Euro 2016. Dobra gra na otwarcie; im dalej, tym trudniej
Reprezentacja Polski wygrała swój pierwszy mecz w historii występów na mistrzostwach Europy. Choć nasi zawodnicy długo bili głową w mur, to w końcu udało im się go przebić, a my możemy wreszcie cieszyć się z trzech punktów na otwarcie wielkiej piłkarskiej imprezy. Dalej może być już jednak tylko trudniej.
Dla wielu kibiców wygrana w meczu otwarcia reprezentacji Polski na imprezie rangi mistrzowskiej to coś, czego jeszcze nigdy nie zasmakowali. Ci starsi z utęsknieniem czekają na to, aż powtórzymy sukces z 1982 roku albo chociaż zbliżymy się do tamtego wyniku. Zwycięstwo z Irlandią Północną apetyty z pewnością rozbudziło.
I nic dziwnego, bo na boisku istniała tylko jedna drużyna. Zdarza się, że statystyki nie odzwierciedlają tego, co działo się na murawie. W tym wypadku mówią jednak dobitnie o tym, jaką przewagę miała nasza drużyna. Rywale nie oddali ani jednego celnego strzału przez cały mecz. Większe zagrożenie stworzyli zaledwie raz. W końcówce punkty mógł odebrać nam Kyle Lafferty, ale dobrze zachował się Wojciech Szczęsny.
Mimo wszystko, długo biliśmy głową w mur i nie mogliśmy znaleźć sposobu na defensywnie ustawionych przez Michaela O’Neilla rywali. Kamień z serca spadł po golu Arkadiusz Milika. Zawodnik, którego wielu jeszcze przed przerwą najchętniej wygoniłoby na ławkę, po wielu próbach w końcu oddał jeden celny strzał i nagle został bohaterem.
Ale na uwagę – z pewnością nie mniejszą – zasługują też inni. Bartosz Kapustka w niesamowity sposób przedstawił się piłkarskiej Europie, a zachwytów nad jego postawą nie ma końca. Nic dziwnego, nieźle sobie na to zapracował. Na początku wydawało się, że trochę boi się pójść na przebój i zaryzykować, ale szybko nabrał pewności siebie i pchał ten wózek do przodu. Z tyłu profesor Kamil Glik, przed nim kapitalny Grzegorz Krychowiak, aktywni boczni obrońcy i skrzydłowi. I tylko „Lewy” jakiś taki mało widoczny…
Na szczęście tylko na pozór, bo nasz kapitan wykonał tytaniczną pracę. Może nie strzelił gola, nie asystował, ani nie oczarował wszystkich swoją grą, ale zagrał dla drużyny. Widać, że pierwsze miejsce w jego hierarchii zajmuje nie własne ego, a reprezentacja i jej sukces. Bycie kapitanem tego wymaga. Wymaga walki o każdy centymetr boiska, walki do końca i poświęcenia kosztem swoich prywatnych pobudek. On tę walkę zaprezentował i pokazał, że jest liderem z krwi i kości. Jeśli zarazi – a właściwie już to raczej zrobił – swoją ambicją i chęcią odniesienia drużynowego sukcesu innych, to Euro będzie dla nas piękne.
Teraz, przed ekipą Adama Nawałki, trudniejsze zadanie. Po obowiązkowym zwycięstwie z Irlandią Północną, zmierzymy się z mistrzami świata. Niemców, co prawda, zdołaliśmy nie tak dawno pokonać, ale to drużyna o nieprzeciętnych umiejętnościach, która niezależnie od okoliczności mierzy tylko w zwycięstwo.
Dobrą formę w pierwszym meczu, mimo porażki, zaprezentowała Ukraina. Nasi wschodni sąsiedzi momentami pokazywali pazur, ale zabrakło im trochę szczęścia, być może większego opanowania pod bramką rywali.
Kolejne mecze nie będą już wyglądały tak, jak ten z Irlandią Północną. Bez dwóch zdań, będzie trudniej. Nawałka pokazał jednak już niejednokrotnie, że niemożliwe nie istnieje.
Sport.RIRM