Medycyna to bunt przeciwko eugenice

Jakie są szanse na wyleczenie zespołu Downa?
– Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy pojęcie nieuleczalności choroby. Ten
zespół chorobowy jest nieuleczalny, ale zaraz trzeba dodać, że jedynie na chwilę
obecną. Przecież cukrzyca towarzysząca ludziom od zarania dziejów była
nieuleczalna przez całe wieki, a teraz chorzy mogą z nią normalnie żyć. Tak samo
zespół Downa może stać się uleczalny w tym sensie, że problemy z niego
wynikające zostaną zniwelowane u podstaw, a nie tylko w leczeniu objawowym.
Trudno oczywiście odpowiedzieć na pytanie, kiedy może się to stać. Jeżeli będą
prowadzone intensywne badania podstawowe, takie jak dr. Alberta Costy, to ten
moment kiedyś nastąpi i tę chorobę będzie można leczyć. Nikt nie może wykluczyć,
że istnieje nieznany jeszcze medycynie środek, który "wyciszy" aktywność
dodatkowych pięciuset genów (ich nadmiar wywołuje zespół Downa). Jeżeli udałoby
się to zrobić na bardzo wczesnym etapie rozwoju dziecka, to mówilibyśmy o
sukcesie leczenia zespołu Downa. Wydaje się to nieprawdopodobnie trudne, ale
przecież w XV wieku pewnie nikt nie myślał o operowaniu wad serca. Sprawa jest
uwarunkowana intensywnością badań, co wiąże się z nakładami. Chodzi o duże
pieniądze.

W jakim kierunku idą badania dr. Alberta Costy i jego zespołu?
– Podziwiam heroizm i postawę dr. Costy, który podjął tak niesamowitą i samotną
walkę. Jego dorobek naukowy ma międzynarodową rangę. Największe osiągnięcie jego
zespołu polega na tym, że doszedł on do dobrego modelu zwierzęcego zespołu
Downa. Umieją hodować myszy, u których występują podobne zaburzenia jak u
człowieka. Można teraz na tym modelu prowadzić bardzo różne badania. Zawsze
jeżeli w chorobie genetycznej pojawia się dobry model zwierzęcy, to jest to
wielki przełom. A więc ten przełom już nastąpił. Ale ile grup badawczych na
świecie podejmie ten temat? Jeżeli będzie to robił tylko dr Costa i jego
współpracownicy, z niskim budżetem, to szanse na powodzenie nie są duże. Może mu
nie starczyć życia. Ten nieprawdopodobnie trudny temat powinno podjąć wiele
zespołów, na miarę ogromu tego wyzwania dla nauki. Ale jest to do podjęcia.
Przecież mówimy o bardzo częstej chorobie genetycznie uwarunkowanej, z którą
medycyna jeszcze sobie "nie radzi".

Jednocześnie więcej pieniędzy przeznacza się na badanie innych schorzeń, na
które zapada znacznie mniej ludzi.

– Kwestia dysproporcji w nakładach środków na badania nad podłożem zespołu Downa
w porównaniu z mukowiscydozą jest bardzo pouczająca. Rzeczywiście jest tak, że w
przypadku zespołu Downa bardzo utrwaliła się w świadomości kwestia jego
nieuleczalności i w związku z tym w środowisku medycznym – na szczęście nie
całym – istnieje przekonanie, że jest to problem tak trudny, prawie beznadziejny
terapeutycznie, że właściwie nie można sobie z nim poradzić. Stąd kierunek
zmierzający do aborcji bardzo mocno wygrywa, dlatego że jest jakby "szybki i
skuteczny". Jeżeli zabijanie dzieci, u których wykrywa się zespół Downa, będzie
się dalej upowszechniało, a jest takie zagrożenie, to może się okazać, że nie ma
już kogo leczyć. Jest to problem rzadkich schorzeń genetycznych. Ponieważ rodzi
się coraz mniej dzieci (aborcja), problem społeczny staje się coraz mniej
istotny. Nikt nie podejmie ryzyka prowadzenia kosztownych badań dla garstki
chorych. Pozornie aborcja załatwia problem, choć oczywiście wcale go nie
rozwiązuje. Pojawienia się trisomii 21. pary chromosomów nie da się
wyeliminować. Medycyna nie ma na to rady. Tak będzie i za kilka pokoleń.
Dlaczego więc takie ogromne środki kieruje się np. na badania prenatalne [mające
zdiagnozować na wczesnym etapie ciąży zespół Downa w celu dokonania aborcji –
red.], a tak małe na badania podstaw tej choroby?

Chyba nie wszystkie badania prenatalne należy tak traktować?
– Badań prenatalnych nie możemy utożsamiać z kierunkiem proaborcyjnym. Jeżeli w
badaniu USG zostanie stwierdzona wada serca, a badanie płynu owodniowego
potwierdzi trisomię 21. pary chromosomów, to po tym badaniu można podejść do
problemu na różne sposoby. Pierwszy, prawdziwie medyczny, polega na tym, że tę
informację wykorzystujemy, żeby odpowiednio się przygotować, podjąć leczenie,
nawet jeszcze przed urodzeniem dziecka. A drugi kierunek polega na tym, że
traktujemy to jako "duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego
uszkodzenia płodu", które "uprawnia" do przerwania ciąży. Mam wrażenie, że ten
drugi kierunek jest znacznie silniejszy. Jeszcze profesor Jérôme Lejeune
[odkrywca trisomii 21. pary chromosomów odpowiedzialnej za zespół Downa – red.]
traktował zespół Downa jako chorobę, dla której trzeba szukać leczenia, a nie
jako problem do zlikwidowania. Lejeune patrzył na zespół Downa jak na cukrzycę.
Było to spojrzenie wielkiego lekarza, którego powołanie polega na niesieniu
pomocy chorym. Stało się jednak zupełnie inaczej, niż tego pragnął profesor.
Odkrycie trisomii 21. pary chromosomów otworzyło drogę do tego, żeby te dzieci
się nie rodziły.

Z tego wynika, że akceptacja dla aborcji (i eutanazji) zagraża rozwojowi
medycyny jako takiej.

– Zgadzam się z tym. Uważam, że nurt eugeniczny, który nie zniknął w genetyce,
jest bardzo dużym zagrożeniem dla medycyny. Nie jest on tak silny jak 40-50 lat
temu, ale jest obecny. Ubolewam nad tym, że eugenika wciąż się rozwija. Nie
widzę na to w tej chwili żadnego remedium, gdyż eugenika wydaje się bardzo
praktycznym "rozwiązaniem" problemów, które z medycznego i badawczego punktu
widzenia są bardzo trudne. W ujęciu utylitarystycznym nigdy badania podstawowe
nie będą alternatywą dla nurtu eugenicznego. Eugenika stosowana w postaci
aborcji daje w tym ujęciu efekt "zlikwidowania problemu". Społeczeństwo zostaje
niejako "zwolnione" z kosztów rehabilitacji tych dzieci, opieki nad nimi i tak
dalej, co kosztuje nieprawdopodobnie dużo. Ale w moim przekonaniu nurt
eugeniczny nie ma nic wspólnego z prawdziwą medycyną. Jakikolwiek trudny, czy
nawet bardzo trudny, problem medyczny domaga się badań podstawowych. Boleję nad
tym, że w demokratycznym kraju, gdzie rodzice dzieci z zespołem Downa są
podatnikami, nie mają oni wpływu na dystrybucję środków na badania nad chorobą
ich dzieci. Za pieniądze przeznaczane na diagnostykę trisomii 21. pary
chromosomów można wybudować instytut naukowo-badawczy, który zająłby się
badaniami nad etiologią i patogenezą tego schorzenia. Dlaczego tak się nie
dzieje? Zdaje się, że stoją za tym określeni ludzie. Zwróćmy uwagę, że
organizacja nurtu proaborcyjnego to także spore pieniądze.

Podobne badania nad zespołem Downa można by prowadzić w Polsce?
– To byłoby fantastyczne, gdyby tego typu badania były podejmowane w Polsce, bo
to zupełnie zmieniłoby perspektywę, z jakiej spojrzelibyśmy na zespół Downa. Ale
w tej chwili nic mi o tym nie wiadomo. W USA dr Costa spowodował, że niektóre
koncerny farmaceutyczne zaczęły się interesować jego badaniami w nadziei na
zyski z przyszłej sprzedaży leku. To oznacza, że w wielu kręgach ta choroba
przestała być już uznawana za nieuleczalną. Nie inwestuje się przecież środków w
przedsięwzięcia, które nie rokują nawet małego sukcesu. Współpraca na styku
biznes – badania podstawowe świadczy o tym, że są realne szanse powodzenia.
Powinnością lekarza jest ciągły rozwój działań stanowiących alternatywę dla
eugeniki, medycyna to przecież wielki bunt przeciwko eugenice.
 

Dziękuję za rozmowę.

Z prof. Andrzejem Kochańskim, lekarzem
genetykiem z Uniwersytetu Kardynała Stefana
Wyszyńskiego oraz Instytutu Medycyny Doświadczalnej
i Klinicznej Polskiej Akademii Nauk,

rozmawia Piotr Falkowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl