Bunt przeciw drogim paliwom

Szalejące na polskich stacjach ceny paliw wywołują już nie tylko wściekłość
kierowców, ale też obawy o to, czy… jeszcze bardziej nie wzrosną. Niektórzy
analitycy, nie wierząc w zdolność polskich koncernów i obecnych władz do
przeciwdziałania drożyźnie, przewidują, że ta sytuacja może być zapowiedzią
rewolucji motoryzacyjnej.

– Jest drogo. W ciągu pół roku cena oleju napędowego wzrosła o blisko 1 zł za
litr! W niektórych rejonach kraju ludzie szukają tańszych stacji i – jak za
komuny – tankują tam paliwo do kanistrów – mówi oburzony pan Mirosław spod
Warszawy, który dojeżdża 5 razy w tygodniu do stolicy do pracy.

Trudno się dziwić oburzeniu kierowców, gdy cena pozwalającego do niedawna na
nieco tańszą jazdę oleju napędowego zrównała się na wielu stacjach z cenami
benzyny, i razem zaczęły one już w niektórych miastach przekraczać
niewyobrażalną do niedawna dla użytkowników czterech kółek granicę 6 zł za litr!
Zakładając, że kupowalibyśmy cały czas paliwo w tej cenie, to nawet mając
oszczędny samochód, spalający 6 l benzyny na 100 km, i pokonując miesięcznie do
pracy tylko 1000 km, musielibyśmy wydać na dojazdy 360 złotych. Tymczasem
mieszkańcy wielu miejscowości dojeżdżający do większych miast pokonują około
2000 km miesięcznie. Łatwo policzyć, że w ten sposób koszt dojazdu do pracy
wzrasta do 720 złotych. Przy cenie benzyny 5 zł za litr, jaką można było spotkać
na stacjach jeszcze kilka miesięcy temu, koszt dojazdu na tych odcinkach maleje
odpowiednio o 60 i 120 złotych.

Wzrost inflacji

Łatwo sobie wyobrazić, co taki wzrost oznacza dla polskich firm
transportowych, których samochody przejeżdżają tysiące kilometrów dziennie.

Przedstawiciel firmy Oneo, świadczącej usługi transportowe głównie na terenie
Warszawy, mówi wprost, że wysokie ceny paliw podnoszą koszty działalności, i
firma była zmuszona do przerzucenia ich na klientów. O ile w związku z tym
wzrosły w ostatnim czasie ceny usług? – O 15-20 procent – wyjaśnia.

Z kolei Krzysztof Rodak z firmy transportowej Trans-Tok tłumaczy, że firma
jeszcze nie podniosła cen, ale odbija się to na jej wynikach finansowych. – Nasi
klienci nie są skłonni podnosić nam stawek za usługi transportowe. Obecnie
kosztem naszej i tak małej marży, chcąc utrzymać klienta, ograniczamy ją do
całkowitego minimum – wyjaśnia. Przyznaje jednak, że to rozwiązanie jest do
utrzymania tylko na krótko, inaczej mogłoby doprowadzić do upadku firmy. –
Prowadzimy negocjacje z klientami, by podnieść stawki za usługi transportowe –
zaznacza.

Rodak nie ukrywa, że podniesienie opłat za transport towarów, firmy
korzystające z tych usług, czyli duże sieci handlowe i producenci, przerzucą na
swoich klientów. To zaś będzie oznaczać, że więcej zapłacimy za towary w
sklepach, a w perspektywie – zapewne także za usługi. W ten sposób, jak łatwo
było przewidzieć, wzrost cen paliw przyczyni się do wzrostu inflacji zjadającej
nasze dochody.

Winne nie tylko polityka i ropa

Analitycy i koncerny paliwowe niemal zgodnie wskazują, że za wzrost cen paliw
odpowiadają umacniający się w stosunku do polskiej złotówki dolar i wzrost cen
ropy naftowej na światowych rynkach z powodu obaw o blokadę cieśniny Ormuz
niedaleko wybrzeża Iranu, przez którą tankowcami przewozi się ok. 1/3
sprzedawanej na świecie ropy.

Na wysokich cenach ropy na światowych rynkach zaważyły także spekulacje.
Jednak eksperci zwracają uwagę, że spory wpływ na drożejące paliwa ma także
rząd, ponieważ ponad połowę ich ceny stanowią podatki. Podniesienie w Polsce od
nowego roku – ze względu na wymogi Komisji Europejskiej – akcyzy na olej
napędowy jeszcze pogorszyło sytuację.

– Obecny rząd jest nadgorliwy w wypełnianiu zobowiązań wobec Unii
Europejskiej w zakresie podnoszenia akcyzy, zwłaszcza na olej napędowy –
podkreśla poseł Prawa i Sprawiedliwości Przemysław Wipler, w okresie rządów PiS
kierujący Zespołem ds. Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie
Gospodarki. Zaznacza, że podniesienie cen ropy na światowych rynkach rząd mógł
wykorzystać choćby do przesunięcia okresu podniesienia akcyzy na olej napędowy.

Rząd jednak nie chce o tym słyszeć, a powody jego stanowiska są oczywiste:
liczy na to, że dodatkowe pieniądze z akcyzy pomogą zasypać ogromną dziurę
budżetową. – W ten sposób płacimy za 300 mld zł długów zaciągniętych przez rząd
Tuska – kwituje Wipler.

Drogie paliwa ceną za kampanię PO

Według posła PiS, obecny rząd zaniedbał także inne rozwiązania, które dziś
pomogłyby w obniżeniu cen paliw. Jakie? – Niestety obecna ekipa zamroziła plany
z okresu rządu PiS stworzenia tzw. Niezależnego Operatora Logistycznego, który
zbudowałby rurociąg paliwowy z Płocka do Gdańska, dzięki któremu można byłoby
transportować sprowadzane statkami do naftoportu duże ilości gotowych paliw i
dalej rozprowadzać je rurociągami paliwowymi do innych rejonów kraju – tłumaczy
poseł. To rozwiązanie sprawdziłoby się oczywiście wówczas, gdyby udało się
znaleźć za granicą dostawców, którzy sprzedawaliby gotowe paliwa po znacząco
niższych cenach. Niestety dziś trudno znaleźć w Europie niższe ceny, a jeśli już
to… na Białorusi, której reżim coraz bardziej izoluje się od wolnych krajów i
coraz bardziej podporządkowuje wpływom Rosji.

Przemysław Wipler podkreśla też, że obecnymi podwyżkami cen paliw powinien
zająć się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ponieważ wiele wskazuje na
to, że największe polskie koncerny – PKN Orlen i Lotos, kontrolowane przez
władze centralne rekompensują sobie obecnie obniżki na swoich stacjach
wprowadzone w okresie kampanii przed wyborami parlamentarnymi. – Teraz Polacy
płacą za wybory – podsumowuje.

Amerykanie znów szybsi

Są również inne sposoby obniżania cen paliw, a przynajmniej kontrolowania ich
przez narodowe koncerny na tyle, by nie uzależniały one gospodarki od kaprysów
firm wydobywczych, krajów wydobywających ropę i spekulantów.
Pierwszy to dostęp do własnych źródeł ropy pozwalających na pokrycie większości
zapotrzebowania na rynku. To jednak oznacza, że polskie koncerny paliwowe
musiałyby co najmniej 10-krotnie zwiększyć wydobycie tego surowca. Obecnie
rocznie zużywamy ok. 20 mln ton ropy, podczas gdy wydobywamy niecały 1 mln ton.
Ponad 90 procent importujemy z Rosji. Pewne nadzieje na zwiększenie wydobycia
ropy z własnych zasobów dają prace prowadzone przy poszukiwaniu gazu łupkowego.
W niektórych miejscach może on bowiem występować razem z tzw. ropą łupkową.
Technologię jej wydobycia niedawno opracowały amerykańskie koncerny.

Prowadząca również poszukiwania gazu łupkowego spółka-córka koncernu PKN
Orlen przyznaje, że wiąże z nimi także nadzieje na zwiększenie wydobycia ropy,
choć na razie ma niestety niewiele do powiedzenia na ten temat. "ORLEN Upstream
w ramach prowadzonych prac poszukiwawczych uwzględnia również ropę z łupków (shale
oil). Niemniej jednak, obecnie, w skali całego kraju, dysponujemy zaledwie
szczątkową wiedzą geologiczną na ten temat, gdyż dane pochodzące z wykonanych w
przeszłości otworów nie pozwalają na ocenę potencjału" – napisało biuro prasowe
PKN Orlen w odpowiedzi na nasze pytania.
Koncern przyznaje jednocześnie, że "z pewnością dostęp polskiego rynku paliw do
zasobów krajowych, czy to gazu, czy ropy łupkowej, wzmocniłby stabilność cen".
Zastrzega jednak, że na razie ma za mało danych, by dokładniej określić szanse
na osiągnięcie tego celu.

Może się więc okazać, że szybciej odczujemy efekty już rozpoczętej
eksploatacji ropy łupkowej przez USA. Dziś wzrasta tam sukcesywnie zużycie ropy
pozyskiwanej ze skał łupkowych, której zasoby są ogromne, jak szacują tamtejsze
instytucje. Gdyby USA importujące gigantyczne ilości ropy poważnie ograniczyły
ten import, analogicznie jak to było w przypadku gazu ziemnego, doprowadziłoby
to także do spadku cen tego surowca na światowych rynkach, również w Polsce.
Niestety Amerykanie dopiero za kilka lat mogą zwiększyć produkcję własnej ropy
na tyle, by znacząco obniżyć światowy popyt na ten surowiec.

Motoryzacyjna rewolucja?

Tomasz Chmal, ekspert ds. energetyki Instytutu Sobieskiego, wskazuje, że
jeszcze szybsze zmiany, i zapewne na jeszcze większą skalę, może wywołać właśnie
obecna drożyzna na rynku paliw. – Jeśli dostawcy ropy będą nadal prowadzili taką
grę, będzie ona powodowała wypieranie, albo w każdym razie ograniczanie popytu
na paliwa kopalne, bo ludzie coraz częściej będą się zastanawiać przy zakupie
samochodu, czy powinien on być napędzany silnikiem na takie paliwa, hybrydowym
[spalinowym i elektrycznym – przyp. red.] czy wyłącznie elektrycznym.

Rzeczywiście, samochody z napędem hybrydowym już jeżdżą po Polsce, choć wciąż
z uwagi na ich wysokie ceny nie jest ich dużo. – Ale gdy na jakieś produkty
zwiększa się popyt, spada ich cena. Już dziś wszystkie koncerny samochodowe
prowadzą prace nad rozwiązaniami, które pozwalają nawet na odejście od
wykorzystywania paliw kopalnych. Problem polega tylko na tym, czy nas przekonają
do tego – wskazuje Tomasz Chmal.

Przekonać kierowców mogą przede wszystkim cena i jakość (eliminowanie
awaryjności) nowych samochodów i zastosowanych w nich nowatorskich rozwiązań.-
Wystarczy, że upowszechnią się one w jednym kraju UE, np. w Niemczech, i w ciągu
najbliższych kilku lat możemy być świadkami rewolucji motoryzacyjnej. W efekcie
tysiące samochodów może być napędzanych silnikami elektrycznymi lub hybrydowymi
– wskazuje Chmal. Coraz szybciej rozwijają się też technologie umożliwiające
wykorzystanie wodoru jako paliwa do napędzania silników samochodowych.

Wówczas – jak zauważa – paradoksalnie spadną zapewne również ceny paliw
kopalnych. – Pytanie tylko, czy ktoś będzie chciał wierzyć w to, że ten spadek
jest trwały – podkreśla.

Ekspert zaznacza, że powinni o tym myśleć także rządzący, bo spadek zużycia
paliw kopalnych doprowadzi również do obniżenia wpływów podatkowych zawartych w
ich cenie. Z drugiej strony, gdyby władze Polski postawiły na większy rozwój
polskiej energetyki, dzięki obniżeniu wykorzystania paliw kopalnych
zmniejszyłyby zależność naszego kraju od importu z Rosji.

Sposoby na drożyznę

Czy w takim razie obecnie kierowcom, którym mocno doskwierają wysokie ceny
paliw, pozostaje tylko pogodzić się z nimi lub przesiąść na rower?

Tomasz Chmal zaznacza, że także w krótkiej perspektywie, powiedzmy
najbliższych miesięcy, można się liczyć przynajmniej z ograniczeniem popytu,
który może wymusić spadek cen paliw. – Takie wysokie ceny nie utrzymają się zbyt
długo, Polacy nie będą chcieli ponosić tak wysokich kosztów. Każdy z kierowców
będzie się w najbliższej perspektywie zastanawiał, czy nie zrobić jakiegoś
psikusa firmom naftowym – przewiduje. Jakiego psikusa może zrobić paliwowym
gigantom jeden Kowalski?

– Wysokie ceny ropy będą zwiększały atrakcyjność stosowania gazu płynnego do
samochodów [LPG – przyp. red.] oraz samochodów elektrycznych – podpowiada
ekspert. Choć na te ostatnie dziś decydują się przede wszystkim większe firmy,
np. niektóre firmy kurierskie.

Jednak zwykli kierowcy zauważyli już dawno atuty LPG, i także ostatnio coraz
chętniej sięgają po ten sposób na ograniczenie kosztów podróży. Właściciel firmy
Jack-Gaz z Kobyłki pod Warszawą przyznaje, że już od pewnego czasu montuje coraz
więcej instalacji gazowych do samochodów. O ile zwiększyła się liczba chętnych
do przerabiania aut na to paliwo? – O 50 procent w ciągu ostatniego roku –
przyznaje przedsiębiorca.

Chętni na oszczędzanie w ten sposób muszą jednak pamiętać również o koszcie
instalacji gazowej – od 2200 do 2800 zł w zależności od jej typu, a także o tym,
że auta wyposażone w nią spalają 1-2 litrów gazu więcej, niż zużywały,
wykorzystując benzynę. Jednak różnica w cenie, mimo tego, że LPG również
znacznie zdrożał, jest ciągle spora. Za litr gazu w okolicach Warszawy trzeba
zapłacić 2,80-3 złote.

Polscy kierowcy wpadli też na pomysł monitorowania cen paliw na
poszczególnych stacjach. W internecie pojawiły się już strony z informacjami o
stacjach, na których można najtaniej zatankować. Publikowane tam ceny
aktualizowane są przez kierowców przesyłających codziennie nowe dane.

Nawet jeśli żaden z omówionych sposobów nie doprowadzi samodzielnie do
szybkiego obniżenia cen paliw, stosowanie różnych metod na coraz większą skalę
może osiągnąć efekt w postaci przynajmniej wstrzymania wzrostu cen. W dalszej
perspektywie trzeba będzie się zapewne przygotować na jakąś "rewolucję", jeśli
jeszcze nie na całym rynku, to przynajmniej we własnym myśleniu, choćby poprzez
sprawdzenie, czy rzeczywiście jestem skazany na benzynę i ropę…

Mariusz Bober

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl