Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz

Pobierz

Bawaria w ofensywie

Bawaria ruszyła do kulturowej ofensywy. Nowy premier Wolnego Państwa Bawarii, bo taki status ma ten niemiecki kraj, zdecydował, że we wszystkich podległych mu publicznych urzędach od 1 czerwca tego roku zawisną krzyże. Premier Markus Söder argumentuje, że „krzyż jest widocznym przyznaniem się do podstawowych wartości ładu prawnego i społecznego w Bawarii i w Niemczech”. Dalsze uzasadnienia bawarskiego rządu koncentrowały się na „kulturowej tożsamości landu”, na który ogromny wpływ miało „zachodnie chrześcijaństwo”. Premier Bawarii dodawał także, że krzyż uosabia „elementarne wartości, takie jak miłosierdzie, ludzka godność i tolerancja”. Tak naprawdę wartości, o których mówi się w Bawarii są podstawowymi wartościami Unii Europejskiej. Problem w tym, że wymazuje się je z najważniejszych dokumentów unijnych. Znikają one także z symboliki i przestrzeni publicznej.

Jest to akcja świadoma i celowa. Czy może więc dziwić, że bawarska inicjatywa zawieszenia krzyży w urzędach wywołała irytację wielu środowisk i osób? Dostrzeżono bowiem niebezpieczeństwo rozszerzenia tego zjawiska. Natychmiast po ogłoszeniu tej inicjatywy zagotowało się w niemieckich mediach. Rzecznik Angeli Merkel stwierdził, że nic mu nie jest wiadomo o tym, że akcja ta miałaby być rozszerzona na całe Niemcy. Wypowiedzieli się niemieccy teologowie, dziennikarze, pisarze i duchowni. W krytyce przebijała wielokrotnie powtarzana argumentacja sprowadzająca krzyż wyłącznie do sfery prywatnej. Tak więc mowa była o tym, że krzyż powinno się nosić w sercu, a nie wieszać na ścianie, że jeśli wieszać to nie w atmosferze konfliktu, tylko porozumienia i zgody, nie teraz, może później, że wieszanie krzyża jest niezgodne z laickim charakterem państwa, de facto może naruszać konstytucję, że wieszanie krzyża to dyskryminacja innych itd. itd.

Premierowi Bawarii zarzucono wprost, że z jednej strony decyzją swoją czyni krzyż wyłącznie „elementem folkloru”, ale także wykorzystuje go instrumentalnie do walki politycznej w kontekście napływu muzułmańskich imigrantów. Słowa, słowa, słowa. Przeciwnikom krzyża zależy jednak tak naprawdę, aby zniknął on z przestrzeni publicznej. Dotychczas akcja rugowania krzyża odbywała się prawie bezszelestnie. Ostrzeżenia czy protesty chrześcijańskich, katolickich publicystów, pisarzy i polityków natychmiast tłumione były kontrargumentacją, z którą zderzyły się władze Bawarii. A można tu przypomnieć chociażby awanturę, kiedy jedna z niemieckich sieci handlowych usunęła krzyże z prawosławnych greckich kopuł widniejących na sprzedawanych przez tę sieć greckich produktach.

Tłumaczono, że krzyże zniknęły ze zdjęć kościołów podczas ich technicznej obróbki. Być może niechcący. Znana była też sprawa usunięcia krzyża z herbu Realu Madryt na gadżetach sprzedawanych w krajach Bliskiego Wschodu. Usunięcie motywowano względami kulturowymi. Wielu nazywa to poprawnością polityczną i cenzurą chrześcijańskich symboli. Nieliczni tylko pytali, dlaczego np. z karetek pogotowia ratunkowego zniknęły krzyże, które zastąpiono eskulapem.

W ubiegłym roku na łamach katolickiego tygodnika „Niedziela” napisałem, jak to świętujący 100-lecie istnienia Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II chowa godło z krzyżem, które było logiem tej uczelni (sam uniwersytet tak właśnie znak ten podpisywał) i wprowadza nowe logo, które nie jest godłem, ale już bez krzyża i zawołania „Deo et Patriae”, czyli „Bogu i Ojczyźnie”. Na chwilę powstało zamieszanie, ale nie powrócono do stanu poprzedniego. A szkoda, bo jak mówił papież Franciszek „krzyż Chrystusa uczy nas patrzeć na bliźniego zawsze z miłosierdziem i miłością”. Komu może więc on zagrażać? Na pewno nie tym, którzy szczerze dążą do pokoju. W sferze deklaratywnej dąży do tego Unia Europejska, która kilka lat temu otrzymała nawet Pokojową Nagrodę Nobla.

A propos Unii Europejskiej, to liderem największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim jest Manfred Weber, europoseł CSU z Bawarii. Podczas sesji w Parlamencie Europejskim w Brukseli zachęciłem go, aby jako polityk wywodzący się z Bawarii zechciał rozciągnąć inicjatywę swojego premiera również na instytucje unijne, w tym Parlament Europejski. Jeśli się zdecyduje, to nie tylko będzie miał wsparcie moje i wielu konserwatywnych europosłów, ale także wystawi na próbę swoich kolegów, którzy podobnie jak premier Bawarii startują z list partii mającej w nazwie przymiotnik „chrześcijański”.

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj