Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz

Pobierz

Czy naród istnieje?

„Nie ma żadnego narodu” (Es gibt kein Volk) – oświadczył lider niemieckiej partii Zielonych Robert Habeck w wywiadzie dla jednego z portali internetowych. Pytany o skojarzenia związane z pojęciem „zdrady narodu” wypalił: „To jest pojęcie nazistowskie. Nie ma żadnego narodu, dlatego też nie ma zdrady narodu”. Na ripostę nie trzeba było długo czekać. Szef Alternatywy dla Niemiec Jörg Meuthen odpowiedział na Facebooku, że „oczywiście naród niemiecki istnieje, podobnie jak istnieje naród włoski, hiszpański, francuski i turecki”. Rozgorzała dyskusja na temat narodu, czym jest, czym nie jest i czy w ogóle istnieje. Dotyczy ona nie tylko Niemiec, gdyż Zieloni od dawna uczestniczą w tzw. marszu przez unijne instytucje, narzucając im swój punkt widzenia, zarażając przedstawicieli innych formacji politycznych. Można by więc powiedzieć, że lider Zielonych lekkomyślnie odsłonił sposób myślenia tzw. unijnych elit. Podważają one tradycyjną definicję narodu nawiązującą do poczucia własnej tożsamości etnicznej, tradycji, kultury, także języka i co bardzo ważne – poczucia świadomości narodowej. Przytoczona wypowiedź dotyczyła oczywiście Niemiec. Nie może więc dziwić, że w Niemczech zawrzało.

Naród to po niemiecku „das Volk” i jako taki „das deutsche Volk” wymieniany jest w konstytucji naszych zachodnich sąsiadów. Notabene w Berlinie nad Reichstagiem widnieje napis „DEM DEUSTCHEN VOLKE”, czyli „narodowi niemieckiemu”. Na tej podstawie lider AfD twierdzi, że słowa jego politycznego przeciwnika godzą w niemiecką konstytucję. Czy można więc domagać się ścigania szefa Zielonych przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji? Nie jest to jednak wyłącznie spór liderów dwóch niemieckich politycznych partii, które nie weszły do koalicji rządowej. Sprawa ta, jak wspomniałem, ma szerszy wymiar. Przypomnę, że w pierwotnej wersji Zieloni mieli wejść do rządu w ramach tzw. jamajskiej koalicji. Robert Habeck nie tylko przewodzi partii Zielonych w Niemczech, ale jest doktorem filozofii i pisarzem. Niedawno książkę napisał też inny znany polityk partii Zielonych, były minister spraw zagranicznych, Joschka Fischer, w której straszył, że w Unii Europejskiej mamy obecnie do czynienia z neonacjonalistycznym atakiem na liberalną demokrację. Jego zdaniem, neonacjonaliści, którzy stawiają na pierwszym miejscu „wolę narodu”, dążą do rozbicia liberalnych elit, określając je „zdrajcami narodu”. To istnieje naród, czy nie? A jeśli nie, to co proponują w zamian? Oferta znalazła się na sztandarach rewolucji 1968 roku, której pięćdziesiątą rocznicę właśnie obchodzimy.

Znani socjologowie, publicyści i politycy dowodzą, że demiurdzy rewolucji 68-ego roku doszli do wniosku, że „lud zdradził rewolucję”, dlatego zastosowali zabieg „zrekonstruowania podmiotu rewolucyjnego”. Podmiotem tym stał się „multikulturalizm jako religia polityczna” odrzucający chrześcijańską cywilizację europejską. W ich optyce należy odejść od rządów ludu, czyli narodu, a postawić na rządy szczerych demokratów, żeby użyć sformułowania Nigela Farage’a „szamanów Unii Europejskiej”, czy jak chcą inni „kreatorów postępu”. Eksperymentu takiego ludzie już doświadczyli sto lat temu, gdy w Związku Sowieckim podjęto utopijną próbę budowania narodu politycznego. Dziś doświadczamy wcielania w życie koncepcji europejskiego narodu politycznego. Zaangażowani są w to nie tylko Zieloni, ale wielu prominentnych przedstawicieli większości grup politycznych w Parlamencie Europejskim. Zrzeszyli się oni w tzw. Grupie Spinellego, czyli włoskiego komunisty, który w swoim znanym Manifeście z Ventotene postulował likwidację państw narodowych.

Manifest powstał na wyspie Ventotene w czasie drugiej wojny światowej. Czy do dziś testament Spinellego został w szczegółach wykonany, skoro szef niemieckich Zielonych twierdzi, że naród nie istnieje? Jak np. odczytywać skrót ONZ – Organizacja Narodów Zjednoczonych? Czy w nazwie tej zawiera się semantyczna pomyłka? A co z zapisem prawa do samostanowienia narodów zawartym w Karcie Narodów Zjednoczonych? Unia Europejska w swojej koncepcji integracji wzoruje się na Stanach Zjednoczonych. Tu jednak napotykamy na kolejny problem, gdyż konstytucja USA zaczyna się od słów: „My, Naród” (We, the People). Czy warto podążać za przywidzeniami europejskich rewolucjonistów 68-ego roku, które w Polsce uosabiała Unia Wolności, a teraz jej spadkobiercy? Czy może lepiej wsłuchać się w słowa papieża Franciszka? Kilka lat temu mówił on w Parlamencie Europejskim: „Musicie wziąć na siebie odpowiedzialność za podtrzymywanie demokracji, demokracji narodów Europy”. Diagnozował, że w Unii Europejskiej „rośnie nieufność obywateli do instytucji uznawanych za odległe, dalekie od wrażliwości poszczególnych narodów”. „Uważam”, mówił papież, że „Europa powinna być rodziną narodów”.

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj