Myśląc Ojczyzna
Igrzyska
Szanowni Państwo!
Już od czasów starożytnych wiadomo, że chleb i igrzyska pozostają ze sobą w ścisłej współzależności. Ściślej – współzależność ta polega na odwrotnej proporcjonalności; im mniej chleba, tym więcej igrzysk. I właśnie teraz przekonujemy się o tej nieubłaganej prawidłowości, kiedy kryzys coraz głośniej już nawet nie puka, ale wręcz łomoce w bramy naszego nieszczęśliwego kraju. Ponieważ żaden z Umiłowanych Przywódców nie wie, jak stawić czoło kryzysowi, a zresztą, gdyby nawet któryś wiedział, to i tak każde posunięcie wymagałoby zgodny brukselskich biurokratów – w tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak zafundować obywatelom igrzyska.
Mam oczywiście na myśli demonstracje, jakie w najbliższych dniach przetoczą się przez Polskę. Już 8 czerwca odbędzie się w Warszawie kongres Ruchu Narodowego, który swoją obecność zaznaczył zwłaszcza podczas Marszu Niepodległości 11 listopada ubiegłego roku. Jak pamiętamy, ustami swoich przywódców Ruch Narodowy zadeklarował intencję wysadzenia w powietrze układu „okrągłego stołu”. Nasi okupanci zareagowali natychmiast, ogłaszając świętą wojnę z „faszyzmem”. Ta wojna nie tylko nie została odwołana, ale pełzająco cały czas się rozwija. Na odcinku policyjno-bezpieczniackim uwija się pan minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, strasząc „faszystów”, że już po nich „idzie” – a na odcinku moralniacko-propagandowym krząta się pan redaktor Michnik, próbując stworzyć obłudne pozory moralnego uzasadnienia dla tak zwanego fołksfrontu, który został wynaleziony jeszcze przez Józefa Stalina w charakterze zapory przed „faszyzmem”. Tymczasem rzecz wygląda tak, że młodzież, która tworzy trzon Ruchu Narodowego, zorientowała się, że ktoś ją tutaj zrobił w konia i chce się dowiedzieć – kto i w jaki sposób.
Ale nie tylko przez uczestników fołksfrontu Ruch Narodowy traktowany jest podejrzliwie i niechętnie. Ponieważ zwraca się od do środowisk niezadowolonych z obecnej sytuacji, jest ryzyko, że część tych niezadowolonych za sobą pociągnie. To zaś traktowane jest jako zagrożenie przez partie opozycyjne, które dotychczas to niezadowolenie kanalizowały i obracały na swoją korzyść. Mam na myśli zwłaszcza Prawo i Sprawiedliwość, którego polityczna pozycja w znacznym stopniu uzależniona jest od tego, czy pojawi się polityczna alternatywa z prawej strony, czy nie. Ruch Narodowy może się w taką alternatywę przerodzić i stąd wzajemna nieufność i rezerwa.
Jeszcze nie zdążą opaść emocje po kongresie Ruchu Narodowego, a już 16 czerwca swój kongres z ogromnym przytupem odbędzie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Przywódca SLD Leszek Miller ma nadzieję, że jego partia zostanie upatrzona na polityczną alternatywę dla Platformy Obywatelskiej, nad którą ci, co w 2005 roku rozłożyli nad nią ochronny parasol, dzisiaj powoli zaczynają go zwijać. Powoli – żeby nie doprowadzić do wypadku przy pracy, jaki zdarzył się w 2005 roku. I dopiero kiedy zostanie skonstruowana polityczna alternatywa wobec Platformy Obywatelskiej, parasol ochronny nad partią Donalda Tuska i nad nim samym zostanie definitywnie zwinięty. Atuty, którymi wywiad wojskowy wyposażył Platformę Obywatelską w postaci dyspozycyjności agentury w niezależnych mediach i salonie, zostaną przekazane wykreowanej w międzyczasie lewicowej alternatywie, w której trzeba tylko rozstrzygnąć kwestię przywództwa.
Dlaczego lewicowej? Po pierwsze dlatego, że to wychodzi naprzeciw niedawnemu rozporządzeniu rosyjskiego prezydenta Putina, nakazującego FSB nawiązać współpracę w polską razwiedką wojskową. Rosjanie, a zwłaszcza rosyjska razwiedka tradycyjnie ufa lewicy – zapewne nie bez ważnej przyczyny. Po drugie dlatego, że właśnie lewica najlepiej zaimplantuje wszystkie postępowe wynalazki brukselskie w rodzaju związków sodomitów i gomorytów, zapładniania w szklance na koszt podatników – i temu podobne. Po trzecie wreszcie – w związku z bezradnością Umiłowanych Przywódców wobec kryzysu, nasi okupanci postanowili roztoczyć przed obywatelami socjalistyczne miraże. Widać to po postępującej rehabilitacji komuny, kiedy generał Jaruzelski znowu powraca, jako nasza duszeńka.
red. Stanisław Michalkiewicz