Myśląc Ojczyzna

 


Pobierz

Pobierz

Przepędzeni

„Stosunki polsko-niemieckie są w bardzo dobrym stanie” – powiedziała pani kanclerz Angela Merkel po pierwszym spotkaniu z nową premier Polski Ewą Kopacz. To ważne słowa, ale czy znajdują potwierdzenie w rzeczywistości politycznej i międzyludzkiej? Pani kanclerz Merkel stoi na czele rządu niemieckiego i jednocześnie jest liderem partii CDU (Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej), która od dziesięcioleci ściśle współpracuje z siostrzaną bawarską CSU (Unią Chrześcijańsko-Społeczną). Politycy CDU/CSU nie tylko wspólnie zasiadają w Bundestagu, ale także w Parlamencie Europejskim, razem z europosłami Platformy Obywatelskiej i PSL-u, gdzie tworzą największą grupę polityczną Europejską Partię Ludową.

W ubiegłym miesiącu w Niemczech doszło do zmiany przywództwa znanego kontrowersyjnego Związku Wypędzonych (BdV – Bund der Vertriebenen). Dotychczasową przewodniczącą, sprawującą tę funkcję od 16 lat Erikę Steinbach, zastąpił poseł CSU i członek Rady Europy Bernd Fabritius. Nowo wybrany przewodniczący za priorytet Związku Wypędzonych uznał „rozładowanie napięcia w relacjach z Polską”. Stwierdził, że: „życzyłby sobie dialogu z Polską bez wrogości”. Wobec tego, jaki jest stan stosunków polsko-niemieckich? Czy są one wrogie, jak twierdzi Fabritius, czy bardzo dobre, jak utrzymuje kanclerz Merkel, która niedawno odznaczona została złotym medalem honorowym Związku Wypędzonych. Odbyło się to podczas tak zwanego Dnia Stron Ojczystych w Berlinie. Związek Wypędzonych jest od lat przybudówką niemieckich chadeków. Pani Kanclerz publicznie stwierdziła, że chciałaby „ożywić pamięć o wypędzeniu 14 milionów Niemców”. W jaki sposób chce ożywić tę pamięć? Werbalizuje to nowy przewodniczący Fabritius. Ten urodzony w 1965 roku w Rumunii Siedmiogrodzianin, który do Niemiec przeniósł się dopiero w 1984 roku, chciałby „moralnej rehabilitacji ze strony Polski i Czech”. Zapewnia, że „żaden Polak nie będzie musiał DZIŚ opuścić gospodarstw, które kiedyś należały do wypędzonych Ślązaków”. Co w tym kontekście oznacza słowo „dziś”? Czy można by Polaków przepędzić z tych gospodarstw jutro, pojutrze, a może za rok? Czy Fabritius, który jest przedstawicielem niemieckich chadeków, nie buduje klimatu do otwarcia najbardziej drażliwych kwestii w relacjach niemiecko-polskich?

Jego wypowiedzi wynikają z klasycznych reguł negocjacji międzynarodowych, których początkiem jest stworzenie wrażenia niejednoznaczności sytuacji. Nowy szef BdV ubolewa, że w przeszłości dialog między naszymi krajami był „niestety utrudniony wskutek resentymentów i uprzedzeń”. Deklaruje „nowy początek”. Liczy na młode pokolenie w Polsce. Ma nadzieję, że młodzi w Polsce „są bardziej skłonni do pragmatycznej, a także krytycznej oceny własnej historii”. Dlatego wkrótce w naszym kraju planuje rozpocząć rozmowy z historykami i przedstawicielami mediów.  Polska nie powinna dać się w to wciągnąć. Dla nas sytuacja jest zamknięta. Niemcy rozpętały drugą wojnę światową i poniosły konsekwencje, a wśród decydujących wówczas nie było przedstawicieli Polski, ani Czech. Obecnie jesteśmy członkami jednej Unii Europejskiej i podlegamy ustaleniom prawa pierwotnego i wtórnego tej organizacji. Niektóre zapisy, jak np. art. 17 Karty Praw Podstawowych, z której na szczęście wyłączyła się Polska, zdaniem części prawników
i polityków dają podstawy do rewizji status quo.
W 2009 roku ówczesny prezydent Czech Vaclav Klaus obawiał się przyjęcia Karty Praw Podstawowych, gdyż otworzyłoby to furtkę do roszczeń własnościowych Niemców wysiedlonych z Czech. Planowany przez Fabritiusa wstępny dialog z Polakami jego zdaniem „mógłby także nieść w sobie potencjał lepszego ukształtowania prawa własności, jako jednego z podstawowych praw w Europie”. Idzie mu o prawa indywidualne poszczególnych wysiedlonych.

Na pytanie niemieckiej dziennikarki, czy szef Związku Wypędzonych chce otworzyć puszkę Pandory, odpowiedział, że nie, ale będzie się angażował „na rzecz ochrony własności w unijnym kraju wedle nowoczesnych unijnych kryteriów”. Narzucanie narracji politycznej i historycznej przez rządzący obóz polityczny w Niemczech jest niebezpieczne, zwłaszcza, że Polska de facto zrezygnowała z własnej dynamicznej polityki historycznej. Za moment będziemy zmuszeni przepraszać Niemcy za sprowokowanie wybuchu drugiej wojny światowej. Inicjatorem debaty jest Związek Wypędzonych, którego była szefowa Erika Steinbach przyznała, że został on założony przez byłych członków NSDAP i SS. Bazując na raporcie historyków mogła stwierdzić, że na 13 założycieli tego związku 11 było hitlerowcami.  Bagatelizowała jednak ich wojenne funkcje, utrzymując, że „to byli bierni uczestnicy systemu. To byli zwykli żołnierze, członkowie SS i inni”. Już jej poprzednik Herbert Czaja domagał się prześwietlenia brunatnej przeszłości tych „biernych uczestników systemu”. Obecnie w Związku Wypędzonych jest wielu ludzi młodych, urodzonych po wojnie, jak chociażby sam Bernd Fabritius. Pod koniec lat 90-tych podczas pobytu w Uniwersytecie w Osnabruck w Niemczech miałem możliwość rozmowy z młodzieżówką CDU. Ci dwudziestokilkuletni wówczas studenci należeli do Związku Wypędzonych. Ze zdziwieniem pytałem, jakie są tego motywy, gdyż urodzili się 30 lat po wojnie. Odpowiedzieli mi szczerze, że czują się „wypędzonymi z ducha”. W takiej formule mogą rozrastać się zastępy Związku Wypędzonych, zwłaszcza, że w Polsce brak silnych organizacji upamiętniających pokrzywdzonych przez III Rzeszę i ich następców, czyli, trawestując metaforę niemieckiej młodzieżówki, „pokrzywdzonych z ducha”.

Istnieje pilna potrzeba uformowania w Polsce, chociażby przy którejś z formacji prawicowych, referatu odpowiedzialnego za dynamiczną politykę historyczną. Nie możemy dać się przepędzić z polityki historycznej uprawianej obecnie na europejskim podwórku.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj