pierwszą od wielu dziesięcioleci szansę na podejmowanie suwerennych decyzji,
należałoby raczej ich podziwiać za to, że w tak krótkim czasie osiągnęli tak
dużo. Do chlubnych dzieł polskiej rewolucji można zaliczyć zwiększenie dochodów
publicznych, rozbudowę wojska (które dobrze spisało się zarówno w 1792, jak i
1794 r. przeciw znacznie silniejszemu wrogowi), wprowadzenie sprawnych organów
lokalnego i centralnego rządu, uleczenie najgorszych wad praktyki sejmowej i
sejmikowej, reformę sądownictwa, uobywatelnienie części mieszczan, ugruntowanie
tolerancji wyznaniowej bez podkopania roli Kościoła katolickiego i nade wszystko
rozszerzenie pojęcia Narodu Polskiego tak, aby potencjalnie wszyscy mieszkańcy
Rzeczypospolitej, niezależnie od wyznania i języka, mogli do niego należeć.
Konstytucja 3 maja miała być dopiero początkiem długofalowych zmian. Polska
(zarówno państwo, jak i Naród) szła w kierunku spokojnego, normalnego,
ewolucyjnego rozwoju. Gdyby jakimś cudem nie doszło do spisku malkontentów,
agresji rosyjskiej i zdrady pruskiej, a w konsekwencji do drugiego i trzeciego
rozbioru, mógł czekać Rzeczpospolitą piękny wiek XIX. Sejm Czteroletni pokazał,
czego Polacy mogli dokonać w warunkach pełnej suwerenności. Niestety! Polska
odtąd kształtowała się w warunkach nienormalnych, między obcym panowaniem a
powstańczymi zrywami, trwającymi przez cały XIX wiek i większą część XX
stulecia.

Co angielskiego historyka fascynuje w historii Polski, a zwłaszcza I
Rzeczypospolitej?

– Po części moje zainteresowanie dziejami Polski przejąłem w spadku po polskim
dziadku (po kądzieli), który po udziale w kampanii wrześniowej przebył
dramatyczną drogę do Anglii w 1940 roku. Natomiast I Rzeczpospolita fascynuje
mnie jako ustrój mieszany, który miał zabezpieczyć wolność swoich obywateli.
Rzeczpospolita popadła w ciężką chorobę w drugiej połowie XVII i pierwszej
połowie XVIII wieku, co niestety pozwoliło obcym mocarstwom na szkodliwą
ingerencję. Miała jednak w sobie tyle wartościowych zasad i tylu mądrych,
odpowiedzialnych i patriotycznych obywateli, aby się uleczyć, dobrze dobierając
remedia z aptek domowych i cudzych. To, że właśnie te oznaki szybko
powracającego zdrowia spowodowały zniszczenie państwa przez jej sąsiadów, można
bez przesady nazwać zarówno zbrodnią, jak i tragedią, nie tylko dla samych
Polaków (i innych narodów-spadkobierców Rzeczypospolitej), lecz również dla
cywilizacji europejskiej. Gdybym mógł zaproponować cokolwiek kreatorom polskiej
polityki historycznej, prosiłbym ich o uważną lekturę i masową dystrybucję –
dzieciom i dorosłym – preambuły Konstytucji 3 maja. Oprócz przepięknej
polszczyzny znajduje się tam ponadczasowa lekcja, że utrzymanie nierozerwalnych
ze sobą wolności i niepodległości wymaga od wszystkich obywateli takich cech,
jak ofiarność, mądrość, czujność i odpowiedzialność.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl