Warchoły to my?

Gdyby nie Michał Falzmann, być może nic nie wiedzielibyśmy o istnieniu i
funkcjonowaniu Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i może łatwiej by nam
było pełnić rolę drugorzędnych Europejczyków. Kto wie? Falzmann, będąc
pracownikiem Izby Skarbowej, a potem Najwyższej Izby Kontroli, z pełną
świadomością niebezpieczeństwa, jakie mu grozi, prowadzi prywatne śledztwo w
sprawie wykorzystania pieniędzy FOZZ do działań spekulacyjnych na wielką skalę
przez podstawione firmy zagraniczne. Kiedy już wie bardzo dużo, umiera w
niejasnych do dziś okolicznościach. Nie ulega wątpliwości, że Falzmann stał się
patronem ludzi odważnych, samodzielnych, ludzi, którzy chcą wiedzieć, patriotów
polskich wreszcie, zatroskanych utratą wpływu na losy swojego kraju.

18 lipca 1991 roku zmarł Michał Falzmann. Moja mama przyniosła taką wiadomość z
miasta – widziała klepsydrę na Krakowskim Przedmieściu: "Inspektor NIK-u zmarł
tragicznie". Nie znała człowieka, mimo to bardzo emocjonalnie zareagowała na tę
informację. Może dlatego, że jako doświadczony prawnik, wieloletni radca prawny,
chciała w wolnej Polsce być przydatna i złożyła aplikację w sprawie pracy w NIK.
Tak więc, gdy realizowałem zdjęcia do filmu pt. "Oszołom" poświęconego Michałowi
Falzmannowi (1993/1994) w siedzibie NIK na Filtrowej, mama jeszcze pracowała
właśnie w tym gmachu. Niedługo. Chciała postawić w stan oskarżenia Janusza
Lewandowskiego odpowiedzialnego za prywatyzację "Celulozy" w Kwidzyniu,
Ireneusza Sekułę za "Interster" i Aleksandra Kwaśniewskiego za jego działalność
jako ministra sportu. Bezskutecznie. Spraw nie skierowano do prokuratury bądź je
z niej wycofano, a mamie zaproponowano przejście na emeryturę. Mama silnie to
przeżyła, ale, jak to dziś widzę, jednak "przeżyła". Nie było to dane Michałowi
Falzmannowi.
W momencie jego śmierci atmosfera była taka, że po paraliżującym zdziwieniu
towarzyszącym obradom Okrągłego Stołu i po opadnięciu euforii wolności szybko
pojawiła się świadomość, jaką cenę za nią płacimy. Państwo nie było nasze,
wszędzie te same, co zwykle, czerwone gęby, tym razem przystrojone w biznesowe
ciuszki, a Wałęsa stracił cnotę wiarygodności. Ale wtedy jakoś bardzo chciało
się uczestniczyć w życiu społecznym, próbować zrozumieć procesy, których byliśmy
świadkami, mieć na nie wpływ.

Pierwsze symptomy afery
Michał Falzmann, pracując w Izbie Skarbowej, dostrzega elementy tej właściwej, a
nie fasadowej transformacji – na fikcyjne cele i spółki przez podstawionych
ludzi przekazywano ogromne pieniądze. Wszystkie tropy prowadziły do Funduszu
Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ) – jak się okazało, koła zamachowego
polskich przemian, systemu samouwłaszczenia nomenklatury, założycielskiego
oszustwa III RP. Bo przecież nie o zagraniczny dług państwa polskiego chodziło.
FOZZ miał służyć wykupowi polskiego długu po zaniżonych cenach przez
współpracujące potajemnie z władzami polskimi firmy zagraniczne (wykup
bezpośrednio przez państwo jest zakazany). Przeznaczono na to ogromne sumy – w
1989 i 1990 roku było to ok. 3,5 proc. wszystkich wydatków Skarbu Państwa. Ta
operacja pozostawała w znacznej mierze pod kontrolą wojskowych służb
specjalnych, natomiast całkowicie poza kontrolą innych organów władzy
państwowej. Umożliwiało to wykorzystanie pieniędzy FOZZ do działań
spekulacyjnych na wielką skalę przez podstawione firmy zagraniczne. Najprościej
było, dzięki zadekretowanemu przez Leszka Balcerowicza sztywnemu kursowi dolara,
zastosować tak zwany oscylator – wykupić za dolary złotówki, umieścić je na
wysoko oprocentowanym (kilkadziesiąt procent) koncie, a po roku kupić znów
dolary z tym kilkudziesięcioprocentowym zyskiem. W ten sposób miliony dolarów
opuściły nasz kraj, a inne miliony dały potężny zastrzyk finansowy wybranym (nie
trzeba pytać, przez kogo) odłamom polskiego biznesu, w tym medialnym imperiom.
Zacieranie śladów było tak skuteczne, że straty Skarbu Państwa przedstawione na
procesie FOZZ w 2005 roku stanowią tylko ułamek strat rzeczywistych.

Państwo igraszką służb
Tymczasem Michał Falzmann traci pracę w Izbie Skarbowej. W kolejnych miejscach
zatrudnienia dostrzega następne elementy układanki. Razem z przyjaciółmi,
Mirosławem Dakowskim i Jerzym Przystawą, wspierany przez żonę Izabelę, prowadzi
samodzielne śledztwo księgowo-bankowe. Politycy, także ci z obozu
"Solidarności", przyglądają mu się nieufnie. Jego tezy są daleko idące, jak dla
nich, za daleko. Przecież Polska to nie "matrix" (wtedy zresztą nawet nie
funkcjonowało to pojęcie), a Leszek Balcerowicz ma plan. Owszem, może nawet
bolesny dla Polaków, ale przecież w perspektywie korzystny, a teorie spiskowe
zagrażają przemianom, zagrażają rozwojowi wolnego państwa, osaczają ludzi
nierozumiejących przemian. Gdyby Falzmann w swym rozpoznaniu miał rację, to,
strach pomyśleć, państwo nie jest wolne, pozostaje w rękach służb – czytaj:
państw ościennych. W sumie można z tym żyć, trzeba się tylko tego nauczyć – w
globalnym świecie nie ma miejsca na samodzielne średniej wielkości państwa.
Cywilizacja zachodnia niesie tyle korzyści, że nie warto pytać o tożsamość.

Zdążył powiedzieć: "Najważniejszy jest Bank Śląski…"
Falzmann zostaje zatrudniony w NIK. Ma podejrzenie, że ktoś chce sprawdzić w ten
sposób, czy państwo może skutecznie kontrolować działania nieformalne,
przestępcze, rabujące jego mienie. Czuje się wtedy zagrożony. Rozmawia z żoną,
może by się wycofać, ktoś za nim chodzi, martwi się o swoje pięcioro dzieci.
Żona, pani Izabela, stwierdza krótko: "Zacząłeś, to skończ, taka jest twoja
powinność, taka jest twoja odpowiedzialność, taki imperatyw, wreszcie –
sumienie". Mimo telefonicznych pogróżek i inwigilacji nie przyznano mu ochrony.
Jako inspektor NIK żąda rozmowy z Leszkiem Balcerowiczem, w czasie której
reaguje bardzo emocjonalnie. Balcerowicz, tak można sądzić, powiedział mniej o
FOZZ i jego działalności, niż wiedział jako minister finansów. Falzmann zostaje
w NIK zawieszony, potem odwieszony. Udaje mu się opublikować wiadomości o aferze
FOZZ w piśmie "Spotkania" – inne pisma dotąd mu odmawiały. Planuje kontrolę
Narodowego Banku Polskiego. Ale umiera na zawał, choć nikt nie przekona pani
Izabeli Falzmann, że była to śmierć naturalna. Wcześniej nie uskarżał się na
serce.
W ostatnim dniu życia Falzmann umawia się na rozmowę z liderem "Solidarności
Walczącej" Kornelem Morawieckim, ma nowe, istotne informacje. Gdy przybywa na
spotkanie, zaczyna się atak serca. Morawiecki wiezie go do szpitala, gdzie
Falzmann umiera. Ostatnie zdanie wypowiedziane do Morawieckiego brzmiało:
"Najważniejszy jest Bank Śląski" (który wówczas właśnie zbankrutował). Być może
będziemy mogli jeszcze poznać jego sens, ponieważ choć nie ocalał Falzmann,
odnaleziony został jego notes z tamtych czasów. O aferze FOZZ w szerszym
kontekście działalności Wojskowych Służb Informacyjnych pisze obecnie książkę
Sławomir Cenckiewicz.
Dodajmy jeszcze, że śmierć Falzmanna nie jest jedyną towarzyszącą aferze FOZZ.
Ówczesny prezes NIK Walerian Pańko zginął w wypadku samochodowym. Dwaj
policjanci z drogówki, którzy pierwsi przyjechali na miejsce wypadku Pańki,
utonęli na rybach, a służbowy kierowca, który przeżył wypadek, zmarł na zawał…

Wypełnił swoją powinność
Mija dwadzieścia lat od tamtych wydarzeń. Symbolem jakiej sprawy jest postać
Michała Falzmanna? Przegranej, udowadniając, że nie warto kopać się z koniem, bo
my, średniej wielkości Naród, i my, pojedynczy ludzie, pochłonięci naszym życiem
prywatnym, i tak nie mamy żadnego wpływu na losy świata i głupotą jest tego nie
rozumieć? Czy może wygranej, co prawda moralnie, ale zawsze, tak jak w przypadku
pacjenta z "Lotu nad kukułczym gniazdem", który wprawdzie nie wyrwał ogromnej,
zamocowanej w podłodze baterii, ale przecież ktoś to potem zrobił?
Do jednego z pierwszych programów cyklu "Pod prąd", który prowadziłem w latach
2005-2008, zaprosiłem panią Izę Falzmann. Myślę, że Michał Falzmann stał się
patronem postaw samodzielnych, odważnych, ludzi, którzy chcą wiedzieć, patriotów
polskich wreszcie, zatroskanych utratą wpływu na los swojego kraju.
Wymazani z pamięci prawie skutecznie żołnierze wyklęci walczący po II wojnie
światowej z komunistami w imię oczywistych dla nich racji byli skazani na
porażkę. Bo Jałta, bo Sowieci, bo było: nauczyć się nowej rzeczywistości, mieć
dzieci i je kochać. Bohater mojego filmu, aresztowanego od 7 miesięcy przez TVP,
"Historia Roja, czyli w ziemi słychać lepiej" (film nie został skolaudowany),
żołnierz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, wypełnił swoją powinność wynikającą
z wychowania, tradycji, wiary, odwagi. A Michał Falzmann zrobił to samo.
Świat zewnętrzny odczytujemy na podstawie dostępnych nam faktów. Możliwe, że
gdyby nie Michał Falzmann, nie wiedzielibyśmy nic o istnieniu i funkcjonowaniu
FOZZ i może łatwiej by nam było pełnić rolę drugorzędnych Europejczyków. Kto
wie?
Nie chciałbym Państwa namawiać do postaw tak bezkompromisowych jak postawa
Falzmanna, ale gdy na własną miarę dostrzeżemy elementy funkcjonowania
nieoficjalnego, podziemnego świata wymykającego się regułom demokracji,
niszczącego istnienie ludzkiej wolności, to mówmy o tym, próbujmy tę wiedzę
przekazać. Inaczej utoniemy w tym milczeniu, zgadzając się na to, że coraz
bardziej ukryty przed nami będzie sens wydarzeń i co za tym idzie – nasza
rzeczywistość.
W filmie "Oszołom" (miał jedyną emisję w TVP w 1995 r.) cytuję fragment sceny z
maskami z "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego: "Warchoły to wy" – mówi Konrad,
a w filmie aktor grający rolę Falzmanna, mówi tak o Polakach, którzy nie
realizują swoich obywatelskich obowiązków. Żeby nie stało się tak, że będzie
można powiedzieć: "Warchoły to my".

 

Jerzy Zalewski
 


Autor jest reżyserem filmowym i telewizyjnym. W jego dorobku znajdują się
filmy fabularne, m.in. "Czarne słońca", "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej
słychać", filmy dokumentalne, m.in. "Dysydent końca wieku", "Obywatel Poeta",
"Teatr wojny" oraz spektakle Teatru TV i cykl telewizyjnych programów
publicystycznych "Pod prąd". Jest członkiem Stowarzyszenia Twórców dla
Rzeczypospolitej.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl