Myśląc Ojczyzna


Pobierz

Pobierz

Przyczyny demograficznej zapaści

Szanowni Państwo!

Od pewnego czasu pojawiają się – również w niezależnych mediach głównego nurtu – alarmujące informacje o załamaniu demograficznym. Rzeczywiście są powody do niepokoju, bo chociaż – jeśli oczywiście nie uwzględniać emigracji –  na przestrzeni ostatnich 24 lat liczba Polaków nie zmieniła się w jakiś istotny sposób i oscyluje wokół 38 milionów – to odsetek dzieci i młodzieży w populacji spadł poniżej 10 procent i nadal spada. To znaczy, że nasz naród będzie się zwijał, a nie rozwijał. Może to potrwać dziesiątki, a nawet i sto lat – ale wejście na równię pochyłą już się dokonało. Nawiasem mówiąc niezależne media głównego nurtu – te same, które podają te alarmujące informacje  – jednocześnie zaczynają promować sodomię i gomorię. Mamy zatem następujące możliwości: albo tymi mediami kierują kompletni durnie, albo łajdacy, albo i jedno i drugie – bo takie połączenie przecież też jest możliwe.

Niezależnie od tego warto zastanowić się nad przyczynami tego stanu rzeczy – bo przecież jakieś muszą być. Na pierwszy plan wysuwa się raport „Granice wzrostu”, przygotowany jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku dla Klubu Rzymskiego. Postulował on podjęcie działań na rzecz ograniczenia przyrostu ludności świata. Ciekawe, że inicjatorzy tego raportu milcząco uznali, że ich własne istnienie z jakichś zagadkowych przyczyn jest dla świata niezbędne – bo poświęcać się dla świetlanej przyszłości miał oczywiście kto inny. Tymczasem wiadomo przecież, że cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych, a w każdym razie takich, którzy się za niezastąpionych uważali. Więc ci mądrale uznali, że gwoli utrzymania równowagi, do 2040 roku liczba Polaków powinna zostać zredukowana do 15 milionów.

Tak się akurat złożyło, że interesy bezpieczniackich watah, które od 1944 roku aż do dnia dzisiejszego okupują nasz nieszczęśliwy kraj, okazały się zbieżne z postulatami wspomnianego raportu. W 1989 roku generał Kiszczak wraz z gronem osób zaufanych, tak zwanych „ojców założycieli III Rzeczypospolitej”, ustanowił ekonomiczny model państwa, który nazywam kapitalizmem kompradorskim. Różni się on w sposób istotny od zwyczajnego kapitalizmu. W zwyczajnym kapitalizmie o dostępie do rynku i możliwości funkcjonowania na rynku w zasadzie decydują zalety człowieka działającego: czy jest pracowity, przedsiębiorczy, pomysłowy, odważny i czy ma szczęście. Jeśli ma te zalety, to przeboruje sobie dostęp do rynku i odniesie tam sukces na miarę swoich zalet i szczęścia. W kapitalizmie kompradorskim o dostępie do rynku i możliwości działania na rynku, decyduje przynależność do sitwy, której najtwardsze jądro stanowią bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem. Na skutek zainstalowania w Polsce modelu kapitalizmu kompradorskiego, wszyscy, którzy do sitwy nie należą, są wyrzucani na obrzeża głównego nurtu gospodarki, z sektorami finansowym, paliwowym, energetycznym i tym podobnymi, które stanowią monopol sitwy. Na skutek tego narodowy potencjał gospodarczy wykorzystany jest w niewielkim stopniu, że wszystkimi konsekwencjami dla interesu narodowego i państwowego. Naród nasz zaczyna się zwijać, a na domiar złego, jego przyszłe pokolenia obciążone są narastającym długiem publicznym, przy pomocy którego Umiłowani Przywódcy podtrzymują iluzję płynności finansowej państwa.

Po trzecie – na początku lat 90-tych pojawiła się prognoza demograficzna ONZ dla „starej” Unii Europejskiej. Stwierdzała ona, że społeczeństwa państw członkowskich się starzeją i jeśli w tych warunkach Unia Europejska będzie chciała utrzymać socjal na dotychczasowym poziomie, to w ciągu najbliższych 50 lat będzie musiała sprowadzić około 100 milionów ludzi do roboty. No dobrze – ale skąd? Ludzi na świecie nie brakuje – ale jeśli Unia sprowadziłaby, dajmy na to 100 milionów muzułmanów, to nikt nie mógłby tam zmrużyć oka. 100 milionów Chińczyków – no dobrze – ale co będzie, jeśli nie tylko zdominują tubylców politycznie? W tej sytuacji najlepiej sprowadzić 100 milionów łagodnych chrześcijan  z Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ma rażących różnic kulturowych i cywilizacyjnych, więc trzeba tylko stworzyć taki mechanizm, by ci ludzie chcieli opuścić własny kraj i budować dobrobyt na obczyźnie. Temu celowi służą rozmaite programy, między innymi walka z tak zwanym „globalnym ociepleniem”, prowadząca do zmniejszenia gospodarczej konkurencyjności krajów wyznaczonych do depopulacji. Wychodzi to naprzeciw oczekiwaniom naszych bezpieczniackich okupantów, którzy też pragną rozładować potencjalne niebezpieczeństwo, jakie dla ich interesów stwarzałyby masy niezadowolonej, spostrzegawczej i odważnej młodzieży. Z ich punktu widzenia emigracja młodych ludzi jest prawdziwym darem Niebios – chociaż na wszelki wypadek sprokurowali ustawę o „bratniej pomocy”, na podstawie której obce wojska  mogą uczestniczyć w tłumieniu rozruchów na terytorium Rzeczypospolitej.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj