Rynki czekają na kolejne ofiary

Z dr. Zbigniewem Kuźmiukiem, ekonomistą, posłem na Sejm IV
kadencji oraz posłem do Parlamentu Europejskiego w latach 2004-2009,
rozmawia Małgorzata Goss

Sejm zaakceptował Marka Belkę na
stanowisku prezesa NBP. Jak Pan ocenia nowego szefa banku centralnego?


Profesora Marka Belkę umieszcza się w liberalnej szkole myśli
ekonomicznej, choć niektóre jego posunięcia z okresu, gdy
współuczestniczył w rządzeniu, nie są jednoznaczne. Choćby słynny
„podatek Belki” – opodatkowanie zysków z kapitału, które dotyczy zysków z
operacji giełdowych i oprocentowania kont oraz lokat bankowych… Nie
zapominajmy, że jest on ściągany nie tylko od tych, którzy mają duże
pieniądze, ale także od tych, którzy mają jakiekolwiek oszczędności.
Wtedy byłem jeszcze w PSL i uczestniczyliśmy w rządzie Leszka Millera, w
którym Belka był ministrem finansów. Gdy wprowadzał ten podatek –
zażądaliśmy, aby w ciągu pół roku przygotowane zostało rozwiązanie,
które wyłączałoby z tego opodatkowania drobne oszczędności. Mimo
deklaracji Millera, że tak się stanie, nigdy tego nie zrobiono. Podatek
Belki, chociaż wprowadzony epizodycznie, uzyskał – jak każda prowizorka –
trwały żywot i obowiązuje do dziś. Trudno więc powiedzieć, jaka jest
prawdziwa twarz Belki – ekonomisty.
Warto przypomnieć o sprawach,
które – ze względu na katastrofę prezydenckiego samolotu, później powódź
– nie zostały w mediach nagłośnione, a które powodują, że obraz Belki
nie jest tak „cukierkowy”, jak to się przedstawia. Chodzi o jego
uczestnictwo w prywatyzacji PZU, i to w podwójnej roli. Przed komisją
śledczą wyszły na jaw jego powiązania z bankiem ABN Amro, doradcą
ministra Wąsacza przy prywatyzacji. Belka długo nie chciał się do tego
przyznać, ale jednak przed komisją padło stwierdzenie, że był tam
zatrudniony na umowę zlecenie, choć twierdził, że samą prywatyzacją PZU
się nie zajmował. Później, kiedy był już w rządzie, to właśnie on
zdecydował, że Polska zwróci się z tym sporem do Trybunału
Arbitrażowego. Wyrok arbitrażowy stał się potem podstawą negocjacji
wielomiliardowego odszkodowania dla Eureko. Podwójna rola Belki przy
prywatyzacji PZU nie jest do końca jasna, i pewnie nigdy już nie
zostanie do końca wyświetlona.
Innym terenem zaangażowania była dla
Belki jego misja w Iraku na bardzo wysokim stanowisku sprawowanym w
imieniu administracji amerykańskiej. Przypomnę, że prezydent Aleksander
Kwaśniewski zapewniał, że udział w inwazji na Irak przyniesie Polsce
istotne sukcesy ekonomiczne. Nic takiego się nie stało, choć nie ulega
wątpliwości, że pozycja Belki dawała mu możliwości, żeby wykonać jakieś
gesty dla polskiej gospodarki.

Czy właśnie ten epizod miał na
myśli wicepremier Waldemar Pawlak, gdy skomentował powołanie Belki
słowami „Ci, którzy mu udzielili zaufania, wkrótce tego pożałują…”?


Takie postępowanie świadczy o człowieku, i być może Pawlak, który w
polityce jest od wielu lat, wie, że nic nie dzieje się przypadkowo i ta
cecha kiedyś uzewnętrzni się także w jego aktualnej działalności. Myślę,
że Pawlak miał na myśli stanowczość Belki w stosunku do rządu.
Ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu wydaje się, że Belka będzie
ugodowy, Pawlak natomiast przestrzega, że może się on zawieść.

Pawlak
od początku krytykował neoliberalne poglądy Belki…


Doświadczenia związane z globalnym kryzysem finansowym, a potem
gospodarczym pokazały namacalnie, że ortodoksja nie przystaje do
rzeczywistości. Ostoja liberalizmu – Stany Zjednoczone – ale także
Wielka Brytania oraz kraje euro zdecydowały się na emisję pieniądza, aby
ratować gospodarkę. Gdyby u nas ktoś wystąpił z takim pomysłem,
zostałby uznany za wariata. Pawlak mówi o tym, że są sytuacje, i będą
takie w przyszłości, gdy ortodoksyjne podejście jest szkodliwe i może
pogłębić kryzys. Gdyby amerykański rząd i FED postępowały ortodoksyjnie i
nie wpompowały publicznych pieniędzy w prywatne banki – mielibyśmy
krach gospodarki światowej. Dokonały tego przez emisję dużej ilości
pieniądza przy zachowaniu niskich stóp procentowych – od dwóch lat FED
utrzymuje stopy na poziomie zaledwie 0,25 procent. W oczach ortodoksów
liberalizmu – Leszka Balcerowicza czy Belki – świat stanął na głowie. Na
razie jednak ekonomiści tego pokroju siedzą cicho, bo widzą, że cały
świat podąża tym torem, a trudno gwizdać pod wiatr. Ale to, co
wyprawiali w Polsce przez ostatnie 20 lat, te wszystkie eksperymenty, to
była czysta ortodoksja, bez odniesienia do rzeczywistości. W NBP
potrzeba realisty, człowieka elastycznego, zdolnego do działań
niekonwencjonalnych na rzecz rozwoju i wzrostu gospodarczego.

Profesor
Ryszard Bugaj twierdzi, że Belka jest w gruncie rzeczy pragmatykiem,
więc w trudnej sytuacji może wykazać elastyczność. Natomiast zwraca
uwagę na inny niepokojący fakt w kontekście kierowania bankiem
centralnym, a mianowicie na jego liczne powiązania biznesowe.

– O
jednym konflikcie interesów już wspomniałem. Przed komisją śledczą ds.
PZU Belka nie wypadł przekonująco. Ewidentnie został przyłapany na
konflikcie interesów. Jeżeli urzędujący premier maczał w przeszłości
palce w prywatyzacji po stronie inwestora zagranicznego, a następnie
decyduje w sprawie przyszłości firmy, to trudno o bardziej jaskrawy
przykład. Także i teraz – odszedł ze stanowiska dyrektora MFW na
stanowisko prezesa NBP, i zapowiedział, że Polska powinna na kolejny rok
przedłużyć elastyczną linię kredytową w MFW. A przecież dotąd sporne
było, czy ta linia jest nam potrzebna. Tymczasem Belka wchodzi do banku
centralnego i natychmiast stwierdza, że to zabezpieczenie jest potrzebne
oraz że będzie popierał przedłużenie umowy. Za dostęp do tej linii
trzeba zapłacić kilkadziesiąt milionów dolarów. Nie są to wielkie
pieniądze z punktu widzenia Funduszu, ale dla tego, kto płaci –
znaczące. Warto je wydawać, skoro, jak podejrzewam, nie będzie potrzeby
skorzystania z tego kredytu? Przed chwilą Belka pracował w MFW, dziś
jako szef NBP decyduje, że będzie Funduszowi płacił. Można na to bardzo
różnie patrzeć.

Na pewno nie skorzystamy z tych pieniędzy?
– Rząd zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą. Jakby na potwierdzenie
Rostowski złożył deklarację uczestnictwa Polski w unijnym pakiecie
pomocowym (750 mld euro dla Grecji i innych zagrożonych krajów strefy
euro). Zewnętrzne instytucje, np. Goldman Sachs, szacują, że nasz wkład
może wynieść nawet 28 mld euro, oczywiście nie w postaci gotówki, ale
np. gwarancji. Jednak podstawowe pytanie brzmi: Czy Polska w obecnej
sytuacji może się angażować w tak kosztowne przedsięwzięcia jak
ratowanie euro? Zresztą niewiele wiadomo na ten temat. To
niedopuszczalne, żeby o tak wielkim zaangażowaniu finansowym kraju
opinia publiczna nie była informowana. W Niemczech takie decyzje
przechodziły przez parlament – u nas wszystko toczy się pod stołem.
Dlatego nie wiem, jaka jest rzeczywista kondycja finansów publicznych,
ile wynosi dług publiczny. Co innego mówi UE, co innego minister
finansów, a różnica wynosi ok. 1,5 pkt procentowego PKB, czyli –
bagatela – ok. 20 mld złotych. Minister finansów, w przeciwieństwie do
Komisji Europejskiej, nie wlicza do długu tego, co pożyczył Krajowy
Fundusz Drogowy. Według KE, nasze zadłużenie wynosi ponad 51 proc. PKB, a
według Rostowskiego – 49,9 proc. PKB, czyli nie przekroczyliśmy progu
50 proc. z ustawy o finansach publicznych, po którym obowiązują pewne
ograniczenia. Nikt o tym nie debatuje, nawet sejmowa Komisja Finansów
Publicznych. Mamy rządy jednej partii, która ujawnia to, co chce, a
czego nie chce – zamiata pod dywan. Nie wykluczam więc, że sytuacja
naszych finansów publicznych jest znacznie gorsza, niż przyznają
publicznie premier Tusk i minister finansów. Może za chwilę zacznie
bardzo wahać się kurs złotego i pieniądze z MFW będą nam potrzebne.
Wystarczy
spojrzeć, jak odbiło się na naszej walucie załamanie w Grecji czy na
to, co ostatnio działo się na Węgrzech. Kurs złotego poddany jest
czystej spekulacji. U nas wciąż są wyższe stopy procentowe niż w UE czy
za oceanem. Warto jest pożyczyć w Stanach i choćby na miesiąc wrzucić do
Polski. Na takich operacjach się zarabia. Granie na wzmacnianie złotego
jest zabiegiem czysto spekulacyjnym. Gdyby się okazało, że w łańcuszku
krajów, które mają kłopoty, ruszy domino – nasz złoty jak łódeczka na
wzburzonym oceanie – bez interwencji się nie obroni. Rostowski boi się
krachu: jakiś kraj się wywraca – agencje obniżają status jego papierów
skarbowych, to zaś uderza w waluty mniejszych państw i trzeba ratować
ich kurs. Rynki czekają na kolejne ofiary. Teraz patrzą na Hiszpanię.
Jeżeli rentowność obligacji hiszpańskich wzrośnie powyżej 10 procent. –
Hiszpania się podda, tak jak wcześniej Grecja. Przecież, jeśli jakiś
kraj chciałby zaciągać pożyczki na kilkanaście procent – to byłby
sygnał, że nie zamierza tych kredytów spłacać.

Belka
nadzorował z ramienia MFW pomoc dla Grecji i Węgier.

– Dostał od
Amerykanów posadę w MFW (bo to oni rządzą Funduszem) za dobre spisanie
się na rzecz Ameryki w Iraku. To oznacza, że mają do niego bezgraniczne
zaufanie – nie dostaje się takich stanowisk za sam fakt, że jest się
dobrym fachowcem. Ma znakomite kontakty w MFW, Banku Światowym i wielu
innych organizacjach międzynarodowych i może być Polsce bardzo pomocny.
Chciałbym wierzyć, że te powiązania będzie wykorzystywał tylko dla dobra
naszego kraju.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl