Homilia ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego wygłoszona podczas Mszy św. w Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu

 


Pobierz Pobierz

Drodzy Ojcowie Redemptoryści z Ojcem Tadeuszem na czele.
Czcigodni Bracia w kapłaństwie i osoby życia konsekrowanego .
Drodzy Pielgrzymi
Drodzy słuchacze  Radia Maryja i telewidzowie Telewizji Trwam.
Drodzy Bracia i Siostry

1. Fundamentem godności człowieka jest Bóg

Człowiekowi od początku jego historii towarzyszy pytanie: „Kim jestem?” Tkwi ono w każdym z nas i nieustannie się odzywa, ponieważ odpowiedź na nie nie jest ani oczywista, ani łatwa. Można by nawet zaryzykować twierdzenie, że bez stosownej pomocy, gdy jesteśmy skazani na własne tylko siły, pełna odpowiedź jest niemożliwa. Czy człowiek może zrozumieć siebie samego patrząc na świat, zgłębiając tajemnice materii uzbrojony w elektronowy mikroskop i akcelerator cząstek, czy też penetrując kosmos dzięki przyrządom rejestrującym promieniowanie, a nawet udając się poza granice ziemskiej sfery życia? Mimo iż umie dostrzegać i podziwiać piękno rozumnie urządzonego świata, sam dla siebie pozostaje wielkim pytaniem, na które wciąż szuka odpowiedzi. Co więcej, żadna odpowiedź formułowana na podstawie zdobyczy nauk empirycznych i formalnych — człowieka nie zadowala. Nie wyjaśnia mu tajemnicy, jaką w sobie nosi. Człowiek stawia sobie nieustannie pytanie o siebie samego, bo od odpowiedzi na nie; zależy ocena tego, jaka jest jego wartość i czy to, co robi zasługuje na jakikolwiek wysiłek, czy śmierć wyznacza absolutny jego koniec. Toteż daje człowiek różne odpowiedzi, które w jakimś stopniu oddają jego doświadczenie samego siebie. Które z nich są trafne, które godne uznania i wiary? To pytanie domagające się jakichś kryteriów oceny.

Chciałbym w tym miejscu odwołać się do jednego z najwybitniejszych polskich logików i filozofów, o którym nie można powiedzieć, że był człowiekiem religijnym, ale że starał się o maksimum racjonalności, z pewnością tak. Mam na myśli profesora Kazimierza Ajdukiewicza, urodzonego w Tarnopolu, a wykształcony głównie we Lwowie, teoretyka nauki. W jednej ze swoich prac stwierdzał:

„Racjonalna postawa wobec przyjmowanych twierdzeń wymaga tego, aby stanowczość, z jaką je głosimy, stanowczość dająca się mierzyć wielkością ryzyka, które w imię tych twierdzeń gotowi jesteśmy wziąć na siebie, była proporcjonalna do stopnia ich uzasadnienia. Znaczy to, że im bardziej surowe i bezlitosne były próby, którym dane twierdzenie poddawaliśmy i wobec których się ono ostało, tym bardziej stanowczo wolno nam je przyjmować.” (K, Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, PWN, Warszawa 1965, s. 269.)

To trudne może zdanie można wyrazić inaczej mówiąc: „w nauce twierdzenie posiada tym większe prawo do wiarygodności, im większej liczbie prób zostało poddane i nie zdołano mu zaprzeczyć”.

Odwołuję się do tej zasady myśląc, ilu próbom bezlitosnym poddawany był w dziejach, a zwłaszcza w ostatnich stuleciach, sens życia! Ilu próbom poddana była wiara w to, że Bóg jest, że jest sprawiedliwy, że Chrystus zmartwychwstał! Iluż dowodów dostarczają niezliczeni świadkowie prawdziwości tego Bożego sensu wraz z tym dowodem najbardziej poważnym, jakim było oddanie życia.

Czy wolno wobec tych nieudanych prób negacji sensu, które kosztowały życie niezliczonej liczby ofiar twierdzić, że człowiek jest kaprysem przypadku – podobnie jak życie niewytłumaczalnym wybrykiem natury? Owszem, wolno tak twierdzić, ale ceną za to twierdzenie jest co najmniej pozbawienie człowieka tej podstawy, na której wznosi się gmach jego godności. Bo człowiek pozbawiony sensu, który wykracza poza doczesność, zredukowany zostaje do materialnego zjawiska, w którym rozbłyska na chwilę zagadka niezrozumiałego fenomenu życia.

Wobec trudności w znalezieniu odpowiedzi na pytanie o godność i sens niektórzy chcieliby uniknąć wiążącego się z nimi wysiłku, jak również wypływających stąd konsekwencji dla życia. Przyjmują postawę agnostyczną. Według niej człowiek nie może dać pozytywnej odpowiedzi na pytanie o Boga, chociaż uważa takie pytanie za sensowne. Konsekwencją tego zawieszenia sądu jest również brak dostatecznej odpowiedzi na pytanie o własną godność. Kościół zawsze twierdził, że człowiek mocą rozumu, jaki posiada, może dojść do poznania istnienia Boga. Powoływał się przy tym na słowa świętego Pawła Apostoła z Listu do Rzymian:

Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, także nie mogą się wymówić od winy (Rz 1, 18-20)

Powtórzmy w związku z tym retoryczne pytanie, jakie Jan Paweł II postawił w Polsce w czasie swojej pierwszej pielgrzymki w 1979 r.:

Czy można odepchnąć to wszystko? Czy można powiedzieć „nie”? Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka?

Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale pytanie zasadnicze: czy wolno? Iw imię czego „wolno ”? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło.

Niech wybrzmi w naszych uszach odpowiedź Kościoła na pytanie o to, kim jest człowiek i jaka jest jego godność. Otóż jest on kimś kto pozostaje nieustannie w relacji do Boga jako swego Stwórcy i Zbawiciela. Jest dzieckiem Bożym, którego godność jest tak wielka, że mierzy się miarą ofiary z siebie samego Boga – Chrystusa, który dla nas i dla naszego zbawienia poniósł mękę i śmierć, a trzeciego dnia zmartwychwstał. Kościół nie ma innej odpowiedzi i odnosi się ona do każdego. Ostatecznie jest nią świętość. Świętości osoby nie da się unicestwić, choćby nie wiem jak często spotykała się z pogardą i była gwałcona. Mocno osadzona w Bogu, Stwórcy i Ojcu, świętość osoby ujawnia się zawsze i od nowa

(ChL 5).

Właśnie dzisiaj, kiedy wspominamy wielkiego świętego naszego narodu, Jana Pawła II chcemy odwołać się do tego, czym żył i jak postrzegał sens swojego życia i życia swoich Rodaków. Jego słowa w naszych uszach brzmią niestety często wyrzutem, bo konfrontując się z nimi nie odnajdujemy się często na drodze, jaką wyznaczają. Niech te jego słowa i myśli, i jego duch nam towarzyszą, zabrzmią ponownie. Niech przez nie będzie obecny z nami, nawet jeśli brzmią one wyrzutem. Bo, jak powiedział kiedyś Papież, święci są również po to, aby zawstydzali.

Mamy powód ku zawstydzeniu! Powód niezwykle istotny! Oto odcinając się od Boga człowiek staje wobec tajemnicy życia. Tajemnicy – bo nie ma władzy, aby je stwarzać. Może je co najwyżej przekazywać. Będąc depozytariuszem pozwala sobie jednak na to, aby o nim decydować. Człowiek nie ma władzy stwarzania

życia, ale ma możność jego niszczenia. Tymczasem jedno z dziesięciu słów Boga stanowiących fundament wszelkiego porządku, brzmi: „Nie zabijaj!” Jest to słowo bezwarunkowe. Nie ma w nim mowy, że mógłbyś to uczynić, gdyby zagrażało to twojej karierze, dobrobytowi czy życiowym planom. Po prostu: „Nie zabijaj! Nie jesteś panem życia i śmierci. To prawda, że masz władzę nad życiem słabszego. Ale – nie zabijaj, bo Ja się o życie upomnę – mówi Pan.”

Brak szacunku dla tego przykazania jest jednocześnie rażącą formą dyskryminacji tego, co bezbronne, a co cieszy się mimo to ową godnością, w imię której Chrystus oddał swoje życie na krzyżu. Tu tkwi niedopuszczalna niesprawiedliwość, nie tyle ze względu na napięcia i konflikty, do których może prowadzić w społeczeństwie, co na hańbę, którą przynosi godności osoby ludzkiej: nie tylko godności tego, kto pada ofiarą niesprawiedliwości, ale znacznie bardziej godności tego, kto niesprawiedliwości się dopuszcza (ChL 37).

W tym kontekście pytania o życie i dokonywanych w związku z tym wyborów przypomnijmy to, co mówi do nas Bóg w Księdze Powtórzonego Prawa:

Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz […] oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo,  miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego (Pwt 30, 15-20).

Oto prosty mechanizm. Konsekwencją odwrócenia się od Boga jest śmierć, a zastępowanie Bożego prawa własnym – sprowadza nieszczęście.

Dlatego Bóg oczekuje od nas świętości moralnej, która każe nam powracać ciągle do jej źródła – do Boga. W nim odnajdywać początek i uzasadnienie naszych działań. Formą nieustannego zwracania się ku Bogu jest wiara. Dlatego właśnie prorok Habakuk a za nim święty Paweł wołają: sprawiedliwy z wiary żyć będzie. Wiara oznacza zatem nieustanne powracanie do źródła wszystkiego, do Stwórcy – i konfrontowanie swego działania z upodobaniem Bożym.

Dzisiejszemu światu brakuje takiej postawy. Wielu uważa, że porządek stworzony przez człowieka jest bardziej racjonalny i odpowiedni dla tego czasu i stopnia rozwoju, jaki jest mu właściwy. Wyrazem i miarą tego rozwoju ma być wówczas prawo. Dziś wiele mówi się o przestrzeganiu prawa. Są nawet specjalne sądy, które sądzą nie ludzi, ale prawo. Czym jednak jest prawo oderwane od swego źródła, jakim jest Bóg, pokazał doskonale sam Pan Jezus na przykładzie uczonych w Prawie i faryzeuszów. Prawo takie może w ogóle nie liczyć się z dobrem człowieka, na straży którego stoi wola Boża, ale być sposobem osiągnięcia dowolnego celu. W majestacie prawa może dokonywać się najgłębsza niesprawiedliwość – zgodnie ze słowami starożytnego prawnika i mówcy – Cycerona: „Summum ius, summa iniuria”. Prawo odcięte od swego źródła i celu, jakim jest Dobro Najwyższe, może stać się narzędziem osiągania korzyści kosztem innych, a nawet praktykowania przemocy. Wystarczy żeby ktoś posiadał wystarczającą biegłość w prawie i stosowaniu jego przepisów. Czy taka postawa gwarantuje ludziom godność?

Zawsze ilekroć prawo Boskie dane człowiekowi przestaje być elementem organizującym życie człowieka i społeczności, a w jego miejsce pojawia się prawo stanowione przez człowieka z Boskim prawem sprzeczne, zawsze konsekwencją tego jest poddanie słabych panowaniu silnych. Bo już nie powszechne dla ludzi prawo kieruje porządkiem społecznym, ale wola tego, kto jest silniejszy. „Silniejszy” może mieć różne imiona: ideologia, władza ekonomiczna, nieludzki system polityczny, technokracja, agresywność środków społecznego przekazu (ChL 5), jak przypominał Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej o godności katolików świeckich „Christifideles laici”.

2. Sprawiedliwy z wiary żyć będzie

Jeśli postawa wiary oznacza nieustanne powracanie i konfrontowanie życia z wolą Bożą, której przedmiotem jest zawsze nasze dobro, to dla człowieka wiary prawdziwej oznacza to konieczność dbałości o to, aby ta wola Boża realizowana była również w życiu społecznym. To zaś niesie ze sobą potrzebę zaangażowania się w mądrą służbę na rzecz dobra wspólnego. Od czasów starożytnych takie zaangażowanie nazywano polityką, czyli uczestnictwem w życiu publicznym. A od wielu lat słyszy się powtarzane jak mantrę słowa: „Niech się Kościół nie miesza do polityki!” Trzeba by zatem postawić pytanie, czym jest polityka dla tych, którzy tak mówią! Bo chyba mylą oni politykę z walką o władzę, czy raczej do tej walki politykę sprowadzają. Tymczasem ludzie wierzący mają prawo uczestniczyć w życiu publicznym, a z punktu widzenia wiary – obowiązek dawania jej świadectwa zawsze. Mówienie, że Kościół ma się nie mieszać do polityki, wyraża w rzeczywistości oczekiwanie, aby w ogóle nie istniał w świecie. Tymczasem do nas wszystkich Pan Bóg mówi:

Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach (Pwt 6, 4-9).

To nie jest wezwanie do tego, aby siedzieć w kruchcie, jak chcieliby niektórzy, ale zobowiązanie do nieustannego ukierunkowywania życia społecznego ku temu celowi, jaki jest mu właściwy – ku Bogu. I tu w sposób wyjątkowy ujawnia się godność chrześcijanina. Na wzór Stwórcy winien być zaangażowany w urządzanie świata w taki sposób, aby porządek przezeń wprowadzany odzwierciedlał troskę samego Boga o wszystkich ludzi.

Jako chrześcijanie nie głosimy jakiejś rzeczywistości odległej ani naszego „widzimisię”. My mówimy: „Bóg cię kocha! Chrystus przyszedł dla ciebie i On jest Drogą, Prawdą i Życiem”. My nie zamierzamy głosić prawd ekonomicznych, ani domagać się określonych systemów ustrojowych i prawnych. Chcemy powiedzieć, że mogą one być wielorakie, ale zawsze, jeśli chcą służyć człowiekowi, muszą być skrojone według Bożej miary. Każda inna bowiem sprzeciwia się człowiekowi i prowadzi do jego wyniszczenia.

Nie władza zatem, ale kształtowanie życia społecznego w płaszczyźnie sumienia jest istotą obecności Kościoła w polityce i czyni tę obecność ze wszech miar pożądaną.

Pamiętajmy również o tej przestrodze, którą pozostawił  nam papież Benedykt: „ Społeczeństwo, w którym brakuje Boga, niszczy samo siebie. Widzieliśmy to w wielkich totalitarnych eksperymentach ubiegłego wieku ”. I nabierzmy otuchy pamiętając, że słowo Boże trwa na wieki. Dlatego ci, którzy z nim walczą, nie zwyciężą. Zniszczą siebie (może przy tym i innych), ale słowu Bożemu nie dadzą rady.

3. Orędzie słowa

Jakże mocno w związku z tym brzmi dzisiejsze słowo Boże, biorące w obronę najsłabszych. Ujmuje się za biednym, którego modlitwa przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi ona, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok (Syr 35, 18). Psalmista zaś przestrzega, że wymazana z ziemi będzie pamięć o czyniących zło.

Wreszcie obraz naszego zmagania, o którym mówi dziś święty Paweł w Liście do Tymoteusza. Jak staniemy przed Bogiem? Jakiej walki naszej jest On świadkiem i sędzią? W tej walce można polec ugodzonym ciosem zdradzieckim, w walce nie fair, niezgodnej z regułami gry. Ale jest Pan, sprawiedliwy Sędzia. Odłoży mi wieniec sprawiedliwości. Wieniec, którego nie można otrzymać, jeśli się nie walczy. Wieniec dla tych, którzy umiłowali pojawienie się jego. Nie lękajcie się – oto słowo Boże mówi:

Bóg wstaje i rozpraszają się Jego wrogowie,

pierzchają przed Jego obliczem

ci, którzy Go nienawidzą.

Jak dym przez wiatr rozwiany, jak wosk, co rozpływa się przy ogniu,

tak giną przed Bogiem grzesznicy.(Ps 68, 2-3)

Kim stali się ci, którzy opuścili Pawła w pierwszej obronie? Nawet imię ich przepadło! Czy staniemy w obronie Apostoła i Bożej prawdy? Jeśli nie my, to kamienie wołać będą! Cóż więc powiemy Sędziemu Sprawiedliwemu, gdy przyjdzie przed Nim zdać sprawę z tego życia, które otrzymaliśmy od Niego, dla uczynienia go życiem sprawiedliwym i pełnym miłości?

To nasze zmaganie o Bożą prawdę i Boże prawo, którym przecież i my podlegamy, jest oceniane jako występowanie przeciwko drugim. My nie występujemy przeciwko komukolwiek. Występujemy w obronie niewinnych, nie mających własnego głosu.

My mamy jednocześnie słowo jednania: Bracia! Pojednajcie się z Bogiem! Nie jest naszym głos faryzeusza: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik.” j Bo właśnie dlatego, że często nie umiemy okazywać miłości, stawiani są w sytuacji tragicznego wyboru ci, których tragiczne decyzje naznaczają ich życie i życie nienarodzonych. Bo to z nas czerpią korzyść ci, którzy zysk przedkładają nad godność człowieka i nad jego życie. Panie daj nam tak żałować i pokutować za nasze zaniedbania i winy, abyśmy mogli odejść usprawiedliwieni.

drukuj